sobota, 2 listopada 2013

Rozdział II


         Każdy nastolatek żyje z nadzieją, że w sobotę może się wyspać, dlatego gdy usłyszałam dźwięk swojego telefonu, który nie przestawał dzwonić, mimo iż próbowałam go wyłączyć, moje ciśnienie podniosło się aż za bardzo. Domyślcie się, jakie uczucia górowały we mnie po usłyszeniu głosu ojca w słuchawce. Najwyraźniej moja osoba była pilnie potrzebna w kancelarii i bez mojej obecności świat się zawali i będę miała na sumieniu życie wszystkich ludzi. Równocześnie nie miałam ochoty na poranne kłótnie, które i tak nie wniosłyby nic ciekawego do mojego życia, tak więc zgodziłam się przyjechać i po czterdziestu minutach znalazłam się w kancelarii.

          -Jestem, po co ściągałeś mnie tu o tak wczesnej porze?

          Weszłam do gabinetu ojca bez jakiegokolwiek powitania, które jak dla mnie było jedynie zbędną przykrywką dla mojego parszywego humoru, który tego dnia towarzyszył mi od samego rana. Przeszłam przez niemal całą długość pomieszczenia i stanęłam twarzą w twarz z ojcem, który nawet nie zwrócił uwagi na mój ton, tylko spokojnie przekładał papiery z jednej kupki na drugą. Miałam wrażenie, że stara się to robić jak najwolniej, żebym musiała bezczynnie stać i przyglądać się mu jak kretynka. W międzyczasie zdążyłam się przyjrzeć nowemu umeblowaniu jego biura. Teraz było jeszcze bardziej proste, nic nie mogło odwrócić uwagi mojego staruszka od pracy. Z biurka zniknęło też stare zdjęcie, które kiedyś podarowałam mu na święta i zastąpiło je nowe. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok szczęśliwej rodziny, śmiejącej się z fotografii. Niestety nie było mi dane rozmyślanie nad tym, że kiedyś byliśmy prawdziwą rodziną.

          -Masz, to umowa. Przeczytaj, podpisz i możesz wracać.

          Odparł Zack przysuwając mi niemal pod sam nos papiery. Jego odpowiedź na moje pytanie była dla mnie tak niedorzeczna, że nie potrafiłam ukryć swojego rozbawienia, przez co po prostu wybuchłam cichym śmiechem patrząc na niego z wyraźnym niedowierzaniem.

          -Umowa? Naprawdę?

          Wydusiłam z siebie ostatkiem sił i ponownie się roześmiałam. Twarz ojca mówiła mi jednak, że jemu wcale nie jest do śmiechu, co tylko i wyłącznie sprawiało, że ja stawałam się coraz bardziej rozbawiona. Godząc się na ten cholerny układ nie spodziewałam się, że ktokolwiek może do niego podejść w taki sposób, aby z tego powodu pospisywać prawną umowę, przecież to śmieszne.

          -Vera to nie są żarty, to poważna sprawa.

          Surowy głos Zacharego zabrzmiał w moich uszach, a ja robiąc skwaszoną minę chwyciłam w dłoń ów papiery i z cichym westchnieniem opadłam na pobliskie krzesło, które stało naprzeciw biurka, przy którym zwykle siedział mój ojciec. Nie odezwałam się już. Teraz z uwagą śledziłam kolejne linijki tekstu, a moje źrenice z każdym przeczytanym słowem rozszerzały się coraz bardziej. Ta umowa była dla mnie istną głupotą, z resztą cały ten ustawiany związek nią był, jednak wyglądało na to, że wszyscy oprócz mnie traktują tą sprawę naprawdę poważnie, co wprowadzało mnie w lekką frustrację.

          Po kilku minutach ciszy udało mi się w końcu uporać z całą umową i przestudiowałam ją od deski do deski. Teraz wiedziałam już, jak naprawdę ma wyglądać moja rola w całym tym popieprzonym przedstawieniu i wcale nie byłam nią zachwycona. Wyglądało na to, że w moim życiu miało zajść o wiele więcej zmian niż bym sobie tego życzyła. Miałam spędzić w fikcyjnym związku z Zaynem Mailkiem dokładnie siedem miesięcy i jedenaście dni licząc od oficjalnego ujawnienia naszego związku. Podpisując umowę zobowiązywałam się do częstego spędzania czasu z moim udawanym chłopakiem, pokazywania się z nim w różnych publicznych miejscach, okazywaniu sobie uczuć wśród ludzi, którzy skłonni byli w jakikolwiek sposób rozgłosić nasze wyimaginowane uczucie i robienie absolutnie wszystkiego innego, co tylko mogłoby pomóc w przekonaniu ludzi o tym, że rzeczywiście jesteśmy szczęśliwie zakochaną parą. Byłam przerażona, jednak wycofanie się w tym momencie nie wchodziło w grę. Trzymając w dłoni długopis i wykonując nim staranne ruchy na kartce próbowałam wciąż podbudowywać się myślą o wymarzonych studiach, na które dzięki temu wszystkiemu będę mogła się wybrać. Wspomnienie o London Dance Academy było jednak zdecydowanie zbyt silne, abym zapomniała o tym, jak bardzo się pogrążam. Wyglądało na to, że kilka moich najbliższych miesięcy nie będzie należało do najlepszych, a co najgorsze- to ja sama wydałam na siebie ten paskudny wyrok. Klamka zapadła, a ja złożyłam podpis na ostatniej kartce i czym prędzej odsunęłam od siebie papiery, niczym na wypadek, gdybym jeszcze zmieniła zdanie i w szaleńczym amoku zrobiła z nich konfetti. "To dobra decyzja"- przekonywałam siebie w myślach, choć tak naprawdę sama zupełnie w to nie wierzyłam. Fatalnie czułam się z myślą, że właśnie rujnuję swoje życie, dlatego zapragnęłam jak najszybciej opuścić firmę ojca i znaleźć się w jakimś bardziej przyjaznym dla siebie otoczeniu. Musiałam spotkać się z Eveline, ona była jedyną osobą, a zarazem moja najlepszą przyjaciółką, która w tym momencie była w stanie poprawić mi humor. Nie zwlekając ani sekundy dłużej podniosłam się z miejsca i posyłając przelotne spojrzenie ojcu, który właśnie przeglądał podpisaną umowę, ruszyłam ku wyjściu. Nim zdążyłam jednak do nich dotrzeć, te otworzyły się z impetem, a moim oczom ukazała się uśmiechnięta twarz Marcusa. Jego obecność tu nieco mnie zdziwiła, jednak po chwili przypomniałam sobie, że przecież całkiem niedawno rozpoczął staż w kancelarii i pewnie miał dziś coś do zrobienia. Zmierzyłam go nieco chłodnym spojrzeniem dając mu tym wyraźnie do zrozumienia, że jego wczorajsze nie stawienie się na parkingu naprawdę mnie rozzłościło. Chłopak milczał przez moment, a ja obojętnym wzrokiem przyglądałam się jego atletycznej sylwetce. Wysoki, dobrze, lecz nieprzesadnie zbudowany o nieprzeciętnych rysach twarzy. Był przystojny i to cholernie. Dosłownie boski Adonis uwięziony w ciele śmiertelnika. To wszystko jednak wcale nie sprawiało, że miękły mi nogi. Taką moc miał jedynie niepowtarzalny uśmiech, którym właśnie mnie obdarzył. Rozciągnięty szereg równych zębów sprawiał, że w jego kształtnych policzkach pojawiały się niewielkie, urocze dołeczki, które rozczulały mnie za każdym razem, kiedy chciał tego ich właściciel. Tak było i tym razem. Widząc uśmiech Marcusa, który bez wątpienia uważałam za wyjątkowy, odpuściłam. Lód, który na moment owładnął moje serce, kiedy Buttler mnie wystawił, stopniał wraz z nadejściem jego uśmiechu tak szybko, jak się pojawił.

          -Przepraszam kochanie, miałem do załatwienia kilka spraw..- Odezwał się w końcu skruszonym głosem przybliżając powoli swoją twarz ku mojej, aby zaraz potem złożyć na moich ustach krótki pocałunek, przed którym notabene wcale się nie broniłam. Westchnęłam cicho i miałam już się odezwać, kiedy gdzieś za plecami usłyszałam głos Zacka.

          -Vera, tutaj jeszcze się nie podpisałaś.

          Zamarłam w bezruchu przyglądając się uważnie twarzy niczego nieświadomego Marcusa, na którego ustach wciąż widniał szeroki, perlisty uśmiech. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że nawet przez moment od podjęcia decyzji nie pomyślałam o Buttlerze. Zachowałam się nadzwyczaj egoistycznie, co było zupełnie do mnie nie podobne. Powinnam była skonsultować z nim cały ten pomysł za nim się na to zgodziłam. W końcu byliśmy parą, niekoniecznie musiało mu się podobać to, że przez najbliższych kilka miesięcy nasze kontakty będą musiały ograniczyć się do całkowitego minimum, aby jakkolwiek nie wzbudzać podejrzeń, iż mój "nowy" związek, to jedno wielkie kłamstwo.

         -Co to? Czego zapomniałaś podpisać?

          Spytał pogodnym głosem, a ja poczułam ściskający ból w okolicach serca. Brunet był jaki był. Często mnie denerwował i zawodził, a do tego zachowywał się jak istny egocentryk, a mimo to wiedziałam, że tym razem nie mogę w taki sposób usprawiedliwiać swojego postępowania. Przesadziłam. Moje zagranie było nie fair, a teraz przyszło mi zmierzyć się z jego konsekwencjami.

          -No co ty Vera, nie powiedziałaś mu?

          Ojciec spytał mnie o to w taki sposób, jak gdyby chodziło o największą błahostkę tego dnia, co spowodowało, że przerażenie, które towarzyszyło mi dosłownie kilka sekund temu, teraz zamieniło się w ogromne zdenerwowanie. Nie mam pojęcia, czy Zack robi to specjalnie, ale jego zachowanie co najmniej utwierdzało mnie w tym fatalnym przekonaniu. Dobrze wiedział, że nie miałam kiedy powiedzieć o tym Marcusowi. Poza tym ton głosu, którym się posługiwał był tak pogodny, że naprawdę zaczynałam wierzyć, że chce mi zrobić po prostu na złość i po raz kolejny uprzykrzyć życie. Odwróciłam się gwałtownie i zmierzyłam swojego ukochanego tatusia uważnym spojrzeniem. Jestem pewna, że moje oczy wyglądały co najmniej tak, jakby zaraz miały zacząć ciskać piorunami w jego stronę.

          -Czekałam na odpowiedni moment, ale najwyraźniej mnie uprzedziłeś. rzuciłam ostro, po czym szybkim krokiem podeszłam do biurka ojca, aby jak najszybciej złożyć brakujący podpis.

         Odsunęłam się od tego miejsca, jakby z nadzieją, że dzięki temu umowa zniknie i nikt nie poruszy jej tematu. Chciałam wyjść z tego pomieszczenia, czułam się, jakby ktoś wciągał mnie pod wodę i robił to z ogromną satysfakcją. Spoglądałam na twarz Marcusa, a w jego oczach widziałam tylko zdezorientowanie. Na usta cisnęło mu się pewnie wiele pytań, jednak nie miał zamiaru się teraz odezwać. Czekał na odpowiedni moment.

          -Och, tak przy okazji: jako że Vera zgodziła się udawać dziewczynę międzynarodowej gwiazdy, aby w zamian pójść na studia taneczne, ty również musisz podpisać umowę o zachowaniu milczenia.

          Zapadła krótka chwila ciszy, którą przerywały jedynie ciche odgłosy przerzucanych kartek, które przeglądał Zachary. Otwarłam usta z niedowierzania. Może już sam fakt, że wyręczył mnie w powiedzeniu o tym wszystkim Marcusowi i zrobił to w najgorszy możliwy sposób, by mnie nie zdziwił, jednak to, że zrobił to z taką łatwością, a do tego satysfakcją w głosie potwierdziło moje zdanie, że moje życie to dla niego jedna wielka rozrywka. Cieszyło go, że może wykopać pode mną dołek, aby potem z rozbawieniem przyglądać się, jak próbuję to przeskoczyć. Nie potrafiłam teraz znaleźć odpowiednich słów, którymi mogłabym udobruchać jakoś mojego chłopaka, przynajmniej na chwilę.

          -Jeżeli to ma pomóc jej spełnić marzenia, to nie mam nic przeciwko.

          Usłyszałam głos chłopaka i wiedziałam, że jego słowa nie są do końca szczere. Wyraźnie można było w nich wyczuć niezadowolenie, a do tego powiedział to z takim przekąsem, że jedynie ktoś tak ograniczony uczuciowo, jak mój ojciec, mógł tego nie wyczuć. Prędzej, czy później będę musiała porozmawiać z Butlerem i wyjaśnić mu całą tą niecodzienną sytuację, a co najważniejsze w jakiś sposób przekonać go, że w gruncie rzeczy mój udawany związek to nic złego, i że z jego powodu naprawdę nic się między nami nie zmieni, choć już wtedy dobrze wiedziałam, że te słowa będą wierutnym kłamstwem.

          -A teraz możecie opuścić mój gabinet, dorośli mają dużo pracy do zrobienia.

          Miałam ochotę udusić go gołymi rękoma, jednak pohamowałam swój napad agresji i szybkim krokiem opuściłam gabinet i niemal pędem rzuciłam się w stronę windy. Trwało to zaledwie kilka sekund, dlatego nie była nawet w stanie zarejestrować momentu, w którym Marcus znalazł się u mojego boku. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować poczułam palce, które zakleszczają mój nadgarstek w silnym, sprawiającym mi autentyczny ból uścisku. Kompletnie zbita z pantałyku znieruchomiałam, a każda moja kończyna zesztywniała, jak gdyby temperatura w jednej chwili spadła do minus pięćdziesięciu. Wyraźnie skołowana spojrzałam na twarz chłopaka, która teraz obmyta była głębokim zdenerwowaniem i nutką odrazy, która mnie autentycznie zabolała.

          Przybliżył twarz bardzo blisko mojej tak, że teraz czułam na policzku jego ciepły spokojny oddech, a zaraz potem wysyczał prosto do mojego ucha:

          -To jeszcze nie koniec - jego słowa ociekały jadem, a ja naprawdę zaczęłam się go bać.

          Marcus zawsze był dość wybuchową osobą, często pokazywał mi, że to on rządzi, lubił mieć nad wszystkim kontrolę, jednak nigdy nie zniżył się do takiego zachowania. Przecież nie byłam jego własnością, a do tego nigdy w życiu nie powinien się tak do mnie zwracać. Niestety moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa i nie potrafiłam nic zrobić. Stałam tylko i wpatrywałam się w niego przerażona. Gdy w końcu puścił mój nadgarstek, czułam się wolna.

          -To do zobaczenia.

          Powiedział, jakby scena z przed kilku sekund w ogóle się nie wydarzyła i pocałował mnie w policzek. Miałam mętlik w głowie i nie rozumiałam, co się dzieje. Czym prędzej wsiadłam do windy i zjechałam na parter. Wciąż oszołomiona wyszłam na ulicę nie potrafiąc skupić swojego wzroku na niczym konkretnym. Chłodny podmuch wiatru spowił moją twarz powodując, że moje rozszalałe włosy owinęły się gdzieś wokół szyi, a szalik, który niedbale na nią zarzuciłam, spadł na ziemię. Błądziłam spojrzeniem między ludźmi, którzy w pośpiechu przedzierali się przez Harley Street, aż w końcu jeden z nich potrącił mnie przechodząc obok, a zarazem wybudzając mnie z tego otępiającego transu. Pokręciłam delikatnie głową, po czym automatycznie skierowałam się w stronę metra.

          Na przeróżne sposoby próbowałam odciągnąć swoje ponure myśli od wydarzeń, które miały miejsce kilka minut temu, jednak nic nie było w stanie zaślepić mnie na tyle, abym przestała to rozpamiętywać choć na moment. Nie pomogło pisanie smsów, granie na telefonie, przyglądanie się ludziom, a nawet czytanie artykułów w gazecie, którą znalazłam pod siedzeniem. Nic, kompletnie nic nie było w stanie odwieść mnie od wspomnienia rozwścieczonej twarzy Marcusa, bolesnym uścisku, a także od słów, które wzbudziły we mnie strach. Na samą myśl o tym na moim ciele automatycznie pojawiała się nieprzyjemna gęsia skórka, której nijak nie mogłam się pozbyć. Przez mój umysł przeszła myśl, która od czasu do czasu pojawiała się tam, gdy między mną a moim chłopakiem odgrywały się takie sceny: może nie powinniśmy już być razem. Tak szybko, jak się te słowa uformowały w mojej głowie, tak szybko też je wywiało. W jednej chwili poczułam się cholernie samotna. Tu, w tym zatłoczonym brudnym metrze, do którego przez nadmiar ludzi o mało co się nie zmieściłam. Potrzebowałam bliskości drugiej osoby, tej mentalnej, nie fizycznej, na którą niestety w tamtym momencie nie bardzo mogłam narzekać ze względu na otyłego mężczyznę, którego ogromny brzuch znajdował się zdecydowanie za blisko mojej twarzy, przez co zaczynałam odnosić wrażenie, że za moment się nim o nią otrze. Moja wściekłość w tym momencie przechodziła wszlekie normy, dlatego też aby uniknąć totalnej katastrofy i wszczęcia awantury w metrze szybko podniosłam się ze swojego miejsca i wysiadłam stację bliżej niż powinnam. Niestety miałam przez to do przejścia kilka ładnych ulic, ale zdecodowanie wolałam to niż brzuch jakiegoś faceta na swojej twarzy. Droga do domu przyjaciółki tak, czy inaczej zajęła mi dużo mniej czasu niż się tego spodziewałam i nim się obejrzałam stałam już przed jej domem czekając aż mi otworzy.

          -Vera? Coś się stało? Wyglądasz fatalnie- powiedziała na powitanie uchylając drzwi tak szeroko, że bez trudu wślizgnęłam się do ciepłego pomieszczenia.

          Eveline była moją najwierniejszą przyjaciółką odkąd skończyłyśmy pięć lat, znała mnie na wylot, co w takich momentach, jak ten szczególnie się objawiało. Mogłam na nią liczyć bez względu na porę dnia, pogodę, sprawę, w gruncie rzeczy bez względu na wszystko. Była moim aniołem stróżem, który w trudnych sytuacjach podnosił mnie z porażki, dawał motywującego kopa w tyłek, czy pomagał w podjęciu trudnych decyzji. Byłam przy mnie za każdym razem, kiedy tego potrzebowałam i nie tylko. Byłyśmy kompletnie nierozłączne od momentu, kiedy nasze matki zaprowadziły nas na zajęcia z baletu po raz pierwszy. Od tamtego czasu wiele się zmieniło- od śmierci mojej mamy minęły cztery lata, byłyśmy już prawie dorosłe, a do tego żadna z nas nie chciała już zostać baletnicą tak, jak miało to miejsce kiedyś. Teraz obie kończyłyśmy jedno z prywatnych liceum w Londynie i stawałyśmy przed wyborem uczelni, na której miałyśmy studiować. Rzeczą oczywistą był fakt, że od zawsze pragnęłyśmy iść na nie razem, jednak chcieć, to naprawdę nie znaczy móc. Ja od dziecka marzyłam o studiach tanecznych, od początku wiedziałam, że swoją przyszłość w poważny sposób chcę związać z tańcem i mimo upływu lat wciąż trzymałam się tego marzenia. Natomiast Eve wciąż zmieniała zdanie. Wymyślała najprzeróżniejsze kierunki, a których by się widziała, począwszy od medycyny, przez historię, a kończąc na japonistyce, którą aktualnie nadal była bardzo zainteresowana. Tak, czy inaczej nie było szans na to, aby Eveline kiedykolwiek zapragnęła również iść na studia taneczne, dlatego też prawdopodobieństwo tego, że uda nam się razem studiować spadało niemal do zera.

          -Dzięki, ciebie też miło widzieć..- odparłam nieco ostrzej niż planowałam, dlatego czym prędzej zerknęłam na twarz przyjaciółki posyłając jej porozumiewawcze spojrzenie. Znała mnie na tyle, że nie musiałam przepraszać jej za swoje zachowanie, bowiem dobrze wiedziała, że jest ono spowodowane czymś poważnym, co w pewnym sensie mogło je usprawiedliwić.

          Ściągnęłam buty z nóg i bez czekania na zaproszenie ruszyłam w stronę pokoju blondynki. W posiadłości państwa Berry gościłam na tyle często, że byłam tu traktowana niczym członek rodziny, co powodowało, że chwilami czułam się tu o niebo lepiej niż we własnym domu. Wiedziałam, że Eveline jest sama, bo przecież jej rodzice wyjechali na weekend do Bristolu, a ich przykładna córka oznajmiła mi to, dzwoniąc i zapraszając na wypasioną domówkę, zaraz po tym kiedy tylko przekroczyli próg. Jako że była sobota, impreza miała się odbyć właśnie tego dnia i choć wcześniej podchodziłam do niej z dużym dystansem, to wtedy pomyślałam, że przyda mi się jakiś moment wytchnienia i że może dzięki temu odprężę się nieco i zapomnę o problemach z chłopakiem, ojcem i cholerną umową, która już zaczęła być dla mnie ogromnym problemem. Najpierw jednak musiałam o tym wszystkim opowiedzieć przyjaciółce i chociaż w pewnej części zrzucić na nią ten ciężar.

          Przedstawiłam Eve całą sytuację, opisałam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, a ona nie przerwała mi ani razu. Chwilami kręciła jedynie nieznacznie głową z wyraźną dezaprobatą i choć widziałam, że chce coś powiedzieć, to dzielnie ze sobą walczyła i dała mi spokojnie dokończyć. Jestem pewna, że wiele dość ordynarnych słów cisło jej się na usta, kiedy opowiadałam o zachowaniu Marcusa, szczególnie, że Ev nigdy nie była fanką naszego związku i uważała chłopaka za niewartego mojej uwagi fałszywego pajaca, który tylko mnie wykorzystuje. Niestety chwilami naprawdę musiałam przyznać jej rację, jednak tym razem potrzebowałam obiektywnej opinii, a nie pełnego nienawiści wywodu o tym, że już dawno powinnam była z nim zerwać. Na szczęście Berry nie miała w zwyczaju mnie zawodzić i bez problemu odczytała zamiary, z którymi tutaj przyszłam. Przez krótką chwilę milczała, jak gdyby zastanawiała się w jaki sposób odpowiednio dobrać słowa, aż w końcu zaczęła mi swój monolog. Eveline Berry zwykle była dość zwariowaną i porywczą osobą. Potrafiła poprawić mi swoimi głupimi odzywkami najbardziej parszywy humor, ale pod warstwą nieodpowiedzialnej i chwilami infantylnej nastolatki skrywała się naprawdę mądra i wyrozumiała młoda kobieta, która potrafiła wpasować się do sytuacji i pomóc mi, jak najbardziej tylko mogła. Kochałam ją za to jaka była i nie zamieniłabym ją na jakąkolwiek inną przyjaciółkę, ona była najlepszą z możliwych.

          Nie minęły dwie godziny, a my obie stałyśmy w kuchni przygotowując sobie jedzenie i śmiejąc się donośnie. Tak właśnie działała na mnie panna Berry- wszystkie smutki i zmartwienia odchodziły gdzieś na dalszy plan, jeśli tylko ona była obok. Co prawda nie potrafiła niczym przy machnięciu magicznej różdżki rozwiązywać wszystkich moich problemów, ale bez wątpienia bardzo pomagała mi się z nimi uporać. Dzięki jej radom wiedziałam, co powinnam była zrobić i jak poradzić sobie z wszystkimi przeciwnościami losu. Nie zgadzałyśmy się jedynie w kwestii mojego związku z Buttlerem. Ona przekonana była o tym, że powinnam była zostawić go daleko za sobą i w końcu z nim zerwać, ja jednak uznałam, że każdemu należy się druga szansa i że nim podejmę jakąkolwiek decyzję, porozmawiam z nim i dam mu się porządnie wytłumaczyć. Tak też się stało. Marcus przeprosił mnie za swoje zachowanie już następnego dnia. Wyjaśnił, że cała ta sytuacja go przerosła i że coś takiego nigdy więcej się nie powtórzy. Z początku nie do końca wierzyłam w jego słowa, jednak w końcu się złamałam i odpuściłam mu. Właściwie do teraz nie jestem pewna, czy postąpiłam właściwie, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, że mogłabym zrobić inaczej. Byłam z Marcusem zbyt długo, aby tak po prostu przekreślić to wszystko, co było między nami. Do tego pozostawała kwestia tego, że Zack naprawdę lubił tego chłopaka i czasem wydawało mi się, że mój związek z nim to jedyna sprawa dotycząca mojego życia, z której ojciec był zadowolony. Nie mogłam tak łatwo sobie tego odmówić.

***

          Od podpisania umowy nie minął nawet tydzień, kiedy Zachary oświadczył, że zostałam zaproszona do siedziby Modestu w piątek na godzinę szesnastą. Sama myśl na temat tego spotkania sprawiała, że czułam potwornie niekomfortowy uścisk w okolicach żołądka. Chciałam wypaść w jak najlepszym świetle, dlatego już około piętnastej siedziałam posłusznie w taksówce, która miała zawieźć mnie pod wskazany adres. Siedziba znajdowała się gdzieś na obrzeżach Londynu, dlatego droga tam trwała zdecydowanie za długo jak na mój gust, a wszystko przez to, że kompletnie nie potrafiłam usiedzieć spokojnie. Wciąż przewracałam w dłoni niewielką, wyświechtaną już karteczkę, na której widniał dokładny adres budynku. Dłonie mi się pociły przez co atrament na papierze rozmywał się coraz bardziej. W gruncie rzeczy wcale już go nie potrzebowałam, ponieważ podczas drogi zdążyłam się go nauczyć na pamięć, mimo to trzymając ten mały świstek w ręce czułam się chociaż odrobinę pewniej. Wysiadając z samochodu po raz ostatni spojrzałam na kartkę, aby upewnić się, na którym piętrze i w którym pokoju ma odbyć się spotkanie, po czym cisnęłam ją do pobliskiego śmietnika. Cholernie się stresowałam, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia czego mam się spodziewać, a ta niewiedza sprawiała, że czułam się kompletnie bezradna i zagubiona. Nie chciałam się jednak spóźnić, dlatego odetchnęłam głęboko i wypuszczając powietrze z cichym świstem ruszyłam w stronę budynku. Zanim znalazłam odpowiednie drzwi z numerem 315 minęło trochę czasu, a mój oddech zdążył zdecydowanie przyspieszyć, dlatego też postanowiłam dać sobie chwilę na jego uregulowanie, zanim zapukam i wejdę do środka. Chciałam dostarczyć sobie nieco więcej tlenu, dlatego zaczęłam odplątywać długi szal, kiedy do moich uszu dotarły podniesione głosy dochodzące zza drzwi. Niemal od razu podziękowałam Bogu w duchu za to, że nie od razu zdecydowałam się wparzyć do pomieszczenia, co najwyraźniej jedynie wpakowałoby mnie w kłopoty i niezręczną sytuację. Bycie świadkiem czyjejkolwiek kłótni nie jest komfortowe, a wymiana zdań, którą zaczynałam coraz wyraźniej słyszeć, wyglądała na całkiem ostrą.

          - Modest ma jedną wspaniałą przypadłość: robią wszystko za plecami, a potem stawiają cię przed faktem dokonanym. Może w końcu nauczylibyście się, że moje życie to nie jest pieprzony serial, który przynosi wam zyski! I wprowadzanie jakiejś fałszywej dziewczyny nie zmieni nic. Kompletnie nic. Nie mam już o czym z wami rozmawiać. Miłego dnia!

          Słysząc ostatnie słowa automatycznie odsunęłam się od dębowych drzwi na bezpieczną odległość, co chwilę później okazało się być naprawdę trafnym posunięciem. W jednej chwili usłyszałam szybki krok, a zaraz potem drzwi otworzyły się z impetem, a moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany mulat. Zmierzyłam go nieco speszonym spojrzeniem, a pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę były jego ciemne, głębokie oczy, które teraz zdawały się posiadać moc ciskania piorunami. Nie miałam zamiaru tego sprawdzać, dlatego czym prędzej spuściłam wzrok wbijając go w czubki swoich nieco ubłoconych butów. Nie miałam jednak wątpliwości co do tego, że był to nie kto inny, jak mój przyszły udawany chłopak- Zayn Malik. Jego wybuchowe zachowanie sprawiło, że moje serce cholernie przyspieszyło swojego tempa, natomiast w gardle pojawiła się ogromna gula, która uniemożliwiała mi prawidłowe funkcjonowanie. Kiedy brunet przeszedł obok mnie, notabene nie zaszczycając mnie nawet krótkim spojrzeniem, poczułam chłód i bijącą od jego postaci niechęć co do mojej osoby. Nie zdążyłam mu się nawet przedstawić, a i tak wiedziałam, że on bez reszty przelał całą swoją nienawiść do Modestu i tej sytuacji na mnie, a ja nie miałam na to żadnego wpływu. Od początku znalazłam się na widocznie przegranej pozycji. Dopiero wtedy zrozumiałam jak poważna jest ta sprawa i że wcale nie będzie tak łatwo, jak mi się wydawało. Udawanie partnerki super gwiazdy wcale nie będzie dobrą zabawą, a istną męczarnią dla każdej ze stron. Napsuje mi wiele nerwów i zmusi do wielu wyrzeczeń, na które nie będę mieć ochoty. Umowa była już podpisana, więc nie miałam już żadnej możliwości, aby się z tego wycofać, choć już od dłuższego momentu rozważałam ucieczkę gdzie pieprz rośnie. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, drzwi ponownie się uchyliły i tym razem stanął w nich krępy mężczyzna w średnim wieku, którego twarz nieco przypominała karykaturową podobiznę mopsa. On na mój widok wyraźnie się ucieszył, a przynajmniej próbowała mnie co do tego przekonać, po czym zamaszystym gestem ręki zaprosił mnie do środka. Wciąż nieco skołowana usiadłam na wskazanym krześle, po czym z uwagą zaczęłam przyglądać się blondynowi, który usiadł na przeciw mnie.

          -Więc Vera, miło mi cię w końcu poznać. Jestem Gregory Mellark, ale mów mi Greg.- mężczyzna kiwnął nieznacznie głową z szerokim uśmiechem na ustach, a ja wciąż milczałam zawzięcie lustrując jego twarz. Byłam mocno zdystansowana, a wszystko to dlatego, że moje przerażenie po krótkim spotkaniu z Mailkiem zaczęło sięgać zenitu. W duchu próbowałam się jakoś uspokoić, jednak wszystkie te próby zdawały się być na marne. Na daremne ukojenia poczęłam szukać w osobie Grega, który zdawał mi się być cholernie fałszywą osobą. W gruncie rzeczy sama nie wiem czego była to wina. Czy jego mopsowatego wyrazu twarzy, czy awantury, którą podsłuchałam czekając za drzwiami.

          -Mam tu dla ciebie ankietę, czy mogłabyś ją dla mnie wypełnić?- Mellark ewidentnie odczuł, że zachowuję między nami rezerwę i swoim łagodnym głosem próbował mnie najwidoczniej przekonać do tego, że jest on przyjaźnie nastawiony i nie mam się czego obawiać. Ja jednak nie byłam tego do końca taka pewna, mimo to wzięłam od niego ankietę i długopis i moment później nachylając się nad kartką zaczęłam zaznaczać odpowiedzi. Szybko domyśliłam się tego, że ankieta ma za zadanie zebrać jak najwięcej informacji na temat mojego życia, co najprawdopodobniej miało pomóc pracownikom Modestu do odpowiedniego przygotowania mnie i Zayna do odegrania naszych ról. Niektóre pytania były jednak tak niedorzeczne, że nie mogłam powstrzymać cichego prychnięcia, które mimowolnie wydobywało się z moich ust za każdym razem, kiedy czytałam coś głupiego. Cała ankieta zawarta była w ponad dziesięciu stronach, dlatego staranne jej wypełnienie zajęło mi dość sporo czasu. Nikt mnie jednak nie poganiał. Greg siedział cicho i w spokoju przeglądał jakieś papiery, natomiast jego asystentka, a którą zwróciłam uwagę dużo później, notowała coś siedząc na jednej z sof w kącie.

          -Skończyłam, proszę bardzo.- odezwałam się po raz pierwszy odkąd przekroczyłam próg tego pomieszczenia, przez co mój głos wydał mi się dziwnie obcy. Odchrząknęłam więc znacząco, po czym wyczekująco zerknęłam w stronę mężczyzny.

          -Świetnie! Tutaj są materiały, z którymi dobrze by było, gdybyś się zapoznała przed kolejnym spotkaniem. Nie musisz ich się uczyć na pamięć, po prostu przeczytaj to kilka razy.- tym razem podał mi plik kartek, które jak się moment później okazało były niczym innym, jak po prostu tą samą ankietą, jednak tym razem wypełnioną przez mulata.

          -A i jeszcze coś.. Mamy dla ciebie prezent, proszę. Było by wspaniale, gdybyś założyła to teraz i w tym wróciła do domu - mówiąc to podał mi plastikową torbę, w której jak się okazało znajdowała się czarna kurtka.

          Moje zdziwienie było tak silne, że niemal czułam, jak źrenice moich oczu się powiększają. Kompletnie nie mogłam zrozumieć dlaczego mężczyzna dał mi tą kurtkę, a do tego poprosił o jej założenie. Nie chciałam jednak wyjść na źle doinformowaną, dlatego też bez zbędnego protestowania założyłam ją. Była na mnie nieco za duża, co jeszcze bardziej zbiło mnie z tropu. Podniosłam nieco do góry ręce i podwinęłam rękawy, po czym swój niezadowolony wzrok przeniosłam na Grega.

          -Kiedyś to zrozumiesz. Możesz już zmykać, do zobaczenia na następnym spotkaniu!- blondyn wstał z swojego miejsca i jakby chcąc przyspieszyć moje wyjście podał mi moją torbę, po czym ochoczo zaprowadził mnie do drzwi, gdzie po raz kolejny posłał mi szeroki, lekko sztuczny uśmiech. Kiedy drzwi się za mną zatrzasnęły, a ja zostałam sama, zrozumiałam, że od tego momentu moje życie już nigdy więcej nie będzie takie samo.







Cześć misie!
Na początek chciałabym Was cholernie przeprosić za to, że przez tak długi czas nie pojawiło się nic nowego, ale przyznam się bez bicia, że miałam ogromny problem z napisaniem tego rozdziału. Jakaś pieprzona blokada się we mnie załączyła i nijak nie mogłam sobie z nią poradzić. Na szczęście mam już to za sobą, a odcinek w końcu się pojawił. :) Wiem, że nie jest za dobry, właściwie mnie kompletnie się nie podoba, jednak nie byłam w stanie wykrzesać z siebie czegokolwiek innego. Kolejny rozdział będzie lepszy, zapewniam Was, bo sama mam ochotę już go pisać. Dziękuję za wszystkie komentarze i zachęcam do pozostawienia opinii i tym razem. :)
+ Joyster dziękuję, love Cię na zawsze.
Pozdrawiam i do napisania! <3
Stabiliser
@vespeerr

22 komentarze:

  1. aww ♥ rozkręca się :) ciekaw jak im się ułoży współpraca XD
    czekam na następny *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny rozdział :) Zazwyczaj nie lubię, jak są takie długie opisy miejsc czy przeżyć, ale zaintrygowałaś mnie i z chęcią czytam twojego bloga. Czekam na nexta ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Co ty chrzanisz, że to nie jest dobry tydzień na pisanie. Jest dobrze.

    Zayn zawsze kojarzył mi się z miłym, artystycznym chłopcem, a tutaj taka burza hormonów, w dodatku ciskająca piorunami? No, nie mogłaś mnie bardziej zaskoczyć!

    Dużo papierkowej roboty w tym rozdziale, co mnie przygnębia, bo przypomina mi o stosie podręczników, które piętrzą się przy moim łóżku i nic nie pomaga zakrywanie ich kapą.

    Ale, ale. Wracając do opowiadania, to mam mieszane uczucia co do Very. Rozumiem wszystkie ograniczające ją sprawy: Brata, chęć dostania się na studia, chłopaka... Ale nie jestem zwolenniczką tak szybkiego poddawania się. Ale różne są charaktery bohaterów. I to właśnie różnorodność sprawia, że nadal chce się czytać, przeżywać historie i je chłonąć.

    Rozbawił mnie do łez opis metra w Londynie, bo jest TAKI adekwatny. A w dodatku grubych, śmierdzących ludzi jest wszędzie pełno. Przez ostatnie dwa tygodnie modliłam się by w końcu zrobiło się zimno, bo odór niektórych osób w krakowskim MPK mógł doprowadzić do szaleństwa.

    Ciekawe jak sobie nasza śliczna tancerka da radę z wmanewrowaniem Malika w ten fałszywy związek. Przecież do wypełnienia kontraktu potrzebni są oboje. Jeśli ona zawiedzie to marzenia o szkole mogła odpłynąć w siną dal...

    Pozdrawiam, ściskam i czekam na kolejną porcję emocji od Ciebie.

    M.K

    ( http://last-direction.blogspot.com/ )

    OdpowiedzUsuń
  4. Według mnie, kochana, za bardzo marudzisz. Innymi słowy: pierdzielisz farmazony. Posiadanie blokady twórczej to coś zupełnie normalnego, zresztą widzę, że całkiem nieźle z niej wybrnęłaś, na co dowód jest powyżej. Uważam, że rozdział jest bardzo udany i nie powinien być powodem Twoich narzekań.
    Wiesz co Ci powiem? Strasznie mnie ciekawi, co było w tej całej modestowej umowie xd Vera dość długo się z nią zapoznawała, musiała podpisywać w różnych miejscach, dlatego podejrzewam, że było całkiem sporo czytania. Z chęcią bym sobie zajrzała do takiego dokumentu.
    Nie mam nawet słów, by opisać złośliwość ojca głównej bohaterki. Nie dość, że zaszantażował córkę do tego, by podjęła się tak okropnego, niemoralnego zadania, to na dodatek wkopał ją przed własnym chłopakiem, pewnie jeszcze śmiejąc się w duchu do rozpuku. Chętnie strzeliłabym mu w ten chamski ryj.
    Zachowanie Marcusa zdecydowanie mnie przeraziło. W sumie przez tę całą umowę i cyrk związany z Modestem kompletnie o nim zapomniałam, a potem Vera wpadła prosto na niego. Uważam, że powinna powiedzieć mu o wszystkim jeszcze zanim cokolwiek podpisała, ale w sumie się nie dziwię, że zwlekała. I nie wiem, czy gdyby chłopak dowiedział się o tym w inny sposób, to jego reakcja byłaby inna, ponieważ sprawia wrażenie osoby o dość określonym charakterze. Mam nadzieję, że nie będzie się mścił. Podpisał umowę o milczenie, ale czy aby na pewno jej dotrzyma?
    Czekałam z niecierpliwością na pierwsze spotkanie Very i Zayna. Cóż, nie było ono zbyt miłe, mówiąc bardzo łagodne xd Coś czuję, że bycie taką udawaną dziewczyną Malika nie będzie prostym zadaniem również ze względu na jego wybuchową osobowość. Póki co mu się nie dziwię: kto by się nie wkurzył, słysząc, że na siłę wciskając go w jakiś fikcyjny związek? Nie sądzę, by to jakoś ugasiło jego ognisty temperament. Będzie się działo, już to czuję ;d
    Przepraszam Cię za tak marny, chaotyczny komentarz, ale nie potrafię dziś nic więcej z siebie wykrzesać. <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział faktycznie wyszedł długi. Co prawda czytałam fragmenty, kiedy był w budowie i wydawało mi się, że była to większość, a tu proszę jakie miłe zaskoczenie. To, co wcześniej widziałam nie jest nawet 1/3 odcinka :D Blokady są okrutne i ja teraz też na taką choruję, zatem wiem co czułaś, dagette ;__; Zapomniałam kompletnie o tej akcji z kurtką, więc jak tylko przeczytałam końcówkę rozdziału szczena mi opadła z zachwytu. Ten motyw jest zajebisty w choj, przysięgam. Wgl strasznie jaram się całym tym opowiadaniem i uważam, że to najlepszy z naszych wszystkich wszystkich serio wszystkich pomysłów! :D Ojciec Very jest tak epicko bezczelny, że momentami aż zabawny, ale też mnie irytuje to wiadomo. Ogólnie świetna postać, mogłabym nawet rzecz, że jedna z moich ulubionych, a to ze względu na to, że jest tak dobrze nakreślona. Wzbudza we mnie różne emocje i to mi się w nim podoba. Cwaniaczek :D Za to Marcus to fałszywy kutas i nie akceptuję go. Jestem Team Vera Singiel, wolałabym, żeby się rozstali, dla dobra dziewczyny, zaś z drugiej strony jak będą dalej razem to atmosfera w opowiadaniu się zagęści i będzie strasznie ciekawie (chociaż tak czy siak jest!). Eveline jest pogodna i wesoła, czuję, że to ona wprowadzi tutaj element humorystyczny. A odnośnie Zayna.. Nic dziwnego, że chłopak tak bardzo się zdenerwował. Gdyby ktoś ustawiał mi życie też chodziłabym nabuzowana i nie krępowałabym się z wyzwiskami czy okazywaniem swojej dezaprobaty i niezadowolenia. To, że Malik wydarł się na tego typa było naturalne. Poza tym już go kocham :D Nie mogę się doczekać pierwszego ich spotkania, będzie epickie!!! Btw akcja z ankietami tez jest super. Wgl wszystko jest świetne XD Czekam niecierpliwie na następny odcinek, kocham <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaaaach i jeszcze jedno, zapomniałam jak zwykle: Uwielbiam postawę Very wobec tej całej sytuacji, te jej przemyślenia są super XD

      Usuń
  6. Dość długi ten rozdział. Oczywiście to nic złego, bo uwielbiam to opowiadanie. Od początku zdobyło moją sympatię. Ojciec Very to niezły dupek, kurde. Współczuję dziewczynie. Szkoda, że dziewczyna nie miała okazji, aby samodzielnie powiedzieć Marcusowi o tej umowie. W dodatku jego okropne zachowanie, jejku. Uspokój się koleś. Co do tej umowy, to jestem ciekawa co dokładniej było w niej zawarte. Modest jak to modest, pewnie powoprowadzał dużo zakazów, nakazów i innych gówien. Teraz życie Very zdecydowanie nie będzie takie jak dawniej,. Ale czego się nie robi, żeby spełnić własne marzenia?
    No i mamy Pana Zayna Rozkapryszonego Chuja Malika. Będzie ciekawie. Jestem niezmiernie ciekawa ich pierwszej rozmowy.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny świetny rozdział, życzę dużo weny, pozdrawiam, bla bla. ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Co ty gadasz, rozdział świetny! Przede wszystkim dlatego, że wiele wyjaśnia ;) Domyślałam się, że Marcus będzie zły, ale nie do tego stopnia, mnie też nieco przeraził... A ojciec Very tak cholernie mnie wkurza, że mam ochotę mu przypier... uderzyć go! No i przede wszystkim reakcja Malika w takiej sytuacji jest w stu procentach naturalna, cieszę się, że nie przedstawiłaś Zayna jako zachwyconego całą tą sytuacją, bo to by było masakrycznie sztuczne. Ciekawa jestem, kiedy Zayn się przełamie i ulegnie urokowi Very, bo jak mniemam, na pewno to nastąpi. + bardzo dobry pomysł na chwyt z kurtką, czytając uśmiechnęłam się pod nosem :D

    Czekam na kolejny,
    Pozdrawiam
    Iw <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Marcusa bym po tym wszystkim chłodno pożegnała. Co za cham ! Takiego ojca mieć to naprawdę..Nie zazdroszczę. Kontrakt na udawany związek, który zapewne przeistoczy się w kontrakt na piękną prawdziwą miłość. Chciałabym żeby tak się stało, ale wszystko zależy od Ciebie :)
    Genialne opowiadanie. :)
    Zapraszam do siebie, ale to już zostawię w innej zakładce :)
    Całuję :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Wszystko pięknie się rozwija i jest naprawdę świetnie, a więc przepraszam za tak krótki komentarz, ale niestety nawet na napisanie takiego godnego temu opowiadaniu nie mam czasu ;(
    Życzę weny ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mogę w ogóle skumać ojca głównej bohaterki. Jest dla niej złośliwy, niemiły, kompletnie nie bierze pod uwagę jej dobra, nie liczy się z jej uczuciami, traktuje ją po prostu paskudnie. Czytając fragmenty z nim miałam wrażenie, że cały czas chce jej dokopać, zrobić na złość, tak jakby jego głównym celem były jej łzy...Nie rozumiem, jak w ogóle może w to wszystko wplątywać własną córkę, ważniejsze są dla niego pieniądze i firma niż szczęście Very. A Marcus? Na początku zrobiło mi się go żal. Vera powinna porozmawiać z nim przed podpisaniem umowy, zapytać się go co o tym myśli, wziąć pod uwagę jego uczucia, ich związek, a on nagle dowiaduje się o wszystkim zupełnie przypadkiem i to nie od niej, a od jej wrednego ojczulka. Miał prawo się wkurzyć, ale z drugiej strony zaniepokoił mnie jego początkowy spokój, a potem ta chwilowa zmiana nastroju i "To jeszcze nie koniec." Nie zabrzmiał jak oszukany, wkurwiony chłopak tylko jak jakiś psychol. Zamiast żądać wyjaśnień, rozmowy, to on po prostu odszedł. Vera jest z nim z przyzwyczajenia i to jest pewne, bo gdyby darzyła go jakimś większym uczuciem, to Marcus byłby pierwszą osobą, której powiedziałaby o ojca szantażu/propozycji...A ona tak jakby o nim zapomniała i nie wzięła go nawet pod uwagę. Teraz zastanawiam się, jak dalej będzie wyglądała ich relacja. Przeczuwam, że Marcus okaże się niezłym świrem i już wkrótce Vera będzie miała z nim ogromne problemy. Jej ojciec i chłopak okazali się skończonymi sukinsynami, ale na szczęście Vera ma jeszcze Eveline :) Może się jej wygadać, liczyć na pomoc i radę, a przede wszystkim na chwilę wytchnienia od tego wszystkiego, co ją spotkało ze strony ojca i Marcusa. Pierwsze spotkanie Very z Malikiem nie należało do najmilszych, ale w sumie nie spodziewałam się przyjaznych uśmiechów i koleżeńskiej pogawędki. Malikowi też nie odpowiada ten układ i wcale mnie to nie dziwi. Za to dziwi mnie to, że nie jesteś zadowolona z tego rozdziału. Mnie bardzo się podobał i nie mam absolutnie żadnego "ale". Piszesz bardzo dobrze, serwujesz dużo opisówek, dzięki którym Vera jest mi coraz bliższa. Bohaterowie są barwni i wywołują emocje, co czasami jest trudne do osiągnięcia, a Tobie wychodzi to świetnie. Ojciec Very irytował mnie każdym swoim słowem i gestem, a Marcus zaczął mnie intrygować i zastanawiałam się, co siedzi w jego głowie i co dokładnie miał na myśli mówiąc "To jeszcze nie koniec." Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału i kolejnego spotkania Very i Malika. Ciekawe o co cho z tą kurtką, może to kurtka Malika i ma być pierwszym dowodem ich związku? Ustawieni paparazzi zrobią jej kilka zdjęć, które będą wprowadzeniem do tego całego teatrzyku lalek? Już nie wymyślam :P Czekam na kolejne rozdziały i życzę dużo weny!
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Pisanie komentarza vol. 2:
    Dzięki, dzięki za podziękowania! <3 Zawsze się to miło czyta, haha. A teraz wyrażę swój zachwyt nowym odcinkiem, ponieważ nie potrafię znaleźć niczego, do czego mogłabym przyczepić. Bardzo ładnie ukazujesz relacje pomiędzy Verą i ojcem, czytając to jest mi wręcz przykro, że rodzina może siebie tak traktować. Marcus.. Ech, Marcus. Na pierwszy rzut oka kochający i czuły chłopak, który dla dziewczyny zrobi wszystko. Ale jak zrzuci tę swoją maskę, to widać, że zależy mu tylko na sobie i swoich osiągnięciach. Mam wrażenie, że traktuje ten związek jak kartę przetargową do kariery adwokackiej. A do tego jest bezczelny i nie przejmuje się uczuciami swojej drugiej połówki. No i oczywiście bardzo podoba mi się, jak przedstawiłaś nam w tym odcinku Zayna. Był tylko na chwilę i to jeszcze główna bohaterka go dobrze nie poznała, ale już mamy go jako pewnego siebie chłopaka, który wie, co chce w życiu robić i wie, kim tak naprawdę jest, nie zgadza się na to, aby Modest układał mu życie prywatne. Baaaaaaardzo na plus <3
    Czekam na następny rozdział, oby było w nim więcej Malika ;)
    Love, love, love <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Biedny Zayn, stawiają go w takiej sytuacji, że aż mi go szkoda. Oczywiście to samo tyczy się Very, jednak ona miała o tyle dobrze, że została o to... w pewien sposób poproszona (no, może raczej zaszantażowana?), więc wiedziała praktycznie od początku. Maaatko, nie lubię Zacka, co to ma być za ojciec? Żeby tak traktować własną córkę? Przecież powinna stać u niego na piedestale, a nie. Ale mam wrażenie, że facet ma jakieś swoje powody, dlaczego robi to, co robi. No i wydaje mi się, że prędzej czy później wszystko się wyjaśni.
    Ojoj, Butler jest jakiś dziwny. Wydaje się dwulicowy i zakłamany, a przynajmniej takie odniosłam wrażenie. Co to miało być, to po podpisaniu umowy? Niby powiedział, że więcej się tak nie zachowa, ale ja mu nie wierzę. Pewnie naoglądałam się seriali, dlatego wydaje mi się, że to się źle skończy. Nawiasem mówiąc, ta umowa... God, więc to naprawdę jest mega poważna sprawa, żeby uciekać się do papierów, umów, podpisów, przyrzeczeń, później ta ankieta, itd. No, jej życie rzeczywiście wywróci się do góry nogami. Oby ta akademia była tego warta :D Zapomniałabym! Zayn, Zayn, Zayn. Nie dziwię się, że chłopak jest wściekły, ale mam nadzieję, że nie będzie za to karał Very. Przecież to nie był jej pomysł, ona tylko chce spełnić marzenia.
    Dobrze, że Vera ma jeszcze swoją przyjaciółkę, z którą może o wszystkim pogadać, bo jakby została z tym wszystkim sama... zwłaszcza, że na rodzinę za bardzo liczyć nie może.
    Ach, tak na marginesie, w momencie, w którym Greg się przedstawia w nazwisku Malika przeskoczyła Ci literka i wyszło " z Mailkiem" ;)
    Kompletnie nie rozumiem, co Ci się nie podoba w tym rozdziale. Jest cudowny, jak każdy. Pełen barwnych opisów, które tak świetnie się czyta <3
    Czekam sobie na kolejny i pozdrawiam najserdeczniej! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetne.
    To jest niesamowite,
    Czekam na moment kiedy Malik bd z nią rozmawiał.
    Proszę o informowanie @JustinePayne81

    OdpowiedzUsuń
  14. Boże, to jest po prostu i d e a l n e. Naprawdę. Domyślam się, że kurtką, która dostała dziewczyna jest zayna. No pięknie.. Czekam na moment pierwszego dialogu między malikiem a verą.
    Ps jest jakas mozliwosc informowania o nowościach?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że jest możliwość :) podaj swojego twittera, gg, mejla, bloga lub cokolwiek, a chętnie będę Cię informować :D

      Usuń
  15. Kolejny intrygujący glog, chociaż twój jest od dzisiaj zdecydowanie na pierwszym miejscu listy "czytaj koniecznie". Postać Zayna jako bad boya zawsze podoba mi się w opowiadaniach, a w tym jednak ma jakąś swoją magię. Vera sprawia wrażenie sympatycznej dziewczyny i to, że zgodziła się na ten 'związek' na pewno ogromnie wpłynie na jej życie. Ale wiedziałam, że się zgodzi. W końcu od tego zależą jej marzenia.
    Czekam na kolejny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  16. Super opowiadanie, na prawdę mnie zaciekawiłaś! Czekam na kolejny rozdział, dodaje do obserwujących.
    +masz prześlicznego szablona <3
    @Motherfuuuckerr

    OdpowiedzUsuń
  17. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  18. Supeaśmy <3 Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  19. Jestem pewna, że ta kurtka jest identyczna, jaką ma Malik, o ile nie wykradli mu tej z szafy, w co szczerze wątpię, bo Malik pokazał już swoje pazurki. Wciąż nie rozumiem, jak jego związek z Verą ma poratować jego wątłą reputacje, ale może dowiem się wkrótce. :) I co on takiego zrobił? O tym też wciąż nie wiem.

    Za to wiem na pewno, że z Buttlera to kawal dziada jest, nadaliby się razem z ojcem Verki. No wypisz, wymaluj ta sama krew. Powinien być jego synem. Dobrze, że koleżankę ma taką cudowną <3

    OdpowiedzUsuń
  20. Jestem pod wrażeniem! Mega wciągający i treściwy rozdział. Bardzo mi się podoba, tym bardziej, że doszło do pierwszego spotkania między Verą, a Zaynem. No dobra nie można tak naprawdę uznać do końca tego za spotkanie, tym bardziej, że nie zamienili nawet słowa, ale i tak uważam, że to, iż zobaczyli się nawzajem już jest czymś. Co prawda nastawienie Malika nie napawało optymizmem, ale może dalej będzie lepiej? To się okaże...
    Swoją drogą czytając początek miałam wielką ochotę przywalić ojcowi Very w twarz. Najpierw ta umowa, a potem jeszcze te teksty. Czy ten człowiek ma w ogóle ludzkie uczucia? On przecież bawi się życiem swojej własnej córki! Osobiście wydaje mi się to nieprawdopodobne, wręcz niedorzeczne, ale nie zaradzę istnieniu takich ludzi. Zresztą chłopak dziewczyny nie jest lepszy. Z jego zachowania można wywnioskować, że ona jest dla niego zabawką, lalką która ma być tylko i wyłącznie jego. Obawiam się tego, co może on zrobić w przyszłości, ale może niepotrzebnie? Cóż pozostaje mi przeczytać ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń