niedziela, 13 października 2013
Rozdział I
Co roku, wraz z nadejściem jesieni ograniczałam swoje wyjścia do kompletnego minimum. Zdecydowanie wolałam zostać w ciepłym domu, zaszyć się w swoim pokoju z kubkiem herbaty w ręce i laptopem na kolanach. Niestety nie zawsze było to możliwe i tak również było i tego dnia. Z wielką torbą treningową opuściłam budynek, w którym odbywały się zajęcia, po czym uważnie rozejrzałam się po pobliskim parkingu, jednak po chwili musiałam niechętnie stwierdzić, że nigdzie nie widzę srebrnego Mercedesa, którym zwykł poruszać się mój chłopak Marcus. Nieco rozdrażniona wyciągnęłam z kieszeni kurtki swojego Iphone'a, po czym błyskawicznie wybrałam jego numer. Już po pierwszym sygnale włączyła się poczta głosowa, która sprawiła, że miałam ochotę jak najszybciej znaleźć Buttlera i udusić go gołymi rękami. Jestem pewna, że nie miałabym żadych wyrzutów sumienia, przynajmniej jak na ten moment. Nie wiem czego tak właściwie się po nim spodziewałam. Nie myślałam chyba, że jeśli mówi mi, że będzie po mnie o dziewiętnastej, to naprawdę będzie, przecież nikt normalny tak nie robi. W gruncie rzeczy byłam przyzwyczajona do takiego traktowania, bowiem zdarzało się to całkiem nierzadko, jednak wciąż wywoływało to we mnie dość skrajne emocje. Nie było co obwijać w bawełnę- wkurzyłam się. Wystawienie mnie do wiatru to jedno, ale wystawienie mnie do wiatru w tak fatalną pogodę, jak ta, to zupełnie inna sprawa, która zmieniała postać rzeczy. Zależało mi na Marcusie, wydaje mi się nawet, że na swój, nieco zwariowany sposób, kochałam go. Doskonale potrafiłam wychwycić każdą jego wadę. Nie był idealny, a za to często zaborczy, lubił mieć nad wszystkim kontrolę, a do tego chwilami cholernie przypominał mi mojego ojca, jednak ja nawet w tych złych momentach nie mogłam zapomnieć o tym uroczym i słodkim facecie, który chował się gdzieś pod maską wyniosłego i nieco egoistycznego dupka, którym zdarzało mu się być. Wierzyłam, że jego przemiana to jedynie chwilowa sprawa, która spowodowana jest stażem, jaki udało mu się pozyskać w kancelarii należącej do Zacharego i że przejdzie tak szybko, jak się pojawiła. Mawiają "nadzieja matką głupich", ja jednak wolałam być głupia, niż go zostawić.
Pogoda tylko się pogarszała, a ja jak kretynka stałam na parkingu, czekając na niego. W końcu nie wytrzymałam. Po około piętnastu minutach stwierdziłam, że dalsze kwitnięcie na tym zimnie nie ma najmniejszego sensu i pora zamówić taksówkę i po prostu olać tego pajaca. Na szczęście taksówkarz nie poszedł w ślady mojego chłopaka i przyjechał błyskawicznie, za co niewątpliwie byłam mu bardzo wdzięczna, co okazałam pozostawiając mu spory napiwek, ma się ten gest. Choć od bramy do drzwi dzieliła mnie odległość zaledwie kilku metrów, a drogę przebyłam niemal sprintem, zdążyłam zmoknąć, bowiem rozpadało się na dobre. Już w holu zaczęłam ściągać z siebie przemoczone ciuchy, by do łazienki dojść już w samej bieliźnie. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej wskoczyłam pod prysznic, a był to prawdopodobnie najlepszy pomysł, na jaki wtedy wpadłam. Od razu poczułam się lepiej. W końcu zrobiło mi się ciepło, a do tego spłukałam z siebie cały pot, którego nabawiłam się podczas treningu. Panna Milton nie dawała nam ani chwili wytchnienia i w konsekwentny sposób męczyła nas przez całe dwie godziny zajęć, przez co czułam się naprawdę strasznie zmęczona, choć w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wiedziałam, że wiąże się to z ciężką pracą, a tym samym z późniejszymi jej efektami. Satysfakcja z dobrze wykonanego układu neutralizowała każdy ból, którego nabawiałam się podczas treningów. Starałam się, jak mogłam. Robiłam wszystko według wskazówek trenerki, sporo ćwiczyłam, a wszystko tylko i wyłącznie po to, aby bez problemu dostać się do wymarzonej, tanecznej szkoły. Byłam dobra, a przynajmniej tak mi mówiono, dlatego to nie rekrutacja do szkoły stanowiła problem, a mój ojciec, który pod żadnym pozorem nie chciał zgodzić się, abym rozpoczęła studia w London Dance Academy. Jako że sam prowadził własną kancelarię, która prawdę mówiąc była jedną z największych w okolicy, był przekonany o tym, że i ja powinnam pójść w jego ślady i iść na prawo. Mnie jednak kompletnie nie w głowie były kodeksy prawne i etyczne. Żyłam tańcem i to z nim chciałam wiązać swoją przyszłość.
Czyściutka i pachnąca wyszłam z łazienki ubrana w swoje ulubione, nieco już znoszone, domowe ciuchy i ruszyłam w stronę kuchni. W prawdzie było już trochę późno, jednak byłam zbyt głodna by choć minimalnie przejąć się nieodpowiednią godziną na posiłek. Żałowałam, że wróciłam do domu dopiero teraz. Matty - mój młodszy brat leżał już o tej godzinie w łóżku i zasypiał, co oznaczało, że po raz kolejny to nie ja przeczytałam mu bajkę na dobranoc. Zrobiła to obca kobieta, którą wbrew pozorom wciąż była Molly, jego opiekunka. Była to kobieta w dość podeszłym wieku, lecz niewątpliwie o ogromnym sercu i harcie ducha. Wśród wszystkich kandydatek, których było naprawdę mnóstwo, to właśnie ona wydała mi się najodpowiedniejsza. Pogodna, zawsze uśmiechnięta, a do tego rzeczywiście kochała dzieci. Byłam w stu procentach pewna, że nigdy nie pozwoliłaby na to, aby mojemu bratu stała się jakakolwiek krzywda. Ufałam jej.
Po chwili zastanowienia zajrzałam do lodówki, aż w końcu wygrzebałam z jej totalnych czeluści zamrożoną pizzę, którą kupiłam w markecie jakiś czas temu. Zabrałam się za jej otwieranie, co okazało się wcale nie tak łatwym zadaniem, jak mogłoby się to wydawać.
-Vera?
Usłyszałam za sobą przyciszony głos ojca, na co automatycznie przerwałam wykonywaną czynność. Ton, którym wypowiedział moje imię nie był wcześniej mi znany. Brzmiał pobłażliwie, łagodnie, zupełnie jakby ojciec chciał dzięki temu coś uzyskać. Nie było więc się czemu dziwić, że w mojej głowie niemal od razu zapaliła się czerwona lampka. Nie odpowiedziałam, odwróciłam jedynie głową w jego stronę i mruknęłam coś cicho dając mu do zrozumienia, że słucham.
-Pamiętasz, jak opowiadałem Ci o agencji, z którą nasza firma chce podjąć współpracę?
Przytaknęłam, lecz wciąż milczałam. Nie potrafiłam zrozumieć do czego zmierza i po co właściwie to wszystko. Skoro już mi o tym opowiadał, to po co poruszał ten temat po raz kolejny. Nie chciałam być zbyt niemiła, ale jego praca i wszystko co działo się w kancelarii jakoś nie bardzo mnie interesowało. Myślę, że zdawał sobie z tego sprawę, bowiem w domu niewiele mówił o interesach i tym co się dzieje w biurze. Tym razem widocznie zmienił zdanie.
-Mamy szansę na naprawdę duży projekt, duże pieniądze.. Potrzebuję tylko twojej niewielkiej pomocy..
Przymrużyłam powieki uważnie lustrując twarz mężczyzny. Próbowałam odgadnąć, co siedzi w jego głowie, jednak on wydawał się być niewzruszony. Z jego ciemnych, pustych oczu naprawdę ciężko było cokolwiek wyczytać, dlatego też moja ciekawość wzrastała wraz z każdą nanosekundą zwłoki.
-O jaką pomoc chodzi? Powiesz mi w końcu?
Odkąd pamiętam, należałam do dość niecierpliwych osób, nietrudno więc było zrozumieć moje zachowanie względem zaistniałej sytuacji. Nie byłam w stanie tak bezczynnie stać i posłusznie czekać, aż mój kochany tatuś łaskawie zechce wytłumaczyć mi tą całkowicie niejasną dla mnie sprawę.
-Możemy zawrzeć bardzo korzystną współpracę z tą agencją, jest już naprawdę blisko, ale oni wciąż nieco się wahają, dlatego muszę ich przekonać, że jesteśmy tego warci. Pokazać, że mogą na nas liczyć, rozumiesz co mam na myśli? Agencja, o której mówię, zajmuje się gwiazdami.. Mają kilka problemów z jednym chłopakiem, trochę nawywijał i muszą się z tym jakoś uporać. Wiesz.. Ocieplić wizerunek.
Wciąż nie rozumiałam jaki to ma związek ze mną. Miałam mu pomóc w wymyślaniu dobrych uczynków dla tego „problemu”? Ze wszystkich osób, które kancelaria miała pod ręką do pomocy, ja w tym wypadku nie należałam do odpowiednich. Przecież sama sprawiam tyyyyyyyle problemów. Po co więc zgłosił się do mnie?
-Chodzi o to, że potrzebują kogoś, kto przez jakiś czas poudaje jego dziewczynę.. To podobno bardzo znany i lubiany zespół, One Direction. Ten chłopak, Zayn.. Pomyślałem, że..
-Chyba żartujesz?!
Nie mogłam uwierzyć, że jest aż tak bezczelny, aby prosić mnie o coś tak idiotycznego. Czułam, jak krew się we mnie gotuje. Nie miałam zamiaru dłużej ciągnąć tej rozmowy, jak dla mnie była po prostu skończona. Jednakże mój staruszek miał nieco inny plan. Nie wiem, czy chciał mnie tym jeszcze bardziej rozwścieczyć, czy rzeczywiście myślał, że tego typu rozwiązanie sprawi, że zgodzę się na jego niedorzeczną propozycję.
-Jeśli się zgodzisz, pozwolę ci iść do London Dance Academy.
Byłam już w drodze do pokoju, jednak słysząc jego słowa gwałtownie się zatrzymałam. Nigdy wcześniej żaden argument, warunek, zupełnie nic nie przekonywało go do tego, aby pozwolić mi kontynuować naukę w wymarzonej szkole. Byłam w kompletnym szoku, niewiele brakowało, a moja decyzja naprawdę ucieszyłaby Zacka. Niestety lub stety otrzeźwiałam na czas.
-Nie będę z siebie robić kretynki tylko dlatego, że ty tego chcesz. Zapomnij.
Powiedziałam przez zaciśnięte zęby i czym prędzej zniknęłam za drzwiami swojego małego królestwa. Byłam wściekła. Ręce trzęsły mi się ze złości, a słone łzy same cisnęły się do oczu. Miałam ochotę wrzeszczeć i płakać, chcąc dać upust w jakikolwiek sposób targającymi mną emocjami. W takich chwilach, jak ta pragnęłam przestać istnieć. Nie, nie umrzeć. Po prostu nie istnieć. Nigdy się nie narodzić i nie czuć tego bólu, który towarzyszył mi za każdym razem, kiedy dochodziło do kłótni pomiędzy mną, a ojcem. Oszczędzić sobie tego uczucia, kiedy nawiedzają mnie myśli, że byłoby dużo lepiej, gdyby się nie urodziła. Wciąż nie potrafiłam pozbyć się tego cholernego wrażenia, że mój własny ojciec ma mnie gdzieś. Myślał tylko o pieniądzach, to naprawdę sprawiało, że czułam się kompletnie nikim w jego oczach.
Zdenerwowana do granic możliwości zepchnęłam z biurka wszystko to, co na nim leżało, a w tym również i ramkę ze zdjęciem, po czym opadłam na nie rękoma wybuchając zduszonym płaczem. Trwałam w tej pozycji przez dłuższy moment, kiedy gdzieś za swoimi plecami usłyszałam cichy, dziecięcy głos.
-Vera?
To Matty usłyszał hałas i przyszedł sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku. Troska z jaką wypowiedział moje imię, łamała mi serce. Miał zaledwie pięć lat, a wydawało mi się, że jest o stokroć mądrzejszy ode mnie i Zacka. Za każdym razem kiedy my nie umieliśmy dojść do porozumienia, przychodził Matty, tym samym sprawiając, że ani ja, ani Zachary nie mieliśmy ochoty na dalszą kłótnię. Był jedyną osobą, która potrafiła powstrzymać nas w tym szaleńczym amoku. Tylko on miał na nas oboje tak mocny wpływ. Rozejrzałam się szybko po pokoju, aby ocenić szkody, które wyrządziłam, a tym samym wymyślić jakąś dobrą wymówkę do mojego nagłego ataku złości. Mój wzrok spoczął na leżącym na ziemi portrecie rodzinnym.
-Zdjęcie, ono.. Wyleciało mi z rąk.
Pociągnęłam żałośnie nosem, po czym schyliłam się po ramkę, udając, że miałam taki zamiar już od dłuższej chwili. Nie wiem dlaczego udawałam, przecież mój młodszy brat nie był głupi i choć miał niewiele lat, to rozumiał naprawdę sporo, a w każdym razie dużo więcej niż bym sobie tego życzyła. Podniosłam z ziemi potłuczoną ramkę i uważnie przyjrzałam się fotografii, która się w niej znajdowała. Ja, Matty i nasz tata - szczęśliwa rodzina, która w szczery sposób uśmiechała się do mnie z fotografii. Nie wiem co stało się z tymi ludźmi ze zdjęcia, ale my z pewnością już nimi nie byliśmy.
-Nie bądź smutna Vera, przyniosłem Ci Teodora, on zawsze pomaga, kiedy jest mi źle.
Chłopiec podał mi pluszowego słonika, a ja odłożyłam ramkę i łapiąc za zabawkę spojrzałam na twarz brata. Dobrze wiedziałam ile znaczył dla niego ten słoń, dlatego ten niewielki, prosty gest sprawił, że na moich ustach mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech.
-Teraz już na pewno nie będę.. Chodź tutaj.
Mówiąc to odłożyłam pluszaka na łóżko i przyciągnęłam do siebie malca. Był taki mały, bezbronny, kruchy. Bałam się o niego i czułam się odpowiedzialna za to, jakim będzie człowiekiem. Niewiele miał z ojca, więc starałam się zrobić wszystko, aby chociaż wydawało mu się, że ma najlepszą siostrę pod słońcem. Tylko tyle mogłam dla niego zrobić.
-Jest strasznie późno, powinieneś już spać.
Bez większego problemu wzięłam go na ręce i ruszyłam w stronę jego pokoju. Oplótł swoimi chudymi rączkami moją szyję, a ja potarłam swoim nosem o jego. Perlisty śmiech, który wydobył się z jego ust, był najbardziej kojącą rzeczą, jaka mogła mi się wtedy przytrafić. Poczułam się, jak po zażyciu kilku tabletek na uspokojenie. Dzięki niemu złość, która tak intensywnie wypełniała mnie całą, zaczęła gdzieś się ulatniać, a na jej miejsce nadchodził spokój. Opanowałam się, w końcu.
-Dobranoc, śpij dobrze.
Dałam mu krótkiego całusa w czoło, po czym zamykając za sobą drzwi, szybko opuściłam pomieszczenie. Oparłam się o ścianę i przymykając na moment oczy odetchnęłam głęboko. Nie było sensu dalej się unosić. Cokolwiek bym nie zrobiła, byłam na straconej pozycji, z której odniesienie zwycięstwa było praktycznie rzecz biorąc niemożliwe. Jedyne co mogło mnie teraz uratować, to pójście na kompromis, które niestety sprawiało, że czułam się upokorzona. Moja duma i ego bardzo głośno protestowały, jednak ja musiałam schować je do kieszeni i zgodzić się na warunki ojca, to było jedyne wyjście.
-Zgadzam się.
Rzuciłam oschle w stronę siedzącego w fotelu mężczyzny z wyraźnym zniecierpliwieniem czekając na jego reakcję. Gdy tylko moje słowa dotarły do jego ograniczonego umysłu, przerwał wykonywaną czynność i podniósł wzrok. Miałam surową minę, która zapewne by go zabolała, gdyby miał jakiekolwiek uczucia. Po chwili usłyszałam jego zdziwiony głos.
-C-co?
-Zgadzam się. Zrobię to, a jeśli wytrzymam, ty pozwolisz mi iść do szkoły tanecznej i nigdy więcej nie będziesz wtrącał się w moje życie.
Milczał, co uznałam za zgodę. Rzadko kiedy bywało, aby Zack zapominał języka w gębie, a przynajmniej w owym momencie nie potrafiłam przypomnieć sobie ani jednej takiej sytuacji, dlatego uznałam, że mój gwałtowny wybuch musiał w dość sporym stopniu wpłynąć na jego zachowanie. Widocznie po awanturze, jaką mu odprawiłam, nie spodziewał się tego, że jednak przystoję na jego propozycję. Byłam tak samo uparta, jak on i w niewielu sytuacjach umiałam odpuścić. Tym razem było inaczej i to tylko i wyłącznie ze względu na moje marzenia, którym tylko w ten sposób mogłam pomóc się spełnić.
-Świetnie, dobranoc.
Nie czekając na odpowiedź wróciłam do swojego pokoju. Nie miałam już siły na posprzątanie bałaganu, do którego sama doprowadziłam, dlatego zgasiłam światło i wskoczyłam do łóżka. Ochota na jedzenie przeszła mi bezpowrotnie. Zdecydowanie wystarczyło mi wrażeń, jak na jeden dzień, dlatego nie było czemu się dziwić, że już po chwili mój umysł odpłynął gdzieś daleko, do krainy Morfeusza.
Jest pierwszy rozdział. Nie za długi, wiem. Bez jakiś spektakularnych wydarzeń, też wiem, ale nie wyobrażam sobie, żeby był jakikolwiek inny. Mam nadzieję, że nikogo nie rozczarowałam i że dalej będziecie chętnie czytać to opowiadanie. Swoją drogą dziękuję za te komentarze pod prologiem, bardzo mi miło, że komuś się spodobało. :) Następny rozdział postaram się dodać najdalej za dziesięć dni, tak optymalnie. :) + Dodam jeszcze, że jutro biorę się za nadrabianie zaległości w czytaniu Waszych blogów, także wyczekujcie, ha.
To do napisania misie! <3
STABILISER
@vespeerr
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niech się akcja rozkręca, bo ta historia naprawdę mi się podoba, pieczarko! Czekam na reakcję Zayna, kiedy zobaczy Verę. I tego, co ona zrobi, jak go pozna, bo podejrzewam, że coś zabawnego się wydarzy. Albo będzie dla niego niemiła, haha. Ogólnie to brat Very jest słodziutki, aż się łezka w oku zakręciła, gdy on przyszedł do jej pokoju.
OdpowiedzUsuńNapisałabym więcej, ale dobrze wiesz, co sądzę o tym opowiadaniu i że je już kocham, bo mówię Ci to na bieżąco, dlatego oszczędzę swoich słów i dam się wypowiedzieć innym!
Lovusiam <3
Jak zawsze czytałam jeszcze przed publikacją i po raz setny napiszę, że kocham ten pomysł i strasznie się nim jaram :D Nigdy nie wiem co Ci w komentarzach pisać, bo na bieżąco na fejsie przecież wszystko komentuje :/// Zatem, czekom na pierwsze spotkanie Very i Zayna, bo wiem, że będzie zajebiste :D !! Ano i bardzo lubię fakt, że mimo to, iż Vera i Lucy to dwie zupełnie różne postacie, to widać różnicę między nimi w narracji!! GZ, kocham, elko<3
OdpowiedzUsuńSzantaz zawsze spoko ! Naprawde gdyby mi ojciec takie cos zaproponowal to bym szybciej niz on mnie o to zapytal byla na spotkaniu z Zayn'em xd ale to pewnie nikogo nie dziwi :p rozdzial bardzo mi sie podoba i nie moge doczekac sie gdy zayn spotka sie z Vera i jak jej chlopak na to wszystko zareaguje xd napewno wszystki bedzie przezabawne oczywiscie jak dla mnie, bo jak narazie tylko tak to sobie wyobrazam.czekam na nastepny, zycze duzo weny i pozdrawiam :* <3
OdpowiedzUsuńPs. Przepraszam za bledy, ale komentarz pisany z tel :)
Ja już kocham to opowiadanie, naprawdę! Co prawda zbytnio mnie to nie dziwi - w końcu rozdziały na Stabi też czytam z prawdziwą przyjemnością - ale pomysł na tę historię strasznie mnie intryguje :D
OdpowiedzUsuńTrochę mnie zdziwiło, że Vera ma chłopaka, na dodatek takiego kompletnego dupka. Cóż, nie ona jedna, wiele dziewczyn pakuje się w związki z kimś, z kim wcale nie są szczęśliwe. Ale tu nie widać żadnej wielkiej miłości, ona tak jakby jest z nim z przyzwyczajenia... Zdecydowanie mi się to nie podoba, zwłaszcza, że już nie lubię Marcusa -,-
Fajnie, że Vera ma własną pasję, której oddaje się z takim zaangażowaniem. Niestety jest jedna, konkretna przeszkoda, a mianowicie jej ojciec. Nie znoszę, kiedy rodzice próbują przelać własne ambicje na dziecko, tak jakby ono nie miało prawa do własnych marzeń i celów...
Ja też bym się wściekła, słysząc od ojca taką propozycję. Jeszcze tak podle ją zaszantażował! Przez chwilę byłam dumna, że Verze mimo wszystko udało się odmówić, ale przeczuwałam, iż dziewczyna jednak się złamie. W końcu marzy o pójściu do tej szkoły, a bez zgody ojca ma zamknięte drzwi. Ciekawa jestem, jak wypadnie jej pierwsze spotkanie z Zaynem... No i jak zareaguje Marcus, kiedy się dowie, że jego dziewczyna ma zostać wykreowana na ukochaną członka popularnego boysbandu. Zapowiada się ciekawie :D
Bardzo ładnie nakreśliłaś główny motyw opowiadania, jak i samą bohaterkę, którą z miejsca polubiłam. Tak samo jak Matty'ego, ten mały jest słodki :D
Czekam na ciąg dalszy <3
Świetny rozdział, od razu polubiłam postać Very, ale ten jej ojciec to mnie niesamowicie wkurza -.- Faktycznie we wszystkim i wszystkich widzi maszynki do zarabiania pieniędzy... A tym szantażem nie pozostawił dziewczynie wyboru. Ciekawa jestem jak zareaguje chłopak Very... I jak będzie wyglądało jej pierwsze spotkanie z Zaynem :D W ogóle jara mnie to opowiadanie i mam nadzieję, że będziesz w miarę regularnie prowadziła oba blogi :) Życzę weny i do następnego <3
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Iw :)
Super Czekam na następny!
OdpowiedzUsuńJuż lubię główną bohaterkę. Jest podobna do mnie. Uparta, stanowcza, dążąca do celu i tak dalej. Szkoda tylko, że ma takie kiepskie relacje ze swoją córką i jest takim oschłym człowiekiem. Hm...
OdpowiedzUsuńMoment, kiedy do pokoju Very wszedł jej brat bardzo mnie rozczulił. To było takie urocze, Nie dziwię się dlaczego dziewczyna od razu się uspokoiła w obecności malca.
Cieszę się, że Vera zgodziła się na to, aby wykonać zadanie, które powierzył jej ojciec. W końcu robi to, aby spełnić swoje marzenia. Wiem jednak, że nie będzie tak kolorowo. Cóż, to dopiero pierwszy rozdział, więc nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać. Wiem, że na pewno to opowiadanie bardzo mi się podoba.
Życzę weny i czekam na kolejny rozdział. x
Genialny rozdział :) Widzę,że się rozkręcasz!
OdpowiedzUsuńW zasadzie nie mam ci nic do zarzucenia (jak zwykle zresztą), ale zauważyłam w tym rozdziale drobny szczegół, który przykuł moją uwagę ( (naprawdę błahostka, nikt normalny nie zwróciłby na coś takiego uwagi xD), a mianowicie, wydaje mi się, że taka dziewczyna jak Vera, która wiąże swoją przyszłość z tańcem, powinna chyba stosować odpowiednią dietę (nie mam na myśli takiej odchudzającej ;)), a nie obżerać się mrożoną pizzą xD Ale spoko, rozumiem, że była zmęczona po całym dniu i wgl, tylko tak mi się rzuciło w oczy :)
Boski <3
OdpowiedzUsuńzauważyłam, ze w twoich blogach zawsze jest jakieś małe urocze dziecko ;D
czekam na następny! <3
A więc... świetnie ^_^
OdpowiedzUsuńZapowiada się naprawdę ciekawie i mimo że zazwyczaj potrzebne mi jest kilka rozdziałów, żeby się wciągnąć, to tu po pierwszym rozdziale już nie mogę doczekać się następnego :D
Masz fantastyczny styl pisania- wszystko czyta się płynnie, zrozumiale, ale też wspaniale przekazujesz emocje bohaterów.
Nie muszę chyba wspominać, że niezmiernie intryguje mnie spotkanie Very z Zaynem :D
A więc życzę dużo weny!
Nie spotkałam się wcześniej z taką fabułą. Może jest gdzieś kilka fanfików o podobnym zarysie, ale ja osobiście nie natknęłam się na podobne opowiadanie. Przeczytałam wprowadzenie i pomyślałam, że będzie ciekawie, i jest :) :D Nie wiem dlaczego, ale taniec wydaje mi się już przereklamowany. Te wszystkie ju ken densy, goł tu dency, tańce z gwiazdami, a przede wszystkim wykreowane pod publiczność osobowości uczestników i łzawe historyjki, sprawiły, że jak słyszę "Taniec to całe moje życie", to mam ochotę wyjąć kałasznikowa i strzelać do tych pseudo tancerzy jak do kaczek. LOL, trochę mnie poniosło xD Wracając do opowiadania, nie przepadam za bardzo za Seleną Gomez, ale to w żaden sposób nie wpływa na moją opinie. Prolog i pierwszy rozdział wciągnęłam jednym tchem i jestem pod ogromnym wrażeniem :) Nawet przełknęłam jakoś ten taniec, w końcu są prawdziwi, szanujący się tancerze dla których taniec NAPRAWDĘ jest całym życiem i Vera do nich należy :) Żeby spełnić swoje marzenia jest w stanie poświęcić wszystko, nawet swoją "wolność" i związek z Marcusem, który z pewnością nieco się zachwieje, kiedy powie mu, że będzie udawała dziewczynę jednego z bożyszcza nastolatek :P Chociaż, to w sumie kwestia zaufania, zrozumienia i uczuć. Może to być dla nich prawdziwą próbą. I tak się zastanawiam, Zayn w opowiadaniu będzie bad boyem? Skoro sprawia już teraz nie lada problemy i potrzebuje ocieplenia wizerunku, to chyba mogę podejrzewać, że tak :P a więc odrobinę mi to nie pasuję, tak znaczy Marcus dupek, Zayn dupek, wiesz o co mi chodzi? :P Wpadnie z deszczu pod rynnę. Dla kontrastu Marcus mógłby być potulnym kociaczkiem xD Nie no żartuję, zaczynam nie kontrolować tego, co wystukują moje palce. Opowiadanie bardzo mi się podoba i już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, rozwinięcia akcji i pojawienia się Zayna :)) Jestem ciekawa, jak to wszystko rozegrasz, jaką będzie wyglądała ich relacja. Kurdę, naprawdę mnie uwiodłaś tą historią ;D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że nie uraziłam Cię żadnym słowem, ale co do tańca i Seleny byłam po prostu szczera :))
Pozdrawiam cieplutko i czekam na drugi rozdział :*
Genialne! Kiedy 2 rozdział.? x
OdpowiedzUsuńPomysł Zacka jest naprawdę bardzo... hm.. dziwny? wygórowany? No nie wiem jak to nazwać, w każdym bądź razie zachował się bezczelnie. Rozumiem, że pragnie dla swojej kancelarii jak najlepiej i w ogóle, jasne, że mógłby prosić o pomoc swoją córkę, ale nie w taki sposób. Ale jak widać dla niego liczy się jedynie praca, a zdanie córki ma głęboko gdzieś. I jeszcze ten warunek! To był szczyt wszystkiego. Ja bym się nie zgodziła, naprawdę nie złamałabym się. Szkoda, że Vera to zrobiła, bo coś czuję, że udawanie dziewczyny Zayna nie będzie należało do łatwych zadań, ale no trzymam za nią kciuki i mam nadzieję, że jakoś da sobie radę. Czekam na rozdział następny, życzę dużo weny. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuń<3333333
OdpowiedzUsuńJestem w ciężkim szoku, że jakikolwiek ojciec byłby w stanie wystawić własną córkę na arenę lwów, żeby zyskać dla siebie korzystny kontrakt. Bo można inaczej nazwać to, co zrobił? I niby jak danie Zaynowi dziewczyny ma ocieplić wizerunek? Co takiego zrobił? Nie wydaje mi się, aby dziewczyna u jego boku miała napędzić mu przychylność fanek ^^ Muszę to jeszcze skumać. W każdym razie, faktycznie Matty jest z nich najlepszy. Taki kochany, prosty chłopczyk z gołębim serduszkiem *.* Już go uwielbiam.
OdpowiedzUsuńVera natomiast idzie w stronę tornada. Wiem, że nie ma wyboru, że to jedyna szansa, aby dostać pozwolenie na studia taneczne, ale już na zawsze zostanie zapamiętana, jako dziewczyna Malika. Jej anonimowość diabli wezmą. Ale może z drugiej strony to dobrze? W końcu, przyszłej tancerce przyda się nieco rozgłosu.
Jej ojca natomiast totalnie nie ogarniam! Co za kretyn nad kretynami!
Jestem dopiero po prologu i pierwszym rozdziale, ale muszę przyznać, że już zaciekawiła mnie ta historia. Jakoś tak wciąga i już mam ochotę zacząć czytać dalej, ale na początek chcę zostawić ci tu parę słów...
OdpowiedzUsuńWedług mnie ojciec Very to całkowity egoista. No może według tego, co było potem wspomniane, nawet on opamiętuje się w towarzystwie swojego małego syna, ale nie zmienia to faktu, że tylko dla pieniędzy próbuje wciągnąć swoją córkę w jego polityczne gierki. Co prawda chodzenie z Zaynem nijak ma połączenie z polityką, ale biorąc pod uwagę dlaczego dziewczyna ma to robić, jak dla mnie w jakiś sposób się to wiąże.
Niemniej mam pozytywne nastawianie odnośnie powstania tej "niby-pary". Mam wrażenie, że to będzie naprawdę ciekawe i już nie mogę się tego doczekać. Może akurat Vera z czasem porzuci swojego dotychczasowego chłopaka? Samo to, że wspomniała iż w jakimś stopniu jest podobny do jej ojca, jak również jego nie zjawienie się po odebranie jej po treningu, sprawia, że nie zapałałam do niego sympatią, a czymś w zupełności przeciwnym... Ale ja tu piszę i piszę, a kolejne rozdziały czekają na przeczytanie! Pozdrawiam! :)