sobota, 8 października 2016

Rozdział XII

          Czas leciał nieubłaganie i po kilku tygodniach morderczych treningów, awantur z ojcem, wciąż nieznośnie nadciągających do mnie esemesów od anonimowego szantażysty, a także show biznesowej sielanki z Zaynem, nadszedł dzień turnieju. Od rana biegałam po domu niczym poparzona, próbując jak najlepiej przygotować się do niemalże śmiertelnej dawki stresu, która czekała mnie podczas konkursu. Matty calutki weekend spędzał pod opieką rodziców Eveline, co sprawiało, że miałam nieco mniej na głowie, jednak mimo to z niczym nie mogłam się wyrobić.

          - Vera, do jasej cholery, pospiesz się! Spóźnimy się, zdyskwalifikują nas i tyle będzie z naszej wygranej!- nie cierpliwił się Charles, pospieszając mnie już po raz trzeci.

          Wiedziałam, że w jego słowach jest sporo racji, jednak nic nie mogłam poradzić na to, że przez całe te zamieszanie, nie mogłam się zebrać. Za każdym razem, kiedy wydawało mi się, że jestem gotowa i możemy wychodzić, nagle przypominało mi się, że czegoś nie wzięłam lub jak było to za drugim razem, nie wyłączyłam żelazka. Rzecz może i błaha, ale dom mógłby pójść przez nią z dymem.

          - Jestem gotowa- oznajmiłam w końcu, zagarniając do ręki klucze i z nerwowym uśmiechem spoglądając w stronę chłopaka.

          - Taa, już to słyszałem- mruknął rozzłoszczony, po czym ruszył ku wyjściu.

          Postanowiłam nie komentować jego słów. Obrzuciłam jedynie dom ostatnim spojrzeniem, w głowie dokładnie analizując, czy tym razem na pewno wszystko wzięłam, po czym zakluczyłam drzwi i z pokrzepiającym westchnieniem ruszyłam za blondynem.

          Droga do centrum muzyki i tańca przeleciała nam szybko. O tej porze na szczęście uniknęliśmy korków i zaledwie kilka minut przed godziną siedemnastą byliśmy już na miejscu. Wyglądało na to, że ze wszystkich uczestniczących w konkursie par, dotarliśmy jako ostatni. Starałam się jednak nie myśleć o tym w kategorii złego omenu i z niepodobną do siebie pogodą ducha pożartowałam nawet na ten temat wraz z kobietą, która po wejściu do budynku wręczyła nam identyfikatory i poinformowała nas gdzie powinniśmy się udać.

          W większości uczestnicy rozgrzewali się już na backstage'u i robili ostatnie mini próby swoich występów, kiedy my zdyszani i lekko oszołomieni ze stresu wbiegliśmy na miejsce przeznaczone dla tancerzy. Po krótkiej obserwacji swoich rywalek zaczęłam trochę żałować, że nie wynajęłam kogoś kto by mnie uczesał i pomalował. Dziewczyny prezentowały się niczym modelki wyciągnięte wprost z rozkładówki Vouge'a, natomiast mój skromny i naturalny makijaż wyglądał dość blado na ich tle. Od zawsze jednak uznawałam, że tancerki mają przykuwać uwagę swoimi umiejętnościami, a nie wyglądem, dlatego też i w tym przypadku miałam zamiar trzymać się tej zasady i lśnić na parkiecie swoim tańcem, a nie powiekami.

          Czułam się już całkiem rozgrzana i w stu procentach gotowa do występu, kiedy do moich uszu dobiegły jakieś krzyki. Ciężko było w tym harmidrze rozróżnić pojedyncze słowa, jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż odnosiłam wrażenie, że ktoś mnie woła. Po którymś razie rozejrzałam się po sali, aż mój wzrok zatrzymał się na Eveline, która wesoło i energicznie machała w moją stronę. Dopiero po chwili zauważyłam Zayna, który z nikłym uśmiechem na twarzy, stał tuż obok niej. Rzuciłam ręcznik w kąt i czym prędzej pobiegłam w ich stronę.

          - Przyszliśmy życzyć Ci powodzenia- zaczęłam od razu blondynka, po czym bez żadnego ostrzeżenia zagarnęła mnie do uścisku.

          Rozbawiona poklepałam ją delikatnie po plecach, po czym zerknęłam w stronę Malika. Wyglądał jakby nie do końca wiedział jak się zachować. Zupełnie niczym nie on trzymał się nieco na uboczu i spokojnie oczekiwał aż skończymy i nadejdzie jego kolej. W jego postawie nie było nic pretensjonalnego, przez co zaczęłam zastanawiać się, czy to nasze ostatnie spotkanie go tak odmieniło, czy po prostu pilnował się ze względu na ludzi, którzy mogli nas w tym czasie obserwować. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu, ani też ochoty na dłuższe rozmyślanie, dlatego szybko odrzuciłam je od siebie i niewiele myśląc, posłałam mu delikatny uśmiech. O dziwo chłopak natychmiastowo go odwzajemnił, a ja poczułam, że robi mi się nieco cieplej na sercu. Jego miłe zachowanie, lecz nie te, które serwował mi przy ludziach, na pokaz, a te zupełnie szczere i prawdziwe, wciąż sprawiały, że zaczynałam wierzyć, że ta znajomość rzeczywiście może jeszcze prowadzić do czegoś dobrego. Tak było również i tym razem.

          Eve w końcu się ode mnie odkleiła i najwyraźniej chciała jeszcze coś powiedzieć, jednak widząc, że wymieniamy z Zaynem spojrzenia, burknęła tylko, że zobaczymy się po wszystkim, a zaraz później zniknęła gdzieś w tłumie.

          - Powinienem chyba też cię przytulić. To chyba to co zrobiłby przykładny chłopak?- podsunął brunet, a ja jedynie bezmyślnie kiwnęłam głową.

          Nie musiałam czekać na jego reakcje zbyt długo. Nim ponownie zdążyłam nabrać powietrza do ust, Zayn objął mnie, wciskając moją twarz wprost na swój tors. Całkiem nieświadomie zaciągnęłam się zapachem jego męskich perfum, delikatnie przymykając przy tym powieki. Było w tym uścisku coś tak intymnego, że miałam wrażenie, że moje policzki w sekundę nabrały koloru dojrzałego pomidora. Po chwili stania w kompletnym bezruchu, Malik zaczął delikatnie gładzić moje plecy, a ja poczułam się tak, jakby dokładnie tam było moje miejsce na ziemi, właśnie w jego ramionach. Błogość, która mi przy tym towarzyszyła, nie trwała jednak zbyt długo. Zasadniczo dość szybko zdałam sobie sprawę z tego, jak absurdalnie brzmi to nawet w moich myślach, dlatego odchrząknęłam cicho, próbując oswobodzić się z uścisku.

          - Muszę już iść- powiedziałam przepraszająco, uciekając wzrokiem jak najdalej od zawiedzionej miny chłopaka.

          Nie rozumiałam go. Jego zachowanie było dla mnie tak nielogiczne, że w żaden sposób nie potrafiłam ogarnąć tego swoim umysłem. Emocjonalna sinusoida, którą serwował mi Zayn na co dzień powoli doprowadzała mnie do obłędu. Tylko on potrafił być dla mnie najmilszą i najbardziej wyrozumiałą osobą na świecie, żeby zaraz potem zrównać mnie z ziemią. O ile na początku można było zauważyć w tym prostą zależność, tak w późniejszym czasie jego nastroje zmieniały się bez żadnego powodu, a przynajmniej bez takiego, który byłabym w stanie dostrzec.

          - Powodzenia Vera- powiedział cicho, po czym bez ostrzeżenie musnął swoimi wargami mój policzek.

         Cała ta scena całkowicie zbiła mnie z pantałyku i jeszcze długą chwilę po tym, kiedy chłopak zostawił mnie samą i wrócił na widownię, ja stałam, nie mogąc się ruszyć i doprowadzić swoich myśli do porządku.

***

          Przez całe moje ciało raz po raz przelatywała ogromna fala dreszczy. Stres, który temu towarzyszył odebrał mi zdolność odbierania w prawidłowy sposób wszystkich bodźców. Stałam nieruchomo, praktycznie nawet nie oddychając i tępo wpatrując się w jakiś nieznany punkt przed sobą. Nie zwracałam żadnej uwagi na ogromny chaos, który z sekundy na sekundę rozprzestrzeniał się wokół mnie. Za nic miałam krzyki Eveline, oklaski publiczności, a nawet to, że Charles mocno szarpał mnie za rękę, próbując zwrócić moją uwagę. Wygraliśmy i tylko to w tym momencie się liczyło.

          - Vera, jesteśmy pierwsi, rozumiesz?!- Charles potrząsnął silnie moimi ramionami i dopiero w tym momencie się ocknęłam.

          Przeniosłam powoli na niego swój wciąż nieco nieprzytomny wzrok, a zaraz potem na moje usta zaczął wpełzać szeroki uśmiech. To wszystko trwało prawdopodobnie ułamki sekund, jednak dla mnie czas się zatrzymał. Kiedy nareszcie naprawdę dotarło do mnie to co się stało, niewiele myśląc wpadłam w ramiona swojego partnera, który uniósł mnie wysoko do góry, jak gdyby w geście zwycięstwa.

          Kiedy trochę się uspokoiliśmy, przewodniczący jury wręczył nam kwiaty, medale oraz certyfikaty, które gwarantowały nam pełne stypendium w najbardziej prestiżowej szkole tańca w całym naszym kraju. Ciężko było określić słowami to, co czułam w tym momencie. Radość, duma, a przede wszystkim satysfakcja, że udowodniłam ojcu, że potrafię i że taniec to właśnie to, czym powinnam zająć się w swoim życiu. Żałowałam trochę, że Zachary po raz kolejny pokazał jak bardzo interesuje go moje życie i nawet nie pofatygował się, aby tu przyjechać. Wybrał pracę, a nie jeden z ważniejszych dni w życiu swojej córki. Prawdę mówiąc, nie dziwiło mnie to już aż tak bardzo i nie sprawiało mi tyle przykrości co kiedyś, jednak poczułam delikatne ukłucie w sercu, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że w istotnych momentach nie towarzyszy mi żaden rodzic. To było gorzkie uczucie, którym nie chciałam sobie psuć swojego triumfu, dlatego szybko odrzuciłam je gdzieś na bok.

          Oboje z Charlesem byliśmy w iście szampańskich nastrojach. Mieliśmy stypendium w kieszeni, zapewniony urlop od treningów na przynajmniej dwa tygodnie, a do tego czekała nas zabawa do białego rana w gronie przyjaciół. Niewiele było takich rzeczy na świecie, które mogłyby mnie wtedy wyprowadzić z równowagi, jednak życie po raz kolejny pokazało mi, że nie powinnam nazbyt wcześnie cieszyć się, bo jeszcze wszystko może się spieprzyć.

          - Wygrała, bo posuwa ją sam Zayn Malik! Taka z niej tancerka, jak ze mnie śpiewaczka operowa- wyciągałam właśnie swoje rzeczy z torby, kiedy dobiegł do mnie głos jednej z uczestniczek.

          Błyskawicznie odwróciłam głowę, robiąc przy tym kilka niewielkich kroków w jej stronę.

          - Słucham?- chrząknęłam, patrząc wyzywająco prosto w jej twarz.

          Miałam ogromną nadzieję, że to moja chora wyobraźnia płata mi figle i że tylko się przesłyszałam, a cała ta sytuacja to tylko jakiś koszmar, z którego za moment się wybudzę. Jednak blondynka, Kelsey, z którą miałam okazję konkurować już wcześniej w kilku turniejach, nie wyglądała na kogoś kto żartuje. Jej twarz przypominała pyszczek wkurzonego chihuahua, a cieniutki głos, którym się posługiwała, idealnie wpasowywał się w ten obraz. Z pewnością, gdyby nie wściekłość, która mnie ogarnęła, ta sytuacja mogłaby mnie nawet rozbawić.

          - Mówię, że wygraliście dzięki twojemu sławnemu chłoptasiowi- dziewczyna wyraźnie zaakcentowała każdą sylabę, jakby chcąc dodatkowo podkreślić swoje słowa, czym bardzo prędko doprowadziła mnie do czystej furii.

          - Odszczekasz to- syknęłam złowieszczo, po czym automatycznie rzuciłam się w jej stronę.

          Sama do końca nie wiem co tak naprawdę chciałam zrobić. Pobić ją? Nigdy wcześniej nie brałam udziału w żadnej bójce, nie byłam nawet pewna, czy dałabym radę zadać jej choć jeden porządny cios. Musiałam jednak wyglądać na cholernie zdeterminowaną, ponieważ blondynka natychmiastowo schowała się za swoim partnerem, w pierwszej kolejności osłaniając swoją twarz. Logiczne myślenie poszło wtedy zupełnie w odstawkę i Bóg jeden wie, co stałoby się, gdyby w ostatniej chwili silne ramiona Charlesa nie zagarnęłyby mnie do kolejnego tego dnia uścisku. Próbowałam się wyrywać i szarpać, wciąż wykrzykując coraz to bardziej kreatywne epitety na temat swojej rywalki, jednak chłopak pozostawał niezłomny.

          - Puść mnie! Przyłożę jej, nauczy się trzymać twarz na kłódkę- darłam się desperacko.

          Moje krzyki bardzo szybko przyciągnęły tłum gapiów, który ustawił się wokół nas i z widocznym zainteresowaniem wyczekiwał dalszego rozwoju akcji. Byłam taka wściekła, że nie zwracałam na nich nawet najmniejszej uwagi. Miałam gdzieś to, że mogę mieć przez tę sytuację spore kłopoty. Nawet to, że przez to karygodne zachowanie mogliby odebrać nam stypendium, nie było w stanie mnie zatrzymać. Szarpałam się niczym kompletna wariatka w swym szaleńczym amoku. Nie potrafiłam się uspokoić, nawet słysząc wszystkie te pokrzepiające słowa przyjaciela. Słowa blondynki dotknęły mnie tak bardzo, że z bezsilności miałam się ochotę rozpłakać. Moje siły powoli słaby, a ruchy stawały się coraz wolniejsze, natomiast Charles nawet na chwilę nie poluzował swojego uścisku, przez co w końcu dałam za wygraną.

          - Muszę stąd wyjść- powiedziałam cicho, obracając się w stronę blondyna i spuszczając swój wzrok.

          Czułam, że łzy cisną mi się do oczu, a furia wcale nie ustępuje, dlatego gdy tylko chłopak uwolnił mnie z uścisku, pędem rzuciłam się w stronę drzwi, łapiąc w biegu jedynie swoją torbę, w której trzymałam kluczyki do auta. W pośpiechu zaczęłam przegrzebywać swoje rzeczy w ich poszukiwaniu, a wzrok Charlesa, który puścił się w pościg za mną, wcale mi nie pomagał.

- Co ty wyprawiasz?! Nie możesz prowadzić w takim stanie!- wrzeszczał na mnie, próbując wyrwać mi torbę.

          Chciał pomóc, jednak w tamtym czasie nie odbierałam tak tego. Zadziałało to na mnie niczym płachta na byka. Miałam zamiar wdać się w kolejną awanturę, tym razem dotyczącą kluczyków, kiedy czyjeś silne dłonie sięgnęły po moją torbę, uniemożliwiając przy tym dostęp do niej zarówno mnie, jak i Charlesowi.

          - Odwiozę ją- szorstki głos Zayna rozległ się tuż nad moim uchem, a Perry, jedynie skinął porozumiewawczo głową w jego stronę i odpuścił. Najwyraźniej uznał, że Malik jest w stanie poradzić sobie z rozszalałą burzą emocji, którą wtedy byłam i doprowadzić mnie jakoś do porządku, czego ja osobiście nie byłam taka pewna.

          Bez słowa wsiadłam do auta i wyczekująco spojrzałam w stronę bruneta, który zwinnie usiadł na miejscu kierowcy. On również milczał. W ciszy skupił się na wyjechaniu z parkingu, zaciskając przy tym szczękę. Wyglądał wtedy nad wyraz atrakcyjnie i pewnie gdyby nie całe moje zdenerwowanie, rozwodziłabym się nad tym nieco dłużej.

          - Dokąd mam jechać?- nieco zdezorientowana odwróciłam głowę od szyby, zdając sobie sprawę z tego, że chłopak nie jest jasnowidzem i niestety nie jest w stanie odgadnąć moich myśli.

- Regent Street- zachrypiałam cicho, po czym ponownie skupiłam swoją uwagę na bocznej szybie.

         Próbowałam się uspokoić, ukoić jakoś swoje skołatane myśli czymś przyjemnym. Nic jednak nie przynosiło upragnionego skutku. Wciąż byłam tak samo wściekła, a kiedy zaczynałam się nad tym głębiej zastanawiać, moja irytacja rosła na nowo. Kelsey prawdopodobnie właśnie to chciała uzyskać- wyprowadzić mnie z równowagi. Nie zdawała sobie chyba jednak sprawy z tego, jak idealnie trafiła w ten najbardziej bolesny punkt. Mogła mi zarzucać wszystko, nawet puszczalstwo, jednak podważanie moich tanecznych umiejętności było dla mnie najgorsze. Ta perfidna manipulantka sprawiła, że i ja sama zaczęłam zastanawiać się, czy moja wygrana jest kwestią mojego talentu, czy może jednak związku z celebrytą. W końcu większe zainteresowanie mediów konkursem i szkołą tańca na pewno byłoby przydatne, może znaleźliby się nowi sponsorzy, a posiadanie znaczącego nazwiska, tak silnie powiązanego z jednym z zwycięzców z pewnością by to zapewniło. Ta myśl wierciła mi kolosalną dziurę w głowie i sprawiała, że coraz to nowsze łzy pojawiały się w moich oczach, wyciskając poprzednie. Skoro nawet moja wiara we własne umiejętności została zachwiana, to jak musiało być z innymi? Z całą pewnością nikt nie miał już żadnych wątpliwości co do tego, że jestem zwykłą oszustką i dzięki znanemu chłopakowi pnę się po szczeblach kariery. Taką łatkę ciężko byłoby od siebie odlepić i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Świadomość, że całkowicie niesłusznie będę musiała z tym walczyć podczas swoich pierwszych miesięcy w akademii wprawiała mnie w całkowitą frustrację, którą pragnęłam jak najszybciej wyładować.

          Chciałam właśnie pospieszyć Zayna, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że jesteśmy na miejscu. Niczym oparzona wyskoczyłam z samochodu i nie zwracając na chłopaka żadnej uwagi, pobiegłam w stronę wejścia do kancelarii. Wkroczyłam tam niczym burza z piorunami, nie zważając ani trochę na recepcjonistkę, która próbowała mnie zatrzymać, tłumacząc, że ojciec jest teraz niesamowicie zajęty i nie jest to pora na przyjmowanie gości, ruszyłam w stronę jego gabinetu. Z impetem otwarłam drzwi i wdarłam się do środka. Mężczyzna siedział wygodnie rozwalony na swym skórzanym krześle, spokojnie przeglądając jakieś papiery. Jego całkowite opanowanie, nie wiedząc dlaczego, jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.

          - Zniszczyłeś mi życie!- krzyknęłam oskarżycielsko już na samym wstępie.

          Zachary mozolnie odłożył dokumenty i ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy uśmiechnął się perfidnie.
\
          - Ciebie też miło widzieć Vera, co złego tym razem ci się przydarzyło?- spytał tak jakby w tej rozmowie chodziło o to jaką pogodę mamy za oknem.

          - O to, że przez twoją pieprzoną umowę nikt nie bierze mnie na poważnie! Zdajesz sobie w ogóle sprawę co zrobiłeś, zmuszając mnie do tego fikcyjnego związku?!- łzy niemalże strumieniami lały się z moich oczu, a ja nawet nie starałam się ich zatrzymywać. - Straciłam chłopaka, którego kochałam, przyjaciele myślą, że go zdradziłam, a teraz wszyscy mają mnie za zdzirę, która puszcza się w zamian za odrobinę rozgłosu! Czy to jest właśnie to czego chciałeś?!

          Zachary westchnął głęboko, a wyglądał przy tym tak, jakby przygotowywał się do tego, że musi wytłumaczyć malutkiemu dziecku jakąś zupełnie oczywistą sprawę.

          - Nie bądź taką egoistką, dzięki tej umowie moja firma zyskała kontrakt, który utrzyma nas na długie lata. Matty pójdzie na dobre studia właśnie za te pieniądze- jego głos zacierał się wręcz o łagodność. Wiedziałam, że wspomnieniem na temat Matty'ego próbuje wzbudzić we mnie współczucie i ugrać przy tym święty spokój dla siebie, jednak tym razem jego manipulacje zdawały się być na nic.

          - Mama nigdy by na to nie pozwoliła..- szepnęłam rozgoryczona.

          - Twoja matka była wariatką, a ty stajesz się dokładnie taka sama!

          Nie wiem co bardziej zabolało mnie tego dnia. To, że zostałam osądzona całkiem niesłusznie po swojej wygranej, czy to jak ojciec wyraził się na temat Lily. Od jej śmierci często darliśmy koty, jednak zawsze na temat mamy oboje wyrażaliśmy się z całkowitym szacunkiem. Jakby tylko ona wraz z Mattym byli jedyną kartą przetargową podczas naszych kłótni. Tym razem mimo tego, iż sprawa w zupełności nie dotyczyła tej dwójki, to właśnie temat Lily końcowo przelał dla mnie czarę goryczy.

          - Nienawidzę cię!- tymi właśnie słowami zakończyłam dyskusję, czym prędzej wybiegając z pomieszczenia.

          Nie udało mi się jednak zabiec zbyt daleko, ponieważ kiedy tylko drzwi się zatrzasnęły, ja napotkałam na przeszkodę, z którą gwałtownie się zderzyłam. Byłam taka rozżalona, że dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę z tego, że tą przeszkodą był Zayn. Nie miałam już nawet siły na krycie przed nim łez. Chłopakowi najwyraźniej zrobiło się mnie żal, ponieważ natychmiastowo owinął wokół mnie ramiona, mocno mnie ściskając. Jego bliskość wiele wtedy dla mnie znaczyła i byłam mu naprawdę wdzięczna, że mimo wcześniejszych uprzedzeń, potraktował mnie jak człowieka. Nie zadając mi żadnych zbędnych pytań szybkim krokiem poprowadził mnie w stronę samochodu, otworzył drzwi i pozwolił wejść do środka, po czym błyskawicznie zajął miejsce kierowcy. Tak jak wcześniej całkowicie milczał, tym razem jednak zerkał na mnie co kilka sekund, jak gdyby chcąc sprawdzić w jakim jestem stanie i ile jeszcze wytrzymam. Ja natomiast czułam się niczym na pograniczu jawy i snu. Może i cała ta moja histeria nie miała żadnego sensu i niepotrzebnie narobiłam tyle zamieszania, jednak w tamtej chwili ciężko było mi się opanować. To tak jakby lawina wszystkich negatywnych emocji, które dusiłam w sobie od jakiegoś czasu, nagle kompletnie niespodziewanie na mnie spadła i zabarykadowała mi każdą możliwą drogę ucieczki.

          Po kilku minutach drogi zatrzymaliśmy się na jakimś odludziu. Nie było tutaj żadnych budynków, chodników, a nawet świateł, co o tej godzinie sprawiało, że cała okolica spowita była w totalnej ciemności. Wierzbowe alejki zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a ich upiorne cienie tańczyły gdzieś na środku jedynej asfaltowej drogi, która płynęła przez ich środek.

          Zayn nie odezwał się nawet wtedy, kiedy wyłączał silnik i wyszedł z samochodu. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, po czym zgrabnie wyciągnął jednego z ich i wsunął między wargi. Zwinnie go odpalił, po czym wsadził ręce do kieszeni i dopiero wtedy ponownie spojrzał w moją stronę. Nieco speszona jego wzrokiem niczym na rozkaz również wysiadłam z pojazdu, mimo iż nie byłam pewna, czy to własnie tego ode mnie oczekuje. Byłam tak zaintrygowana miejscem,w które mnie zabrał, ale również jego zachowaniem, że chwilowo zapomniałam o całej swojej wściekłości. Stanęłam obok niego, z niecierpliwością wyczekując jego następnego ruchu. Wystarczyło, że jedynie na moment odwróciłam od niego uwagę i rozejrzałam się wokół, kiedy chłopak złapał delikatnie moją dłoń i poprowadził w nieznanym mi kierunku. Podążaliśmy jedną z alejek, aż na naszej drodze pojawił się wysoki na około metr murek. Zayn puścił moją rękę i bez najmniejszego problemu wdrapał się na betonowy podest. Na szczęście byłam dość wysportowaną osobą, dlatego również i mnie nie przysporzył on zbyt wiele kłopotów i już kilka sekund później oboje siedzieliśmy ze swobodnie spuszczonymi w dół nogami. Miejsce, w którym się znajdowaliśmy nie było położone na żadnym wzniesieniu, więc dostrzeżenie panoramy miasta niestety nie było możliwe, jednak przed nami tlił się obraz świateł i miejskiego życia i to w zupełności wystarczyło.

          Całkowicie pogrążyłam się w grobowej ciszy, która nas otaczała i starałam się odprężyć choć odrobinę. Wychodziło mi to najwyraźniej nie najgorzej, ponieważ już po chwili niemal całkowicie zapomniałam o obecności chłopaka, dlatego kiedy przemówił, podskoczyłam nieco na swoim miejscu.

         - Przyjeżdżałem tu pomyśleć po każdej kłótni z chłopakami i zarządem- ostatni raz zaciągnął się, po czym wyrzucił niedopałek gdzieś w bok.

          Poczułam się w pewnym sensie dość wyjątkowo. Jego słowa świadczyły o tym, że to miejsce naprawdę coś dla niego znaczy, a ja mimo usilnych starań, nie mogłam pozbyć się myśli, że byle kogo nie zabiera się w swoje "kryjówki". Wizja tego, że stałam się dla Zayna kimś ważnym całkowicie przysłoniła mi świat na kilka sekund.

         O tej porze roku było już naprawdę chłodno na dworze, a ja nie byłam specjalnie ubrana na taką pogodę, dlatego już po chwili zrobiło mi się całkiem zimno. Zayn zdawał się to zauważyć, ponieważ jego ciepłe palce ponownie ułożyły się na mojej dłoni. Westchnęłam cicho i spojrzałam w jego stronę. Był wyjątkowo spokojny, w jego rysach nie było nic surowego, jak bywało to zazwyczaj, a w ciemnych oczach pojawił się pewnego rodzaju błysk, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Malik nachylił głowę w moją stronę, a jego ciepłe wargi dotknęły moich ust. W pierwszej sekundzie to było jedynie niczym muśnięcie, jak gdyby chciał sprawdzić, czy mnie tym nie wystraszy. Widząc jednak, że wcale od niego nie uciekam, stał się nieco odważniejszy. Uniósł dłoń ku mojej twarzy i nie przerywając pocałunku, przejechał kciukiem po moim policzku, zakańczając jego trasę na mojej szyi. Ciarki przechodziły całe moje ciało, a w głowie aż kołowało mi się od nadmiaru myśli. Jego dotyk tylko i wyłącznie jeszcze bardziej mącił mi w umyśle, on jednak nie przestawał. Pewnie nawet gdybym uważała za niestosowne to co robimy, raczej i tak nie byłabym w stanie tego przerwać. Zayn doskonale wiedział co robi. Przyciągnął mnie nieco bliżej siebie i pogłębiając pocałunek, po raz kolejny przebiegł palcami mojej szyi. To wszystko działało na mnie lepiej niż jakikolwiek znany ludzkości afrodyzjak i sama nie wiem jak daleko posunęlibyśmy się tej nocy, gdyby nie fakt, że nagle, zupełnie niczym w jakiejś żałosnej amerykańskiej komedii, zaczął padać deszcz, studząc nasze pragnienia.











Nie przepraszam za swoją nieobecność, ponieważ coś zrozumiałam w ostatnim czasie i wydaje mi się, że Wy też powinnyście to zrozumieć. Powiem kilka słów i mam nadzieję, że to nieco rozjaśni Wam moją sytuację. Otóż kiedy zaczęłam pisać te ff miałam dziewiętnaście lat. Teraz mam ich dwadzieścia dwa (tak kurwa, jestem taka stara) i podczas tych trzech lat wydarzyło się w moim życiu tyle rzeczy, że naprawdę pisanie o One Direction to zazwyczaj była ostatnia rzecz, o której myślałam. Przeżyłam naprawdę wiele porażek w tym czasie, które mocno zachwiały moją psychiką. Między innymi wyrzucili mnie z ukochanej pracy, w tym samym czasie straciłam osobę, którą bardzo kochałam, a wielu ludzi się ode mnie odwróciło. Przez kilka naprawdę długich miesięcy leżałam w depresji, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca na świecie. Później zaczęłam nową pracę, zajęcia, poznałam nowych ludzi i starałam się jakoś to wszystko pozbierać do kupy, ogarnąć się i poukładać swoje życie. Ciężko było mi w tym okresie zorganizować sobie czas na pisanie i żałuję tego, na serio, ale czasu nie cofnę. Chcę tylko powiedzieć, że życzę Wam zawsze tego, żebyście czuły się wychujane przez lubianego przez siebie autorkę ff, a nie przez życie.
Druga sprawa jest taka, że zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział jest słaby, a mój styl bardzo się pogorszył. Muszę teraz nad sobą popracować i zajmie mi trochę czasu, aż wrócę do formy. Cholernie trudno było mi przełamać się z napisaniem tego rozdziału. Zaczynałam go z tysiąc razy. Dwa razy miałam już nawet poważną część napisaną, kiedy traciłam wszystkie pliki i takie sytuacje naprawdę potrafią zdeprymować. Teraz postaram się być tu dużo częściej i mam nadzieję, że jeszcze chociaż trochę lubicie czytać to opowiadanie.
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do rozmowy :)

1 komentarz:

  1. piękne x
    nie musisz się tłumaczyć z niczego, życie to życie :D

    OdpowiedzUsuń