niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział VI

Dedykuję ten rozdział swojej pierwszej psycho-fance, z której jestem bardzo dumna i wszystkim innym czytelnikom, którzy poświęcają swój czas, aby czytać to opowiadanie. Jesteście najlepsi.  




       Kilka ostatnich dni mojego życia nie było usłane różami. Odkąd ojciec znalazł mnie siedzącą na krawężniku w stanie kompletnego upojenia i autentycznej furii, nie odezwał się do mnie nawet słowem. W gruncie rzeczy z początku wcale mi to nie przeszkadzało, bo tak naprawdę tylko dzięki temu udało mi się uniknąć kolejnych awantur, którym w żaden inny sposób nie potrafilibyśmy zapobiec. Jednak kiedy urodziny Mattego zaczęły zbliżać się wielkimi krokami, a wszystkie obowiązki związane z organizacją przyjęcia spadły na mnie, wiecznie obrażona mina Zacka zaczęła mnie poważnie irytować. Myślę nawet, że jego zachowanie wcale nie było przypadkowe i rozegrał tą sprawę między nami tak, a nie inaczej właśnie po to, aby nie mieć na głowie rzeczy, które kompletnie go nie obchodziły, a jedną z takich rzeczy niewątpliwie były urodziny jego młodszego dziecka. Oczywiście mogłam zażądać, aby w czymś mi pomógł i przerzucić na niego część obowiązków wyrzucając mu jakim fatalnym jest ojcem, kiedy nie okazuje Mattemu należytego zainteresowania jego życiem, ale sądzę, że niewiele by to dało. Takie słowa nie bardzo by go uraziły, aczkolwiek tak czy inaczej uniósłby się swoją dumą i nie pozwolił na to, abym dalej mogła bezkarnie tak go nazywać, dlatego znając życie zleciłby wykonanie wszystkich zadań swojej asystentce, po czym sam spijałby śmietankę za dobrze odwaloną robotę, czym oczywiście doprowadziłby mnie do szału. Ja jednak pragnęłam, aby urodziny Matty'ego były wyjątkowe, zasługiwał na to, aby włożyć w ich organizację całe serce i tak też miałam zamiar zrobić. Nie mogłam pozwolić na to, aby jakość tego dnia zależała od kompletnie obcej mi osoby, która nijak nie przejmowała się losem dzieciaka, dla którego ja byłam w stanie poświęcić całe swoje życie. Na tak wielkie deklaracje nie było jeszcze pory, więc póki co postanowiłam zrobić wszystko, aby dzień piątych urodzin Mattego był w całości idealny.

       Podczas biegania po całym domu i załatwiania ważnych spraw, po mojej głowie przebiegały myśli o Marcusie, z którym również nie miałam kontaktu od urodzin panny Berry. Pamiętam jego wściekłą minę oraz niezadowolenie, którymi nie przejmowałam się wtedy, ponieważ Zayn skutecznie mnie od tego odciągał. Zachowałam się wobec mojego chłopaka bardzo dziecinnie, jednak coś nie dawało mi odpuścić i najzwyczajniej w świecie do niego zadzwonić ,i przeprosić. Dźwięk dzwonka do drzwi przerwał moje przemyślenia, a ja z telefonem przy uchu zbiegłam na dół, aby otworzyć. Młody chłopak stał przede mną i w rękach trzymał dużych rozmiarów pudełko, w którym zapewne znajdował się zamówiony przeze mnie tort.
-Zraz oddzwonię – powiedziałam do telefonu i włożyłam go do kieszeni.- Dziękuję bardzo.
Posłałam chłopakowi uśmiech, wzięłam od niego przesyłkę i wręczyłam mu sto funtów napiwku, co było o wiele za dużo, jednak chciałam, żeby przynajmniej on miał lepszy dzień ode mnie. Powoli skierowałam się w stronę kuchni, aby włożyć tort to lodówki, a przy okazji go nie zepsuć.

       Od samego rana czekałam na jakiś znak życia od Zayna, dlatego gdy usłyszałam, że mój telefon po raz kolejny dzwoni, z prędkością światła odebrałam go i liczyłam na to, że jednak Malik uraczy mnie połączeniem. Niestety tak się nie stało, a ja po raz kolejny zostałam z moją niewiedzą na temat miejsca, w którym impreza urodzinowa Mattego się odbędzie. Przysparzało mi to o wiele więcej problemów, niż zakładałam dzień wcześniej, ponieważ nie mogłam na ostatnią minutę poinformować wszystkich o zmianie planów.

  -No odbierz ten cholerny telefon – syczałam do słuchawki, gdy po raz szósty próbowałam się dodzwonić do Zayna.

        Moje dłonie zaczynały się nienaturalnie trząść, ponieważ do przybycia gości miałam dwie godziny, a cudowny członek boysbandu One Direction miał to wszystko w dupie. Nie wiem dlaczego liczyłam na to, że mnie nie zawiedzie. Może dlatego, że tutaj nie chodziło o mnie, tylko o Mattego? Dałam się nabrać na jego miłe zachowanie, którym mnie uraczył na imprezie urodzinowej mojej przyjaciółki. Trzeba przyznać, że udało mu się uśpić moją czujność tymi obietnicami, że załatwi Park Rozrywki na urodziny Mattego. Teraz groziło mi złamanie serca mojemu bratu oraz porażka przed ojcem, który tylko czekał na moje potknięcie.

Gdy po raz czwarty usłyszałam, że „niestety, ale nic nie da się zrobić w tak krótkim czasie”, miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę, aby dać upust swoim negatywnym emocjom. Zamiast tego usiadłam na ziemi i schowałam twarz w dłoniach, głośno oddychając. Nie pozostało mi nic innego, jak modlić się o jakiś cud, który uratowałby mnie z tej opresji. Wibracje i dźwięk wiadomości tekstowej na nowo rozpalił we mnie iskierkę nadziei, jednak tak szybko jak się ona pojawiła, tak szybko została ugaszona przez dzielnych strażaków rzeczywistości. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co przeczytałam. Było to dla mnie jak gwóźdź do trumny.

        Wybacz, ale nie pomogę ci z tymi urodzinami. Po prostu to nie moja bajka. Jesteś na tyle dorosła, że sama powinnaś sobie z tym poradzić. Życz Mattiemu wszystkiego najlepszego.
Wpatrywałam się w ten głupi wyświetlacz i kilka razy musiałam przeczytać te cztery zdania, aby doszedł do mnie ich sens. Zayn po raz kolejny okazał się wpatrzonym w siebie dupkiem, który miał uczucia innych za nic. Zupełnie nie obchodziło go to, że to nie na mnie odbije się to wszystko, tylko na Bogu ducha winnym Mattym. Cóż, teraz przynajmniej wiedziałam, na czym stoję. Odszukałam w Internecie numer telefonu do tego parku i postanowiłam, że wezmę sprawy w swoje ręce. Chodziłam po domu tam i z powrotem, próbując przekonać bardzo uprzejmą kobietę po drugiej stronie słuchawki, żeby jednak znalazła wolne miejsce, kiedy głośny dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się po calutkim domu po raz kolejny, a ja zaklęłam cicho pod nosem, na osobę, która stoi po drugiej stronie, a tym samym śmie przeszkadzać mi w tak dramatycznej, jak ta, chwili. Z początku postanowiłam nie otwierać wcale i po prostu poczekać na moment, w którym ktoś najzwyczajniej zrezygnuje z nachodzenia mnie w moim własnym domu, jednak kiedy natarczywe pukanie po raz kolejny dobiegło do moich uszu, nie mogłam już dłużej tego ignorować, szczególnie, że wciąż siedziałam na słuchawce z kobietą, która od dobrych dziesięciu minut próbowała mnie spławić wciąż tłumacząc, że mimo szczerych chęci nie uda jej się wbić nas do parku nawet na cholerną godzinę. Nie wiem dlaczego nadal byłam taka naiwna, ale kiedy szłam w stronę drzwi, nie mogłam pozbyć się myśli, że to może Zayn, że jego sms to tak naprawdę tylko głupi żart i wszystko już załatwione. Niestety po ich otwarciu po raz kolejny przekonałam się o tym, że nie warto robić sobie zbędnej nadziei. Zza dębowej framugi wyłonił się nie kto inny, jak Marcus we własnej osobie z ogromnym pakunkiem, który z całą pewnością miał trafić w ręce Mattego. Prawdę mówiąc przez pierwszych kilka sekund całkiem na poważnie zastanawiałam się nad zatrzaśnięciem drzwi przed nosem tego chłopaka, jednakże ostatecznie odpuściłam uznając, że czas na porachunki z Butlerem jeszcze przyjdzie.

       - Czy naprawdę nic nie da się zrobić? Zapłacę podwójnie, błagam panią..- powiedziałam przeciągle wpuszczając bruneta do środka.

       Jego późniejsze zachowanie kompletnie mnie zszokowało, choć próbowałam to ukryć i jak najbardziej skupić się na telefonicznej rozmowie, którą notabene wciąż prowadziłam, to naprawdę nie było to łatwe. Podczas kiedy ja wściekałam się na kobietę po drugiej stronie słuchawki, Marcus najzwyczajniej w świecie odszukał wzrokiem Mattego, który błyskawicznie pojawił się w holu, kiedy tylko usłyszał, że mamy gościa i wręczył mu paczkę wcześniej składając mu krótkie, aczkolwiek treściwe życzenia. Ciemne oczy chłopca rozbłysły w jednej chwili, a promienny uśmiech poszerzał się z sekundy na sekundę, kiedy swoimi drobnymi rączkami zdzierał kolorowy papier, w który zapakowany był prezent. W końcu udało mu się wydostać wielkie pudełko, którego zawartością były klocki Lego, czego nietrudno było się domyślić widząc wielkie logo firmy. Matty nie potrafił opanować swojego wybuchu radości i bez jakiegokolwiek uprzedzenia rzucił się w ramiona Marcusa dziękując mu za wspaniały prezent. Młody mężczyzna przytulił mocno do siebie chłopca mówiąc, że miał nadzieję, że wybór, którego dokonał będzie trafny, a ja poczułam uścisk w okolicach serca. Był to pierwszy, od niepamiętnych czasów, moment, w którym przypomniałam sobie dlaczego w ogóle byłam z Marcusem. Potrafił być naprawdę miłym i słodkim kolesiem, któremu widocznie zależy na bliskich mu osobach, a owa sytuacja była tego świetnym przykładem. Nie wiem dlaczego ostatnio tak często zachowywał się, jak kompletny pajac i nie wyobrażam sobie niczego, co mogłoby jakkolwiek przyczynić się do takiego stanu rzeczy, natomiast jedno wiedziałam już na pewno- zerwanie z nim nie będzie taką łatwą sprawą, jeśli on rzeczywiście zacznie skrupulatnie przypominać mi osobę, która gdzieś tam w środku wciąż w nim była i która dwa lata temu bez reszty skradła moje serce.

       Mówiąc ciche "do widzenia" rozłączyłam się, jednak mój wzrok nadal spoczywał na Marcusie i moim młodszym bracie, których całkowicie porwała rozmowa na nie do końca znany mi temat. Byli tak pochłonięci pogawędką, że nawet nie zauważyli, że wciąż się im przyglądam. Cała sytuacja była dla mnie taka abstrakcyjna, że ze zdziwienia niemal nie otworzyłam szeroko ust. Cóż, nieczęsto zdarzało się, aby Butler przejawiał chociażby minimalne zainteresowanie Mattym, zaś sam chłopczyk raczej nie starał się dążyć do tego, aby było inaczej. Innymi słowy można powiedzieć, że ta dwójka wskazywała praktycznie zerowe zainteresowanie sobą nawzajem, dlatego scena, która rozgrywała się przede mną była dla mnie tak niecodzienna i unikatowa, że chciałam jak najdłużej nacieszyć nią oczy.

       - Matty idź na górę się przebrać, przygotowałam ci wszystko. Zaraz do ciebie dołączę- powiedziałam w końcu budząc się z głębokiego otępienia, które ogarnęło mnie wraz z niespotykanie ludzkim zachowaniem pana Butlera.

       Chłopiec przytaknął posłusznie, po czym posyłając ostatni wdzięczny uśmiech w stronę bruneta pobiegł do swojego pokoju. Niebywała inteligencja i dojrzałość tego pięciolatka wciąż wprawiała mnie w osłupienie. Nie potrafiłam zrozumieć jakim cudem udało mu się wyrosnąć na kogoś takiego, zważywszy na całą jego rodzinną sytuację. Zawsze bałam się, że poprzez brak matki i nikłe zainteresowanie ojca, Matty stanie się strasznie skrytym i zamkniętym w sobie dzieckiem, natomiast on był zupełnym przeciwieństwem wszystkich moich obaw i zmartwień. Nie znałam żadnego innego dziecka w jego wieku, które byłoby aż tak bardzo nad wyraz otwarte na ludzi, a tym samym rozgarnięte. Mój młodszy braciszek rozumiał naprawdę sporo spraw, o których normalne dzieci w jego wieku nawet nie myślały. A do tego potrafił się dogadać niemal z każdym, dlatego miał mnóstwo kolegów, którzy go szczerze lubili. Byłam z niego dumna. Tak dumna, że chwilami wydawało mi się, że to uczucie może mnie rozsadzić.

       Z pewnością rozmyślałabym na ten temat jeszcze dużo dłużej, gdyby nie fakt, że czas naprawdę mnie gonił, a do tego na głowie nadal miałam Marcusa, który teraz natarczywie mi się przyglądał. Odetchnęłam w końcu głęboko i przeniosłam wzrok w jego stronę spoglądając prosto w jego ciemne niczym smoła oczy.

       - Nie mam teraz czasu Marcus, a nawet też ochoty, żeby słuchać tego, co masz mi do powiedzenia- powiedziałam szybko bez zastanowienia podążając w stronę kuchni, gdzie leżał mój laptop, moja ostatnia deska ratunku na znalezienie lokalu, w którym mogłoby się odbyć dzisiejsze przyjęcie.

       Okrążyłam blat, po czym przystając przy urządzeniu znowu zerknęłam w stronę chłopaka, który podążał za mną niczym porzucony szczeniak. Kiedy tylko zauważyłam, że otwiera buzię, zapewne po to, aby obdarować mnie kolejnym stekiem nikomu niepotrzebnych bzdur, które miały usprawiedliwić jego karygodne zachowanie, dodałam:

       - To naprawdę nieodpowiedni moment. Muszę znaleźć jakiś park rozrywki, na już- mówiąc to rozsiadłam się na jednym z kuchennych wysokich krzeseł wlepiając spojrzenie w ekran laptopa.

       Po pomieszczeniu rozeszła się kompletna cisza, a ja poczułam niesamowity dyskomfort względem takiego obrotu zdarzeń. W normalnej sytuacji Marcus miałby gdzieś moje prośby o przełożenie tej rozmowy i od samego progu próbowałby się wytłumaczyć, natomiast tym razem milczał niczym skała. To nie było naturalne, stąd też moje zmieszanie. Byłam przyzwyczajona do czegoś zupełnie innego, jednak tego dnia mój, już chyba były, chłopak zaskakiwał mnie z minuty na minutę coraz bardziej. Czyżby rzeczywiście wszystko sobie przemyślał i naprawdę chciał się zmienić? A może jedynie próbował sprawić, żebym tak właśnie pomyślała? Mimo szczerych chęci nie potrafiłam pozbyć się tych przykrych myśli, a cała ta scena zaczęła sprowadzać mnie do istnego szaleństwa.

      - Zayn mnie wystawił- wypaliłam nagle i wraz z momentem, w którym wypowiadałam ów słowa, zaczęłam żałować tego szczerego wyznania, które ni stąd ni zowąd wypadło z moich ust, niczym długo już ruszający się ząb mleczny, którego ubytek był ogromną ulgą.

       Marcus nadal milczał, choć teraz jego mina wskazywała na to, iż był tym wszystkim naprawdę bardzo mocno zaskoczony. Butler nigdy nie przepadał za Malikiem, delikatnie to ujmując i chociaż czasem jego oskarżenia i zazdrość były całkowicie bezpodstawne, trudno było mu się dziwić. W końcu jego dziewczyna udawała związek z członkiem znanego na cały świat boys bandu, to musiało nie być łatwe. Mimo to zdziwił mnie jego spokój. Był bardzo opanowany tak, jakby analizował moje słowa i starał się wymyślić na poczekaniu najbardziej odpowiednie rozwiązanie tego problemu. Widziałam, że chce coś powiedzieć. Czekałam na to z upragnieniem, jak gdyby tylko on mógł mi wtedy pomóc. Niestety mój telefon po raz kolejny dał o sobie znać, a chłopak uśmiechnął się do mnie nieznacznie, po czym w końcu odezwał się do mnie, pierwszy raz odkąd pojawił się tego popołudnia w moim domu.

       - Faktycznie sporo masz dziś na głowie, odezwę się potem- mówiąc to zniknął w holu, a ja poczułam ogarniającą mnie od stóp po samą głowę, panikę.

       Zostałam sama, naprawdę sama. Tak, jak jeszcze nigdy.

       Od niechcenia zerknęłam na ekran swojego telefonu, po czym głośno przełknęłam ślinę zdając sobie sprawę z tego, że to numer jednego z rodziców dzieci, które miały pojawić się na przyjęciu. Nie wiedząc jak się zachować wyciszyłam dźwięk, po czym z przerażeniem na nowo dopadłam komputer. Dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie, a serce waliło, jak oszalałe. Czy to miało oznaczać koniec? Czy powinnam była się poddać teraz, póki miałam jeszcze jakąkolwiek możliwość na odwołanie gości? Czy naprawdę nic nie dało się już zrobić? Niech godzina 15:06 stanie się oficjalną godziną mojej klęski i datą dezercji od problemów.

***

       Stałam oparta o jeden z murków, który znajdował się w parku wodnym i obserwowałam bawiące się dzieciaki. Matty wyglądał na przeszczęśliwego, zupełnie, jakby spełniły się jego wszystkie marzenia. Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie, że jednak udało mi się zorganizować mu wspaniałe urodziny. Jedno musiałam przyznać: bez Marcusa nigdy by się to nie udało. To on jakimś cudem załatwił dla nas park wodny, w którym teraz bawili się znajomi Mattego oraz ich rodzice. Byłam cholernie wdzięczna Butlerowi i trochę gryzło mnie sumienie, że tak łatwo chciałam go skreślić. Po raz kolejny uratował mnie z kryzysowej sytuacji i nie pozwolił, abym skompromitowała się przed ojcem.

Przed oczami minęła mi jego czupryna, a ja przecież jeszcze mu nie podziękowałam. Szybko chwyciłam go za nadgarstek, a on automatycznie się zatrzymał i obrócił w moją stronę, uśmiechając się promiennie od ucha do ucha. W lewej ręce trzymał talerz z ciastem, które notabene również on załatwił. Wyglądał przepięknie.

      -Dziękuję – powiedziałam, patrząc mu w oczy. – Bez ciebie nic by się dzisiaj nie udało, a Matty najprawdopodobniej miałby najgorsze urodziny w życiu. Dużo to dla mnie znaczy, że mi pomogłeś.
Przez chwilę chciałam się do niego przysunąć i go pocałować, jednak szybko przypomniało mi się, że przecież nie mogę tego zrobić. Trochę wystraszona puściłam jego nadgarstek i spuściłam głowę.

       -Vera, nie przejmuj się – usłyszałam jego ciepły ton głosu.- To była dla mnie przyjemność. Wiem, że jest ci z tym wszystkim ciężko, więc nie będę ci tego utrudniał.. A teraz muszę już iść, bo mam ogromną ochotę cię pocałować, ale przecież nie mogę.

       Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Butler znajdował się już kilkanaście kroków ode mnie. Westchnęłam głośno, wpatrując się w jego oddalającą się sylwetkę. Dawno nie słyszałam tak cudownych słów od niego, dlatego chłonęłam je całą sobą. To ja spowodowałam całą tą sytuację, to ja wszystko skomplikowałam i to ja powoli odsuwałam go od siebie. To przeze mnie mamy ograniczony kontakt i to ja całuję innego chłopaka.

       Po raz kolejny przebiegłam wzrokiem po sali, kiedy między filarami mignął mi obraz czarnej skórzanej kurtki, którą tak doskonale zdążyłam zapamiętać przez ostatnich kilka tygodni. Niestety bardzo niechętnie musiałam przyznać, że ów kurtka należała do kogoś, kogo obecność na tym przyjęciu nie była specjalnie wskazana. Co więcej- pragnęłam, aby przybycie nieproszonego gościa było jedynie tworem mojej chorej wyobraźni, która często płatała mi figle, jednak i tym razem moje oczy mnie nie zawiodły. Nie myliłam się, Malik naprawdę miał czelność przyjść na imprezę urodzinową Mattego, która o mały włos, właśnie z jego winy, prawie się nie odbyła. Chłopak bardzo szybko odszukał mnie wzrokiem i zaraz potem żwawym krokiem zmierzał w moją stronę, natomiast ja walczyłam sama ze sobą, aby powstrzymać histeryczny ryk rozżalenia, który wciąż próbował wydostać się z moich ust. Nie było to łatwe, szczególnie, że moja wściekłość rosła z każdym kolejnym krokiem, który brunet stawiał w moim kierunku. Miałam ochotę rozszarpać go na kawałki za to, jak mnie potraktował. Jedyną rzeczą, o której realnie marzyłam w tamtej chwili było dorwanie Zayna w swoje ręce i sprawienie mu takiego bólu, jakiego nie doznał jeszcze przez całe swoje życie.

       - Cześć kochanie!- powiedział pogodnie coraz bardziej się do mnie zbliżając, a tym samym wyciągając ręce do przodu po to, aby już moment później zakleszczyć mnie w silnym uścisku. Chciałam mu się wyrwać, odepchnąć go od siebie i powiedzieć, jak wielkim jest dupkiem w moich oczach, ale najprawdopodobniej młodzieniec wyczuł moje zamiary, bo od razu wzmocnił uścisk nie dając mi tym samym żadnego pola do manewru.

       - Nie zachowuj się jak dziecko Vera, ludzie patrzą.- syknął po chwili tuż obok mojego ucha, a zaraz potem poczułam jego ciepły oddech na swoim policzku. Musnął go delikatnie wargami, a ja natychmiastowo zapragnęłam uderzyć go z otwartej ręki prosto w twarz. Niestety i to pragnienie musiałam jakoś w sobie zabić i to najlepiej jak najszybciej. Jego zachowanie było tak paskudne, że samo patrzenie na niego sprawiało, że miałam ochotę podejść do najbliższego kosza na śmieci i puścić kolorowego pawia.

       Zbierałam w głowie odpowiednie słowa, aby zasypać go niezbyt przyjemnymi dla ucha epitetami, jednak gdy tylko otwierałam usta, jakimś dziwnym trafem znalazł się obok nas Zac, który szczerzył się jak debil. Ten sam Zac, którego w ogóle tutaj miało nie być. Na jego widok od razu zamknęłam je z powrotem i przewróciłam oczami, czekając na rozwój wydarzeń. Jego suszenie zębów zwiastowało coś okropnego, ponieważ on prawie w ogóle się nie uśmiechał.

       - Cudownie was widzieć, a teraz uśmiechajcie się i śmiejcie, bo za czwartym filarem znajduje się paparazzi.

       Powiedział na jednym wydechu, łapiąc Zayna za ramię, zupełnie jakby właśnie mówił mu coś bardzo ważnego. Uśmiechałam się jak kretynka, dokładnie analizując każdy ruch ojca. Wyglądał tak naturalnie, że przez chwilę sama dałam się nabrać. Smutne, że w moim całym życiu dobre chwile z ojcem są tylko udawane i dotyczą również mojego udawanego chłopaka. Wszystko to było kłamstwem, a mimo to było dla mnie ważne, ponieważ pragnęłam, żeby kiedyś stało się to prawdziwe. Że mój ojciec miałby dla mnie czas, a zamiast Zayna, stałby obok mnie Marcus.

       Parę minut później, znalazł się obok nas Matty, a Zayn wziął go na ręce. Z boku naprawdę wyglądaliśmy na szczęśliwych. Jutro te zdjęcia będą w całym Internecie i w gazetach plotkarskich, a ja będę mogła patrzeć na to, co nie istnieje.














Witam, witam misiaczki :) 
Wiem, że męczą Was te przerwy w dodawaniu rozdziałów, ale nic Wam na to poradzić nie mogę. Wena raz jest, a raz jej nie ma. Ostatnio przechodziłam jakąś mega blokadę i pisanie tego rozdziału było dla mnie istną katorgą, jest jaki jest, nie będę specjalnie narzekać, bo cieszę się, że w ogóle udało mi się go skończyć. Pieprzyć to, jak wyszedł mi jakościowo. Teraz tak trochę z innej beczki.. Bardzo chciałabym Wam wszystkim podziękować za miłe słowa i te w komentarzach i te na twitterze, czy asku. Sprawiacie, że się uśmiecham, nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych czytelników. Jesteście po prostu przekochani, dlatego chciałabym również Was przeprosić za to, że nie czytam Waszych opowiadań. Uwierzcie mi, że bardzo bym chciała, ale ostatnio ledwo nadążam z czytaniem u moich bliskich przyjaciółek, co sprawia mi wiele kłopotu. Obiecuję, że kiedy tylko moje życie trochę zwolni z tempa i będę mieć więcej czasu dla siebie, to na sto procent wezmę się za każde z Waszych opowiadań. Chciałabym chociażby trochę odwdzięczyć się Wam za to, że jesteście. No nic, koniec ględzenia.. Kocham Was, ściskam mocno, całuję gorąco, no i do następnego! <3
+ Zapi dziękuję za pomoc, jesteś niezastąpiona :*
@vespeerr
ask.fm/vesperr
STABILISER

24 komentarze:

  1. jak kiedyś wydasz książkę, to jedna strona podziękowań ma być przeznaczona na moją osobę, haha <3

    jutro dodam Ci jakiś sensowny komentarz, bo dzisiaj mój mózg przestaje pracować ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę, o kurczę, o kurczę! W końcu pojawił się rozdział, a ja skaczę z radości niczym mała dziewczynka, która dostała lizaka.
    O cholera, Zayn wkurzył mnie jak nigdy wcześniej. Kiedy to przeczytałam, miałam ochotę rzucić laptopem o ścianę, bo Malik zachował się karygodnie! Wiedziałam, że jest strasznym dupkiem, ale nie miałam pojęcia, że aż takim, omg! Jestem taka podekscytowana, ale i zarazem zirytowana zachowaniem Zayna, bo naprawdę zmieniłam o nim zdanie. Jak mógł zrobić coś takiego dziecku? Matty tak bardzo się cieszył, a ten niewyżyty idiota prawie wszystko zepsuł, gdyby nie pomoc Marcusa, to urodziny byłyby istną katastrofą. Szkoda mi była Matty'ego, jak i Very, która tak bardzo się starała, aby wszystko się udało. Mimo iż nie trawię Marcusa, to jego gest był naprawdę uroczy, słodki, przemiły, wspaniały i w ogóle, więc tym samym zmieniło się moje zdanie o nim, ale zapewne i tak znowu coś spieprzy, więc... Cóż, pozostało mi tylko czekać na ten moment w którym znowu go znienawidzę. Całość podobała mi się straszliwie, przerażająco, okropnie, w pozytywnym sensie rzecz jasna. Wyczekiwałam na ten rozdział i spamowałam Ci na twitterze, bo naprawdę nie mogłam usiedzieć w miejscu. Pragnęłam już czytać, a kiedy rozdział został dodany, moje marne życie odzyskało sens. Uwielbiam Twój styl pisania, bo jest naprawdę przyjemny dla oka, a Twoje opisy ułatwiają wyobrażenie sobie tego wszystkiego. No cudo, cudaśne cudo i mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się szybciej, niż ten. :) Ale mimo wszystko, będę czekać!
    Pozdrawiam, życzę duuuużo weny! ;3
    @Wyebana

    OdpowiedzUsuń
  3. świetny i jaki wyczekiwany!hahhah

    OdpowiedzUsuń
  4. Postaram się, żeby ten komentarz miał ręce i nogi, ale piszę go z prawie zamkniętymi oczami, więc wiesz... Przepraszam, jak coś nie pyknie.
    Najpierw chciałabym poruszyć kwestię nieszczęsnego Zaca i jego stosunku do swojej własnej, jedynej rodziny. Właśnie, JEDYNEJ. Drugiej nie będzie miał, a już na pewno nie takiej. Nigdzie nie znajdzie takiej córki i takiego syna, więc może do jasnej cholery zacząłby się interesować ich życiem, ba, zacząłby uczestniczyć czynnie w ich życiu. Bo jego zachowanie nie jest już dziwne ani wnerwiające. Jest żałosne i wręcz chore. Jak można pałać taką niechęcią do swoich dzieci, no nie rozumiem tego. Już nawet Vera uważa go za obcego człowieka i wcale jej się nie dziwię, a tego typa nie mam zamiaru bronić. Żeby nawet w urodziny swojego syna nie znaleźć dla niego odrobiny czasu, to już szczyt.
    Podziwiam bohaterkę za upór i wytrwałość, bo zapewne większość z nas walnęłaby tym wszystkim gdzieś daleko i miała to przyjęcie gdzieś lub po prostu nastąpiłaby mała-duża zmiana planów. Ale jej totalnie zależało na tym, by Matty miał wspaniały dzień i w końcu się udało.
    Zayn teraz. Jak można być takim dupkiem? On i Zac są siebie warci, naprawdę. Jak on w ogóle mógł napisać do Very tak cholerną wiadomość? A potem jak gdyby nigdy nic pojawił się na przyjęciu. On sobie jaja robi? Kpi sobie? Bo nie rozumiem. I w dodatku jeszcze to jego "Cześć kochanie!", jakby Vera była akurat w nastroju do amorów. No myślałam, że mnie szlag trafi. Mógł pomóc jej przy organizowaniu tych urodzin i zrobił to dla Matty'ego. Ale przecież Zayn Malik tak naprawdę nikim się nie przejmuje, bo myśli, że wszystko mu wolno i nikt mu nie podskoczy. Żeby się nie zdziwił czasem. Ugh, nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym, żeby Vera złamała kiedyś ten cholerny kontrakt i uciekła chociażby z Marcusem. Ciekawe co wtedy zrobiłby Zayn.
    No i na koniec muszę wspomnieć, że to bardzo miłe ze strony Marcusa, że postanowił włożyć wkład w urodziny chłopczyka i najpierw przyniósł mu prezent, a później załatwił ten park wodny. Nie musiał wcale tego robić, ale cieszę się, że poszedł po rozum do głowy i nie naskakiwał ciągle na Verę za kontakty z Malikiem. Na razie powinien do tego przywyknąć i musi pamiętać, że dziewczynie wcale nie uśmiecha się taka rola. Cóż, myślę, że Marcus naprawdę będzie chciał się zmienić i walczyć o dziewczynę. Nie wiem czy im kibicuję, ale niech próbuje, dlaczego nie. Może akurat się do niego przekonam.
    Misiu, rozdział wspaniale Ci wyszedł, naprawdę. Nie ma co narzekać na jakość. Duuuużo weny, żebyś już więcej nie miała tak poważnych blokad, bo to przykre :o Czekam na rozdział kolejny, ściskam mocno i kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział szósty, a mnie się tu rozwija dobra wizja, w której widziałam Verę w ramionach Malika. Coś czuję, że do tego może nigdy nie dojść. Co mnie trochę martwi, bo te ich temperamenty do siebie pasują.
    Jednak czarno to widzę... czarno.

    No, bo proszę Cię!
    Takie ważne wydarzenie dla Very, a ten zdobywa sie tylko na głupiego sms'a. Na prawdę zaczynam wierzyć, że jedyne czym jest to niemożliwym dupkiem. Tak jak wcześniej cała moja złość była skierowana na Marcusa i chciałam go wyrzucić za okno tak teraz z miłą chęcią podtopiłabym mulata.
    No bo pal pies już tą Verę. Duża jest - wyliże się. Ale chłopca szkoda!
    Matti jest taki kochany i dobrze, że jest postacią fikcyjną, bo gdyby był prawdziwy nie mógłby być taki inteligentny i kochany. Pewnie by się ślinił jedząc frytki i dodawał do wszystkiego ketchupu.
    Dzieci. :/

    Nie wiem czemu, ale jak nigdy Vera mnie wkurwiała w tym opowiadaniu. Tak się nad sobą użala dziewczyna. Na wszystkich ogląda.
    Na ojca, że niby tu jest dupkiem cały okrągły rok, a na urodziny brata chciałaby magicznej odmiany. Co to? Koncert życzeń?
    A potem na Malika. Nie zna kolesia prawie wcale, lubić go nie lubi, kontakt z gościem ma znikomy i tu nagle z kosmosu wymyśliła że jej pomoże.

    A jak się okazuje, że nie może na facetów liczyć to tak się nad sobą użala, co ona biedna. No takich lasek nie lubię. Marnują czas i energię na to całe jęczenie, kiedy w tym czasie robota mogła być pięć razy zrobiona.

    No i ten Marcus. Nie ufam mu. Nie wierzę, że ta nagła łagodność nastawiania to boskie objawienie. Skurwiel jest skurwielem i skurwielem pozostanie.
    I żadne lego tego nie zmieni.
    Nawet jakby zaśpiewał Lego House to bym mu nie wybaczyła. Koniec kropka.

    Lofffffkiiii <3333

    M.K

    http://last-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Spotkałam się już z wieloma próbami wykorzystania głównego wątku, jaki tutaj zastosowałaś, niestety z marnym skutkiem. Dlatego muszę przyznać, że według mnie podobałaś zadaniu i to z wielkim powodzeniem. Akcja nie dzieje się za szybko, a chodzi mi tu o uczucie pomiędzy Verą, a Zaynem. Tak naprawdę podejrzewam, że to uczucie będzie baardzo długo rozkwitać.. o ile wgle coś z tego wyjdzie, bo jak na razie nie wróżę im nic wesołego. A to wszystko wina Malika! Już myślałam, że będzie okej, że się zmienił, albo zmieniać zaczyna, a tu proszę! Szuja! Ja rozumiem, że wizerunek ratować trzeba, ale nie takim kosztem.. Sądzę i w pełni popieram, jeżeli to wgle wypali i jest brane pod uwagę - zemstę. Może nie żeby ucierpiał na tym cały zespół, bo do tego może dojść, ale wielkie ego Malika. A niech mu w pięty wejdzie!
    Buziaki i inne słodkość! xoxo

    OdpowiedzUsuń
  7. Udawanie nie jest takie łatwe jak się wydaje, zwłaszcza jeśli w grę wchodzą uczucia.
    Zayn stworzył nierealną postać 'dobrego siebie' i Vera mu uwierzyła, czego oczywiście od razu pożałowała. Zachował się jak palant, mówiąc jej w ostatniej chwili żeby sama się wszystkim zajęła. Również miałam ochotę go rozszarpać za to, że pojawił się na tych urodzinach.
    Ojciec Very nie jest lepszy. Powinien chociażby uszanować swojego synka, to nie jego wina, że Verę i Zayna łączy tylko kontrakt.
    Z kolei Marcus wykazał się tutaj ogromem zrozumienia i miłości wobec dziewczyny. Było mi ciepło na sercu, gdy powiedział, że bardzo chce ją pocałować, więc lepiej już pójdzie. To było takie słodkie.
    Zamiast głównej bohaterki, która tego zrobić nie może, chętnie ja skopię Malikowi ten jego zgrabny tyłek! Zadufany w sobie kretyn!
    Ugh.. No nie mogę xD
    Cudny odcinek, warto było czekać.
    Całuję <3
    Nowość [gotta-be-you-darling]
    @Gattino_1D

    OdpowiedzUsuń
  8. Cudowny rozdział. Choć szkoda że Zayn był tu takim dupkiem. Czekam na nexta <3 ~@heroineNialler

    OdpowiedzUsuń
  9. Ohh jej rozdział 6 !!!
    Jest zdecydowanie warty tego czekania :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Heja, hej, nananana, myślałam, że nie dam rady napisać żadnego koemntarza, ale musiałam w końcu zostawić tu po sobie jakiś ślad, zważywszy na fakt, iz ostatnio nic nie skrobnęłam, za co oczywiście przepraszam. Łyknęłam szybciutko rozdzialik, wiadomo analizując i niestety nie udało mi się zawżeć wszystkich przemyśleń, ale te najważniejsze owszem. Nie nurkowałam aż tak głęboko w swoją analizę, bo bym jebła referacik niezły, a nie mam siły za bardzo, bo ostatnio ciągle śpię w dzień i łażę zmulona xD Dobra teraz już na temat.. Pierwszy akapit wskazuje jasno na to, jak okropnym ojcem jest Zach, zresztą sama bohaterka mówi o tym otwarcie i bez większej krępacji, bo po co? Ma w poważaniu swoje dzieci, a przynajmniej takie właśnie sprawia wrażenie. Wydaje mi się jednak, że gdzieś tam, w najgłębszych odmętach jego duszy skrywają się jakieś tam szczątki ludzkości i empatii, i w gruncie rzeczy zależy mu bardzo mocno na obojgu, lecz nie potrafi tego okazywać, a może się tego boi? Kto wie, kto wie... Poza tym ten fragment wskazuje też na to, że Vera objęła rolę zarówno ojca, jak i matki i spełnia je wobec młodszego braciszka, kiedy jej samej przydałby się chociaż jeden z rodziców, choćby dla podtrzymania na duchu w tym kiepskim okresie czasu. Gdzie jesteś, Zach, Ty kupo!?!?!?! Lecimy dalej i... STO FUNTÓW NAPIWKU?! Dwoma słowami ukazałaś jak cudownie się powodzi rodzince Very, a jednocześnie wskazałaś (być może nieświadomie) na to, że mimo tego, że pływają w hajsie i mogą nim śmiało szastać, nie daje im to szczęścia. Super zabieg! :D Zayn gwiazdeczka, po co miał telefon odbierać? Co za frajer. W ogóle zajebiście, że Verze tak strasznie zależy na imprezie małego. Jej organizacja pochłonęła dziewczynę w całości. Tak bardzo zależy jej na Mattym, jak na nikim innym i jak nikomu innemu. Malik świetnie postąpił :) Chapeau Bas! Powiem tak: w dupie już tam z zawiedzeniem Zachary'ego. Najgorszy w tym wszystkim będzie smutek Matty'ego. Nie interesowałoby mnie to, co powie ktoś taki, jak Zach, na miejscu Very przejęłabym się jedynie zdaniem brata i tym, co on sobie pomyśli. Sms Zayna rozjebał mnie doszczętnie. Wiedziałam co się stanie, bo mi opowiadałaś przed pisaniem, no ale kurwa... serio?! "Jesteś na tyle dorosła, że sama powinnaś sobie z tym poradzić." FAKTYCZNIE, ZAYN. Tylko szkoda, że tym samym dowiodłeś swojego gówniarskiego zachowania. Na tyle dorosła, żeby sobie poradzić.. AHA, AHA, AHA. To po kiego grzyba w ogóle Malik zobowiązał się albo łagodniejsze określenie - zaproponował pomoc i że zajmie się zorganizowaniem miejsca? Mógł chociaż wcześniej dać o tym znać. A co gdyby Vera tak natarczywie do niego nie wydzwaniała? Wcale by się nie doezwał? Ta wiadomością chłopak dowiódł swojej mega hipokryzji. Gratulacje, stary. Jeszcze bezczelnie poprosił o złożeniu małemu życzeń. No cóż za tupet XD Ręce opadają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tym wybryku Vera może już na dobre zrobić pieczątkę na kopercie z nazwiskiem Zayna i ma przynajmniej jeden konkretny, gruby powód, dla którego nie powinna mu juz nigdy zaufać. Choćby tyczyłoby się to jakiejś drobnostki. Po prostu NIE. Dalej, dalej.. Bardzo lubię czytać sceny, w których opisujesz małego Matty'ego. Są takie przyjemne i szczerze radosne. Jedne z najlepszych scen w całym opowiadaniu to właśnie te ze szczerymi uczuciami i szczęściem chłopca, a także te ukazujące niezdrowe konsekwencje i ogólnie toksyczność udawanego związku Very i Zayna. No, ale lecimy dalej. Wygląda na to, że Marcus przejął pałeczkę, role się odwróciły i to on jest teraz dobrym chłopakiem ze złotym sercem, który uszczęśliwia małego. Tutaj za dużo nie napiszę, ale muszę koniecznie wkleić kawałeczke, zacytować Cię, bo wyszło coś fantastycznego.. "A teraz muszę już iść, bo mam ogromną ochotę cię pocałować, ale przecież nie mogę." kurwa, to zdanie jest piękne, Dag. Naprawdę. Tyle tylko mogę o nim powiedzieć. Po prostu piękne. Ale trzeba przejśc do kolejnego chujowego zagrania ze strony wiadomo kogo.. No ładnie, ładnie tam Zayn z tematem poleciał, kurwa. Co za bezczelny typ. Po co przyszedł na przyjęcie Matty'ego?! Podejrzewam, że wcale, a wcale nie z własnej woli :) Jezusie... Wyobrażam sobie wściekłość, irytację, frustrację, złość i mnóstwo innych okropnie negatywnych emocji, które Vera za wszelką cenę musiała w sobie stłumić. Jak cięzko musiało jej być tego dokonać.. Doprawdy, nie lada wyczyn. Jeszcze ten Malik, perfekcyjny aktor. Rozszarpałabym go. Było grubo, ja tez się wkurzyłam, czytając ten fragment, ale nadszedł czas i na śmiech. Całkiem niespodziewanie."(...) jakimś dziwnym trafem znalazł się obok nas Zac, który szczerzył się jak debilę AHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA zajebiste było to zdanie xDDDDD Takie przesączone ironią i sarkazmem, ideolo! I jeszcze to: "Jego suszenie zębów zwiastowało coś okropnego, ponieważ on prawie w ogóle się nie uśmiechał." Kolejny strzał w dziesiątkę. Co za kutas z tego Zacha XD Jak tak można... Przedmiotowo traktować własne dziedko dla zysku.. i to pieniężnego?! Juz powolutku kończę, łapię za ostatni akapit. Nie wiem jak go skomentować. Czuję go cała sobą i rozumiem Verę, jak nigdy, czuję się jakbym była w jej skórze, ale no cholercia, nie potrafię znaleźć słów, żeby to opisać. Po prostu zrobiło mi się przykro. Niemoc overpower. Eh.. Czekam na dalsza część, bo jak wiesz uwielbiam to opowiadanie :D Weny, misiu, kocham <3

      Usuń
  11. Powinnam zacząć ten komentarz od ustosunkowania się do zachowania ojca głównej bohaterki, ale stanowczo brakuje mi słów, żeby opisać bezczelność tego gościa, naprawdę ;/ Nie dość, że zaszantażował Verę, obiecując jej złote góry (bo coś mi się wydaje, że może nie dotrzymać słowa), przez co ona musiała się wpakować w ustawiony związek, to na dodatek kompletnie się na nią wypiął, że już nie wspomnę o małym Mattym, który przecież najbardziej potrzebuje ciepła ze strony rodzica. Cóż, chyba trzeba przywyknąć do tego, że Zac to zatwardziały kretyn i nic nie da się z tym faktem zrobić. Skoro nawet piąte urodziny jego syna nie sprawiły, że ten głupi "foch" - bo naprawdę, to przypomina mi kaprysy jakiejś rozwydrzonej nastolatki - mu nie przeszedł, to niby co innego miałoby się stać, żeby jakoś go ruszyło? Chociaż jestem wściekła na tego faceta, strasznie mi żal Very i oczywiście Matty'ego. Nie zasłużyli na takie traktowanie, w końcu to dobre dzieci.
    Niemal tak samo, a może nawet bardziej zszokowało mnie zachowanie Zayna. A już zaczynałam się do niego przekonywać, w końcu pokazał swoje milsze oblicze... Byłam głęboko przekonana, że się zgrywa, że może chce zrobić Verze wyjątkową niespodziankę i poza tym parkiem rozrywki załatwi dla jej młodszego brata coś jeszcze, a on tak po prostu się na nią wypiął. Co za dupek! Nienawidzę, jak ktoś mi coś powie, a po pewnym czasie się okazuje, że te wszystkie słowa tak naprawdę nic nie znaczyły i mogę najwyżej się nimi wypchać -,- W tym wypadku było całkiem podobnie. Po jaką cholerę była ta cała szopka? Wcześniej udawał takiego milutkiego, żeby zamydlić Verze oczy, czy po prostu to jeden z jego dni, kiedy chce być gnojem dla całego świata? Sama już nie wiem, ten chłopak jest jedną chodzącą zagadką i naprawdę ciężko jest przewidzieć, jak się zachowa w danym momencie.
    Zaskoczyła mnie również postawa Marcusa, mówię oczywiście o tej z początku rozdziału. Przede wszystkim myślałam, że jest na tyle obrażony na swoją dziewczynę, że nie przyjdzie nawet złożyć życzeń Matty'emu, a ten zjawił się, jak gdyby nigdy nic, na dodatek wlekąc ze sobą prezent dla małego, czym chyba podbił jego serce. No cóż, miał gest, nie powiem. Spodziewałam się jednak, że będzie naskakiwał na Verę, próbował uzyskać od niej przeprosiny za ostatnie dni, cokolwiek, zwłaszcza gdy ta wspomniała, iż Zayn zrobił ją w balona, a ten po prostu zabrał się i wyszedł. Bez podniesionego głosu czy nawet niewielkiej awantury. Marcus, to na pewno byłeś Ty? ;o
    Naprawdę się martwiłam, że Verze nie uda się niczego załatwić. W końcu nastawiła się na propozycję Malika, była niemalże pewna, że urodziny Matty'ego przebiegną bez większych komplikacji, a tymczasem miotała się przez większość dnia, usiłując znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Muszę powiedzieć, że pomysł z parkiem wodnym, który zorganizował Marcus sprawił, że ten chłopak nieco zyskał w moich oczach. Dotąd uważałam go za agresywnego palanta, który traktuje Verę jak swoją własność, ale gdyby mu nie zależało, nie stanąłby na głowie, żeby tak dobrze wszystko załatwić. Chociaż naprawdę przyjemnie czytało się o tym, że ostatecznie te całe urodziny nie okazały się kompletną klapą, a Matty najwyraźniej był cholernie szczęśliwy, to mam jakieś dziwne przeczucia względem Marcusa. Chodzi mi o to, że mam nadzieję, że nie zamierza potem żądać od Very jakiejś rekompensaty w zamian za jego poświęcenie. W końcu nie prosiła go o pomoc, sam pospieszył na ratunek jak jakiś niskobudżetowy superman. Mam nadzieję, że to był odruch ze szczerego serca, a nie próba uśpienia jej czujności czy coś ;o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Normalnie nie wierzę, że Zayn sobie tak po prostu przyszedł do tego parku wodnego! Myślałam, że zaszył się gdzieś w jakimś barze czy coś w tym stylu i Vera nie zobaczy go przez najbliższe kilka dni, a on, cały w skowronkach, podszedł do niej i zaczął ją obściskiwać. Pewnie to Zac po niego zadzwonił, świadomy obecności paparazzi. Przecież to byłoby dziwne, gdyby tak idealny chłopak jak Zayn opuścił urodziny młodszego brata swojej ukochanej ;/ No nie powiem, wkurzyła mnie ta końcówka, bo Malik chyba nie mógł być jeszcze bardziej bezczelny. A jednak pokazał, że granicę można przekroczyć kilka razy w ciągu jednego dnia.
      Tak czy siak mnie osobiście rozdział się podobał. Gdybym nie wiedziała, że ostatnio przechodziłaś blokadę, nigdy w życiu nie przyszłoby mi to do głowy. Świetnie wszystko opisałaś, dlatego życzę weny na dalsze rozdziały, tu oraz na Stabi <3
      Pozdrawiam!

      Usuń
  12. Wybacz, że ten komentarz będzie tak za przeproszeniem z dupy wzięty, ale czytałam już dawno, tuż po dodaniu, bo z Orianą czekałyśmy jak na szpilkach, aż dodasz, a później umknęło mi zostawienie opinii. Będzie ona chyba najkrótsza w mojej historii, bo grypuje ;-;
    Zayn - zawiodłeś mnie stary. Myślałam, że cię uduszę, powieszę, kurde wykastruje! Jak można to zrobić dziecku. DZIECKU. NIEWINNEMU MATTIEMU! Żeby chociaż wcześniej uprzedził. ŻAL. Żol dupę ściska...
    Marcus - Mimo tak pięknego gestu ja wciąż wierze, że jest skończonym fagasem bez powodu do egzystowania. Cóż, raz mi podpadł i jednym parkiem wodnym tego nie odczyni...
    Ojciec Very - spłoń.
    Sama Vera - Jestem z tobą skarbie! Współczuje ci, że musisz żyć wśród tych idiotów...

    Cóż, pokrótce, jeśli krócej się da... Nie zawiodłaś mnie tym rozdziałem i na następny też będę czekała po nocach z kakałkiem :)
    Teraz chciałam jeszcze zap.... To w spamie ;)
    xx
    @YourLittleBoo1

    OdpowiedzUsuń
  13. Jejku, tak samo jak Vera bardzo liczyłam na Zayna! Nawet, kiedy napisał, że zostawia ją na lodzie, byłam przekonana, że nagle pojawi się i oznajmi, ze wszystko jest gotowe. Zawiodłam się na nim. Chociaż nie powinnam być zaskoczona, prawda? Ta sytuacja w klubie, kiedy Zayn był taki miły i w ogóle, pewnie była jakąś głupią grą. Ale dobrze, że Marcus okazał się być wyjątkowo 'tym lepszym' i sprawił taki miły podarunek Mattiemu, nic dziwnego, że chłopiec się ucieszył. I jeszcze zorganizował wypad do parku wodnego! jejku, strasznie milo z jego strony. Bardzo, ale to bardzo wspólczuję głównej bohaterce takiego zycia, gdzie każda relacja jest okryta fałszem. Jej ojciec jest naprawdę podłym człowiekiem. I Vera i Matty zasługują na kogoś lepszego.
    Całuję i życzę weny! ♥

    OdpowiedzUsuń
  14. Napisz nexta Plis
    Lilia
    Trzymam kciuki

    OdpowiedzUsuń
  15. Boże, masz tak dużo cudownych, sensownych komentarzy, a ja pewnie wyskoczę z jakimś badziewiem, którego nikt nie zrozumie, jednak uważam Twojego bloga za cudownego i wprost nie mogę się powstrzymać od naskrobania tutaj chociaż krótkiego komentarza.

    Cóż, zacznę od tego, że widziałam już naprawdę wiele wersji takich historii. Mam na myśli udawanie dziewczyny któregoś z chłopców. Przyznam, że niektórym autorkom wychodziło to nawet poprawnie, jednak jeszcze żadna nie powaliła mnie na kolana tak jak Ty. Czytam teraz naprawdę wiele fanficów i rozpaczam, bo coraz trudniej jest znaleźć taką historię, w której z niecierpliwością wyczekiwała kolejnego rozdziału. Niestety (przyznaję ze smutkiem) już nie mogę się doczekać, jak dalej potoczą się losy Very, Malika i Marcusa (do którego jeszcze wrócę w swoim wywodzie, kiedy zagłębię się w bohaterów).

    Wcześniej nie komentowałam Twojej historii, dlatego muszę zacząć od totalnych podstaw, bo później będę sobie wyrzucała, że czegoś nie napisałam.

    Kiedy weszłam na Twojego bloga, kojarzyłam nazwę... skądś. Dopiero potem skojarzyłam, że ktoś polecił tego bloga u siebie, ja weszłam, ale zaraz potem zajęłam się czymś innym i kompletnie o nim zapomniałam. Przyznaję bez bicia. Potem troszeczkę się zniechęciłam przez Selenę (która jest naprawdę śliczna) widniejącą w szablonie, a wszystko przez te jedenastoletnie blogerki, które zazwyczaj jako główną bohaterkę przedstawiają właśnie pannę Gomez, tudzież Barbarę Palvin, czy kogoś ich pokroju. Ale zebrałam się w sobie i zaczęłam czytać.

    Marcus...
    Zacznę od niego, bo uważam go za najbardziej idiotyczną postać w całym opowiadaniu, zaraz po Zacu, ale o nim wspomnę tak aby-aby. Jest agresywny, dwulicowy i zakłamany jak cholera. Przypomina trochę tych typowych gejusków z seriali na BBC. Mam na myśli, umawia się z dziewczyną tylko po to, żeby jej ojciec coś mu załatwił.
    Nie wiem, czemu Vera jeszcze z nim nie zerwała, w końcu to idiota i niejednokrotnie wystawił ją do wiatru, jak chociażby w pierwszym rozdziale, kiedy po nią nie przyjechał. Cóż, druga sprawa, że równie często jej pomagał...

    Vera - jest cudowną, aczkolwiek bardzo zagubioną osobą. Uwielbiam sposób, w jaki opisujesz jej uczucia i pewne wydarzenia z życia. Doskonale dałaś sobie radę z opisaniem (wiem, powtórzyłam się :/) jej sytuacji życiowej, kiedy przedstawiałaś śmierć mamy Very i Mattiego, to jak się wtedy czuła i takie tam.

    Jezu, jestem taka zmęczona... Uh.

    Dalej, Matty. Kocham go, dlatego wymienię go przed Zaynem. Niestety będę już kończyła, bo jestem masakrycznie zmęczona. Jest uroczy i już na pierwszy rzut oka można wywnioskować, że wiele przeszedł i jest bardzo dojrzały jak na swój wiek. Kocham czytać sceny z nim, szczególnie kiedy jest taki szczęśliwy z Malikiem. Nie wiem czemu, ale mnie to rozczula.

    Dobra, przechodzimy do Zayna. W sumie, nie mam co za dużo pisać.
    Wkurza mnie jak cholera, momentami nawet bardziej niż Marcus, szczególnie w tym rozdziale. Doskonale udaje wielce zakochanego w Verze, co mnie irytuje, bo widać, że ona jest całkiem zagubiona i jeszcze nie zawsze wie, jak ma się zachować. A teraz? Kurde, wyjechał z taką akcją, jakby naprawdę ciężko mu było wykonać jeden telefon. No co to ma kurde być?! I ona, i Matty na niego liczyli, a on tu jakieś cyrki tworzy.

    Dobra, kończę, bo zmęczenie bierze górę i strasznie się zdenerwowałam :p
    Czekam na kolejny rozdział :) Luv ya, Happily <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Cóż, zachowanie Zayna na pewno nie było tym, czego ktokolwiek od niego oczekiwał, ale czego można się było po nim spodziewać? Właśnie tego. Rozdział bardzo mi się podoba, tak jak całe opowiadanie. Szablon jest po prostu śliczny. :) Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

    Zapraszam również do siebie, na:
    http://banshee-fanfiction.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Czekam na coś nowego, wiedz. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do niedawna cicha czytelniczka też czeka, a aktualnie klei komentarz ;) xx

      Usuń
  18. Trochę zajęło mi zebranie się w kupę i napisanie spójnej opinii. Żartuję! Wyszło na to, że nie napisałam nic. Ups. No ale, w takim razie pójdę na żywioł. Bez dłuższego przeciągania, zacznę od tego, co mnie smuci, a mianowicie częstotliwości pojawiania się rozdziałów. Mimo, iż doskonale Cię rozumiem, bo pisanie to trudna, czasochłonna sztuka, a ludzie w tym wieku czasu mają tyle co kot napłakał, ubolewam nad maleńką dawką historii Very i Zayna [omińmy Marcusa szerokim łukiem, dobrze?]. Już od samego prologu byłam pewna, że trafiłam na opowieść, która w pełni mnie usatysfakcjonuje. Kiedy czytałam rozmowę panów urzędników dziwnym trafem miałam przed oczyma Nilla i Louisa przebranych do BSE. Nie wiem, mój mózg tak to sobie przedstawił ;) Oczywiście nie ukrywam, że wpadłam na to, o czym ów historia będzie. Mam to do siebie, że nie przeglądam zakładek, tylko tę z bohaterami, a nawet bez tego [kurczę, nawet nie sprawdziłam czy "fabuła" istnieje na tym blogu, kolejne ups] wiedziałam z czym będę miała do czynienia. Może na pierwszy ogień pójdzie sytuacja w domu Very. Brak zainteresowania dziećmi ze strony rodzica to jedna z najgorszych rzeczy, pomijając alkoholizm, agresję, inne uzależnienia, która może mieć miejsce. Dlatego bardzo spodobała mi się relacja głównej bohaterki z bratem. Dziewczyna stara się zastąpić mu matkę, czasem to ją przerasta [myślę o scenie płaczu w pierwszych rozdziałach], ale próbuje i tym zasłużyła sobie na moją sympatię. Zadziorna, ale z klasą - takie lubię. Dodatkowo taniec to jej pasja? Jestem jak najbardziej na tak, bo sama uwielbiam to robić, pomijając, że ruszam się jak słoń w składzie porcelany ;p Samą Selenę w przedstawionej odsłonie bardzo łatwo jest sobie wyobrazić. Pasuje jak ulał i cieszę się, że nie wybrałaś innej aktorki/piosenkarki/tumblr girl. Ona właśnie kojarzy mi się z upartą, młodą kobietą dążącą do celu za wszelką cenę. Szkoda tylko, iż ciągle ktoś ją rozczarowuje i nie dziwię się jej zachowaniu w tym odcinku. Ja z pewnością rzuciłabym telefonem przez ścianę, rozpłakała się i powiedziała bratu, że urodzin nie ma, bo tak. Cóż, zważywszy na to, że sama płacę za telefon, nie mam brata coś by nie wyszło. Matko, nie mogę się skupić i ten komentarz jest, jaki jest. Ale, Vercia to nie ja i Vercia musi postawić na swoim, skoro podpisała kontrakt, to czym jest dla niej wyprawienie urodzin!? Zaskoczył mnie Marcus, który bez przerwy uświadamiał czytelnika w fakcie, że jest skończonym fiutociągiem i nagle wyskoczył z tak wielkim gestem. Za to Zayn ukazał ciemną stronę mocy, przypominając iż to ten zły i nie powinnam go lubić. Nie, ja jakoś bardzo go lubię, nawet w odsłonie sukinkota. Ups? Niestety dałam się złudzić tym tańcem i wycprawą do zoo, głupia ja. Vera z pewnością także dała się nabrać. A to ci niedobry gwiazdor! Może wycieczka do Paryża by go odmieniła? Wspomniałaś kiedyś, a mnie pomysł przypadł do gustu. Nie wiem co mogę więcej powiedzieć. Polubiłam także Evkę, bo równy z niej babiszon ;) Także ten. Sprostałaś zadaniu! Wybrałaś dość popularną tematykę, ale jako jedyna dobrze ją ujęłaś. Nie zostaje mi nic jak czekać na kolejne rozdziały i zaprosić do siebie na opowiadanie, które jako moje pierwsze zamieszczam na blogspocie. Pojawił się prolog i jeśli masz ochotę - wpadnij, podziel się swoją opinią.
    Pozdrawiam, życzę weny, czasu i chęci ;*
    Hope z http://another-fan-fiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Trochę zajęło mi zebranie się w kupę i napisanie spójnej opinii. Wyszło na to, że nie napisałam nic. Ups. No ale, w takim razie pójdę na żywioł. Bez dłuższego przeciągania, zacznę od tego, co mnie smuci, a mianowicie częstotliwości pojawiania się rozdziałów. Mimo, iż doskonale Cię rozumiem, bo pisanie to trudna, czasochłonna sztuka, a ludzie w tym wieku czasu mają tyle co kot napłakał, ubolewam nad maleńką dawką historii Very i Zayna [omińmy Marcusa szerokim łukiem, dobrze?]. Już od samego prologu byłam pewna, że trafiłam na opowieść, która w pełni mnie usatysfakcjonuję. Kiedy czytałam rozmowę panów urzędników dziwnym trafem miałam przed oczyma Nilla i Louisa przebranych do BSE. Nie wiem, mój mózg tak to sobie przedstawił ;) Oczywiście nie ukrywam, że wpadłam na to, o czym ów historia będzie. Mam to do siebie, że nie przeglądam zakładek, tylko tę z bohaterami, a nawet bez tego [kurczę, nawet nie sprawdziłam czy "fabuła" istnieje na tym blogu, kolejne ups] wiedziała z czym będę miała do czynienia. Może na pierwszy ogień pójdzie sytuacja w domu Very. Brak zainteresowania dziećmi ze strony rodzica to jedna z najgorszych rzeczy, pomijając alkoholizm, agresję, inne uzależnienia, która może mieć miejsce. Dlatego bardzo spodobała mi się relacja głównej bohaterki z bratem. Dziewczyna stara się zastąpić mu matkę, czasem to ją przerasta [myślę o scenie płaczu w pierwszych rozdziałach], ale próbuje i tym zasłużyła sobie na moją sympatię. Zadziorna, ale z klasą - takie lubię. Dodatkowo taniec to jej pasja? Jestem jak najbardziej na tak, bo sama uwielbiam to robić, pomijając, że ruszam się jak słoń w składzie porcelany ;p Samą Selenę w przedstawionej odsłonie bardzo łatwo jest sobie wyobrazić. Pasuje jak ulał i cieszę się, że nie wybrałaś innej aktorki. Ona właśnie kojarzy mi się z upartą, młodą kobietą dążącą do celu za wszelką cenę. Szkoda tylko, iż ciągle ktoś ją rozczarowuje i nie dziwię się jej zachowaniu w tym odcinku. Ja z pewnością rzuciłabym telefonem przez ścianę, rozpłakała się i powiedziała bratu, że urodzin nie ma, bo tak. Cóż, zważywszy na to, że sama płacę za telefon, nie mam brata coś by nie wyszło. Matko, nie mogę się skupić i ten komentarz jest, jaki jest. Ale, Vercia to nie ja i Vercia musi postawić na swoim, skoro podpisała kontrakt, to czym jest dla niej wyprawienie urodzin! Zaskoczył mnie Marcus, który bez przerwy uświadamiał czytelników w fakcie, że jest skończonym fiutociągiem i nagle wyskoczył z tak wielkim gestem. Za to Zayn ukazał ciemną stronę mocy, przypominając iż to ten zły i nie powinniśmy go lubić. Nie, ja jakoś bardzo go lubię, nawet w odsłonie sukinkota. Ups? Niestety dałam się złudzić tym tańcem i wycieczką do zoo, głupia ja. Vera z pewnością także dała się nabrać. A to ci niedobry gwiazdor! Może wycieczka do Paryża by go odmieniła? Wspomniałaś tam kiedyś, a mnie pomysł przypadł do gustu. Nie wiem co mogę więcej powiedzieć. Polubiłam także Evkę, bo równy z niej babiszon ;) Także ten. Sprostałaś zadaniu! Wybrałaś dość popularną tematykę, ale jako jedyna dobrze ją ujęłaś. Nie zostaje mi nic jak czekać na kolejne rozdziały i zaprosić do siebie na opowiadanie, które jako moje pierwsze zamieszczam na blogspocie. Pojawił się prolog i jeśli masz ochotę - podziel się swoją opinią.
    Pozdrawiam, życzę weny, czasu i chęci ;*
    Hope z http://another-fan-fiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  20. Emm może chciałabyś żebym wykonała dla ciebie zwiastun lub może chcesz zapisać się na staż http://kolorowe-zwiastuny.blogspot.com/ Przepraszam za spam <> A co do rozdziału to brak mi słów

    OdpowiedzUsuń
  21. Tak diametralnie zmieniasz co jakiś czas zarówno zachowanie Zayna, jak i Marcusa, że w pewnych momentach zaczynam zastanawiać się, za którym stawać. No dobra, mimo to i tak wybieram Zayna, chociaż przyznaję, że w tym rozdziale wyjątkowo mnie wkurzył i sama miałam ochotę przywalić mu w twarz, aby tak w końcu się ocknął. Poza tym znów zjawił się ojciec dziewczyny... Nie wiem dlaczego, ale z każdym kolejnym rozdziałem coraz mniej go lubię, nie to, żebym wcześniej darzyła go jakąś sympatią.
    Vera zdecydowanie nie ma łatwego życia. Nigdy nie wiadomo, kiedy coś nagle zacznie się sypać. Niemniej sprawia to, że wciągam się w te opowiadanie jeszcze bardziej. Lubię, jak coś mnie zaskakuje :)
    PS: Mam nadzieje, że w następnych rozdziałach Malik poprawi swoje zachowanie, bo naprawdę tutaj przesadził...

    OdpowiedzUsuń