tag:blogger.com,1999:blog-90280945945185917022024-03-05T03:14:50.334-08:00Thank you for showing me who you are underneath.Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.comBlogger20125tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-78601105422825553952016-10-08T09:32:00.000-07:002016-10-08T09:48:48.708-07:00Rozdział XII Czas leciał nieubłaganie i po kilku tygodniach morderczych treningów, awantur z ojcem, wciąż nieznośnie nadciągających do mnie esemesów od anonimowego szantażysty, a także show biznesowej sielanki z Zaynem, nadszedł dzień turnieju. Od rana biegałam po domu niczym poparzona, próbując jak najlepiej przygotować się do niemalże śmiertelnej dawki stresu, która czekała mnie podczas konkursu. Matty calutki weekend spędzał pod opieką rodziców Eveline, co sprawiało, że miałam nieco mniej na głowie, jednak mimo to z niczym nie mogłam się wyrobić.<br />
<br />
- Vera, do jasej cholery, pospiesz się! Spóźnimy się, zdyskwalifikują nas i tyle będzie z naszej wygranej!- nie cierpliwił się Charles, pospieszając mnie już po raz trzeci.<br />
<br />
Wiedziałam, że w jego słowach jest sporo racji, jednak nic nie mogłam poradzić na to, że przez całe te zamieszanie, nie mogłam się zebrać. Za każdym razem, kiedy wydawało mi się, że jestem gotowa i możemy wychodzić, nagle przypominało mi się, że czegoś nie wzięłam lub jak było to za drugim razem, nie wyłączyłam żelazka. Rzecz może i błaha, ale dom mógłby pójść przez nią z dymem.<br />
<br />
- Jestem gotowa- oznajmiłam w końcu, zagarniając do ręki klucze i z nerwowym uśmiechem spoglądając w stronę chłopaka.<br />
<br />
- Taa, już to słyszałem- mruknął rozzłoszczony, po czym ruszył ku wyjściu.<br />
<br />
Postanowiłam nie komentować jego słów. Obrzuciłam jedynie dom ostatnim spojrzeniem, w głowie dokładnie analizując, czy tym razem na pewno wszystko wzięłam, po czym zakluczyłam drzwi i z pokrzepiającym westchnieniem ruszyłam za blondynem.<br />
<br />
Droga do centrum muzyki i tańca przeleciała nam szybko. O tej porze na szczęście uniknęliśmy korków i zaledwie kilka minut przed godziną siedemnastą byliśmy już na miejscu. Wyglądało na to, że ze wszystkich uczestniczących w konkursie par, dotarliśmy jako ostatni. Starałam się jednak nie myśleć o tym w kategorii złego omenu i z niepodobną do siebie pogodą ducha pożartowałam nawet na ten temat wraz z kobietą, która po wejściu do budynku wręczyła nam identyfikatory i poinformowała nas gdzie powinniśmy się udać.<br />
<br />
W większości uczestnicy rozgrzewali się już na backstage'u i robili ostatnie mini próby swoich występów, kiedy my zdyszani i lekko oszołomieni ze stresu wbiegliśmy na miejsce przeznaczone dla tancerzy. Po krótkiej obserwacji swoich rywalek zaczęłam trochę żałować, że nie wynajęłam kogoś kto by mnie uczesał i pomalował. Dziewczyny prezentowały się niczym modelki wyciągnięte wprost z rozkładówki Vouge'a, natomiast mój skromny i naturalny makijaż wyglądał dość blado na ich tle. Od zawsze jednak uznawałam, że tancerki mają przykuwać uwagę swoimi umiejętnościami, a nie wyglądem, dlatego też i w tym przypadku miałam zamiar trzymać się tej zasady i lśnić na parkiecie swoim tańcem, a nie powiekami.<br />
<br />
Czułam się już całkiem rozgrzana i w stu procentach gotowa do występu, kiedy do moich uszu dobiegły jakieś krzyki. Ciężko było w tym harmidrze rozróżnić pojedyncze słowa, jednak gdzieś z tyłu głowy wciąż odnosiłam wrażenie, że ktoś mnie woła. Po którymś razie rozejrzałam się po sali, aż mój wzrok zatrzymał się na Eveline, która wesoło i energicznie machała w moją stronę. Dopiero po chwili zauważyłam Zayna, który z nikłym uśmiechem na twarzy, stał tuż obok niej. Rzuciłam ręcznik w kąt i czym prędzej pobiegłam w ich stronę.<br />
<br />
- Przyszliśmy życzyć Ci powodzenia- zaczęłam od razu blondynka, po czym bez żadnego ostrzeżenia zagarnęła mnie do uścisku.<br />
<br />
Rozbawiona poklepałam ją delikatnie po plecach, po czym zerknęłam w stronę Malika. Wyglądał jakby nie do końca wiedział jak się zachować. Zupełnie niczym nie on trzymał się nieco na uboczu i spokojnie oczekiwał aż skończymy i nadejdzie jego kolej. W jego postawie nie było nic pretensjonalnego, przez co zaczęłam zastanawiać się, czy to nasze ostatnie spotkanie go tak odmieniło, czy po prostu pilnował się ze względu na ludzi, którzy mogli nas w tym czasie obserwować. Nie miałam jednak zbyt wiele czasu, ani też ochoty na dłuższe rozmyślanie, dlatego szybko odrzuciłam je od siebie i niewiele myśląc, posłałam mu delikatny uśmiech. O dziwo chłopak natychmiastowo go odwzajemnił, a ja poczułam, że robi mi się nieco cieplej na sercu. Jego miłe zachowanie, lecz nie te, które serwował mi przy ludziach, na pokaz, a te zupełnie szczere i prawdziwe, wciąż sprawiały, że zaczynałam wierzyć, że ta znajomość rzeczywiście może jeszcze prowadzić do czegoś dobrego. Tak było również i tym razem.<br />
<br />
Eve w końcu się ode mnie odkleiła i najwyraźniej chciała jeszcze coś powiedzieć, jednak widząc, że wymieniamy z Zaynem spojrzenia, burknęła tylko, że zobaczymy się po wszystkim, a zaraz później zniknęła gdzieś w tłumie.<br />
<br />
- Powinienem chyba też cię przytulić. To chyba to co zrobiłby przykładny chłopak?- podsunął brunet, a ja jedynie bezmyślnie kiwnęłam głową.<br />
<br />
Nie musiałam czekać na jego reakcje zbyt długo. Nim ponownie zdążyłam nabrać powietrza do ust, Zayn objął mnie, wciskając moją twarz wprost na swój tors. Całkiem nieświadomie zaciągnęłam się zapachem jego męskich perfum, delikatnie przymykając przy tym powieki. Było w tym uścisku coś tak intymnego, że miałam wrażenie, że moje policzki w sekundę nabrały koloru dojrzałego pomidora. Po chwili stania w kompletnym bezruchu, Malik zaczął delikatnie gładzić moje plecy, a ja poczułam się tak, jakby dokładnie tam było moje miejsce na ziemi, właśnie w jego ramionach. Błogość, która mi przy tym towarzyszyła, nie trwała jednak zbyt długo. Zasadniczo dość szybko zdałam sobie sprawę z tego, jak absurdalnie brzmi to nawet w moich myślach, dlatego odchrząknęłam cicho, próbując oswobodzić się z uścisku.<br />
<br />
- Muszę już iść- powiedziałam przepraszająco, uciekając wzrokiem jak najdalej od zawiedzionej miny chłopaka.<br />
<br />
Nie rozumiałam go. Jego zachowanie było dla mnie tak nielogiczne, że w żaden sposób nie potrafiłam ogarnąć tego swoim umysłem. Emocjonalna sinusoida, którą serwował mi Zayn na co dzień powoli doprowadzała mnie do obłędu. Tylko on potrafił być dla mnie najmilszą i najbardziej wyrozumiałą osobą na świecie, żeby zaraz potem zrównać mnie z ziemią. O ile na początku można było zauważyć w tym prostą zależność, tak w późniejszym czasie jego nastroje zmieniały się bez żadnego powodu, a przynajmniej bez takiego, który byłabym w stanie dostrzec.<br />
<br />
- Powodzenia Vera- powiedział cicho, po czym bez ostrzeżenie musnął swoimi wargami mój policzek.<br />
<br />
Cała ta scena całkowicie zbiła mnie z pantałyku i jeszcze długą chwilę po tym, kiedy chłopak zostawił mnie samą i wrócił na widownię, ja stałam, nie mogąc się ruszyć i doprowadzić swoich myśli do porządku.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Przez całe moje ciało raz po raz przelatywała ogromna fala dreszczy. Stres, który temu towarzyszył odebrał mi zdolność odbierania w prawidłowy sposób wszystkich bodźców. Stałam nieruchomo, praktycznie nawet nie oddychając i tępo wpatrując się w jakiś nieznany punkt przed sobą. Nie zwracałam żadnej uwagi na ogromny chaos, który z sekundy na sekundę rozprzestrzeniał się wokół mnie. Za nic miałam krzyki Eveline, oklaski publiczności, a nawet to, że Charles mocno szarpał mnie za rękę, próbując zwrócić moją uwagę. Wygraliśmy i tylko to w tym momencie się liczyło.<br />
<br />
- Vera, jesteśmy pierwsi, rozumiesz?!- Charles potrząsnął silnie moimi ramionami i dopiero w tym momencie się ocknęłam.<br />
<br />
Przeniosłam powoli na niego swój wciąż nieco nieprzytomny wzrok, a zaraz potem na moje usta zaczął wpełzać szeroki uśmiech. To wszystko trwało prawdopodobnie ułamki sekund, jednak dla mnie czas się zatrzymał. Kiedy nareszcie naprawdę dotarło do mnie to co się stało, niewiele myśląc wpadłam w ramiona swojego partnera, który uniósł mnie wysoko do góry, jak gdyby w geście zwycięstwa.<br />
<br />
Kiedy trochę się uspokoiliśmy, przewodniczący jury wręczył nam kwiaty, medale oraz certyfikaty, które gwarantowały nam pełne stypendium w najbardziej prestiżowej szkole tańca w całym naszym kraju. Ciężko było określić słowami to, co czułam w tym momencie. Radość, duma, a przede wszystkim satysfakcja, że udowodniłam ojcu, że potrafię i że taniec to właśnie to, czym powinnam zająć się w swoim życiu. Żałowałam trochę, że Zachary po raz kolejny pokazał jak bardzo interesuje go moje życie i nawet nie pofatygował się, aby tu przyjechać. Wybrał pracę, a nie jeden z ważniejszych dni w życiu swojej córki. Prawdę mówiąc, nie dziwiło mnie to już aż tak bardzo i nie sprawiało mi tyle przykrości co kiedyś, jednak poczułam delikatne ukłucie w sercu, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że w istotnych momentach nie towarzyszy mi żaden rodzic. To było gorzkie uczucie, którym nie chciałam sobie psuć swojego triumfu, dlatego szybko odrzuciłam je gdzieś na bok.<br />
<br />
Oboje z Charlesem byliśmy w iście szampańskich nastrojach. Mieliśmy stypendium w kieszeni, zapewniony urlop od treningów na przynajmniej dwa tygodnie, a do tego czekała nas zabawa do białego rana w gronie przyjaciół. Niewiele było takich rzeczy na świecie, które mogłyby mnie wtedy wyprowadzić z równowagi, jednak życie po raz kolejny pokazało mi, że nie powinnam nazbyt wcześnie cieszyć się, bo jeszcze wszystko może się spieprzyć.<br />
<br />
- Wygrała, bo posuwa ją sam Zayn Malik! Taka z niej tancerka, jak ze mnie śpiewaczka operowa- wyciągałam właśnie swoje rzeczy z torby, kiedy dobiegł do mnie głos jednej z uczestniczek.<br />
<br />
Błyskawicznie odwróciłam głowę, robiąc przy tym kilka niewielkich kroków w jej stronę.<br />
<br />
- Słucham?- chrząknęłam, patrząc wyzywająco prosto w jej twarz.<br />
<br />
Miałam ogromną nadzieję, że to moja chora wyobraźnia płata mi figle i że tylko się przesłyszałam, a cała ta sytuacja to tylko jakiś koszmar, z którego za moment się wybudzę. Jednak blondynka, Kelsey, z którą miałam okazję konkurować już wcześniej w kilku turniejach, nie wyglądała na kogoś kto żartuje. Jej twarz przypominała pyszczek wkurzonego chihuahua, a cieniutki głos, którym się posługiwała, idealnie wpasowywał się w ten obraz. Z pewnością, gdyby nie wściekłość, która mnie ogarnęła, ta sytuacja mogłaby mnie nawet rozbawić.<br />
<br />
- Mówię, że wygraliście dzięki twojemu sławnemu chłoptasiowi- dziewczyna wyraźnie zaakcentowała każdą sylabę, jakby chcąc dodatkowo podkreślić swoje słowa, czym bardzo prędko doprowadziła mnie do czystej furii.<br />
<br />
- Odszczekasz to- syknęłam złowieszczo, po czym automatycznie rzuciłam się w jej stronę.<br />
<br />
Sama do końca nie wiem co tak naprawdę chciałam zrobić. Pobić ją? Nigdy wcześniej nie brałam udziału w żadnej bójce, nie byłam nawet pewna, czy dałabym radę zadać jej choć jeden porządny cios. Musiałam jednak wyglądać na cholernie zdeterminowaną, ponieważ blondynka natychmiastowo schowała się za swoim partnerem, w pierwszej kolejności osłaniając swoją twarz. Logiczne myślenie poszło wtedy zupełnie w odstawkę i Bóg jeden wie, co stałoby się, gdyby w ostatniej chwili silne ramiona Charlesa nie zagarnęłyby mnie do kolejnego tego dnia uścisku. Próbowałam się wyrywać i szarpać, wciąż wykrzykując coraz to bardziej kreatywne epitety na temat swojej rywalki, jednak chłopak pozostawał niezłomny.<br />
<br />
- Puść mnie! Przyłożę jej, nauczy się trzymać twarz na kłódkę- darłam się desperacko.<br />
<br />
Moje krzyki bardzo szybko przyciągnęły tłum gapiów, który ustawił się wokół nas i z widocznym zainteresowaniem wyczekiwał dalszego rozwoju akcji. Byłam taka wściekła, że nie zwracałam na nich nawet najmniejszej uwagi. Miałam gdzieś to, że mogę mieć przez tę sytuację spore kłopoty. Nawet to, że przez to karygodne zachowanie mogliby odebrać nam stypendium, nie było w stanie mnie zatrzymać. Szarpałam się niczym kompletna wariatka w swym szaleńczym amoku. Nie potrafiłam się uspokoić, nawet słysząc wszystkie te pokrzepiające słowa przyjaciela. Słowa blondynki dotknęły mnie tak bardzo, że z bezsilności miałam się ochotę rozpłakać. Moje siły powoli słaby, a ruchy stawały się coraz wolniejsze, natomiast Charles nawet na chwilę nie poluzował swojego uścisku, przez co w końcu dałam za wygraną.<br />
<br />
- Muszę stąd wyjść- powiedziałam cicho, obracając się w stronę blondyna i spuszczając swój wzrok.<br />
<br />
Czułam, że łzy cisną mi się do oczu, a furia wcale nie ustępuje, dlatego gdy tylko chłopak uwolnił mnie z uścisku, pędem rzuciłam się w stronę drzwi, łapiąc w biegu jedynie swoją torbę, w której trzymałam kluczyki do auta. W pośpiechu zaczęłam przegrzebywać swoje rzeczy w ich poszukiwaniu, a wzrok Charlesa, który puścił się w pościg za mną, wcale mi nie pomagał.<br />
<br />
- Co ty wyprawiasz?! Nie możesz prowadzić w takim stanie!- wrzeszczał na mnie, próbując wyrwać mi torbę.<br />
<br />
Chciał pomóc, jednak w tamtym czasie nie odbierałam tak tego. Zadziałało to na mnie niczym płachta na byka. Miałam zamiar wdać się w kolejną awanturę, tym razem dotyczącą kluczyków, kiedy czyjeś silne dłonie sięgnęły po moją torbę, uniemożliwiając przy tym dostęp do niej zarówno mnie, jak i Charlesowi.<br />
<br />
- Odwiozę ją- szorstki głos Zayna rozległ się tuż nad moim uchem, a Perry, jedynie skinął porozumiewawczo głową w jego stronę i odpuścił. Najwyraźniej uznał, że Malik jest w stanie poradzić sobie z rozszalałą burzą emocji, którą wtedy byłam i doprowadzić mnie jakoś do porządku, czego ja osobiście nie byłam taka pewna.<br />
<br />
Bez słowa wsiadłam do auta i wyczekująco spojrzałam w stronę bruneta, który zwinnie usiadł na miejscu kierowcy. On również milczał. W ciszy skupił się na wyjechaniu z parkingu, zaciskając przy tym szczękę. Wyglądał wtedy nad wyraz atrakcyjnie i pewnie gdyby nie całe moje zdenerwowanie, rozwodziłabym się nad tym nieco dłużej.<br />
<br />
- Dokąd mam jechać?- nieco zdezorientowana odwróciłam głowę od szyby, zdając sobie sprawę z tego, że chłopak nie jest jasnowidzem i niestety nie jest w stanie odgadnąć moich myśli.<br />
<br />
- Regent Street- zachrypiałam cicho, po czym ponownie skupiłam swoją uwagę na bocznej szybie.<br />
<br />
Próbowałam się uspokoić, ukoić jakoś swoje skołatane myśli czymś przyjemnym. Nic jednak nie przynosiło upragnionego skutku. Wciąż byłam tak samo wściekła, a kiedy zaczynałam się nad tym głębiej zastanawiać, moja irytacja rosła na nowo. Kelsey prawdopodobnie właśnie to chciała uzyskać- wyprowadzić mnie z równowagi. Nie zdawała sobie chyba jednak sprawy z tego, jak idealnie trafiła w ten najbardziej bolesny punkt. Mogła mi zarzucać wszystko, nawet puszczalstwo, jednak podważanie moich tanecznych umiejętności było dla mnie najgorsze. Ta perfidna manipulantka sprawiła, że i ja sama zaczęłam zastanawiać się, czy moja wygrana jest kwestią mojego talentu, czy może jednak związku z celebrytą. W końcu większe zainteresowanie mediów konkursem i szkołą tańca na pewno byłoby przydatne, może znaleźliby się nowi sponsorzy, a posiadanie znaczącego nazwiska, tak silnie powiązanego z jednym z zwycięzców z pewnością by to zapewniło. Ta myśl wierciła mi kolosalną dziurę w głowie i sprawiała, że coraz to nowsze łzy pojawiały się w moich oczach, wyciskając poprzednie. Skoro nawet moja wiara we własne umiejętności została zachwiana, to jak musiało być z innymi? Z całą pewnością nikt nie miał już żadnych wątpliwości co do tego, że jestem zwykłą oszustką i dzięki znanemu chłopakowi pnę się po szczeblach kariery. Taką łatkę ciężko byłoby od siebie odlepić i doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Świadomość, że całkowicie niesłusznie będę musiała z tym walczyć podczas swoich pierwszych miesięcy w akademii wprawiała mnie w całkowitą frustrację, którą pragnęłam jak najszybciej wyładować.<br />
<br />
Chciałam właśnie pospieszyć Zayna, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że jesteśmy na miejscu. Niczym oparzona wyskoczyłam z samochodu i nie zwracając na chłopaka żadnej uwagi, pobiegłam w stronę wejścia do kancelarii. Wkroczyłam tam niczym burza z piorunami, nie zważając ani trochę na recepcjonistkę, która próbowała mnie zatrzymać, tłumacząc, że ojciec jest teraz niesamowicie zajęty i nie jest to pora na przyjmowanie gości, ruszyłam w stronę jego gabinetu. Z impetem otwarłam drzwi i wdarłam się do środka. Mężczyzna siedział wygodnie rozwalony na swym skórzanym krześle, spokojnie przeglądając jakieś papiery. Jego całkowite opanowanie, nie wiedząc dlaczego, jeszcze bardziej mnie rozjuszyło.<br />
<br />
- Zniszczyłeś mi życie!- krzyknęłam oskarżycielsko już na samym wstępie.<br />
<br />
Zachary mozolnie odłożył dokumenty i ze stoickim spokojem wymalowanym na twarzy uśmiechnął się perfidnie.<br />
\<br />
- Ciebie też miło widzieć Vera, co złego tym razem ci się przydarzyło?- spytał tak jakby w tej rozmowie chodziło o to jaką pogodę mamy za oknem.<br />
<br />
- O to, że przez twoją pieprzoną umowę nikt nie bierze mnie na poważnie! Zdajesz sobie w ogóle sprawę co zrobiłeś, zmuszając mnie do tego fikcyjnego związku?!- łzy niemalże strumieniami lały się z moich oczu, a ja nawet nie starałam się ich zatrzymywać. - Straciłam chłopaka, którego kochałam, przyjaciele myślą, że go zdradziłam, a teraz wszyscy mają mnie za zdzirę, która puszcza się w zamian za odrobinę rozgłosu! Czy to jest właśnie to czego chciałeś?!<br />
<br />
Zachary westchnął głęboko, a wyglądał przy tym tak, jakby przygotowywał się do tego, że musi wytłumaczyć malutkiemu dziecku jakąś zupełnie oczywistą sprawę.<br />
<br />
- Nie bądź taką egoistką, dzięki tej umowie moja firma zyskała kontrakt, który utrzyma nas na długie lata. Matty pójdzie na dobre studia właśnie za te pieniądze- jego głos zacierał się wręcz o łagodność. Wiedziałam, że wspomnieniem na temat Matty'ego próbuje wzbudzić we mnie współczucie i ugrać przy tym święty spokój dla siebie, jednak tym razem jego manipulacje zdawały się być na nic.<br />
<br />
- Mama nigdy by na to nie pozwoliła..- szepnęłam rozgoryczona.<br />
<br />
- Twoja matka była wariatką, a ty stajesz się dokładnie taka sama!<br />
<br />
Nie wiem co bardziej zabolało mnie tego dnia. To, że zostałam osądzona całkiem niesłusznie po swojej wygranej, czy to jak ojciec wyraził się na temat Lily. Od jej śmierci często darliśmy koty, jednak zawsze na temat mamy oboje wyrażaliśmy się z całkowitym szacunkiem. Jakby tylko ona wraz z Mattym byli jedyną kartą przetargową podczas naszych kłótni. Tym razem mimo tego, iż sprawa w zupełności nie dotyczyła tej dwójki, to właśnie temat Lily końcowo przelał dla mnie czarę goryczy.<br />
<br />
- Nienawidzę cię!- tymi właśnie słowami zakończyłam dyskusję, czym prędzej wybiegając z pomieszczenia.<br />
<br />
Nie udało mi się jednak zabiec zbyt daleko, ponieważ kiedy tylko drzwi się zatrzasnęły, ja napotkałam na przeszkodę, z którą gwałtownie się zderzyłam. Byłam taka rozżalona, że dopiero po kilku sekundach zdałam sobie sprawę z tego, że tą przeszkodą był Zayn. Nie miałam już nawet siły na krycie przed nim łez. Chłopakowi najwyraźniej zrobiło się mnie żal, ponieważ natychmiastowo owinął wokół mnie ramiona, mocno mnie ściskając. Jego bliskość wiele wtedy dla mnie znaczyła i byłam mu naprawdę wdzięczna, że mimo wcześniejszych uprzedzeń, potraktował mnie jak człowieka. Nie zadając mi żadnych zbędnych pytań szybkim krokiem poprowadził mnie w stronę samochodu, otworzył drzwi i pozwolił wejść do środka, po czym błyskawicznie zajął miejsce kierowcy. Tak jak wcześniej całkowicie milczał, tym razem jednak zerkał na mnie co kilka sekund, jak gdyby chcąc sprawdzić w jakim jestem stanie i ile jeszcze wytrzymam. Ja natomiast czułam się niczym na pograniczu jawy i snu. Może i cała ta moja histeria nie miała żadnego sensu i niepotrzebnie narobiłam tyle zamieszania, jednak w tamtej chwili ciężko było mi się opanować. To tak jakby lawina wszystkich negatywnych emocji, które dusiłam w sobie od jakiegoś czasu, nagle kompletnie niespodziewanie na mnie spadła i zabarykadowała mi każdą możliwą drogę ucieczki.<br />
<br />
Po kilku minutach drogi zatrzymaliśmy się na jakimś odludziu. Nie było tutaj żadnych budynków, chodników, a nawet świateł, co o tej godzinie sprawiało, że cała okolica spowita była w totalnej ciemności. Wierzbowe alejki zdawały się ciągnąć w nieskończoność, a ich upiorne cienie tańczyły gdzieś na środku jedynej asfaltowej drogi, która płynęła przez ich środek.<br />
<br />
Zayn nie odezwał się nawet wtedy, kiedy wyłączał silnik i wyszedł z samochodu. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów, po czym zgrabnie wyciągnął jednego z ich i wsunął między wargi. Zwinnie go odpalił, po czym wsadził ręce do kieszeni i dopiero wtedy ponownie spojrzał w moją stronę. Nieco speszona jego wzrokiem niczym na rozkaz również wysiadłam z pojazdu, mimo iż nie byłam pewna, czy to własnie tego ode mnie oczekuje. Byłam tak zaintrygowana miejscem,w które mnie zabrał, ale również jego zachowaniem, że chwilowo zapomniałam o całej swojej wściekłości. Stanęłam obok niego, z niecierpliwością wyczekując jego następnego ruchu. Wystarczyło, że jedynie na moment odwróciłam od niego uwagę i rozejrzałam się wokół, kiedy chłopak złapał delikatnie moją dłoń i poprowadził w nieznanym mi kierunku. Podążaliśmy jedną z alejek, aż na naszej drodze pojawił się wysoki na około metr murek. Zayn puścił moją rękę i bez najmniejszego problemu wdrapał się na betonowy podest. Na szczęście byłam dość wysportowaną osobą, dlatego również i mnie nie przysporzył on zbyt wiele kłopotów i już kilka sekund później oboje siedzieliśmy ze swobodnie spuszczonymi w dół nogami. Miejsce, w którym się znajdowaliśmy nie było położone na żadnym wzniesieniu, więc dostrzeżenie panoramy miasta niestety nie było możliwe, jednak przed nami tlił się obraz świateł i miejskiego życia i to w zupełności wystarczyło.<br />
<br />
Całkowicie pogrążyłam się w grobowej ciszy, która nas otaczała i starałam się odprężyć choć odrobinę. Wychodziło mi to najwyraźniej nie najgorzej, ponieważ już po chwili niemal całkowicie zapomniałam o obecności chłopaka, dlatego kiedy przemówił, podskoczyłam nieco na swoim miejscu.<br />
<br />
- Przyjeżdżałem tu pomyśleć po każdej kłótni z chłopakami i zarządem- ostatni raz zaciągnął się, po czym wyrzucił niedopałek gdzieś w bok.<br />
<br />
Poczułam się w pewnym sensie dość wyjątkowo. Jego słowa świadczyły o tym, że to miejsce naprawdę coś dla niego znaczy, a ja mimo usilnych starań, nie mogłam pozbyć się myśli, że byle kogo nie zabiera się w swoje "kryjówki". Wizja tego, że stałam się dla Zayna kimś ważnym całkowicie przysłoniła mi świat na kilka sekund.<br />
<br />
O tej porze roku było już naprawdę chłodno na dworze, a ja nie byłam specjalnie ubrana na taką pogodę, dlatego już po chwili zrobiło mi się całkiem zimno. Zayn zdawał się to zauważyć, ponieważ jego ciepłe palce ponownie ułożyły się na mojej dłoni. Westchnęłam cicho i spojrzałam w jego stronę. Był wyjątkowo spokojny, w jego rysach nie było nic surowego, jak bywało to zazwyczaj, a w ciemnych oczach pojawił się pewnego rodzaju błysk, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Malik nachylił głowę w moją stronę, a jego ciepłe wargi dotknęły moich ust. W pierwszej sekundzie to było jedynie niczym muśnięcie, jak gdyby chciał sprawdzić, czy mnie tym nie wystraszy. Widząc jednak, że wcale od niego nie uciekam, stał się nieco odważniejszy. Uniósł dłoń ku mojej twarzy i nie przerywając pocałunku, przejechał kciukiem po moim policzku, zakańczając jego trasę na mojej szyi. Ciarki przechodziły całe moje ciało, a w głowie aż kołowało mi się od nadmiaru myśli. Jego dotyk tylko i wyłącznie jeszcze bardziej mącił mi w umyśle, on jednak nie przestawał. Pewnie nawet gdybym uważała za niestosowne to co robimy, raczej i tak nie byłabym w stanie tego przerwać. Zayn doskonale wiedział co robi. Przyciągnął mnie nieco bliżej siebie i pogłębiając pocałunek, po raz kolejny przebiegł palcami mojej szyi. To wszystko działało na mnie lepiej niż jakikolwiek znany ludzkości afrodyzjak i sama nie wiem jak daleko posunęlibyśmy się tej nocy, gdyby nie fakt, że nagle, zupełnie niczym w jakiejś żałosnej amerykańskiej komedii, zaczął padać deszcz, studząc nasze pragnienia.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Nie przepraszam za swoją nieobecność, ponieważ coś zrozumiałam w ostatnim czasie i wydaje mi się, że Wy też powinnyście to zrozumieć. Powiem kilka słów i mam nadzieję, że to nieco rozjaśni Wam moją sytuację. Otóż kiedy zaczęłam pisać te ff miałam dziewiętnaście lat. Teraz mam ich dwadzieścia dwa (tak kurwa, jestem taka stara) i podczas tych trzech lat wydarzyło się w moim życiu tyle rzeczy, że naprawdę pisanie o One Direction to zazwyczaj była ostatnia rzecz, o której myślałam. Przeżyłam naprawdę wiele porażek w tym czasie, które mocno zachwiały moją psychiką. Między innymi wyrzucili mnie z ukochanej pracy, w tym samym czasie straciłam osobę, którą bardzo kochałam, a wielu ludzi się ode mnie odwróciło. Przez kilka naprawdę długich miesięcy leżałam w depresji, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca na świecie. Później zaczęłam nową pracę, zajęcia, poznałam nowych ludzi i starałam się jakoś to wszystko pozbierać do kupy, ogarnąć się i poukładać swoje życie. Ciężko było mi w tym okresie zorganizować sobie czas na pisanie i żałuję tego, na serio, ale czasu nie cofnę. Chcę tylko powiedzieć, że życzę Wam zawsze tego, żebyście czuły się wychujane przez lubianego przez siebie autorkę ff, a nie przez życie.<br />
Druga sprawa jest taka, że zdaję sobie sprawę z tego, że rozdział jest słaby, a mój styl bardzo się pogorszył. Muszę teraz nad sobą popracować i zajmie mi trochę czasu, aż wrócę do formy. Cholernie trudno było mi przełamać się z napisaniem tego rozdziału. Zaczynałam go z tysiąc razy. Dwa razy miałam już nawet poważną część napisaną, kiedy traciłam wszystkie pliki i takie sytuacje naprawdę potrafią zdeprymować. Teraz postaram się być tu dużo częściej i mam nadzieję, że jeszcze chociaż trochę lubicie czytać to opowiadanie.<br />
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do rozmowy :)Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-63132609833102774282016-08-11T15:28:00.003-07:002016-08-11T15:31:35.493-07:00Did you miss me?<div style="text-align: center;">
Dostaję od Was w ostatnim czasie naprawdę masę wspaniałych komentarzy i wiadomości. Wierzcie mi, że dzięki temu rzeczywiście chce się żyć! Kocham Was tak bardzo i chciałabym obiecać, że doprowadzę historię do końca, ale nie mogę tego zrobić, bo nie lubię rzucać słów na wiatr, a z moim zapałem bywa różnie. Mogę jedynie zapowiedzieć, że w przyszłym tygodniu pojawi się nowy rozdział! Cieszycie się? hihi</div>
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-68915658704485156862015-09-05T06:46:00.001-07:002015-09-05T06:46:34.839-07:00Powrót?Witam kochani. Z racji nagłych i dość nieprzewidzianych zmian w moim życiu, od kilku dni mam ogromne zasoby wolnego czasu i prawdę mówiąc, nie za bardzo wiem, co z nimi zrobić. Pomyślałam więc o powrocie do blogowania, pytanie jednak brzmi, czy ktoś miałby jeszcze ochotę czytać Whoppera, czy Stabilisera, a może kompletnie nowy projekt? Na każdą z tych opcji mam już coś tam przygotowane, nie wiem tylko, na czym faktycznie powinnam była się skupić. Dajcie znać co myślicie i do napisania, mam nadzieję! :)Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-36350915098865719022014-12-30T16:05:00.002-08:002015-01-07T13:11:20.363-08:00Rozdział XI Miałam całkowicie wolny dzień. Zero treningów, głupich spotkań z pracownikami Modest!, a nawet żadnego spotkania z Zaynem. Krótko mówiąc- ten dzień należał w całości tylko i wyłącznie do mnie. Z początku sama nie do końca byłam pewna w jaki sposób mam zamiar go spędzić. Kusiło mnie, aby złapać swoją torbę treningową i pojechać do studia, i najzwyczajniej w świecie poświęcić wolny czas na samodzielne ćwiczenie, jednak uznałam, że i od tańca przyda mi się chociażby chwilowa przerwa. Ciągłe treningi i godziny spędzone na doskonaleniu układu powoli dawały mi się we znaki i wyglądało na to, że nie tylko mnie, ponieważ to Charles, mój partner, odwołał dzisiejszy trening, tłumacząc, że kompletnie nie ma dziś siły i potrzebuje się porządnie wyspać. Nie miałam mu tego za złe. Właściwie między innymi właśnie za to tak bardzo go lubiłam. Nie obwijał w bawełnę i nie starał się wymyślić jakiś niestworzonych historii, aby się usprawiedliwić, wolał powiedzieć prawdę i być w stosunku do mnie fair. Wyjątkowo to sobie w nim ceniłam i w takich momentach jak ten, naprawdę doceniałam, że to właśnie on jest moim tanecznym partnerem. Dogadywaliśmy się niespotykanie dobrze, oboje stawialiśmy na szczerość, która okazała się być prawdziwym kluczem do sukcesu, czego zazdrościły nam wszystkie inne pary z naszej grupy.<br />
<br />
Ostatecznie postanowiłam spędzić ten wolny czas na zabawie z Mattym. Ostatnio rzadko kiedy bywałam w domu i nie poświęcałam mu tyle uwagi co zwykle, dlatego jak najbardziej należało mu się to zadośćuczynienie. Rano zwlokłam go z łóżka na śniadanie, aby miał siły na dzień wypełniony figlami. Po kilku godzinach intensywnej zabawy w berka, chowanego i wszystko inne, co tak bardzo cieszyło mojego brata, oboje padliśmy na dywanie w salonie, dysząc ciężko i wciąż cicho chichocząc. Leżeliśmy tak, wpatrując się w śnieżnobiały sufit, a przyjemna cisza rozniosła się po całym domu, kiedy staraliśmy się uspokoić nasze nierówne oddechy.<br />
<br />
- Vera, myślisz, że mama nas widzi?<br />
<br />
Cichy i nieco niepewny głos Matty'ego dobiegł do moich uchu, sprawiając, że w moim gardle momentalnie pojawiła się niewidzialna gula wielkości piłki tenisowej, która skutecznie uniemożliwiała mi wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Oblała mnie fala smutku i chociaż bardzo nie chciałam dać tego po sobie znać, to w jednej chwili zrobiło mi się naprawdę bardzo żal mojego brata. Nigdy nie dane było mu poznać swojej matki i choć wiedziałam, że jej temat niesamowicie go nurtował i powodował, że na usta cisnęło mu się wiele pytań, to starał się nie poruszać tego tematu. Matty miał jedynie pięć lat, był ciekawski, jak to bywa z dziećmi w jego wieku, jednak jego niewiarygodna intuicja najwyraźniej podpowiadała mu, że z jakiś powodów ani ja, ani tym bardziej ojciec, nie lubimy rozmawiać o Lilian. Był cholernie bystry i zawsze kiedy głębiej zaczynałam się nad tym zastanawiać, dochodziłam do wniosku, że tak naprawdę to wcale nie ułatwia sprawy. Malec rozumiał dużo więcej niż przeciętne dzieci w jego wieku, a co za tym szło, nie mogłam już dłużej unikać wyjaśnienia mu tego co stało się z mamą. Opowieści o aniołkach mieszkających na chmurkach powoli przestawały być wystarczające, a perspektywa tego, że już niebawem nadejdzie czas na poważną rozmowę o mamie, była tak przerażająca, że strach paraliżował mnie na sama myśl o tym.<br />
<br />
- Oczywiście, że tak, skarbie. Widzi i jest dumna, że wyrosłeś na takiego wspaniałego chłopca- powiedziałam spoglądając na jego twarz i zakręcając kosmyk jego jasnych włosków na palec.<br />
<br />
Przez dłuższą chwilę po prostu patrzyliśmy sobie w oczy w kompletnym milczeniu. Czułam jednak jak moje serce pęka kawałek po kawałeczku, kiedy spoglądam w te mądre, dziecięce oczy, które z tak wielką ufnością patrzyły w moją stronę. Matty wyglądał na coraz bardziej przygnębionego, a widok jego zmartwionej twarzyczki był ostatnim jaki chciałabym oglądać, dlatego niewiele myśląc podciągnęłam się na łokciach i bez żadnego wcześniejszego ostrzeżenia przycisnęłam palce do boków chłopca, aby kilka sekund później zaatakować go łaskotkami. Blondyn zawył głośno, a zaraz potem z jego ust wyrwała się fala głośnego, pogodnego śmiechu, który działał na mnie niezwykle kojąco. Nie mogłam sobie inaczej wymarzyć odpoczynku od stresów i ciągłych treningów. Zabawa z Mattym i radość na jego twarzy najlepiej mnie rozluźniła. Gdy na zegarze wybiła godzina piętnasta, postanowiłam, że pora na obiad. Wysłałam brata do pokoju, aby w końcu przebrał się z piżamy, a sama usadowiłam się na kanapie. Od niechcenia zerknęłam na telefon, na którego wyświetlaczu widniała koperta oznaczająca nową wiadomość tekstową.<br />
<br />
<i> Znam Twój brudny sekret. Powinienem go ujawnić, jak myślisz?</i><br />
<i><br /></i>
Momentalnie całe moje ciało ogarnęło niewiarygodne ciepło. Czułam jak czerwienieję na twarzy, a moje dłonie niemal w jednej chwili oblały się zimnym potem. Miałam wrażenie, jakby na tamten krótki moment moje serce zaprzestało swojego bicia i po prostu zatrzymało się na kilka sekund, powodując, że zaczęłam denerwować się jeszcze bardziej. Wiadomość została wysłana z nieznanego numeru, a do tego nie była do końca jasna, natomiast ja byłam w stu procentach przekonana o tym, że dotyczy tylko i wyłącznie jednej tajemnicy, a perspektywa tego, że kiedykolwiek mogłaby ona ujrzeć światło dzienne, była cholernie ponura. W głowie niemal od razu zaczęły układać mi się najczarniejsze scenariusze tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby prawda o moim związku z Malikiem dotarła do większej grupy osób i choć naprawdę starałam się jak najszybciej znaleźć jakieś odpowiednie wyjście z sytuacji, to w głowie miałam kompletną pustkę. Gorączkowo myślałam o tym co powinnam była zrobić i jedynym rozwiązaniem, które przyszło mi do głowy, było po prostu zadzwonienie pod podejrzany numer, dowiedzenie się tego, kim jest osoba, która próbuje wpędzić mnie w kłopoty i jak najszybsze powstrzymanie jej przed tym. Nie czekając ani sekundy dłużej, wcisnęłam odpowiednią ikonkę i drżącą ręką przyłożyłam telefon do ucha. Nie wiem czego tak właściwie się spodziewałam. Czy naprawdę sądziłam, że ten ktoś odbierze i że uda mi się go nastraszyć jednym telefonem? Może. Jednak rzeczywistość bardzo szybko wylała na mnie kubeł zimnej wody, kiedy do moich uszu dobiegł komunikat, iż ów numer został wyłączony. Prawdopodobnie mogłam to przewidzieć, jednakże w amoku i totalnej dezorientacji, w której aktualnie się znajdowałam, nie wszystko było takie oczywiste. Kolejne przerażające wizje nawiedziły moją głowę, więc by je odpędzić, pognałam w stronę pokoju Mattego, aby jak najprędzej zabrać jego rzeczy i udać się do Eveline. Potrzebowałam czyjejś rady i wsparcia, a tylko i wyłącznie u niej mogłam je otrzymać.<br />
<br />
Droga do panny Berry zajęła nam dosłownie kilkanaście minut. Możliwe, że w pośpiechu ominęłam kilka znaków stopu i lekko przekroczyłam prędkość, ale wszystko w maksymalnie bezpiecznym tonie, nie zapominając o tym, że wiozę ze sobą dziecko. Matty nie wyglądał na specjalnie przestraszonego, właściwie miałam wrażenie, że całe to łamanie przepisów szalenie go bawi i ekscytuje. Nigdy wcześniej nie zachowywałam się przy nim w taki sposób. Zawsze starałam się jeździć według ustalonych norm i utrzymywać wysokie skoncentrowanie się na drodze, aby ani jemu, ani mi nie stała się żadna krzywda. Jednakże dzisiejsza sytuacja wymagała ode mnie wyjątkowych zachowań, przed którymi jednak mimo wszystko miałam zamiar przestrzegać brata.<br />
<br />
- Wiesz, że nie powinno się tak jeździć?- spytałam ostrzegawczo, odrywając na ułamek sekundy wzrok od jezdni i zerknąwszy na brata, który żywo zaczął kiwać głową.<br />
<br />
- To wyjątkowa sytuacja, więcej się nie powtórzy, więc lepiej nikomu o niej nie wspominaj..<br />
<br />
Jak tylko znaleźliśmy się pod domem mojej przyjaciółki, wyskoczyłam z samochodu jak oparzona. Biedny Matty próbował za mną nadążyć. Poczułam lekką ulgę, gdy usiadłam na skórzanej kanapie w salonie Eveline i wyrzuciłam z siebie wszystko. Zupełnie jakby ktoś otworzył tamę i każdy najmniejszy smutek, żal czy strach nagle wypłynęły, zostawiając za sobą odpowiednią ilość emocji. Potrzebowałam tego, aby uspokoić własne sumienie i aby ktoś mnie przekonał, że nic złego się nie wydarzy. W końcu Modest! tego dopilnuje.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Mój wolny dzień skończył się zaraz po dostaniu anonimowego smsa, dlatego cieszyłam się, gdy z powrotem wróciliśmy z Charlesem do treningów. Tamtego felernego dnia odczytałam jeszcze dwie anonimowe wiadomości i każda utwardzała mnie w przekonaniu, że chodzi o sprawę z Malikiem. Oprócz wsparcia Eveline potrzebowałam jeszcze rady kogoś, kto zna się na całym tym bałaganie i „show-biznesie”, dlatego nie myśląc zbyt długo, skontaktowałam się z Liamem. A tak dokładnie to napisałam mu wiadomość tekstową, licząc na to, że znajdzie dla mnie chociaż pół godziny. W międzyczasie siedziałam z Charlesem w studio, trenując układ. Konkurs miał odbyć się za niecałe trzy tygodnie, tymczasem nasza próba przypomniała totalną katastrofę i było to tylko i wyłącznie moją winą. Nietrudno było zauważyć, że jestem kompletnie rozkojarzona, a skupienie się na układzie stało się dla mnie czynnością, praktycznie niemożliwą. Wciąż myliłam kroki, gubiłam rytm i jakoś gorzej niż zwykle radziłam sobie z partnerowaniem. Cóż, sprawa miała się naprawdę fatalnie i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jestem jedyną osobą, która tak myśli. Charles kręcił głową, pomrukując jakieś nieznane mi frazesy, jednak za wszelką cenę starał się nie dać mi odczuć, że ma mi to za złe. Z jednej strony byłam mu za to naprawdę wdzięczna, ostatnimi czasy nie brakowało mi stresujących sytuacji, a jego niezadowolona mina mogła tylko i wyłącznie dolać oliwy do ognia. Z drugiej zaś miałam wrażenie, że w rzeczywistości potrzebuję prawdziwego kopa w tyłek, który w końcu zmusiłby mnie jakoś do skoncentrowania się na sprawach istotnych i odłożenia innych na dalszy plan chociażby na krótki moment. Charles nie wybrał jednak ani jednej z tych dróg i zdecydował się po prostu na przełożenie treningu, twierdząc, że dziś nic ze mnie nie będzie, z czym najprawdopodobniej miał rację. <br />
<br />
Nie miałam nawet siły zaprotestować, dlatego posyłając mu jedynie jeden, wdzięczny uśmiech pognałam w stronę szatni. Wpadłam do niej z impetem już po kilku sekundach i pierwsze co postanowiłam zrobić, to sprawdzić swój telefon. Odblokowałam ekran i z ulgą odetchnęłam, zdając sobie sprawę z tego, że czeka na mnie jedna nieodczytana wiadomość. Miałam nadzieję, że nadawcą ów wiadomości jest nie kto inny, jak po prostu Liam, dlatego zaciskając mocno palce na urządzeniu, otwarłam ją.<br />
<br />
Wiedziałam, że zgodzi się na spotkanie. Nigdy nikomu nie odmówiłby pomocy i byłam tego pewna, mimo tego, iż znałam go zaledwie kilka tygodni. Postanowiłam nie czekać ani chwili dłużej i niemal od razu udałam się do parku, w którym postanowiliśmy się spotkać, a kiedy tam dotarłam, Liam już czekał.<br />
<br />
- Hej Vera- chłopak rozpromienił się na mój widok, jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, a sarnie oczy zmierzyły mnie dokładnie, jakby chcąc wybadać mój nastrój. Jego głos był pogodny jak zawsze, natomiast kryła się w nim nuta troski, która z pewnością pojawiła się z powodu mojej nieoczekiwanej wiadomości. Brunet z pewnością nie spodziewał się, że danie mi swojego numeru ma jakiś sens i że kiedykolwiek odezwę się do niego, prosząc o spotkanie lub pomoc. Właściwie sama byłam całkowicie zaskoczona swoim zachowaniem, mimo to postanowiłam nie cofać pochopnej decyzji, którą podjęłam, będąc wciąż całkowicie przerażoną anonimową wiadomością, którą dostałam dzień wcześniej.<br />
<br />
- Liam, cześć- uśmiechnęłam się nieznacznie, unosząc lekko głowę, kiedy chłopak musnął wargami mój policzek.<br />
<br />
Przed spotkaniem najadłam się wielu nerwów, co jak się później okazało, było zupełnie niepotrzebne. Obecność Liama w żaden sposób mnie nie krępowała, nie czułam się przy nim nieswojo<br />
<br />
- Co u ciebie? Może chciałabyś się przejść? Stopy mi trochę odmarzają..- powiedział, zabawnie przestępując z nogi na nogę, jakby chcąc dodać wiarygodności swoim słowom, skinęłam więc głową i ruszyłam wzdłuż alejki, która prowadziła w głąb parku.<br />
<br />
O tej porze roku niewiele osób gościło na terenie parku. Było zimno, najczęściej mokro przez nieustanny, londyński deszcz, a drzewa i krzewy nie zachwycały swoim wyglądem, tak jak to miało miejsce wiosną, czy latem. Ja jednak lubiłam te ponure, późno jesienne krajobrazy, które tylko i wyłącznie przyczyniały się do tego, że park cieszył się pustkami, dzięki czemu można było napawać się ciszą i spokojem. Dobrze było mieć miejsce, w którym można po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza i odpocząć od całego tego zgiełku dnia codziennego, a to było jedno z takich miejsc.<br />
<br />
- Wszystko w porządku? Marnie wyglądasz..- po kilku minutach spaceru w kompletnej ciszy, ciepły głos Payne otulił moją twarz, przypominając mi o jego obecności.<br />
<br />
- Tak.. Tak, jestem tylko troszkę przemęczona. Przygotowuję się do konkursu i spędzam godziny w sali treningowej- odparłam częściowo zgodnie z prawdą, choć doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że mój fatalny wygląd głównie jest skutkiem tajemniczej wiadomości, która od dwóch nocy spędzała sen z moich powiek.<br />
<br />
- Jesteś tancerką, prawda? Zayn coś wspominał- słysząc słowa chłopaka, uniosłam brwi wysoko do góry, patrząc na niego zaskoczona.<br />
<br />
Nie wiedzieć kiedy przyjemne ciepło rozlało się gdzieś w okolicach mojego serca, kiedy tylko wyobraziłam sobie sytuację, w której Zayn rozmawia z kimś na mój temat i nie używa przy tym tylko i wyłącznie przekleństw i wyzwisk. Była to naprawdę przyjemna wizja, a uczucie, które jej towarzyszyło było mi kompletnie nieznane, przynajmniej względem Malika.<br />
<br />
- Zayn? Coś wspominał? O mnie?- spytałam z niedowierzaniem, patrząc prosto na twarz Liama, który uśmiechał się nieco nerwowo. Milczał kilka sekund, bawiąc się przy tym breloczkiem zawieszonym przy swoich kluczach, aż w końcu parsknął: - No dobra, wygooglowałem cię.<br />
<br />
Otworzyłam usta ze zdziwienia, po czym wybuchnęłam niekontrolowanym śmiechem. Chłopak przez moment patrzył na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, ale zaraz potem dołączył do mnie, śmiejąc się przy tym naprawdę bardzo głośno.<br />
<br />
- Nie sądziłam, że ktoś kiedyś będzie sprawdzał mnie na google- powiedziałam wciąż rozbawiona, kiedy odrobinę się uspokoiliśmy.<br />
<br />
- Jesteś teraz celebrytką, przyzwyczaj się.<br />
<br />
- Nigdy w życiu!<br />
<br />
Przez większość czasu naszej przechadzki po prostu śmialiśmy się i żartowaliśmy, dzięki czemu naprawdę udało mi się choć na chwilę zapomnieć o sprawach, które od jakiegoś czasu mnie trapiły. Liam był świetnym chłopakiem, który nie tylko potrafił zainteresować mnie swoimi opowieściami, ale przede wszystkim potrafił słuchać. Mogłam rozwodzić się na temat największych bzdur świata, ale jeśli tylko uważałabym to za ważne dla siebie, on na pewno uważnie by mnie wysłuchał. Byłam raczej przyzwyczajona do tego, że to ludzie mi się zwierzają, mówią do mnie, a ja po prostu siedzę cicho i ich słucham, natomiast z Liamem było zupełnie inaczej. Biła od niego jakaś nieznana siła, która sprawiała, że w jego towarzystwie mój język po prostu się rozwiązywał, a ja stawałam się dużo bardziej otwarta, niż kiedykolwiek wcześniej.<br />
<br />
- W końcu jesteś Daddy Direction- zaśmiałam się cicho, a widząc jego zdezorientowaną minę, dodałam szybko: - Okej, może ja też was wygooglowałam?<br />
<br />
- To było dawno, teraz nie zawsze jestem w stanie im pomóc.. To stało się dużo bardziej skomplikowane- nie wiedząc kiedy rozmowa nagle zaczęła być całkowicie poważna, a ja nie do końca byłam przekonana o tym, czy chciałam, aby przybrała właśnie taki ton.<br />
<br />
- To chyba trudne? Ta cała sprawa z byciem idolami nastolatek na całym świecie- podsunęłam lekko, aby pociągnąć trochę dalej rozmowę.<br />
<br />
- Łatwo jest się pogubić- odparł posępnie, po czym zamilkł na kilka chwil, posyłając mi nerwowy uśmiech.<br />
<br />
W tamtym momencie na usta cisnęło mi się sporo pytań, na tyle dużo, że nie potrafiłam zdecydować się na żadne z nich. Chciałam wiedzieć, jak to się stało, że Zayn się tak stoczył, a reszta twardo stąpała po ziemi. Przecież nie różni ich zbyt wiele.<br />
<br />
- A jak jest z tobą? –zapytał nagle, spoglądając w moją stronę.<br />
<br />
- Co masz na myśli?<br />
<br />
- Coś cię trzyma przy sprawie z udawanym związkiem. To twój brat, nie mylę się, prawda?<br />
Przełknęłam głośno ślinę i odpowiedziałam:<br />
<br />
- Został sam, ma tylko mnie.<br />
<br />
- To bardzo.. szlachetne, że poświęciłaś się dla niego – Liam lekko się uśmiechnął, jakby chciał mnie zapewnić, że nie potępia mojego zachowania.<br />
<br />
- Nie bardzo, na moim miejscu zrobiłbyś dokładnie to samo – ucięłam krótko, powodując, że między nami nastała kolejna cisza.<br />
<br />
Szliśmy przez chwilę milcząc, aż w końcu Liam postanowił się odezwać.<br />
<br />
- Chodź, postawię ci gorącą czekoladę i odwiozę do Zayna, mówił mi, że jesteście umówieni.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Drogę do domu Malika odbyliśmy praktycznie w kompletnej ciszy, przerywanej jedynie cichymi pomrukami silnika. Liam nucił coś cicho pod nosem, stukając palcami o kierownicę i uważnie wpatrując się w drogę przed sobą, natomiast ja sama całą swoją uwagę skupiłam na widokach za oknem. Wcześniejsza rozmowa z Liamem dała mi trochę do myślenia, a do tego wciąż trapiła mnie myśl o anonimowych smsach, dlatego wzdrygnęłam się nieznacznie, kiedy ciepły głos chłopaka przerwał panującą w pojeździe ciszę. Wyglądało na to, że tak bardzo pochłonęły mnie własne myśli, że nawet nie zauważyłam, kiedy dojechaliśmy na miejsce.<br />
<br />
- Vera, mogę o coś zapytać?- spytał ostrożnie, a ja niepewnie zerknęłam w jego stronę.<br />
<br />
- Jasne, pytaj o co chcesz- odparłam pogodnie, chociaż w środku zaczęłam coraz poważniej się denerwować. Nie byłam już taka pewna tego, iż chce się z Liamem podzielić swoimi problemami, dlatego wolałam odkładać ten moment tak długo, jak tylko się dało.<br />
<br />
- Dlaczego chciałaś się dziś ze mną spotkać?<br />
<br />
Milczałam, wlepiając wzrok w opuszki swoich palców, którymi delikatnie przebierałam po rogu kurtki, zagryzając przy tym dolną wargę. Miniaturowa bitwa odegrała się wewnątrz mnie, starając się podjąć jak najtrafniejszą decyzję.<br />
<br />
Sama nie wiem ile tak siedzieliśmy. Może i było to właściwie kilka krótkich sekund, jednak dla mnie czas ten niemiłosiernie się dłużył, przez co miałam wrażenie, że zdążyły minąć już całe wieki. Dłuższe przeciąganie tej chwili nie miało sensu, dlatego już prawie zabierałam się do opowiedzenia chłopakowi o tajemniczym anonimie, który od kilku dni nie dawał mi spokoju i ewidentnie próbował wpędzić mnie w kłopoty, kiedy nagle zza drzwi budynku wyłoniła się postać Zayna. Brunet żwawym krokiem podążał w naszą stronę, więc nie było mowy, że w tym momencie zdradzę Liamowi swoją tajemnicę. Przełknęłam więc z ulgą nadmiar silny, po czym przenosząc wzrok z powrotem na Payne'a, uśmiechnęłam się przepraszająco, po czym odrzekłam:<br />
<br />
- Pogadamy o tym innym razem.<br />
<br />
Ucałowałam szybko jego policzek i czym prędzej wyskoczyłam z samochodu. Zayn posłał mi dziwnego rodzaju spojrzenie, po czym nieznacznie kiwnął głową w stronę Liama. Nie wiedzieć czemu odczułam, że moja przyjaźń z jego kolegą z zespołu nie bardzo mu odpowiadała, a nasze spotkanie nie do końca było dla niego powodem do zadowolenia. Poniekąd go rozumiałam. W końcu Liam był jego przyjacielem, to on powinien móc z nim zawsze pogadać, więc mógł czuć się przeze mnie lekko zagrożony. Ostatecznie uznałam, że komentowanie tej sprawy na głos nie jest zbyt dobrym pomysłem i najlepszym co mogę teraz zrobić, jest po prostu przemilczenie tego. Wyglądało na to, że mój plan jest nie najgłupszy, bo kiedy samochód Payne'a zniknął za rogiem, twarz Malika minimalnie złagodniała, a ciemne oczy zaczęły przyglądać się mojej twarzy z prawdziwą ciekawością, jakby chcąc odczytać ze mnie czego dotyczyło nasze spotkanie. Najwyraźniej świdrowanie wzrokiem niewiele mu dało, bo po chwili odpuścił i zapraszającym gestem wskazał na posesję, która rozciągała się przed nami.<br />
<br />
- Chodź, wygląda na to, że będziesz musiała kogoś poznać. Cóż.. Um, ja nie planowałem tego, ale najwyraźniej nie mamy wyboru- nie miałam pojęcia o czym on mówi, dlatego nieco zdezorientowana ruszyłam za nim.<br />
<br />
Nie zdążyłam jeszcze pozbierać się po spotkaniu z Liamem i jego tajemniczymi odpowiedziami, więc umysł wciąż miałam lekko stępiały i nie do końca docierało do mnie wszystko co działo się dookoła. Jakże więc ogromne było moje zaskoczenie, kiedy po wejściu do domu chłopaka dobiegł do nas czyjś kobiecy głos i chociaż starałam się uspokoić i wyprzeć tą myśl z głowy, przeczuwałam do kogo mógł on należeć. Moje obawy potwierdziły się moment później, kiedy z salonu wyłoniła się niewysoka kobieta o przyjaznych rysach twarzy i oczach tak łudząco podobnych do tych Zayna, że nie miałam żadnych wątpliwości co do tego, że jest jego matką.<br />
<br />
- Och, to pewnie Vera, cóż za urocza niespodzianka! Już od dawna chciałam cię poznać- kobieta uśmiechając się szeroko, ruszyła w moją stronę, rozkładając ramiona w zapraszającym geście.<br />
<br />
Nie zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób, kiedy brunetka przyciągnęła mnie do siebie, zakleszczając w silnym uścisku. W sposobie, w którym mnie obejmowała było coś, co sprawiało, że miałam ochotę się rozpłakać. To jakby matczyna siła po prostu biła od niej tak bardzo, że ciężko było mi to znieść. Ostatkiem sił zdusiłam w sobie łzy, które niepowołanie cisnęły się do moich oczu, kiedy kobieta odsunęła się odrobinę tak, aby móc swobodnie mi się przyjrzeć.<br />
<br />
- Jestem Trisha, mów mi po imieniu- rzuciła pogodnie, a ja jedynie kiwnęłam delikatnie głową<br />
- Chodź kochanie, usiądziemy i opowiesz mi jak się poznaliście, znasz Zayna, nie jest skory do takich rozmów- ćwierkała, a ja nie miałam zielonego pojęcia jak powinnam się zachować.<br />
<br />
Jej zachowanie wydawało mi się być kompletnie niedorzeczne. Traktowała mnie w taki sposób, jakbym rzeczywiście była nową dziewczyną jej syna, a co więcej, wydawała się być niesamowicie podekscytowana faktem, że może mnie poznać. Nic się ze sobą nie zgadzało i czułam się naprawdę głupio wobec tego wszystkiego, dlatego postanowiłam nie mówić zbyt wiele, przynajmniej do momentu aż sprawa stanie się dla mnie chociażby odrobię bardziej jasna.<br />
<br />
- Zaynie, zrób nam herbatę, nie stój tak- powiedziała, kierując swoje kroki w stronę salonu i ciągnąc mnie za sobą.<br />
<br />
Zanim Malik zniknął z pola mojego widzenia, posłałam mu zdezorientowane spojrzenie i jestem pewna, że gdyby moje życie odgrywało się w kreskówce, zamiast oczu namalowane miałabym pytajniki. Niestety życie to nie bajka, więc musiałam jakoś stawić czoła sytuacji i niczego nie spieprzyć, co wcale nie było takie łatwe, jak mogłoby się wydawać, szczególnie dlatego, że nie miałam pojęcia na czym tak naprawdę stoję.<br />
<br />
Z początku wszystko było bardzo niezręczne. Byłam onieśmielona, a fakt, że w żaden sposób nie byłam gotowa na to spotkanie, wcale nie pomagał. Trisha zadawała mi dużo pytań, była ciekawa wszystkiego co dotyczyło mojego związku z Zaynem i sprawiała wrażenie, jakby w żadnym wypadku nie pomyślała o tym, że to wszystko jest tylko i wyłącznie jednym wielkim przedstawieniem. Z czasem jednak wszystko zaczynało być coraz łatwiejsze. Po kilku wyczerpujących opowieściach dała sobie spokój z wypytywaniem mnie o Zayna i zaczęła poruszać inne tematy, które już nie wprawiały mnie w tak wielkie zakłopotanie. Tak naprawdę Trisha okazała się być przemiłą kobietą, która nie przejawiała nawet minimalnej niechęci wobec mnie, a co więcej wciąż obsypywała mnie niekończącymi się komplementami. A to o tym jaka jestem śliczna, a to o tym, że taka miła, że otwarta i dobrze wychowana. Te słowa nieco mnie peszyły, ale za każdym razem dziękowałam cicho i szybko zmieniałam temat, próbując nie patrzeć na Zayna, który wydawał się być tak samo zawstydzony jak ja, co po dłuższym przemyśleniu było całkiem zabawne.<br />
Brunet przez większość czasu siedział w milczeniu i po prostu przysłuchiwał się naszej rozmowie. Z początku wydawał mi się być kompletnie niezainteresowanym tym o czym mówimy, ale kątem oka mogłam zauważyć, kiedy marszczy czoło w koncentracji, kiedy rozmowa wybiega na poważniejszy tor, a rozluźnia się, kiedy pleciemy na temat fryzur i kosmetyków.<br />
<br />
Byłabym w stanie zupełnie zapomnieć o jego obecności, gdyby tylko nie fakt, że przez cały ten czas trzymał moją dłoń w swoich, kciukiem kreśląc na niej miniaturowe kółka. Chłopak wyglądał na kompletnie niewzruszonego, natomiast ja przeżywałam osobisty mini zawał serca za każdym razem, kiedy jego kościste palce delikatnie muskały moją skórę. Nigdy wcześniej nie reagowałam w taki sposób na dotyk Zayna, a przecież nie był to pierwszy raz, kiedy okazywał mi fałszywą czułość. W końcu od kilku dobrych tygodni uchodziliśmy za parę i mieliśmy już za sobą to i owo. Jednak tym razem było w tym coś intymnego, coś co kompletnie mnie onieśmielało i chwilami sprawiało, że traciłam wątek. Trisha jednak nie wyglądała na zniechęconą, czy zdegustowaną moim zachowaniem. Powiedziałabym raczej, że jej uśmiech rósł z sekundy na sekundę, kiedy tylko na moje policzki wpływał szkarłatny rumieniec, czy język plątał mi się tak bardzo, że ciężko było zrozumieć o co tak naprawdę mi chodzi.<br />
<br />
Ciężko mi powiedzieć ile czasu spędziłyśmy na rozmowie o wszystkim i o niczym i prawdę mówiąc, przestałam zwracać na to jakąkolwiek uwagę, aż do momentu, kiedy kobieta zakomunikowała nam, że musi wykonać ważny telefon i że na chwilę zostawi nas samych. Jej słowa były dla mnie niczym policzek prosto w twarz, który dość skutecznie otrzeźwił mój umysł i błyskawicznie przywołał do mnie pytania, które przez cały czas siedziały gdzieś tam w mojej głowie.<br />
<br />
- Nie powiedziałeś jej?!- syknęłam, kiedy tylko Trisha zniknęła z pola mojego widzenia, wyrywając tym samym dłoń z uścisku bruneta.<br />
<br />
Zayn wyglądał na kogoś, kto jak najbardziej spodziewał się takiego ataku z mojej strony, co po dłuższym przemyśleniu wcale nie było specjalnym wyczynem w jego wykonaniu. Moje zachowanie było dość przewidywalne w zaistniałej sytuacji, dlatego Malikowi udało się mnie tak dobrze wyczuć. Rzucił odpowiedź w przeciągu jedynie kilku sekund.<br />
<br />
- Po co mam jej mącić w głowie? To nie potrzebne- odpowiedział jakby od niechcenia, choć w jego tonie dało się wyczuć nutę niepewności, zupełnie jakby nie był do końca przekonany o własnej racji.<br />
<br />
- Może po to aby nie okłamywać własnej matki?!<br />
<br />
Traciłam panowanie nad swoimi nerwami, wprost nie mogąc uwierzyć w to, w jaki sposób chłopak podchodzi do całego tematu. Zachowywał się tak, jakby zupełnie nic się nie stało, a jego działania były całkowicie oczywiste i zgodne z normą, choć jak dla mnie, były naprawdę dalece od tego. Nie potrafiłam zrozumieć dlaczego nie wspomniał Trshii o całym tym przedstawieniu, w którym braliśmy udział. Była to dość istotna informacja i raczej nie była czymś, o czym po prostu zapomina się wspomnieć bliskim osobom. Tak wyglądał mój tok myślenia, natomiast ten Zayna znacznie się od niego różnił.<br />
<br />
- Posłuchaj, ona nie wie o całym tym gównie, przez które muszę się z Tobą męczyć.<br />
<br />
Wraz z jego słowami poczułam pewnego rodzaju ukłucie w okolicach serca. Nie powinno było mnie to dotknąć w jakikolwiek sposób, w końcu Zayn bardzo często mówił dużo gorsze słowa, mimo wszystko zabolało i to dużo bardziej niż mogłabym się tego spodziewać. Myślałam, że od ostatniego wspólnego poranka zaszła jakaś zmiana w naszej relacji, że zrobiliśmy krok wprzód i że to wszystko idzie w dobrym kierunku, że może w końcu się dogadamy i wszystko stanie się dużo łatwiejsze. Jednak Zayn po raz kolejny uświadomił mnie, że każdy przejaw jego człowieczeństwa jest jedynie chwilową i niesamowicie kruchą anomalią, która nie trwa zbyt długo. To było przykre, ciągłe rozczarowania i to cholerne uczucie bycia tak głupią i naiwną, że dałam się nabrać kolejny raz.<br />
Nim zdążyłam przemyśleć co robię, szybko podniosłam się z miejsca i poderwałam swoją torbę, wyzywająco patrząc w ciemne oczy Malika.<br />
<br />
- Męczyć? Wiesz co? Pieprz się Zayn!- krzyknęłam rozzłoszczona, po czym ruszyłam w stronę korytarza, mamrocząc cicho pod nosem: - Myślałam, że coś się zmieniło między nami, ale najwyraźniej jeśli ktoś jest sukinsynem, to już zawsze nim będzie. Wychodzę, pożegnaj ode mnie Trishę i powiedz, że miło było ją poznać.<br />
<br />
Na tamten moment moje porywcze zachowanie wydawało mi się wysoce uzasadnione i może to wina okresu, przez który stawałam się emocjonalną sinusoidą, która zmieniała się w tak zawrotnym tempie, że sama miałam problem, aby za sobą nadążyć. Nie miałam jednak wtedy głowy do tego, aby zajmować się myśleniem o tym. Całą swoją uwagę skupiłam na słowach wypowiedzianych przez Malika i przez które poczułam się tak okropnie niechciana i stłamszona. Trochę chciało mi się płakać, ale wylałam już zbyt dużo łez, jak na jednego dupka, dlatego postanowiłam być twarda i jakoś zatrzymać to dla siebie.<br />
<br />
Wybiegłam z domu nim Trisha zdążyła pojawić się z powrotem i w zawrotnym tempie wypadłam na ulicę, zatrzymując nadjeżdżającą taksówkę. W drodze do domu siedziałam cicho, tępo wpatrując się w szybę i dogłębnie analizując wydarzenia ostatnich dni. Pojednanie się z Zaynem, cholerne anonimy, gówniany trening, spotkanie z Liamem, poznanie Trishii i kolejna kłótnia z Malikiem, która, jak mi się wtedy wydawało, doszczętnie zmiażdżyła szanse na to, że kiedykolwiek się dogadamy. Inaczej to ujmując: miałam naprawdę słaby tydzień i wszystko wskazywało na to, że moja zła passa ma znaleźć swoją kontynuację w dalszym życiu, jednak coś się zmieniło, kiedy otworzyłam smsa, który przyszedł, kiedy dojeżdżałam do domu.<br />
<br />
<i> Przepraszam, nie miałem tego na myśli. xx</i><br />
<br />
Przeczytałam wiadomość kilkanaście razy, aby upewnić się w stu procentach co do jej treści. Nie była ona jakaś porywająca i może nie były to najlepsze przeprosiny jakie w życiu dostałam, ale to wszystko było nieważne. Liczyło się to, że Zayn poczuł się na tyle winny, że postanowił napisać i to zmieniało naprawdę wiele.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Czy dalej ktoś to w ogóle czyta? </div>
Dno, ale musicie to jakoś przełknąć, sorka. Mam fatalny czas.<br />
W każdym razie pozdrawiam Was serdecznie i całuję gorąco! Żyjcie dobrze w Nowym Roku! <3<br />
<br />
+ Whopper doczekał się również swojej publikacji na<a href="http://www.wattpad.com/story/26804093-whopper"> WATTPAD </a>:)Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-47813269144631694812014-10-24T11:30:00.003-07:002014-10-25T11:31:12.834-07:00Rozdział X Muzyka dudniła w moich uszach, a wypity alkohol buzował w żyłach. Tańczyłam, śmiałam się i rozmawiałam z ludźmi, z którymi normalnie nie byłabym w stanie zamienić nawet jednego słowa, ale byłam pijana, dlatego było mi wszystko jedno. Najlepszym było jednak to, że czułam się z tym tak cholernie dobrze, ta nagła swoboda i lekkość niemal wznosiły mnie ku górze. Choć na tych kilka chwil nie myślałam o Marcusie, milionie napływających połączeń i smsów od tego dupka i o tym, że rankiem będę musiała stawić temu wszystkiemu czoła i to było dobre. Nawet Zayn nie mógł zmienić mojego wyśmienitego nastroju, nie dziś. To był mój wieczór zapomnienia o problemach i bólu, który ze sobą niosły. W zamyśle ten dzień należał do jednego z najbliższych przyjaciół Zayna, Josha, który obchodził właśnie swoje dwudzieste trzecie urodziny, ale mnie nie bardzo obchodziło świętowanie. Jedynym powodem, dla którego zgodziłam się na przyjście do klubu, było zapomnienie i to właśnie na tym miałam zamiar się skupić.<br />
<br />
Sama nie byłam pewna, ile tak naprawdę zdążyłam już wlać w siebie tej nocy alkoholu, ale rozmyty obraz przed moimi oczami sugerował mi, że było to o wiele więcej niż planowałam. Byłam niemal w stu procentach pewna, że następnego ranka będę mieć gigantycznego kaca, którego nie będę potrafiła wyleczyć żadnym ze znanych mi sposobów, ale nie dbałam o to. Sam fakt, że byłam tancerką powinien przestrzegać mnie przed nadmiernym spożywaniem napojów wieloprocentowych i z reguły faktycznie tak było. Wolałam odpuścić imprezowanie, aby w żadnym wypadku nie musieć odwoływać treningów, jednak tym razem uważałam, że potężna dawka alkoholu to coś, co po prostu mi się należy po tak gównianym dniu. Może i zalewanie się w trupa nie było najlepszym rozwiązaniem i wyjściem z beznadziejnej sytuacji, w której aktualnie się znajdowałam, ale dawało mi chociaż chwilową i złudną nadzieję na to, że moje problemy w jednej chwili po prostu znikną niczym pękająca bańka mydlana. To jak zachowałam się tego wieczoru było niedojrzałe i nieodpowiedzialne, a to że byłam tego całkowicie świadoma niestety niczego nie zmieniało. Fakt, może powinnam była zadzwonić do Eveline, porozmawiać z nią, wyżalić się i wypłakać, ale hej, miałam dwadzieścia lat i ogromne tendencje do popełniania błędów.<br />
<br />
Od dłuższej chwili siedziałam na miejscu obok Zayna i raczej ze znikomą uwagą przysłuchiwałam się jego rozmowie z Jamie'm. Czułam się już lekko znudzona, a zarazem znużona tym ciągłym siedzeniem i piciem, dlatego mimowolnie zaczęłam szukać sobie jakiejś rozrywki. Rozglądałam się właśnie po sali, kiedy w tłumie przemknęła znajoma postać. Niemal od razu ożywiłam się na nowo, a kiedy ów osoba stanęła przy naszym stoliku pisnęłam niczym stuknięta nastolatka.<br />
<br />
- O mój Boże, Liam!- krzyknęłam, niezdarnie próbując podnieść się ze swojego miejsca.<br />
<br />
Wypity alkohol dawał mi się we znaki, dlatego wszystkie moje ruchy przypominały nieco pierwsze kroki nowo narodzonego jelonka, albo małej żyrafy i z pewnością nie należały do tych najzgrabniejszych. Jednak ta wizja była ostatnią, którą miałam zamiar zawracać sobie głowę, dlatego czym prędzej odrzuciłam te myśli na bok i przytrzymałam się ramienia siedzącego obok Malika, po czym nieporadnie okrążając stolik, doskoczyłam do zaskoczonego Liama, aby zaraz potem wpaść prosto w jego ramiona i zakleszczyć go w niedźwiedzim uścisku.<br />
<br />
- Dobrze się dziś bawisz, co Vera?- spytał rozbawiony, kiedy w końcu odkleiłam się od jego torsu.<br />
<br />
Pokiwałam jedynie energicznie głową, ponieważ usta miałam zajęte sączeniem kolejnego drinka, którego moment wcześniej podsunął mi mój "chłopak". Liam zaśmiał się cicho, po czym z uśmiechem spojrzał po reszcie towarzystwa. Zaczął się z nimi witać, na co nie zwracałam już specjalnej uwagi, ponieważ z głośników właśnie zaczęła sączyć się jedna z moich ulubionych, klubowych piosenek tego lata. Bujałam się w jej rytm, uważnie rozglądając się po sali. Przez chwilę rozważałam samotną wyprawę na parkiet, jednak magiczny napój odwagi, zwany potocznie alkoholem, sprawił, że zmieniłam zdanie. Odłożyłam pustą już szklankę na stolik, po czym bez wahania złapałam dłoń Zayna, dając mu do zrozumienia, aby poszedł ze mną. Mulat spojrzał w moją stronę z początku kompletnie zaskoczony takim obrotem wydarzeń, jednak kilka sekund później jego twarz pociemniała, a silna ręka pociągnęła mnie w jego ramiona. Tego dnia moje ruchy były dużo bardziej nieskoordynowane niż zawsze, przez co zachwiałam się niebezpiecznie, aby zaraz potem bezwładnie opaść na kolana bruneta. Jestem pewna, że gdyby nie to, że chłopak w mgnieniu oka zagarnął mnie do uścisku, z impetem uderzyłabym głową o stolik.<br />
<br />
- Ja nie tańczę- syknął prosto do mojego ucha, przejeżdżając nosem po jego płatku.<br />
<br />
Przez ten niespodziewany gest momentalnie naprężyłam wszystkie swoje mięśnie, a po moim ciele mimowolnie przeszły porażające dreszcze. Spojrzałam mętnie w jego ciemne, w słabym, klubowym świetle, wyglądające na prawie czarne, oczy, po czym delikatnie kiwnęłam głową. Nie miałam ani siły ani też ochoty na sprzeczki, dlatego po prostu dałam za wygraną. Już chciałam podnieść się i odejść , gdy chłopak owinął swoje ręce wokół mojej talii, uniemożliwiając mi tym samym jakikolwiek ruch. Ponownie przeniosłam wzrok na jego twarz, dając mu do zrozumienia, że nie podoba mi się to przekraczanie granicy. Tego wieczoru naprawdę niewiele rzeczy było w stanie mnie prawdziwie zdenerwować, ponieważ przysięgłam sobie pozostać niewzruszoną przez całą noc, jednak to wszystko nie znaczyło wcale, że takie zachowanie chłopaka było mi obojętne. Jego przesadna bliskość i zbyt częste okazywanie sobie czułości nadal było dla mnie tak samo niekomfortowe jak wcześniej i fakt, czy byłam wściekła na Marcusa, czy nie, nie miał na to kompletnie żadnego wpływu.<br />
<br />
Przez moment oboje po prostu patrzyliśmy sobie w oczy, pozostając w kompletnej ciszy i bezruchu, i było to o wiele mniej niekomfortowe i niezręczne, niż mogłabym się tego spodziewać. W tej jednej krótkiej chwili poczułam się, jakby te wszystkie sprzeczki i spięcia, które pomiędzy nami były, nigdy się nie wydarzyły. To było dziwne uczucie i było mi z nim cholernie nieswojo, dlatego kiedy tylko jego gorąca fala zaczęła zalewać cały mój umysł, postanowiłam interweniować.<br />
<br />
- Zayn- szepnęłam ostrzegawczym tonem, wciąż wpatrując się w jego oczy.<br />
<br />
Brunet przez moment jakby rozważał wszystkie dostępne wyjścia, po czym najzwyczajniej w świecie wyswobodził mnie ze swojego uścisku, przenosząc wzrok na Liama i wdając się z nim w jakąś zupełnie niezobowiązującą pogawędkę. Odetchnęłam cicho, po czym podniosłam się z miejsca. Zachowanie Zayna odrobinę wyprowadziło mnie z równowagi, jednak postanowiłam nie dać tego po sobie znać. Moja ulubiona piosenka niestety zdążyła się już skończyć, natomiast zarejestrowałam, ze zastąpił ją kolejny, bardzo znany i nośny hit. Potrzebowałam wtedy chwili bez Zayna i jego głupawych zagrywek, dlatego samotny taniec wydał mi się całkiem przyzwoitym wyjściem z sytuacji. Z początku chciałam dać znać Malikowi i reszcie, że idę potańczyć, jednak po krótkim namyśle uznałam, że i tak z pewnością niewiele ich to obchodzi i że jeśli zniknę na moment, to i tak nie zauważą mojej nieobecności. Odwróciłam się więc na pięcie i najzwyczajniej w świecie wtopiłam się w tłum, szukając sobie odpowiedniego miejsca na taniec.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Siedząc tu, w klubie, wśród swoich najlepszych przyjaciół, pod wpływem alkoholu i otoczony pięknymi kobietami, które bezustannie rzucały mu kokieteryjne spojrzenia, Zayn Malik czuł się naprawdę niczym ryba w wodzie. Neonowe światła co chwilę rozjaśniały jego surową twarz, gdy ten popijał kolejnego drinka, uważnie rozglądając się po sali. Uwielbiał te zatłoczone kluby, zmieszany zapach czegoś, co mogło być po prostu potem, alkoholem i fajkami, jednak on zdecydowanie bardziej wolał to nazywać "seksem", ale najbardziej w tym wszystkim lubił to, że tutaj problemy znikały. To była nieprawda i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę, jednak dużo wygodniej było mu okłamywać samego siebie. Pił i przestawał się przejmować. Bawił się i nie myślał o tym, co go martwi. Sypiał z przypadkowo poznanymi panienkami i zapominał o tym, co go trapi. To była doskonała ucieczka od rzeczywistości, która tak cholernie go wkurzała, szkoda tylko, że była ona taka krótka. Tym razem nie mógł jednak pozwolić sobie nawet na tą jedną chwilę zapomnienia. Była tutaj Vera, co nieustannie przypominało mu o ultimatum, które dał mu zarząd. Nie miał wyboru. Chciał, czy nie, musiał dostosować się do zaleceń kontraktu, który wyraźnie zabraniał mu tego typu wybryków. Teraz oficjalnie związany był z panną Stinson i to ona była jedyną kobietą, z którą miał prawo być widywany. Żadnego przypadkowego seksu, jednonocnych romansów i wszystkiego, co w jakikolwiek sposób mogło zakłócić idealny wizerunek jego ustawionego związku. Ta sytuacja strasznie ssała i doprowadzała go do szału, niestety jednak wiedział, że póki co musi po prostu się dostosować.<br />
<br />
Przez dłuższy czas wodził wzrokiem po sali, nie szukając właściwie niczego konkretnego, choć tak naprawdę, gdzieś w najgłębszych zakamarkach swojego umysłu, doskonale wiedział czego szukały jego oczy, a raczej kogo. Vera zniknęła na parkiecie już dłuższą chwilę temu i od tamtej pory nie mignęła mu nawet przez moment. To nie tak, że obchodziło go gdzie jest i co robi, on po prostu nie chciał, żeby przydarzyło jej się coś złego, bo przecież wina od razu przeszłaby na niego, a on naprawdę chciał tego uniknąć. Tu nie chodziło o nic innego, jak o jego własne bezpieczeństwo i dobre imię, naprawdę.<br />
<br />
- Stary, mówię ci, gdybyś to widział, Andy tak się nawalił, że ledwo zdołałem zaprowadzić go do łóżka- Liam wciąż bezceremonialnie kontynuował swoją opowieść o swojej ostatniej imprezie, mimo tego, iż dobrze wiedział, że Zayn nie do końca słucha go już od kilku dobrych minut.<br />
<br />
Przyzwyczaił się, chociaż ciężko uwierzyć, że do takiego traktowania da się w ogóle przyzwyczaić. Powiedzmy, że starał się go zrozumieć i zachowywać się normalnie, podczas gdy jego przyjaciel najwyraźniej przechodził jeden z "tych" momentów, jak sam zwykł to nazywać. Chodziło o to, że ostatnimi czasy Zayn nie był sobą. Rzeczywiście nigdy nie był jednym z tych gości, którzy od samego początku są bardzo otwarci i łatwi do odczytania, jednak i tak nietrudno było zauważyć, że od pewnego czasu Malik przechodził trudny okres. Stał się dużo bardziej mrukliwy, po koncertach zazwyczaj zaszywał się w swoim pokoju lub po prostu wychodził z jakimiś podejrzanymi ludźmi do klubów. Przestał spędzać czas z zespołem, a ich więzi dzień po dniu słaby i to na jego własne życzenie. To martwiło Liama i często próbował dotrzeć do niego w jakiś sposób, co niestety zazwyczaj kończyło się kompletną katastrofą i pogorszeniem się atmosfery między nimi. Nie przestał jednak próbować. Zmienił taktykę i chociaż sam nie do końca wierzył w jej powodzenie, nie poddawał się. Skoro ciągłe pytania, czy wszystko jest w porządku i czy nie chce porozmawiać, tak bardzo drażniły Mulata, postanowił nie pytać o to nigdy więcej. Zdecydował się po prostu być przy nim wtedy, kiedy jest to możliwe i dać mu do zrozumienia, że jeśli kiedykolwiek będzie potrzebował jego pomocy, to zawsze ją otrzyma. Może i to niewiele, ale było to prawdopodobnie maksimum tego, co mógł zrobić w tamtym momencie.<br />
<br />
- Hej, co ty właściwie robisz?!- chłopak zerwał się z miejsca, kiedy tylko zdał sobie sprawę z tego, co wyprawia jego towarzysz.<br />
<br />
Myśli i kolejna próba poukładania sobie tego wszystkiego w głowie pochłonęły go tak bardzo, że na moment przestał zwracać uwagę na Malika, a zarazem na telefon, który co chwilę dawał o sobie znać i który z pewnością nie należał do żadnego z nich. Kiedy jednak na nowo skupił się na chłopaku, zrozumiał, że ten bezceremonialnie przegląda telefon panny Stinson. Cóż, Liam wiedział, że ta dwójka, delikatnie mówiąc, za sobą nie przepada, jednak grzebanie w czyimś telefonie bez względu na to, czy się go lubi, czy nie, wydawało mu się nie na miejscu, dlatego tym bardziej nie spodziewał się takiego zachowania po swoim przyjacielu. Zayn często był porywczy i w złości zachowywał się jak kompletny palant, jednak znał pewne granice, które teraz, jak na gust Liama, zostały przekroczone.<br />
<br />
- Czy nie uważasz, że to lekka przesada?- spytał rozdrażniony, próbując wyrwać urządzenie z rąk bruneta.<br />
<br />
To prawda, ostatnio przymykał oko na wszystkie wybryki Zayna, jednak grzebanie w czyimś telefonie było czymś więcej niż nietaktownym posunięciem. Natomiast Malik za nic miał jego słowa. Całą swoją uwagę skupił na telefonie swojej udawanej dziewczyny i na tym, co całkiem przypadkiem tam zobaczył. Z początku chciał go po prostu wyłączyć i uwolnić się od denerwującego dźwięku, który zwiastował kolejną nową wiadomość lub nadchodzące połączenie, jednak sms, który jako pierwszy rzucił mu się w oczy, mocno go zaniepokoił.<br />
<br />
<i>Ledwo się rozstaliśmy, a Ty już poszłaś się pieprzyć z tym dupkiem. Nie daruję Ci tego Vera, zachowujesz się jak zwykła dziwka. </i><br />
<br />
Nie znosił Marcusa. Ten facet najzwyczajniej w świecie go irytował, jednak to sposób w jaki odnosił się do kobiety, a mimo całej swojej niechęci wobec jej osoby, Zayn musiał przyznać, że Vera wciąż nią była, irytował go najbardziej. Nie raz miał ochotę mu przywalić i to nie tylko ze względu na Verę i to jak ją traktował, ale również dlatego, że Marcus nie szanował kompletnie nikogo, a on nie znosił takich osób. W jego mniemaniu Butler był przesadnie pewny siebie, do tego wręcz czerpał przyjemność z pomiatania innymi, w szczególności swoją dziewczyną i Malik naprawdę nie potrafił tego przetrawić. Mogłoby to zabrzmieć nieco cynicznie, ponieważ sam miał ostatnio dość spore tendencje do bycia dupkiem, jednak wydawało mu się, że on i Marcus to kompletnie dwa, nieporównywalne ze sobą, światy.<br />
<br />
Z pewnością długi i męczący wykład na temat tego jak bardzo złe i haniebne było jego zachowanie czekałby na niego, gdyby nie fakt, że telefon dziewczyny po raz kolejny dał o sobie znać. Tym razem jednak dźwięk był o wiele dłuższy i świadczył o niczym innym, jak po prostu o nadchodzącym połączeniu. Oboje spojrzeli w jego kierunku i nim Payne zdążył jakkolwiek zareagować, Mulat przycisnął zieloną słuchawkę i przytknął urządzenie do ucha.<br />
<br />
- Vera w tej chwili wracaj do domu! Wiem, że jesteś z nim!- wyraźnie zdenerwowany głos Butlera rozległ się w słuchawce, na co Malik skrzywił się nieznacznie, choć nie dał zbić się tym z pantałyku.<br />
<br />
Czekał moment na chwilę, w której Marcus ewentualnie będzie kontynuował swój wywód, jednak ta nigdy nie nastała. Wziął więc szybki haust powietrza, po czym wypuszczając go z cichym świstem, rozpoczął.<br />
<br />
- Posłuchaj mnie uważnie- wycedził przez zaciśnięte zęby, a zaraz potem kontynuował - Vera nie wróci do domu, jest ze mną i dobrze się bez ciebie bawi, uwierz. Nie będzie też z tobą rozmawiać, bo nie ma na to ochoty, więc grzecznie cię kurwa proszę, póki jestem jeszcze w dobrym humorze, odpierdol się od niej i daj jej wreszcie spokój. Moja cierpliwość co do ciebie już się kończy, więc na twoim miejscu posłuchałbym mojej rady. Nie uważasz, że wystarczająco już powiedziałeś?<br />
<br />
Słowa wylewały się z jego ust tak szybko, że chłopak po drugiej stronie słuchawki nie miał kompletnie żadnych szans na przerwanie tej wypowiedzi i wtrącenie czegoś od siebie. Malik nie czekając na odpowiedź, rozłączył się i blokując wyświetlacz, odłożył telefon na stolik. Jego ruchy były tak płynne i swobodne, że wyglądał wtedy tak, jakby to wszystko co przed chwilą powiedział, przenigdy nie wypłynęło z jego ust.<br />
<br />
Liam milczał kompletnie osłupiały i zdezorientowany zaistniałą sytuacją. To tak jakby bez powodu ktoś dał mu w twarz, a on w ciągu sekundy starałby się zrozumieć dlaczego. Zszokowany tępo wpatrywał się w przyjaciela, który zdawał się być totalnie niewzruszony. Po prostu wyciągnął paczkę papierosów, po czym wyciągając jednego, wsunął go do ust i szybkim ruchem ręki odpalił zapalniczką.<br />
<br />
- Co?<br />
<br />
- Myślałem, że jej nienawidzisz.<br />
<br />
- Nie nienawidzę jej. Nienawidzę w niej tego, że zgodziła się na całe te gówno dla kasy i rozgłosu. To cholernie słabe.<br />
<br />
Mulat zaciągnął się mocno, po czym patrząc gdzieś w bok, wypuścił kłąb dymu, który owinął się wokół twarzy jego rozmówcy. Liam jedynie zakaszlał krótko i odgarniając ręką chmurę, kontynuował.<br />
<br />
- Może nie wszystko jest takie oczywiste jak się wydaje? Może miała swoje powody by to zrobić?- podsunął cicho, wciąż intensywnie wpatrując się w obojętną twarz chłopaka.<br />
<br />
To nie był najlepszy moment na tego typu rozmowę i brunet zdawał sobie z tego sprawę. Z resztą obiecał Verze, że o niczym nie powie Zaynowi i mimo iż naprawdę bardzo chciał, żeby ta dwójka w końcu się dogadała, to miał zamiar dotrzymać danej obietnicy. Patrzył jednak na przyjaciela, jakby w nadziei, że on sam odczyta z jego oczu prawdę i po prostu domyśli się całej reszty.<br />
<br />
- Porozmawiaj z nią- powiedział miękko, po czym podniósł się z miejsca i spojrzał gdzieś ponad głową bruneta, gdzie jak się chwilę później okazało, stała roześmiana Vera wraz z jednym przyjaciół Zayna - Będę się już zbierał, więc do zobaczenia.<br />
<br />
Chłopak poklepał ramię Mulata, dał szybkiego całusa Verze w policzek, po czym ruszył do wyjścia.<br />
<br />
- Liam! Zaczekaj!- Zayn próbował go wołać i jakoś zatrzymać, jednak nim udało mu się to zrobić, chłopak zniknął gdzieś w tłumie.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
W normalnych warunkach mógłby imprezować do rana i spędzić w klubie co najmniej jeszcze kilka godzin, jednak cała ta sprawa z Marcusem i tajemnicze zachowanie Liama wprawiło go w słabo imprezowy nastrój. W jednej chwili stracił ochotę na picie i zabawę. Chciał przemyśleć sobie w spokoju wszystko, co wydarzyło się tego wieczoru i jedynym sposobem, aby mógł to zrobić, był po prostu powrót do domu. Z początku wszystko szło gładko. Vera była pijana w takim stopniu, że prawdopodobnie zgodziłaby się na wszystko co by jej zaproponował i to nie tak, że zdrożne myśli przebiegły po jego głowie, bo przecież gdyby chciał ją mieć, to nie potrzebowałby do tego alkoholu, w końcu do cholery nazywa się Zayn Malik i nie musi upijać dziewczyn, by wskakiwały mu do łóżka. Zamyślony więc zbierał rzeczy dziewczyny, ciskając nimi do jej czarnej, skórzanej torebki. Planował jak najszybciej odwieźć ją do domu, a później zaszyć się w swoim pokoju ze świeżo otwartą paczką papierosów i może szklanką jakiejś dobrej whiskey, by lepiej mu się myślało. Jednak nie zawsze wszystko idzie tak, jakbyśmy tego chcieli i tym razem życie postanowiło zadrwić właśnie z niego.<br />
<br />
- Hej stary, to co? After u ciebie w domu? Będzie odjechanie jak zawsze!- Jamie zawiesił rękę na jego ramieniu, uśmiechając się przy tym głupkowato.<br />
<br />
Zayn starał się protestować. Naprawdę chciał się jakoś z tego wszystkiego wymigać, niestety stado naprutych facetów, którzy wciąż są chętni na dalsze imprezowanie, jest raczej dość ciężkie do zatrzymania. Vera też nie pomagała. Najwidoczniej włączył się jej jakiś nieznany mu wcześniej tryb imprezowiczki, przez co zaczęła podburzać wszystkich do dalszego celebrowania urodzin Josha. I wtedy właśnie Mulat zdał sobie sprawę z tego, że swoim gderaniem i zrzędzeniem nic nie wskóra, bo sprawa została po prostu przesądzona. Zamówił więc dwie taksówki i zadbał o to, aby wszyscy bezpiecznie dotarli na dalszą część imprezy, która o ironio, miała odbyć się w jego własnej posiadłości.<br />
<br />
Na szczęście tak jak myślał, większość z nich odpadła raczej dość szybko. Josh, który z początku był najbardziej skory do balowania, zasnął jako pierwszy siedząc w fotelu. Reszta nie była od niego dużo lepsza. Nawet Vera wyglądała na cholernie pijaną, a jej zażarta rozmowa z Tomem na temat premiera Anglii, tylko i wyłącznie potwierdzała tą teorię. Jakoż zostało już tak niewiele zdolnych do picia osób, postanowił ukrócić tę noc tak bardzo, jak tylko się dało.<br />
<br />
- My będziemy się już zbierać do spania, po prostu padam na twarz- powiedział podnosząc się z miejsca i tym samym ciągnąc za sobą Verę, która nie wyglądała na specjalnie zadowoloną z tego, iż chłopak odciąga ją od tak fascynującej konwersacji.<br />
<br />
Nie protestowała jednak, prawdopodobnie zbyt zmęczona i nawalona, i to rzeczywiście ułatwiało sprawę, która zmieniała swój bieg dosłownie co kilka sekund. Skomplikowała się niedługo po tym, kiedy Zaynowi udało się zaciągnąć pannę Stinson do swojego pokoju. Wiedział dobrze, że muszą tę noc spędzić w jednym pomieszczeniu, co z teoretycznego punktu widzenia wcale nie było takie trudne, natomiast z praktycznego sprawa zupełnie przeobrażała swoją postać.<br />
<br />
W jego pokoju stało tylko jedno łóżko i nie było mowy, aby spali w nim razem. Gdyby chłopak zastanowił się na tym nieco dłużej, z pewnością uznałby, że nie ma nic przeciwko, jednak jedyne czego potrzebował to świętego spokoju, a taka sytuacja z pewnością mu tego nie zapewniała. Gdyby tylko Vera w nocy przebudziła się nieco bardziej trzeźwa i zorientowała się co jest grane, na pewno urządziła mu ogromną awanturę, więc wolał tego po prostu uniknąć. Dziewczyna niemal usypiała w jego ramionach, więc po prostu poprowadził ją w stronę łóżka i ułożył na samym jego środku, przykrywając niemal pod sam czubek nosa. Stał tak chwilę przyglądając się jej roześmianej twarzy i wsłuchując się w cichy chichot oraz bezsensowną paplaninę, która wciąż wydobywała się z pełnych, malinowych ust. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo już po chwili całe zmęczenie tego dnia uderzyło w niego niczym pędzący pociąg i zmusiło do szybszego przygotowania się do snu. Zaczął wyciągać koce z szafki, aby moment później ułożyć się na nich na ziemi. Kiedy to robił, odpowiadał na niektóre pomruki brunetki, z których potrafił zrozumieć chociaż niewielką część. Leżał na podłodze, tępo wpatrując się w śnieżnobiały sufit i zastanawiając się nad tym wszystkim co wydarzyło się tego dnia. Vera przestała trajkotać, a przyjemna cisza poczęła koić jego zmysły. Czuł, jak powoli odpływa w krainę Morfeusza, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że jedno pytanie nie daje mu spokoju i prawdopodobnie nie da tak długo, aż w końcu go nie zada.<br />
<br />
- Vera?- zagadnął więc cicho, zagryzając kącik dolnej wargi.<br />
<br />
Rozważał, czy dziewczyna może już śpi, ale do jego uszu dotarł cichy pomruk, który można było uznać za odpowiedź. Vera nie spała, a on miał okazję zapytać ją o to wszystko, co spędzało mu sen z powiek, co powodowało, że czuł się tak zły i wkurzony. Wystarczyło po prostu zapytać i może wszystko udałoby się jeszcze naprawić. Przecież to wcale nie musiało tak wyglądać. On nie chciał, aby tak to wyglądało i teraz miał szansę, aby to zmienić.<br />
<br />
- Mogę cię o coś zapytać?- poważny ton głosu, który przybrał w tym momencie, zaskoczył nawet jego samego, dlatego przełknął głośno ślinę, odwracając głowę w stronę łóżka.<br />
<br />
Twarz dziewczyny wyglądała dużo spokojniej, niż zwykł ją oglądać. Oczy miała przymknięte, usta delikatnie rozchylone, a długie, ciemne włosy rozlały się niemal na całej poduszce, tworząc coś na kształt aureoli. Była naprawdę śliczna, a on nigdy wcześniej tak o niej nie pomyślał, aż do teraz.<br />
<br />
W napięciu czekał na odpowiedź jeszcze przez kilka minut, jednak ta niestety nigdy nie nadeszła. Moment później usłyszał ciche pochrapywanie, które utwierdziło go w przekonaniu, że dziewczyna najzwyczajniej w świecie zasnęła, a okazja na jej zrozumienie po prostu przepadła.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Obudził mnie silny, pulsujący ból głowy, który sprawiał, że czułam się, jakby moja czaszka już za moment miała eksplodować na milion kawałków. Próbowałam uchylić powieki, jednak światło, które ledwo przebijało się przez grubą, ciemną zasłonę sprawiało, że piekły mnie oczy. Było mi duszno, co kilka sekund odczuwałam nieznośne skurcze żołądka, a nieprzyjemny smak przetrawionego alkoholu pieklił mój przełyk. Nade wszystko jak cholera kręciło mi się w głowie i to sprawiało, że czułam się jak gówno. Oprócz fatalnego samopoczucia tego poranka zaserwowano mi również kompletną amnezję, która obejmowała niemal cały wczorajszy wieczór, dlatego też niespecjalnie zdziwił mnie fakt, że obudziłam się w pokoju, którego nie widziałam nigdy wcześniej. Początkowo nieco się przeraziłam, jednak mój stan nie dał mi się tym długo przejmować. W jednej chwili poczułam, jak zawartość mojego żołądka podnosi mi się niemal do samego gardła, zaś już w drugiej wyskoczyłam z łóżka niczym oparzona z zamiarem pognania do łazienki. Nie zdążyłam jednak zrobić nawet kroku, kiedy potknęłam się o coś i z impetem wylądowałam na ziemi, która okazała się być nie tylko dużo bardziej miękka, niż by się wydawało, ale również nie być wcale podłogą. Usłyszałam cichy jęk i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że wpadłam na śpiącego tam Zayna. W normalnej sytuacji z pewnością zbeształabym go za ten idiotyczny pomysł spania tuż obok łóżka, w którym byłam ja, jednakże w tamtej chwili była to ostatnia rzecz, o której myślałam. Jak najszybciej tylko mogłam podniosłam się z ziemi i kontynuowałam swój bieg do toalety, nie zważając na zdezorientowanego chłopaka, którego swoim upadkiem najwyraźniej wyrwałam prosto z głębokiego snu.<br />
<br />
Moment później udało mi się w końcu dobiec do drzwi, które Bogu dzięki, naprawdę prowadziły do toalety. Nie mogłam, a raczej mój żołądek nie mógł, czekać już ani chwili dłużej, dlatego bezceremonialnie otwarłam sedes i padając przy tym na kolana, zwymiotowałam prosto do muszli. Tego ranka naprawdę pokazałam klasę, aż sama miała ochotę wymierzyć sobie siarczysty policzek na opamiętanie. Niestety nie mogłam cofnąć czasu i nie wypić aż tyle, za co teraz przyszło mi słono zapłacić.<br />
<br />
Sama nie wiem ile rzeczywiście ślęczałam nad tą muszlą, jednak sądząc po moich zdrętwiałych kończynach, mogłam przypuszczać, że minęło już całkiem sporo czasu, w czym tylko i wyłącznie utwierdziło mnie ciche, aczkolwiek natarczywe pukanie do drzwi.<br />
<br />
- Vera mogę wejść?- usłyszałam donośny głos Zayna i nim zdążyłam przemyśleć swoją odpowiedź, mruknęłam smętne "tak", czego pożałowałam niemal od razu.<br />
<br />
Fakt, że klęczałam na zimnych kafelkach, z twarzą przyciśniętą do muszli klozetowej, z rozmazanym makijażem, rozczochranymi włosami i oczami przekrwionymi, i pełnymi łez, które wycisnęło ze mnie kilkukrotne zwracanie wczorajszego alkoholu, uderzył we mnie niczym piorun. Poczułam się tak cholernie zażenowana, że momentalnie poderwałam się do góry i podeszłam do umywalki, gdzie szybko przemyłam twarz zimną wodą. Miałam ochotę upiąć swoje włosy w koka, który nieco ułatwiłby mi całą tą akcję z wymiotowaniem, jednak nigdzie nie mogłam znaleźć swojej gumki.<br />
<br />
Zayn jakby czytał mi w myślach, bo już po chwili podszedł do mnie, wyciągając w moją stronę czarną gumkę.<br />
<br />
- Leżała na poduszce, pomyślałem, że może ci się przydać- powiedział cicho, jednak ja nie byłam gotowa, aby odpowiedzieć mu w żaden sposób.<br />
<br />
Zwinnie unikałam jego wzroku, zbyt zażenowana zaistniałą sytuacją. Gdybym mogła, prawdopodobnie zaszyłabym się gdzieś pod ziemią, niestety nie było to możliwe, dlatego pokornie wzięłam od niego gumkę i wróciłam do swojej wcześniejszej pozycji, wciąż nie będąc pewną za swój zszargany żołądek. Tym razem jednak oparłam głowę o ścianę, przymykając powieki i przeklinając cicho pod nosem.<br />
<br />
- Zrobiłem ci herbatę, mnie zawsze pomaga, może ty też poczujesz się lepiej<br />
<br />
Wcześniej nie dostrzegłam kubka, który chłopak położył na szafce tuż obok umywalki, pod którą siedziałam, dlatego jego słowa nieco mnie zaskoczyły. Nie bardzo wiedziałam, jak mam się zachować, dlatego posłałam mu jedynie słaby uśmiech, kiwając przy tym delikatnie głową. Ciężko było mi dobrać jakiekolwiek słowa do tej sytuacji, która jak nieciężko jest się domyślić, była raczej niezręczna. Sam fakt, że Zayn zastał mnie w takim stanie był dla mnie dość niekomfortowy, jednak dochodziły do tego wydarzenia z wcześniejszego wieczoru, których nie byłam do końca świadoma. Prawda była tak, że nie mogłam być pewna, że nie odwaliłam czegoś, albo nie palnęłam jakiejś okropnej głupoty, dlatego czułam się wtedy jeszcze bardziej niepewnie. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, a cisza, która pomiędzy nami panowała, zaczęła mnie coraz bardziej krępować, dlatego nieco drżącymi rękami sięgnęłam po kubek parującego napoju, który przygotował dla mnie Zayn. Trwaliśmy tak jeszcze przez jakiś dłuższy moment, aż w końcu chłopak również usiadł na ziemi opierając się plecami o wcześniej zamknięte drzwi.<br />
<br />
- Niezła noc, co nie?- spytał jakby od niechcenia, jednak na jego spierzchniętych, przesadnie czerwonych ustach można było dostrzec błąkający się cień uśmiechu.<br />
<br />
Tym razem również postanowiłam nie odpowiadać. Nie wiedziałam czego mogę się teraz spodziewać i do czego zmierzał, mówiąc te słowa. Czy właśnie planował zbombardować mnie żenującymi informacjami dotyczącymi mojego zachowania i wyśmiać mnie tak bardzo, jak to tylko możliwe? A może sam nie do końca był pewien jak się zachować, choć tą opcję brałam za raczej niemożliwą. W końcu to był Zayn Malik, on zawsze miał w zanadrzu jakieś docinki i głupie teksty.<br />
<br />
- Josh zarzygał dosłownie cały salon, ciesz się, że tego nie widziałaś. Dupek właśnie biega z mopem- parsknął niespodziewanie, a ja uniosłam głowę, niepewnie spoglądając na jego rozbawioną twarz.<br />
<br />
Sens słów, które wypowiedział przed momentem, dotarł do mnie dopiero po krótkiej chwili i wywołał szeroki uśmiech. To było nic. Zupełnie nic nieznacząca głupota, na którą możliwe, że nie powinnam była zwrócić żadnej uwagi, jednak sprawiła, że poczułam się o niebo lepiej niż przedtem. Oczywiście nadal miałam wrażenie, że w mojej czaszce znajduje się ul pszczół, ale ta krótka wypowiedź sprawiła mi chociaż minimum komfortu psychicznego.<br />
<br />
- Czuję się jak gówno..- burknęłam po kolejnych kilku minutach ciszy.<br />
<br />
Zayn jedynie zaśmiał się dźwięcznie, po czym przeczesując ręką swoje ciemne włosy, pokręcił głową z rozbawieniem.<br />
<br />
- Wlałaś w siebie tyle alkoholu, że dziwię się, że nadal żyjesz. Dawka śmiertelna pękła gdzieś w połowie nocy.<br />
<br />
Próbowałam się zaśmiać na te słowa, jednak zamiast tego z moich ust wydobył się jakiś bliżej nieokreślony skrzek, którego wolałabym nigdy więcej nie usłyszeć. Dopiero wtedy dokładniej przyjrzałam się Zaynowi. Po nim również było widać znikome ślady wczorajszej imprezy i zmęczenia. Oczy miał lekko podkrążone i zaszklone, a włosy pozostawały w totalnym nieładzie. Mimo to wyglądał przystojnie. Był jedną z tych osób, które nieważne kiedy i nieważne w jakiej sytuacji, po prostu wyglądają dobrze, podczas kiedy ty czujesz się jak kupka nieświeżych skarpet futbolistów tuż po wycieńczającym treningu.<br />
<br />
Z pewnością byłoby mi dane rozwodzić się na ten temat dłużej, gdyby nie to, że ciepły głos Zayna owinął moją twarz, sprowadzając mnie tym samym na ziemię.<br />
<br />
- Weź prysznic, to dobrze ci zrobi. Ja pójdę wyrzucić tą bandę kretynów i skombinuję jakieś śniadanie- mówiąc to chłopak stanął na równe nogi i odwrócił się, aby opuścić pomieszczenie.<br />
<br />
Wahałam się przez moment, nie do końca wiedząc co zrobić i czy zrobić cokolwiek, jednak to niebywałe zachowanie chłopaka nie dawało mi spokoju. Tego ranka Mulat pokazał mi się z zupełnie przeciwnej strony od tej, którą reprezentował na co dzień. To było jak wtedy, kiedy widziałam go w Zoo z Mattym. Zachowywał się wtedy, jak ktoś inny. Jak gdyby ten Zayn, który raz po raz serwuje mi coraz to bardziej uszczypliwe uwagi, był jedynie jakimś podstawionym dublerem, który ma za zadanie irytować mnie na każdym kroku. Zayn, który zrobił mi herbatę, siedział ze mną na zimnych łazienkowych płytkach, rozmawiając o głupotach, który próbował polepszyć mi humor w ten fatalny sobotni poranek, na pewno nie był tą sama osobą, a ja naprawdę chciałam w to wierzyć.<br />
<br />
- Zayn?- wykrztusiłam w końcu, a on spojrzał jedynie w moją stronę, unosząc brwi ku górze i jakby zachęcając mnie do kontynuowania.<br />
<br />
- Dziękuję.<br />
<br />
Słowa te zawisły w przestrzeni, a ja miałam wrażenie, że Ziemia na ten jeden krótki ułamek sekundy zatrzymała swój bieg, aby razem z nami niemo celebrować tą dziwną zmianę w tonie mojego głosu, która nie widzieć czemu zwiastowała coś naprawdę wielkiego. Może i było to nic, ale ja poczułam się, jakbyśmy właśnie zrobili olbrzymi krok w przód. Tu, w tej łazience, z posklejanymi od wymiocin włosami i zrujnowanym makijażem poczułam się w towarzystwie Zayna tak dobrze, jak nigdy wcześniej.<br />
<br />
Jeszcze kilka sekund trwaliśmy w tej przyjemnej ciszy, aż w końcu chłopak uśmiechnął się nieznacznie i skinąwszy lekko głową, wyszedł, zostawiając mnie samą z milionem myśli, wątpliwości i oczywiście gigantycznym kacem.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Czy ktoś to jeszcze czyta?<br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=_pHUhNadXzs">zwiastun numer jeden</a><br />
<a href="https://www.youtube.com/watch?v=N056mkQTi0E">zwiastun numer dwa</a><br />
Zerknijcie misiaczki.Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-23965069571967521432014-07-22T15:02:00.000-07:002014-07-22T15:02:00.370-07:00Rozdział IX Reszta wieczoru minęła zdecydowanie dużo spokojniej, niż jego początek. Harry nie odezwał się do mnie nawet słowem, a co więcej nie zaszczycił mnie nawet jednym krótkim spojrzeniem, co uznałam za przejaw jego głębokiej ignorancji i niedojrzałości. To nie tak, że oczekiwałam od niego przeprosin na kolanach i Bóg wie jeszcze czego. Wystarczyłoby zwykłe skinięcie głową, które pokazałoby mi, że chłopak niespecjalnie dumny jest ze swojego wcześniejszego zachowania. Niestety nic takiego się nie wydarzyło, a nieprzyjemne ukłucie w okolicach serca pojawiło się wraz z chwilą, gdy uświadomiłam sobie, że od dziś mam wroga już nie tylko w Zaynie, ale również w tym, na pozór uroczo wyglądającym, chłopcu. Uczucie, które się z tym wiązało było dla mnie czymś zupełnie nowym i możliwe, że zabrzmi to nieco zuchwale, to nigdy wcześniej nie przytrafiło mi się, aby ktoś w tak jawny sposób demonstrował swoją niechęć do mojej osoby. Byłam raczej lubiana, a zawieranie nowych znajomości przychodziło mi z łatwością. Czasem bywałam opryskliwa i chwilami zdawać by się mogło, że moja empatia mieści się gdzieś mniej więcej w łyżeczce do herbaty, a mimo to ludzie w jakiś niewiarygodny sposób lgnęli do mnie i wręcz łaknęli mojej uwagi. Nieważne jak bardzo próbowałam ich od siebie odpychać i być dla nich nieprzyjemna, oni i tak krążyli gdzieś wokół mnie, zawsze gotowi w razie gdybym miała zmienić zdanie. Dopiero poznanie Malika uświadomiło mnie, że nie zawsze moje relacje z ludźmi muszą się układać tak, jakbym tego chciała. Nie byłabym z tego powodu specjalnie smutna, bo Mulat i jego znajomi naprawdę byli ostatnimi osobami, o których sympatię chciałabym zabiegać, jednak spokoju wciąż nie dawał mi fakt, że ci dwaj ocenili mnie z góry. Bez wcześniejszego poznania wrzucili mnie do jednego worka ze swoimi największymi wrogami i w żaden znany mi sposób nie dali mi szansy na zmianę ich negatywnej opinii. Może i nie powinno mnie to obchodzić, jednak chcąc nie chcąc było mi przykro z tego powodu, czego oczywiście nie miałam zamiaru dać po sobie znać.<br />
<br />
- Vera, Zayn- męski, stanowczy głos zabrzmiał gdzieś w końcu sali, a ja słysząc swoje imię, automatycznie uniosłam wzrok ku górze.<br />
<br />
Wszyscy się zbierali i już za moment każdy miał rozjechać się w stronę swoich domów, co jeśli mam być szczera, było dla mnie prawdziwym wybawieniem. Byłam wykończona i jedyne o czym wtedy marzyłam to długa, relaksująca kąpiel, która odciągnie moje myśli od tego cyrku. Zdecydowanie nie miałam ochoty czuć się jak niechciany gość, dlatego jak najszybciej pozbierałam swoje rzeczy, gotowa wręcz wybiec z tego pomieszczenia, byle tylko jak najdalej od nich wszystkich.<br />
<br />
- Pojedziecie jednym samochodem z Zackiem- zakomunikował krępawy mężczyzna, który jak się domyśliłam, był jednym z pracowników Modest!.<br />
<br />
Skrzywiłam się nieznacznie na jego słowa, jednak powstrzymałam się od jakiegokolwiek komentarza. Miałam dość uszczypliwości, jak na jeden dzień, dlatego uznałam, że prowokowanie Zayna, czy Zacka w tej sytuacji nie jest zbyt dobrym pomysłem. Bez słowa podniosłam się z swojego miejsca i ruszyłam ku wyjściu z hali. Gdzieś w połowie drogi poczułam, jakbym zapomniała o czymś cholernie istotnym. Zmarszczyłam brwi, spoglądając na swoją skórzaną torbę, którą zwykle zawieszoną miałam na prawej ręce. Była tam, więc to nie mogło być to. Telefon również wyraźnie czułam w lewej kieszeni swoich obcisłych jeansów, co oznaczało, że dwie rzeczy, które potencjalnie mogłam zgubić, czy gdzieś zostawić, mam, a zagadka mojego nagłego niepokoju nadal pozostała niewyjaśniona. Sama nie wiedząc co robię, zatrzymałam się wpółkroku i przygryzając dolną wargę, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Mój wzrok niemal od razu odnalazł wysokiego chłopaka, stojącego gdzieś w kącie sali. Jego brązowe tęczówki wyraźnie spoczywały na mojej twarzy, a kiedy brunet zdał sobie sprawę z tego, że i ja na niego patrzę, uśmiechnął się nieśmiało w moją stronę. Bez namysłu odwzajemniłam jego gest, po czym szybkim krokiem ruszyłam ku niemu.<br />
<br />
- Liam. Ja.. Wiesz.. Miło było cię poznać- język trochę mi się plątał, co bardzo szybko spowodowało, że na moich policzkach pojawiły się szkarłatne rumieńce.<br />
<br />
To nie tak, że Payne onieśmielał mnie swoją osobą. Zdecydowanie bardziej onieśmielała mnie jego dobroć i to, że mimo wszystkich przeciwności zachował się względem mnie bardzo w porządku. Dał mi szansę, a ja nie miałam zamiaru jej zmarnować. On jako jedyny próbował mnie chociaż odrobinę poznać, zanim dokona fatalnego osądu na mój temat. Doceniałam to i byłam mu naprawdę wdzięczna, jednak żadne słowa nie wydawały mi się wystarczająco dobre, aby określić to, co rzeczywiście czuję. Miałam jednak nadzieję, że te mądre, czekoladowe oczy dostrzegą to co we mnie siedzi i że nie będę musiała nic mówić, aby wiedział, że tak jak ja na niego, tak i on może na mnie liczyć.<br />
<br />
- Trzymaj, zapisałem tu swój numer, gdyby coś się działo.. Nie krępuj się- uśmiechnął się ciepło, a ja wsunęłam ręce gdzieś pod jego ramiona i zagarnęłam go do krótkiego uścisku. Chłopak był zaskoczony takim obrotem sprawy niemal tak samo jak ja swoją nagłą otwartością, ale mimo to również owinął ręce wokół mnie, pokrzepiająco pocierając dłońmi moje ramiona.<br />
<br />
- Dziękuję i do zobaczenia- posłałam mu ostatni przyjazny uśmiech, po czym dołączyłam do Zayna, który przyglądał się całej tej scenie z niesmakiem.<br />
<br />
Przez całą drogę do samochodu Malik się nie odzywał, co niespecjalnie mi przeszkadzało, więc również postawiłam na ciszę. Nie zwróciłam nawet większej uwagi na to, kiedy chłopak złapał mnie za rękę i machinalnie splótł ze sobą nasze palce. Powoli uczyłam się podchodzić do tego wszystkiego, jak do zwykłej pracy. Nie jeżyłam się już za każdym razem, kiedy chłopak mnie dotykał, czy całował. Wiedziałam, że to część przedstawienia i póki robił to w odpowiednich momentach, kiedy to nie byliśmy sami, było mi wszystko jedno. Wyszliśmy z budynku, gdzie powitały nas błyski fleszy. "Vera jutro będziesz na okładce, uśmiechnij się!" powiedziałam do siebie w myślach, imitując przy tym skrzekliwy głos Grega, po czym wpuściłam na swoje usta najszerszy, a zarazem najbardziej promienny uśmiech, na jaki było mnie stać w tamtej chwili. Byłam już tak zatopiona w tej grze, że postanowiłam iść o krok dalej i dać w końcu coś z siebie i spróbować sprawić, że mój ojciec będzie ze mnie zadowolony. Niewiele myśląc mocniej ścisnęłam dłoń swojego towarzysza, po czym owijając drugą rękę wokół niego, ciaśniej przylgnęłam do jego ciała. To było dla niego niczym zaproszenie, na którego przyjęcie nie musiałam czekać zbyt długo. Chłopak z udawaną troską zerknął przelotnie na moją twarz, po czym składając krótki pocałunek gdzieś w moich włosach, poprowadził mnie w stronę czarnego Mercedesa mojego ojca. Z boku cała ta scena musiała wyglądać naprawdę uroczo, natomiast mnie chciało się wymiotować na samą myśl o tym. Mimo wszystko odczuwałam pewnego rodzaju satysfakcję. Tym razem udało mi się odstawić wszystkie swoje emocje i uczucia gdzieś na bok. W końcu przestałam być słaba i krucha, jaka byłam przez ostatnich kilka tygodni. Wtedy miałam wrażenie, że głupie docinki i dziwaczne zachowanie Zayna od tego momentu nie mają na mnie kompletnie żadnego wpływu. Znów stałam się panią własnego losu i postanowiłam wykorzystać ten nagły napływ siły w stu procentach. Przecież robiłam to wszystko po to, aby spełnić swoje marzenia i to właśnie na tym miałam zamiar się skupić. Z tą pozytywną, jak na mnie, myślą wsiadłam na tylne siedzenie pojazdu, wlepiając swój wzrok w ekran telefonu. Zaraz potem Mulat pojawił się tuż obok mnie, natomiast Zachary zasiadł za kierownicą i bezceremonialnie odpalił silnik. Pierwsze kilka minut drogi odbyliśmy w kompletnej ciszy, co uznałam za dobry omen. Nikt nikogo nie atakował, nie warczeliśmy też na siebie, dlatego pojawiła się we mnie malutka iskierka nadziei na to, że uda mi się dotrzeć do domu, bez wcześniejszego rozpętania trzeciej wojny światowej.<br />
<br />
Przez cały miniony dzień nie miałam zbyt wiele czasu dla siebie i swoich spraw, a co za tym szło, nie skontaktowałam się z Marcusem ani razu. Sprawy pomiędzy nami miały się ostatnio nie najgorzej, dlatego uznałam, że napisanie do niego krótkiego smsa będzie czymś właściwym. Zabierałam się właśnie za wysyłanie wiadomości, kiedy kątem oka dostrzegłam, że Zachary z prawdziwym zainteresowaniem przygląda się moim poczynaniom. Staliśmy akurat na światłach, więc miał co do tego spore możliwości. Spojrzałam na niego pytająco, ale on po prostu odwrócił wzrok, wbijając go gdzieś na drogę przed sobą.<br />
<br />
- No co?- spytałam w końcu nieco bardziej ostro, niż bym tego chciała.<br />
<br />
- Nic.. Po prostu dziwi mnie, że wciąż myślisz o Marcusie w ten sposób, w końcu nie będziecie się widzieć przez sześć miesięcy, to kupa czasu- odparł tak swobodnym tonem, jak gdybyśmy właśnie rozmawiali o pogodzie.<br />
<br />
Pomijając fakt, że nie miałam zielonego pojęcia, co właśnie próbuje mi insynuować mój ojciec i tak poczułam się niespokojna. Cokolwiek to było, wiedziałam, że nie jest to nic dobrego, w przeciwnym razie Zack na pewno by mi o tym nie wspomniał.<br />
<br />
- O czym ty mówisz do jasnej cholery? Jakie sześć miesięcy?- wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.<br />
<br />
Najwyraźniej sprawiłam mu tym wyjątkową przyjemność, ponieważ uśmiechnął się w ten specyficzny dla siebie, cyniczny sposób, po czym jakby od niechcenia rzucił:<br />
<br />
- Zaproponowałem mu staż w Nowym Jorku, a on się zgodził, nie mówił ci nic?<br />
<br />
W jednej chwili poczułam, jak cała krew napływa mi do twarzy i dałabym sobie rękę uciąć za to, że wyglądała ona wtedy niczym dojrzały pomidor. Byłam wściekła na Zacka za ten lekceważący ton głosu, którym się posługiwał i którym przy okazji kompletnie wyprowadzał mnie z równowagi. Po raz kolejny pokazał, że moje nieszczęście go bawi i choć teoretycznie powinnam się już do tego przyzwyczaić, to wciąż tak samo doprowadzało mnie to do szału. Poza tym tutaj nie chodziło o jakąś błahostkę, ale o chłopaka, na którym szczerze mi zależało, a który swoją drogą znowu mnie rozczarował. Nie zastanawiałam się zbyt długo, niemal od razu wybrałam numer Butlera i przyłożyłam telefon do ucha. Ta sprawa nie mogła czekać, a ja potrzebowałam natychmiastowych wyjaśnień, na które najwyraźniej musiałam jeszcze trochę poczekać, ponieważ szatyn najzwyczajniej w świecie nie odbierał. Próbowałam dodzwonić się do niego jeszcze kilka razy, ale żadna próba nie przyniosła mi oczekiwanego sukcesu. Z bezsilności miałam ochotę się rozpłakać, a cichy rechot mojego ojca sprawiał, że coraz poważniej zaczęłam rozważać rzucenie się na niego i gdyby nie to, że aktualnie prowadził i mógł nas wszystkich zabić, z pewnością zrobiłabym to.<br />
<br />
- Spokojnie Vera, na pewno chciał ci o tym powiedzieć, tylko zapomniał, przecież to nic takiego..- dodał rozbawiony Zayn.<br />
<br />
- Och, zamknij się- mruknęłam rozeźlona.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Od powrotu do domu próbowałam się skontaktować z Marcuem, jednak wyglądało na to, że zapadł się pod ziemię. Nie odbierał moich telefonów, nie odpisywał na smsy ani na żadne inne wiadomości. Zupełnie jakby mnie unikał. Wierzyłam jednak, że jest to spowodowane nadmiarem pracy w kancelarii. Po południu miałam zamiar zrobić mu niespodziewaną wizytę w pracy, żeby go wyciągnąć na lunch, ale jakaś telepatyczna siła przyciągnęła go do mnie i w porze lunchu stanął w moim progu. W ręce trzymał tort i dwa kubki kawy, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Nie było mi do śmiechu i miałam ochotę zwyzywać go od najgorszych, mimo to powstrzymałam swoje nerwy i postanowiłam dać mu szansę na wytłumaczenie się.<br />
<br />
- Przepraszam - powiedział nagle, robiąc skruszoną minę - Dowiedziałem się o tym dwa dni temu i nie wiedziałem, jak mam ci o tym powiedzieć. Dopiero teraz jest między nami dobrze, a ja robiłem duże kroki, aby to znowu zepsuć. Nie chcę cię stracić, Vera.<br />
<br />
Stałam i tępo patrzyłam w tort, który chłopak miał w ręce. Słowa Butlera odbijały mi się w głowie, przetwarzałam je i chciałam jakoś odpowiedzieć, jednak żadne słowa nie wydawały mi się odpowiednie. Z jednej strony wiedziałam, co czuje i w stu procentach rozumiałam jego obawy, ale z drugiej myślałam, że jesteśmy już na takim etapie, na którym mówimy sobie wszystko, nieważne jak bardzo miałoby to zaboleć drugą osobę. Szczerość miała być podstawą naszego związku. Nie miałam prawa wściekać się na chłopaka, bo sama zrobiłam dokładnie to samo gdy podpisałam kontrakt z Modestem. Wierzyłam, że ta sytuacja nas czegoś nauczyła i oczekiwałam, że Marcus zachowa się lepiej niż ja wtedy. Szczególnie, że dobrze wie, jakie to uczucie, gdy ktoś kogo kochasz ukrywa przed tobą tak ważne sprawy.<br />
<br />
- Mam nadzieję, że ten tort jest czekoladowy - powiedziałam, uśmiechając się lekko.<br />
<br />
Nie byłam w stanie zrobić tego lepiej, bo nie chciałam udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Bo nie było. Mimo to zaprosiłam go do środka i po chwili siedzieliśmy przy blacie w kuchni, jedząc tort i popijając najlepszą kawę pod słońcem. Powoli się rozluźnialiśmy i nasza rozmowa nabrała sensu. Marcus miał rację: to tylko sześć miesięcy. Damy radę. Przetrwaliśmy pakt z diabłem, więc jakiś głupi staż nie powinien być dla nas problemem. Zac jak zwykle nie powiedział mi wszystkiego, powodując nieporozumienie pomiędzy mną i moim chłopakiem. Powinnam się już nauczyć, jednak za każdym razem dawałam się złapać w tą pułapkę. Czas mijał i w końcu Marcus musiał wracać do kancelarii. Jednak zanim to się wydarzyło, mój telefon dał o sobie znać, gdyż mój kochany ojciec po raz kolejny potrzebował czegoś ode mnie. Jak dobrze wychowany piesek poszłam do gabinetu Zaca, aby znaleźć dokumenty, o które prosił. Zajęło mi to parę minut, jako że sterta teczek i papierów była tam ogromna. Przerzucałam kartki, nieźle się przy tym irytując, aż w końcu odnalazłam to, czego szukałam. Szybkim ruchem pociągnęłam za zieloną teczkę, a razem z nią wypadły inne dokumenty. Westchnęłam głęboko i wzięłam się za zbieranie kartek, gdy przed oczami mignęło mi nazwisko Marcusa. Przez chwilę zastanawiałam się, czy zobaczyć owe papiery. Zdawało mi się, że jest to przekroczenie pewnej granicy. Nie powinnam się tym interesować, gdyż były to sprawy pomiędzy Butlerem, Zackiem i kancelarią. Jednak ciekawość wzięła górę. Przeleciałam kartkę wzrokiem, wyłapując najważniejsze informacje. Staż w Nowym Jorku, sześć miesięcy, wszystko opłacone, podpisane dwa miesiące temu. W jednej chwili poczułam zbierającą się we mnie złość. Rzuciłam wszystkie papiery, które dotychczas trzymałam w ręce i z tą jedną konkretną kartką zbiegłam po schodach na dół, aby moment później cisnąć ją na blat, przy którym nadal siedział szatyn.<br />
<br />
- Dwa dni? Naprawdę Marcus? Co ty sobie w ogóle wyobrażałeś? Że się nie dowiem?!- zawyłam wściekle, zakładając ręce na piersi.<br />
<br />
Chłopak z początku wyglądał tak, jakby rzeczywiście nie miał zielonego pojęcia o co mi chodzi, jednak po kilku sekundach wodzenia wzrokiem po kartce najwyraźniej wszystko do niego dotarło, bo momentalnie pobladł na twarzy. Z zniecierpliwieniem obserwowałam, jak jego jabłko Adama unosi się ku górze i ciężko opada, kiedy on głośno przełyka ślinę, z pewnością obmyślając kolejną, durną wymówkę. Trwało to na tyle długo, że miałam wrażenie, iż Butler dał za wygraną i skończył już z wymyślaniem niestworzonych historyjek, które miały za cel załagodzić narastające między nami napięcie. Niespodziewanie twarz chłopaka przybrała zupełnie nowego wyrazu i w tamtym momencie zdawało mi się, że stanęła przede mną kompletnie inna osoba. Teraz to on wyglądał na wyprowadzonego z równowagi, a jego zaciśnięta szczęka tylko i wyłącznie utwierdziła mnie w przekonaniu, że z nieznanego mi powodu jest cholernie zdenerwowany.<br />
<br />
- Nie udawaj, że tak cię to boli, tak naprawdę pewnie cieszysz się, że w końcu nie będę stał na drodze do twojego szczęścia z Malikiem- splunął, a gdyby z jego oczu mogły ciskać błyskawice, byłabym już martwa.<br />
<br />
Stałam i patrzyłam na niego, próbując zrozumieć o co mu chodzi. Skąd nagle wyczarował takie oskarżenia? Przecież dobrze wiedział, jaki mam stosunek do Zayna i całej tej sytuacji. Dlaczego do cholery znowu zaczął mnie atakować? Myślałam, ze ten temat mamy już za sobą.<br />
<br />
- Nie patrz tak na mnie. Widziałem twoje zdjęcia w telefonie z tym pajacem. Mogłaś przynajmniej je zablokować.<br />
<br />
Jego głos był tak okrutnie szorstki i przepełniony jadem, że nie wiedziałam, jak mam zareagować. Dopiero po chwili dotarło do mnie to co powiedział. Po części miał rację- w moim telefonie rzeczywiście było kilka zdjęć, na których byłam razem z Malikiem, ale to tylko i wyłącznie ze względu na to, że zarząd kazał mi dodawać coś związanego z nami na różne portale społecznościowe. Tak dla wiarygodności, jak nazywał to Greg. Niestety Marcus po raz kolejny nie wziął takiej możliwości pod uwagę. Z pewnością wyjaśniłabym mu całe to nieporozumienie, gdyby nie to, że uderzył mnie fakt, że przeszukiwał mój telefon. Tak nie wygląda zaufanie, a on mówił o tym, jak gdyby była to najnormalniejsza rzecz na świecie, tymczasem ja nie mogłam zrozumieć, jak mógł być na tyle bezczelny, aby bez mojej zgody i wiedzy dotykać coś tak osobistego jak komórkę.<br />
<br />
- Grzebałeś w moim telefonie?! Masz paranoję!<br />
<br />
- Nie taka znowu paranoję skoro znalazłem te zdjęcia. Od początku wiedziałem, że lecisz na tego brudasa, ale myślałem, że została ci chociaż odrobina godności. Puszczasz się z nim na lewo i prawo, a kto wie, może z tymi jego koleżkami też. Jestem ciekaw, czy twoja matka byłaby dumna z córki dziwki- wycedził przez zaciśnięte zęby, a ja po prostu zamarłam.<br />
<br />
Nie mogłam uwierzyć w to co wygadywał ten człowiek. To było jakby ktoś zdzielił mnie z ciężkiego obuwia prosto w twarz. Usłyszeć coś takiego od kogokolwiek nie byłoby zbyt miłym doświadczeniem, natomiast takie słowa wypływające z ust własnego chłopaka- to dopiero był cios.<br />
<br />
- Jak możesz być aż takim idiotą Marcus?! Nie chcę cię więcej widzieć! Wynoś się stąd i nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy! Masz rację, cieszę się z twojego wyjazdu, mam nadzieję, że już nigdy stamtąd nie wrócisz- syknęłam oburzona, po czym wybuchnęłam go z kuchni.<br />
<br />
Czułam zbierające się w moich oczach łzy, ale w tej sytuacji Butler był ostatnią osobą, przed którą chciałam pokazać swoją słabość, dlatego w całym tym letargu zaczęłam szarpać jego koszulę i wyrzucać go z domu. Było przy tym dużo krzyku i obelg, a cała nasza wymiana zdań stała się jedną wielką szarpaniną. W tamtym momencie nie dbałam o nic. Miałam gdzieś to, że za chwilę ktoś może się pojawić pod domem i wszystko zobaczyć. Chciałam jak najszybciej pozbyć się Marcusa i zapomnieć o tym, że ktoś taki jak on kiedykolwiek był w moim życiu.<br />
<br />
W jednej chwili szatyn przytrzymał mnie za oba nadgarstki i przycisnął mnie do ściany i mimo, ze nadal próbowałam się wyrywać, to na niewiele mi się to zdało. Miotałam się pod jego ciałem, wyrzucając z siebie coraz to nowsze bluzgi.<br />
<br />
- Puść mnie i wyjdź!- wrzeszczałam, jednak chłopak jak zwykle za nic miał moje słowa i jedynie jeszcze mocniej docisnął swoje ciało do mojego, na dobre przygważdżając mnie do ściany.<br />
<br />
- To jeszcze nie koniec Vera, nie pozwolę na to, żebyś przyprawiała mi rogi z kimś takim jak Malik. Pożałujesz tego- mruknął mi prosto do ucha, po czym poluźnił uścisk na moich nadgarstkach tak, że w końcu byłam w stanie go od siebie odepchnąć.<br />
<br />
Chłopak odsunął się ode mnie, po czym rzucając mi ostatnie, zawistne spojrzenie opuścił mój dom. Ja natomiast stałam niczym słup soli, z niedowierzaniem wpatrując się w drzwi, które dosłownie kilka sekund wcześniej zamknęły się z głośnym hukiem. Nie wiedziałam co mam myśleć i co zrobić. Byłam w tak ciężkim szoku, że jakakolwiek najprostsza czynność była wtedy dla mnie naprawdę niewiarygodnym wyzwaniem. Trudno było mi uwierzyć, że to wszystko rzeczywiście się wydarzyło. Ta scena była taka abstrakcyjna i niedorzeczna, że całkiem podświadomie zaczęłam ją wypierać ze swojej głowy. Czułam się, jak w jakimś paskudnym koszmarze, z którego mimo szczerych chęci, nie potrafiłam się wybudzić.<br />
<br />
Bóg jeden wie ile jeszcze bym tak stała, gdyby nie głośny dzwonek mojego telefonu, który uporczywie drażnił moje uszy. Otrząsnęłam się z tego dziwnego amoku i lekko drżącą ręką chwyciłam urządzenie. Byłam tak zaaferowana tym co się stało, że nawet nie zerknęłam na ekran, po prostu odebrałam, wyczekując czyjegoś głosu po drugiej stronie słuchawki.<br />
<br />
- Mój kumpel Mike ma dzisiaj urodziny, wybieramy się z kilkoma znajomymi do klubu, będę po ciebie około dziewiątej- chłodny ton głosu Zayna dotarł do mnie po kilku sekundach i choć w innej sytuacji na pewno byłabym z tego niezadowolona, to teraz właściwie było mi wszystko jedno.<br />
<br />
Nie miałam siły na słowne przepychanki z Malikiem, dlatego kiwnęłam jedynie głową na znak, że się zgadzam. Sprawa z Marcusem tak bardzo mnie pochłonęła, że przez to nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, że Zayn nie może zobaczyć przez telefon mojej reakcji i najzwyczajniej w świecie wypadałoby coś odpowiedzieć. Ja jednak milczałam, tępo wlepiając spojrzenie na ulicę za oknem.<br />
<br />
- Vera? Jesteś tam?<br />
<br />
- Tak, tak.. Ja.. Bądź o dziewiątej, na razie.<br />
<br />
Nie czekając na reakcję chłopaka, po prostu się rozłączyłam i niczym zahipnotyzowana ruszyłam w stronę swojego pokoju, gdzie bez zastanowienia ułożyłam się na łóżku i zwijając się w kłębek, przymknęłam powieki. Nie chciałam płakać, naprawdę nie chciałam tego robić i wszystko było dobrze do momentu, kiedy w jednej sekundzie słowa Marcusa wróciły do mnie niczym bumerang. Próbowałam wyprzeć to obrzydliwe wspomnienie ze swojej pamięci, a ono jak na złość wciąż do mnie wracało i to ze zdwojoną siłą. Jedna łza spłynęła po moim policzku, tworząc na nim delikatną stróżkę wody, a zaraz za nią pojawiła się cała fala kolejnych. Z następną sekundą coraz bardziej zatapiałam się w swojej rozpaczy, aż w końcu zaczęłam szczerze wątpić w to, że ten lament jest związany tylko i wyłącznie z dzisiejszą kłótnią. To tak jakby puściły we mnie jakieś zawory, które do tej pory były bardzo silnie zakręcone. Wszystkie przykrości, które przydarzyły mi się w ostatnim czasie gromadziłam gdzieś w sobie, aż w końcu czara goryczy się przelała z chwilą, kiedy Marcus wspomniał o mojej matce. To był cios poniżej pasa, uderzenie z całej siły prosto w najbardziej wyczulone miejsce. Na coś takiego nie zasługuje nawet największy wróg, tak mi się przynajmniej wydawało. Natomiast Butler najwyraźniej miał inne zdanie na ten temat, skoro bez skrupułów zaatakował mnie w taki sposób.<br />
<br />
Histeria, w którą wpadłam, trwała jeszcze przez dość długi czas, aż w końcu całkowicie wykończona zasnęłam. Po kilku godzinach obudził mnie jednak donośny, dziecięcy śmiech dochodzący z dołu. Od razu zrozumiałam, że to Matty i jego nowa opiekunka wrócili do domu. Nie chciałam pokazywać się bratu w takim stanie, dlatego czym prędzej poderwałam się z łóżka i pobiegłam w stronę łazienki. Przemyłam twarz, po czym uniosłam głowę i spojrzałam na swoje odbicie. Wyglądałam fatalnie. Włosy były potargane i wywijały się we wszystkie strony świata, od ciągłego szarpania za nie w akcie desperacji, natomiast niemal cała moja twarz spuchła i zaczerwieniła się od długiego płaczu. Bogu dzięki tego dnia nie zdążyłam się jeszcze pomalować, bo gdyby się tak stało, z pewnością wyglądałabym dużo gorzej, o ile to w ogóle możliwe. Nie miałam czasu, a tym bardziej ochoty na dalsze użalanie się nad sobą, dlatego wytarłam twarz i poprawiłam fryzurę, po czym z udawanym uśmiechem wyszłam z łazienki. Dziarskim krokiem przebyłam drogę do holu, w którym tak jak się spodziewałam, zastałam Matty'ego wraz z Macy. Chłopiec gdy tylko mnie dostrzegł, podbiegł i rzucił mi się w ramiona. Lubiłam takie powitania, właściwie nigdy nie zdarzyło się, aby Matty przywitał mnie w inny sposób. Zawsze cieszył się tak samo mocno i za każdym razem z takim samym przejęciem opowiadał mi o tym, co wydarzyło się danego dnia. Był jak niewielki promyk słońca, który mimo swoich niedużych gabarytów potrafił rozświetlić każdy mój dzień. Tak było i tym razem. Widok jego uśmiechniętej buzi był niczym miód na moje serce i wiedziałam, że jedyne czego potrzebuję w tej chwili, to jego obecność. Jako że do imprezy z Zaynem i jego znajomymi miałam jeszcze trochę czasu, uznałam, że to dobry moment na to, aby zaopiekować się bratem. To było jak transakcja wiązana: on będzie cieszyć się z mojego zainteresowania, a ja odciągnę swoje myśli od Marcusa i jego niedorzecznego zachowania, a ostatecznie wszyscy będą zadowoleni.<br />
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<br />
Mimo ogromnych starań niestety mój humor nie uległ zbyt wielkiej zmianie. Wciąż byłam rozżalona i smutna, a w okolicach serca nieustannie odczuwałam nieprzyjemny uścisk, który natarczywie przypominał mi o tym, o czym tak usilnie starałam się zapomnieć. Zabawa z Matty'm jedynie na kilka chwil poprawiła mi nastrój. Śmiech chłopca odrobinę ukoił moje nerwy, natomiast ów lekarstwo nie działało zbyt długo, ponieważ niedługo po tym musiałam zacząć się szykować na wieczorne wyjście do klubu. Zayn, tak jak obiecał, pojawił się w moim progu tuż po upływie godziny dwudziestej pierwszej. Wyglądał nieźle, co rozdrażniło mnie jeszcze bardziej. Zdecydowanie dużo łatwiej byłoby mi nie zaprzątać sobie nim głowy, gdyby tylko wyglądał chociaż odrobinę gorzej. Tymczasem jego idealna fryzura, kilkudniowy zarost i ciemne, o przeszywającym spojrzeniu oczy sprawiały, że ciężko było mi oderwać od niego wzrok. Przez moment po prostu stałam, wlepiając oczy w jego przystojną twarz i nie zważając zupełnie na nic innego. Brunet milczał, co zdarzało mu się ostatnio coraz częściej. W przypadku innej relacji z pewnością wzięłabym to za coś, co niezbyt dobrze wróży znajomości, ale z Mulatem było inaczej. Z początku nigdy nie był w stanie powstrzymać się od głupich żartów i docinków, a teraz po prostu milczał, co naprawdę uznawałam za coś dobrego. Bez słowa zabrałam skórzaną kurtkę i wyminęłam chłopaka, kierując się w stronę jego samochodu. Naprawdę nie miałam dzisiaj ochoty na użeranie się z nim, dlatego postanowiłam, że po prostu będę go ignorowała. Biorąc pod uwagę to, jak potraktował mnie dzisiaj Marcus, jakiekolwiek zachowanie Zayna nie wytrąci mnie z równowagi. W milczeniu pokonaliśmy drogę do klubu, co było jakimś naszym sukcesem. Wydawało mi się, że Malik wyczuł, że coś jest ze mną nie tak i postanowił sobie odpuścić, jednak gdy tylko samochód zatrzymał się na parkingu, a brunet otworzył moje drzwi, całe to wyobrażenie runęło.<br />
<br />
- Spróbuj nie przynieść mi wstydu.<br />
<br />
Wzruszyłam tylko ramionami, bo uwaga chłopaka wpadła jednym uchem i wypadła drugim. Splotłam swoją dłoń z jego i zmusiłam się do najlepszego uśmiechu, jaki teraz mógł zagościć na mych ustach. Wszystkie kąśliwe uwagi spływały po mnie, zupełnie jakby nic się dla mnie nie liczyło.<br />
<br />
Jak na złość, gdy tylko weszliśmy do klubu, Butler zaszczycił mnie kolejną wiadomością tekstową. Przygryzłam mocno wargę i mocniej ścisnęłam dłoń Zayna, który prowadził nas przez tłum, próbując odnaleźć znajomych. Pociągnęłam go za rękę, ignorując to, co do mnie mówi i przejęłam kontrolę. Nogi same kierowały mnie w stronę baru. Miałam ochotę pokazać Marcusowi, jak świetnie bawię się bez jego żałosnej i kłamliwej osoby. Zamówiłam kolejkę shotów dla siebie i mojego udawanego chłopaka, po czym szeroko uśmiechnęłam się na widok jego zdezorientowanej miny.<br />
<br />
- Za dzisiejszy wyśmienity wieczór, ostro zakrapiany alkoholem!- powiedziałam, unosząc shota do góry - Nasze zdrowie.<br />
<br />
Połknęłam zawartość kieliszka i napój przyjemnie rozlał się po moim gardle, piekąc mnie lekko. Czułam, że przy Zaynie mogę poszaleć, bo nie będzie moją kulą u nogi. I chwała mu za to.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Dobra.. Nie będę pieprzyć o tym, że bardzo mi przykro z powodu tego, że tak długo nic nie dodawałam, bo każdy już o tym wie. Niestety nic na to nie poradzę.. Przeżywam ostatnio swój najlepszy, a zarazem najgorszy okres w życiu i ciężko pogodzić z tym inne rzeczy. Sporo podróżuję, spędzam czas ze znajomymi, ogólnie trwonię kasę. Teraz już się trochę uspokoiło, więc wracam do Was z nowym rozdziałem. Wiem, że obiecywałam Wam mega rozpierduchę w tym odcinku, ale niestety musiałam go nieco inaczej podzielić, niż to planowałam. Impreza ze znajomymi Zayna miała być również w tym rozdziale, ale uznałam, że jest zbyt ważna, aby tak bezczelnie ją ukrócić. Jeśli chciałabym ją tutaj napisać w taki sposób, jak planuję, rozdział wyszedłby po prostu kolosalnych rozmiarów i źle by się go czytało, dlatego uznałam, że przeniosę to do rozdziału dziesiątego. :) Mam teraz dużo więcej czasu niż zawsze, więc planuję właśnie swój wielki powrót do blogowania. Zaczęłam od dodania rozdziału, ale już za chwilę biorę się za nadrabianie ulubionych blogów i tak jak obiecałam- za jakieś nowe opowiadania. :) Mam nadzieję, że wakacje spędzacie równie ciekawie jak ja (nie, zupełnie się nie przechwalam XD), a jeśli nie, to oczywiście Wam tego serdecznie życzę! Następny rozdział za około półtorej tygodnia, do napisania! <3<br />
<br />
<a href="http://ask.fm/vesperr">ask</a><br />
<a href="https://twitter.com/vespeerr">twitter</a><br />
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/">stabiliser</a>Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-33697131894822917332014-05-13T16:09:00.002-07:002014-05-13T16:09:38.866-07:00Rozdział VIII Greg i Zack naprawdę nie żartowali. W internecie i mediach rozpętała się prawdziwa burza po tym, jak filmik z mną i Charlesem w roli głównej trafił na YouTube. Byłam przerażona tym, jak jeden niewinny taniec może sprawić, że tyle osób zacznie interesować się moją osobą. Po tym wszystkim bałam się wejść na Twittera, czy Instagrama, ponieważ spodziewałam się tam wielu, delikatnie mówiąc, nieprzychylnych wiadomości od fanów zespołu. W końcu "zdradzałam" ich szalenie zakochanego we mnie idola. Trochę to trwało, zanim faktycznie odważyłam się odwiedzić wszystkie portale społecznościowe, na których teoretycznie mogły zaatakować mnie fanki. Nie myliłam się. Moje interakcje i wiadomości zawalone były wszelkiego rodzaju wyrazami nienawiści i jeśli mam być szczera, niespecjalnie mnie to zaskoczyło. Dziewczyny z reguły nazywały mnie dziwką, czy suką, która spotyka się z Zaynem tylko dla pieniędzy. Trochę bolały mnie tego typu wyzwiska, bo przecież nawet jeśli zakładając, że mój związek z Malikiem to czysta prawda, to nie uważałam, że taniec z kolegą po fachu jest czymś zdrożnym. Byłam tancerką, brałam udział w wszelkiego rodzaju konkursach, takie sytuacje były czymś zupełnie normalnym. Nikt nigdy nie obrażał mnie z tego powodu, nawet Marcus, który z reguły był bardzo zaborczą osobą, ale nawet on rozumiał, że jest to tylko taniec.<br />
<br />
Moje rozmyślenia zostały przerwane przez dzwonek telefonu, który w przeraźliwy sposób wydarł się na całe pomieszczenie. Z początku miałam zamiar w ogóle nie zawracać sobie nim głowy przekonana o tym, że to na pewno Greg dzwoni, aby mnie ponaglić, jednak coś mnie tknęło i zerknęłam na ekran urządzenia, który poinformował mnie o nadchodzącym połączeniu od panny Berry. Bez zastanowienia złapałam za aparat i nacisnęłam zieloną słuchawkę.<br />
<br />
- Cześć puszczalaska, jak tam twoje gwiazdorskie życie?- wesoły głos blondynki rozniósł się w słuchawce, a ja mimowolnie uśmiechnęłam się na ten dźwięk.<br />
<br />
- Daj spokój, właśnie próbuję przetrawić to, co wypisują do mnie te wszystkie fanki.. Nie jest łatwo być wrogiem publicznym numer jeden tego tygodnia.- prychnęłam cicho i rozsiadłam się wygodniej w fotelu.<br />
<br />
Potrzebowałam rozmowy z Eveline, ona zawsze wiedziała co powiedzieć, abym poczuła się lepiej, dlatego jej telefon był dla mnie teraz istnym zbawieniem. Pragnęłam chociaż chwili wytchnienia, spokojnego relaksu w jej towarzystwie i godzin przegadanych o kompletnych bzdurach, byle tylko zapomnieć o przykrych doświadczeniach ubiegłych dni.<br />
<br />
- Nie powinnaś się tym przejmować. One cię nie nienawidzą za ten taniec, czy za to jaka jesteś, ale za to że jesteś dziewczyną Mailka, to tak dla zasady. Przypomnij sobie, jak same bluzgałyśmy na Camillę Belle, kiedy spotykała się z Joe Jonasem.<br />
<br />
Zachichotałam cicho na to wspomnienie i przemyślałam jej słowa. Miała rację. Zamartwianie się tą sprawą w niczym nie było w stanie mi pomóc, a do tego kompletnie nic nie zmieniało, a do tego niosło ze sobą kolejne problemy. Musiałam odstawić to jak najdalej od siebie i po prostu zająć swój umysł czymś zupełnie innym.<br />
<br />
- Wpadniesz do mnie wieczorem? Pogadamy, mogłabyś zostać na noc.. Zamówiłybyśmy pizzę, obejrzały "P.S. I Love You" i użalały się nad sobą?<br />
<br />
- Właściwie mam jutro wolne, więc myślę, że da się to załatwić. O której pozbędziesz się tego kretyna?- spytała lekko, a ja od razu załapałam, że chodziło jej o nikogo innego, jak o Zayna.<br />
<br />
- Wpadnij o 20, wtedy będę już wolna.<br />
<br />
-No to do 20, myszko!<br />
<br />
Eveline rozłączyła się, a ja usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Automatycznie odwróciłam głowę, żeby zobaczyć, kto to. Ciemna czupryna Malika mignęła mi przed oczami, a zaraz za nim dreptał nikt inny jak Matty. Patrzyłam na ten przepiękny obrazek z irytacją i instynktem nadopiekuńczej matki. Jak Zayn śmiał odebrać MOJEGO małego brata z przedszkola?! I to bez mojej wiedzy? Nie takie były plany. Mieliśmy nakręcić kilka filmików, ale nie było mowy o wplątywaniu do tego Mattego. Po raz kolejny został wciągnięty w coś, co zupełnie nie dotyczy jego osoby. Podejrzewam, że on ucierpi najbardziej na tym nieludzkim kontrakcie, który chyba podpisałam z diabłem we własnej osobie. Starałam się zachować zimną krew i udawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, gdy maluch podszedł do mnie się przytulić i opowiedzieć o swoim dniu. Pokątnie rzucałam Zaynowi złowieszcze spojrzenia, żeby wiedział, że wkurzył mnie tym, co zrobił i nie ujdzie mu to na sucho.<br />
<br />
- Słońce, uśmiechnij się - rzucił nagle brunet. - Masz najważniejszych mężczyzn swojego życia przy sobie.<br />
<br />
Aparat w jego telefonie skierowany był w moją stronę, więc uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Powinnam dostać Oscara za swoje zdolności aktorskie. Chłopak pojawił się blisko mnie, po czym wpił się w moje usta. Cała scena została uwieczniona na filmie, a gdy tylko przestał kręcić, odsunął się ode mnie, jakbym była co najmniej trędowata.<br />
<br />
- Matty, może pójdziesz się przebrać, bo przecież jest ciepło - powiedziałam, odwracając się plecami do Zayna.<br />
<br />
Matt bez słowa ruszył w stronę swojego pokoju, a ja próbowałam zająć się sobą, byle tylko ignorować tego pajaca. On niestety miał inne plany i śledził każdy mój ruch.<br />
<br />
- Następnym razem włóż trochę więcej starań do pocałunku - wypalił nagle, siadając na kanapie. - Chyba, że po prostu nadal tak słabo całujesz.<br />
<br />
Chłopak nawet na mnie nie patrzył, a we mnie się gotowało. Nie chciałam tego po sobie pokazać, dlatego puściłam tę uwagę mimo uszu i udawałam, że nic nie słyszałam. Mieliśmy spędzić miły dzień razem, nagrać te pieprzone filmiki i odbudować wizerunek naszego związku w mediach, dlatego nie mogłam sobie pozwolić, żeby wyprowadzono mnie z równowagi. Otwarłam ogromne, przeszklone drzwi na taras i powoli znosiłam tam różne rzeczy. Nawet nie zauważyłam, kiedy Matty pojawił się na z powrotem na dole. W rączce trzymał telefon Zayna i chyba kręcił film. Uśmiechnęłam się, żeby pokazać, jaka jestem szczęśliwa ze swoim chłopakiem i gdy tylko Malik pojawił się obok mnie, przytuliłam się do niego.<br />
<br />
- Mam nadzieję, że karma cię dopadnie - szepnęłam słodko do jego ucha. - Matty, chodź, pogramy w piłkę!<br />
<br />
Rzuciłam entuzjastycznie i kopnęłam piłkę w stronę mojego brata. Przez dłuższy czas po prostu się bawiliśmy i gdy atmosfera się rozluźniła, cały ten dzień stał się nawet przyjemny. Nie przeszkadzał mi Zayn, który o dziwo zachowywał się jak słodki i czuły chłopak. Niesamowite było to z jaką łatwością nawiązał on kontakt z Mattym. Młody naprawdę go polubił i ukazywało się to w najdrobniejszych gestach, które robił w stronę Zayna. Mimo to, ucieszyłam się, gdy cała ta szopka dobiegła końca, a Malik znalazł się za drzwiami wyjściowymi naszej posesji. Ułożyłam brata do snu i czekałam, aż zjawi się moja przyjaciółka.<br />
<br />
- Czy ktoś zamawiał sushi i wino półsłodkie?<br />
<br />
Uśmiechnięta twarz Eveline od razu poprawiła mi humor. Blondynka zawsze czuła się tutaj jak u siebie w domu, dlatego nie zdziwiło mnie to, że zachowywała się tak swobodnie. Potrzebowałam takiego babskiego wieczoru. Z głupimi komediami romantycznymi, niezdrowym żarciem i winem. A do tego zaraźliwym śmiechem panny Berry, który roznosił się po całym domu. Uwielbiałam to całym swoim sercem.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Wszystko szło zgodnie z planem: filmiki "wyciekły" do sieci, fanki się uspokoiły i przestałam być wrogiem publicznym numer jeden. Zayn został zmuszony do napisania paru słów na temat tej akcji, żeby jeszcze bardziej poprawić nasz wizerunek w mediach, dlatego dzisiaj na okładkach magazynów plotkarskich można było podziwiać mnie i Malika. Zupełnie jakby to była najważniejsza rzecz na świecie. Jako że trasa One Direction nadal trwa i za niedługo moja druga połówka miała wyjechać, Greg wpadł na jakże świetny pomysł wspierania mnie w tych trudnych chwilach i zarządził, żebym pojechała na kilka koncertów i pokazała się w roli dumnej dziewczyny. Fanki miały mnie zobaczyć jako szaleńczo zakochaną, która każdą wolną chwilę pragnie spędzić ze swym ukochanym i najlepszym na to sposobem jest dobra zabawa na jego koncercie. Ten rozkaz pociągał za sobą wiele innych rzeczy, jednak najbardziej przerażającą była myśl, że w końcu będę musiała poznać chłopaków.<br />
<br />
Od samego ranka odczuwałam nieprawdopodobny stres całą tą sprawą. Jak cholera bałam się pierwszego spotkania z przyjaciółmi "swojego" chłopaka i to nie ze względu na to, że wszyscy byli członkami sławnego One Direction, ale dlatego, że obawiałam się ich reakcji. Zastanawiałam się w jaki sposób zareagują na moją osobę. Czy będę tak samo nieznośni jak Zayn i nawet nie dadzą mi szansy? Ocenią mnie po tym co mówił im Malik i od samego początku będą patrzeć na mnie z góry? Mniej więcej tak to wszystko widziałam, a żadna chociaż odrobinę pozytywniejsza wizja nie pojawiła się w mojej głowie przez naprawdę długi czas.<br />
<br />
W samochodzie, który miał mnie zawieźć pod arenę, na której odbywał się koncert, siedziałam jak na szpilkach. Kierowca, którego imienia zapamiętać nie byłam w stanie, co jakiś czas próbował zająć mnie chociaż prowizoryczną rozmową, jednak wszystkie jego próby zdawały się być nic niewarte. Nie potrafiłam się zrelaksować i nic nie mogłam na to poradzić. Odciągnięcie moich myśli od przerażającego spotkania, które czekało mnie już za kilka minut, było rzeczą praktycznie niemożliwą do osiągnięcia. Pojazd w końcu zatrzymał się z tyłu hali, w której miał odbyć się kolejny koncert z trasy zespołu. Kierowca celowo podjechał z tej strony, aby uniknąć tłumu fanek i fotoreporterów, który już gromadził się przed wejściem na arenę. Byłam mu wdzięczna za to, że nie kazał mi przeciskać się między fanami, ale tylko do momentu, kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że i to rozwiązanie niewiele dało. Jak się okazało tylne wyjście było dla ludzi niemal tak samo atrakcyjne, jak główne, bo nawet tam dało się zauważyć dość sporą grupę podekscytowanych fanek. Przyjazd czarnego samochodu, którym się poruszałam, wzbudził niemałe zainteresowanie i wręcz prawdziwą euforię. Najwyraźniej fani byli przekonani o tym, że pojawienie się kolejnego pojazdu zwiastuje możliwość spotkania któregoś ze swoich idoli i wyglądało na to, że rzeczywiście mieli co do tego rację. Nim zdążyłam jakkolwiek przygotować się do opuszczenia auta, przy drzwiach, niczym Filip z konopi, pojawił się Zayn i dwóch ochroniarzy, na wypadek, gdyby któryś z fanów przekroczył wszelkie granice zdrowego rozsądku i zapragnął zbliżyć się zbyt blisko gwiazdora.<br />
<br />
- Cześć ci- radosny głos Mulata zabrzmiał tuż obok mojego ucha, a chwilę później poczułam wilgotne wargi chłopaka przyciśnięte do moich.<br />
<br />
Wszystko wyglądało cholernie naturalnie, zupełnie tak, jakby wszystko co robimy wcale nie było wyuczonymi ruchami, a prawdziwymi oznakami uczucia, które rzekomo było między nami. Gdybym nie wiedziała, że to tylko ustawka, sama gotowa byłabym w to uwierzyć.<br />
<br />
Po czułym powitaniu trzymając się w ciasnym uścisku, ruszyliśmy w stronę wejścia. Piski fanów drażniły moje uszy i naprawdę zaczęłam zastanawiać się nad tym jakim cudem Malik przestał zwracać na nie jakąkolwiek uwagę. Czułam na sobie wzrok tych wszystkich ludzi, a do moich uszu dochodziły nawet obelgi kierowane w moją stronę. Wzięłam głęboki oddech i mocniej ścisnęłam rękę bruneta, jakby miało to mi jakoś pomóc. Zrobiłam to naturalnie, bo co jak co, ale w takiej sytuacji mój instynkt podpowiadał mi, że to właśnie z Malikiem będę najbezpieczniejsza. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się lekko, jakby próbował mi dodać odwagi. Nie potrafiłam ocenić, czy zachowuje się tak, ponieważ wokół nas jest mnóstwo ludzi, czy naprawdę mnie rozumie i chce, żebym poczuła się lepiej. Gdy zniknęliśmy za metalowymi drzwiami, nasze dłonie nadal były splecione, a Zayn opowiadał mi o swoim dniu, zupełnie jakby nasza relacja była jak najbardziej prawdziwa. Po chwili zapomniałam o wszystkim i szczerze zainteresowałam się tym, co chłopak mówił.<br />
<br />
Zatrzymaliśmy się przed kolejnymi drzwiami, na których widniała kartka z napisem '1D GARDEROBA', a moje serce przyspieszyło, ręce zaczęły się pocić i po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Autentycznie się bałam. Gdy tylko przekroczyliśmy drzwi, Zayn puścił moją rękę i z odrazą na nią popatrzył.<br />
<br />
- Bardziej się nie mogłaś spocić?- rzucił zdenerwowany i zniknął za kolejnymi drzwiami, zostawiając mnie samą.<br />
<br />
Czwórka chłopaków mierzyła mnie wzrokiem, a ich miny sugerowały, że nie cieszą się na to spotkanie. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić, dlatego wbiłam wzrok w jeden punkt pokoju i cierpliwie czekałam, aż Mulat z powrotem pojawi się w pomieszczeniu. Miałam wrażenie, że trwało to wieczność.<br />
<br />
- Będziesz tak stała czy łaskawie usiądziesz? - usłyszałam, a po chwili Malik znalazł się w zasięgu mojego wzroku.<br />
<br />
Sama nie do końca byłam świadoma tego co robię, dlatego niczym posłuszny i dobrze wyuczony piesek usiadłam na najbliższym krześle. Zayn jednak nie zawracał sobie mną głowy ani chwili dłużej, bo niemal od razu opadł na pobliską kanapę i wlepił wzrok w ekran swojego telefonu. W takich momentach zawsze zaczynałam zastanawiać się nad tym, co takiego zajmuje uwagę bruneta przez tak długi czas. Portale społecznościowe nie wchodziły w rachubę, bo przecież miałam dostęp do wszystkich jego tweetów, czy postów na Istragramie, a jakoś ciężko było mi wyobrazić sobie Malika przeglądającego strony informacyjne, umówmy się- był na to za głupi. Zostawały więc dwie możliwości. Był tak zaabsorbowany jakąś idiotyczną grą albo po prostu wymieniał smsy z jedną ze swoich tajemnych kochanek, a jestem niemal w stu procentach, że takowe miał. Długonogie, wytapetowane, mało bystre, dla których seks z taką gwiazdą jak Malik był najlepszą nagrodą w świecie, tak właśnie je sobie wyobrażałam. Ciekawiło mnie tylko w jaki sposób udaje mu się to wszystko ukrywać. Płaci im za milczenie? A może są tak zaślepione jego osobą, że są w stanie zrobić dla niego naprawdę wszystko? Tak, to chyba możliwe.<br />
<br />
- Mógłbyś nas przedstawić- jeden z członków zespołu brutalnie przerwał moje rozmyślenia, pojawiając się tuż obok mnie.<br />
<br />
Jego twarz wyrażała spokój, a na cienkich ustach formował się delikatny zarys uśmiechu. Czekoladowe oczy przez moment z zainteresowaniem przypatrywały się mojej twarzy, ale niespecjalnie mnie to peszyło. W jego spojrzeniu było coś ciepłego, coś przez co nie czułam się stłamszona i oceniana. Wyglądał tak, jakby rzeczywiście chciał mnie poznać i w gruncie rzeczy była to całkiem miła odmiana.<br />
Zayn kompletnie zignorował pytanie i nawet nie uniósł wzrok znad swojego telefonu. Milczał i zawzięcie pisał do kogoś, nie mając najmniejszego zamiaru uczynić tego o co poprosił go przyjaciel. Mój towarzysz najwyraźniej doszedł do tych samych wniosków, bo po chwili westchnął głęboko, po czym przenosząc wzrok z powrotem w moją stronę , uśmiechnął się nieco szerzej.<br />
<br />
- Jestem Liam, to Niall i Louis- wskazał dłonią w stronę dwójki zajmującej miejsca na kanapie stojącej na przeciw tej, na której siedział Malik.<br />
<br />
Blondyn siedział ze znudzoną miną z laptopem na kolanach, co chwilę biorąc gryza ogromnej kanapki, którą trzymał w dłoni. W momencie kiedy padło jego imię, miał buzię pełną pieczywa i szynki, dlatego jedynie kiwnął w moją stronę wolną ręką i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia. Natomiast szatyn o imieniu Louis nie trudził się nawet, aby odciągać wzrok od ekranu komputera. Rzucił tylko krótkie "hej" i to by było na tyle. W gruncie rzeczy ich kompletny brak zainteresowania moją osobą wcale mi nie przeszkadzał, a właściwie mogłam powiedzieć, że na swój sposób nawet mnie cieszył. Pomiędzy ignorowaniem, a atakowaniem mnie, wybrali to pierwsze, a to było naprawdę dobre. Wolałam czuć się jak powietrze, niż słuchać kolejnych obelg. Tych ze strony Malika słyszałam wystarczająco sporo, nie potrzebowałam gratisów.<br />
<br />
- A to Harry - dodał po chwili Liam, wskazując na chłopaka w ciemnych lokach, a ja automatycznie spojrzałam na jego chłopięcą twarz, która w ów momencie wyrażała jakąś dziwną emocję, którą ciężko było mi odgadnąć.<br />
<br />
-Whoa, na żywo ładniejsza niż na zdjęciach - i to właśnie w tym momencie zakończyła się moja dobra passa.<br />
<br />
Na tyle na ile dobrze poszło mi z pierwszą dwójką, tak wszystko wskazywało na to, że z Loczkiem nie będzie już tak kolorowo. Ton jego głosu był wyraźnie opryskliwy, z resztą sama uwaga, którą obdarował mnie na powitanie, była wystarczająco dosadna, abym zrozumiała, że chłopak, tak jak Zayn, wcale nie ma zamiaru się ze mną dogadać, a jego kolejne słowa tylko i wyłącznie utwierdziły mnie w tym przekonaniu.<br />
<br />
- Widziałem filmiki, doprawdy urocze.. Dostałaś jakąś premię za zaangażowanie brata do przedstawienia?<br />
<br />
Jego jadowita wypowiedź kompletnie wyprowadziła mnie z równowagi i właściwie totalnie przestałam kontrolować to co mówię, a słowa same zaczęły wypływać z moich ust. Może i nie było to zbyt mądrym posunięciem, zważywszy, że ich była piątka, a ja byłam sama, więc wchodzenie w wojnę z kolejnym z nich, nie wróżyło mi niczego dobrego. Nie dbałam jednak o to, a wszystko za sprawą mojej cholernej dumy, która nie pozwalała mi na zignorowanie niegrzecznego zachowania Stylesa. Co więcej, zaczęła dobijać się do ścian mojego mózgu i zawzięcie powtarzać, że nie powinnam mu tego tak po prostu popuścić. Zasługiwał na coś równie paskudnego i właśnie to miałam zamiar mu zaserwować.<br />
<br />
- A ile tobie płacili za sypianie z Caroline Flack, kobietą, która właściwie mogłaby być twoją matką?<br />
<br />
Twarz chłopaka poczerwieniała dosłownie w sekundę, a ja odczułam prawdziwą satysfakcję. Byłam z siebie tak dumna, że właściwie nie zarejestrowałam momentu, w którym Zack nie wiadomo skąd pojawił się w pomieszczeniu. Nie miałam zielonego pojęcia, co ten skurczybyk tutaj robił i dlaczego miałam aż tak wielkiego pecha, że jego nadejście nastąpiło akurat w tak niefortunnej dla mnie sytuacji. Jednego jednak mogłam być pewna- po raz kolejny miałam poważne kłopoty.<br />
<br />
- Vera mogę na słówko?- powiedział nieco poddenerwowanym głosem, uśmiechając się przy tym sztucznie.<br />
<br />
Kiwnęłam nieznacznie głową, po czym bez słowa ruszyłam ku drzwiom, przy których nadal stał mój ojciec.<br />
<br />
- Co ty wyprawiasz do jasnej cholery?! Aż tak ci źle, że chcesz spieprzyć wszystko nad czym pracowaliśmy? Czy ty zdajesz sobie sprawę z tego ile mogą kosztować mnie twoje fochy?!- zaraz po tym jak opuściliśmy pomieszczenie, rozwścieczony Zack znalazł się tuż obok i mocno zaciskając palce na moim ramieniu, poprowadził mnie do drugiej części korytarza.<br />
<br />
Nienawidziłam, kiedy odzywał się do mnie w taki sposób. Traktował mnie, jak szmacianą lalkę bez uczuć, którą może dyrygować, tylko ze względu na to, że jest jej ojcem. Miałam tego dość. Tej sytuacji, cholernego kontraktu, Zayna, bandy przygłupów z Modestu, a przede wszystkim własnego ojca. Czułam, że dłużej tego nie zniosę. Wystarczyło naprawdę niewiele do tego, abym wybuchła i wygarnęła Zackowi wszystko co myślę o nim i o tym idiotycznym spisku, który uknuł wraz z menadżerami zespołu tylko i wyłącznie dla własnych korzyści. Mimo iż cała ta sprawa trwała już od kilku dobrych tygodni, ja wciąż nie mogłam pojąć, jak można być aż takim podłym i łasym na pieniądze skurwysynem, nawet wobec własnego dziecka. Wyglądało na to, że moje dobro obchodziło go w tym wszystkim najmniej, a najważniejsze były pieniądze i zyski, które już niebawem miały wpłynąć do kancelarii. Dobrze wiedział, jak okropnie się z tym czuję i jak nie daję sobie rady, że to wszystko jest ponad moje siły, ale nawet to nie było w stanie zmusić go chociażby do krótkiej refleksji na temat tego, czy moje zdrowie psychiczne jest tego wszystkiego warte.<br />
<br />
- Przecież widzisz, że się staram! Oni mnie nienawidzą, z resztą z wzajemnością, to nigdy się nie zmieni..- syknęłam wyrywając się z jego uścisku.<br />
<br />
- Nawet nie próbowałaś się z nim dogadać!- wrzeszczał na mnie, a ja jedyne na co miałam ochotę w tamtym momencie, to włożyć słuchawki do uszu, puścić swoją ulubioną piosenkę i po prostu zapomnieć, że ta scena miała kiedykolwiek miejsce.<br />
<br />
- Vera nie lekceważ mnie. Pamiętaj jaka była umowa.. Jeśli kontrakt zostanie zerwany będziesz musiała pożegnać się z studiami tanecznymi i wiesz, że nie żartuję. Lepiej od razu zacznij przygotowywać się do egzaminów, aby dostać się na prawo, jeśli nadal masz zamiar tak się zachowywać.<br />
<br />
Spodziewałam się, że to powie, że zrobi wszystko, aby jeszcze bardziej pokazać mi, że moje miejsce w tej hierarchii jest na szarym końcu i że tak naprawdę nie mam tutaj nic do gadania. Wiele słów cisnęło mi się w tamtym momencie na usta, jednak nie odważyłam się wypowiedzieć żadnego z nich. Zacisnęłam dłonie w drobne piąstki i kiedy tylko mężczyzna zniknął za zakrętem, posyłając mi ostatnie ostrzegawcze spojrzenie, z całej siły kopnęłam w stojący nieopodal bogu ducha winny kosz na śmieci, który przewrócił się z głośnym jazgotem i przeturlał się na drugą stronę korytarza. Chciało mi się płakać i krzyczeć z bezsilności, ale nie mogłam pozwolić sobie tutaj na taki akt słabości. Oparłam się plecami o zimną ścianę, po czym chowając twarz w dłoniach, zjechałam po niej, kończąc w pozycji siedzącej.<br />
<br />
- Vera, wszystko w porządku?- usłyszałam nad sobą czyjś niepewny głos i dosłownie zamarłam.<br />
Bałam się podnieść głowę i spojrzeć na twarz osoby, która stała nade mną, dlatego przeciągałam ten moment tak długo, jak się dało. Grobowa cisza rozniosła się po całym korytarzu, a mnie niespecjalnie korciło do tego, aby ją przerwać. Wiedziałam jednak, że nie mogę uniknąć tej konfrontacji i czy mi się to podoba, czy nie, muszę stawić jej czoła. Uniosłam wzrok, a moje spojrzenie napotkało ciemne tęczówki Liama.<br />
<br />
- Jak długo tutaj stałeś?- spytałam bez ogródek, z napięciem zerkając w jego stronę.<br />
<br />
Chłopak przez moment jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć i jak się zachować, ale w końcu niezdarnie usiadł obok mnie, patrząc na jakiś nieznany mi punkt przed sobą.<br />
<br />
- Wystarczająco długo, aby wiedzieć, że twój ojciec to dupek..<br />
<br />
Milczałam, ponieważ żadne słowa nie wydawały mi się wtedy wystarczająco dobre. Co właściwie powinnam odpowiedzieć? Przytaknąć? Zaprzeczyć? A może zacząć tłumaczyć te kretyńskie zachowanie Zacka? Każda z tych opcji wydawała mi się niedorzeczna, dlatego postawiłam na ciszę. Siedziałam skulona ze wzrokiem wbitym w czubki swoich butów, a każda kolejna sekunda niemiłosiernie mi się dłużyła. Czułam się, jakby mijały godziny, a brunet wciąż wyczekiwał mojej odpowiedzi.<br />
<br />
- Powinnaś powiedzieć o tym Zaynowi, on nie zdaje sobie sprawy z tego, że zostałaś podparta pod mur, gdyby wiedział na pewno..<br />
<br />
- Na pewno co? Nie zachowywałby się jak dupek? Nie potrzebuję niczyjej łaski Liam. Sama się na to zgodziłam i sama muszę sobie z tym poradzić. Obiecaj, że o niczym mu nie powiesz.- po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzałam mu w oczy i zrobiłam to w tak pewny sposób, że on sam delikatnie się zmieszał.<br />
<br />
Mówiłam całkiem szczerze. Malik był idiotą, a ostatnią rzeczą jakiej potrzebowałam, to jego współczucie. Trudno powiedzieć, czy to moja duma, czy wewnętrzna niechęć do Mulata sprawiała, że nie chciałam użyć swojej fatalnej relacji z ojcem jako usprawiedliwienie. Może faktycznie Zayn zachowałby się inaczej, gdyby wiedział, że nie zgodziłam się na kontrakt dla rozgłosu, sławy, czy pieniędzy, a po prostu dlatego, że musiałam. Chcąc nie chcąc podpisałam umowę po to, aby móc spełniać swoje marzenia. Móc uczęszczać do Dance Academy London i robić to co kocham, tańczyć. Nie powinnam być karana za to, że robię wszystko, aby dążyć do spełnienia tych pragnień. Okłamywanie swoich znajomych, rodziny, a także fanów One Direction na całym świecie nie było etyczne i zdawałam sobie z tego sprawę, jednak to było jedyne wyjścia. Tylko tak mogłam uniknąć studiów prawniczych. Czasem w imię czegoś dobrego jesteśmy zmuszeni do podjęcia złych decyzji. Nie jesteśmy w stanie tego zmienić. Trzeba po prostu zacisnąć zęby i jakoś przez to przejść.<br />
<br />
Wewnętrzna moralna walka, która odbywała się w Liamie była widoczna na pierwszy rzut oka. Najwyraźniej wciąż rozważał opowiedzenie Malikowi o całej sytuacji, która miała miejsce kilka minut temu. Bił się z myślami gdzieś pomiędzy tym co jest dobre, a tym co jest stosowne. Chęć poprawienia moich stosunków Zaynem najwyraźniej przegrała bitwę z lojalnością wobec mnie i mojej prośby, bo chłopak westchnął głęboko i na nowo spojrzał w moją stronę.<br />
<br />
- Nie powiem mu, obiecuję, choć nadal uważam, że powinien wiedzieć. Vera musicie to sobie wyjaśnić. On wcale nie jest taki zły, jak Ci się wydaje.. Wiem, że czasem zachowuje się jak pajac, ale to dobry chłopak, po prostu przechodzi przez coś trudnego.<br />
<br />
Wraz z tymi słowami zrozumiałam, że znalazłam w Payne'ie sprzymierzeńca, a kto wie, może i nawet przyjaciela. On jedyny nie atakował mnie od samego początku. Nie próbował wywrzeć na mnie tej cholernej presji, nie brał strony Malika, nie oceniał mnie, a przede wszystkim starał się zrozumieć. To naprawdę wiele dla mnie znaczyło. Nie byłam zbyt dobra w tych wszystkich mega sentymentalnych i emocjonalnych gadkach, a rozmowa o uczuciach nigdy nie była dla mnie czymś łatwym, więc jedyne na co było mnie wtedy stać, to krótkie "dziękuję", które wypłynęło z moich ust, powodując, że na malinowych ustach szatyna rozciągnął się subtelny uśmiech.<br />
<br />
- A teraz chodź do reszty zanim twój ojciec tutaj wróci.- młodzieniec podniósł się z posadzki i wyciągając w moję stronę pomocną dłoń, uśmiechnął się zachęcająco.<br />
<br />
Lubię tego chłopaka, naprawdę go lubię.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Hej, hej. :)<br />
Okej, nie wszystko musi być cholernie dobre, prawda? Każdemu zdarzają się gorsze dni, rozdziały, czy cokolwiek innego i cóż.. No niestety tym razem gorszy rozdział trafił się mnie. Jest słabo napisany, zdaję sobie z tego sprawę. Jest trochę takim zapychaczem i może stąd moja nieudolność w jego pisaniu, ale zapewniam Was, że jest absolutnie potrzebny i tak musiało być, żebym w następnym miała już pełną swobodę. Swoją drogą jeśli tylko nie spieprzę i nie zawiodę podczas pisania, to kolejny odcinek będzie prawdziwym sztosem, w sensie że będzie się dużo w nim działo. Sporo się wyjaśni i zmieni, tak myślę. Po tym rozdziale już polecimy z tą nieco ciekawszą fabułą i jeśli mam być szczera, to jestem tym faktem bardzo podekscytowana. :D<br />
Jest już nieco późno, a ja obiecałam sobie, że nadrobię dziś chociaż dwa blogi, więc nie przeciągam już dłużej i biorę się za nie, a z Wami niestety się żegnam. Cześć i do następnego! <3<br />
Komentujcie, piszcie, pytajcie, tweetujcie! Czekam na odzew z Waszej strony. :)<br />
<br />
<a href="http://ask.fm/vesperr">ask</a><br />
<a href="https://twitter.com/vespeerr">twitter</a><br />
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/">stabiliser</a>Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-1338368542295379902014-04-20T15:48:00.000-07:002014-04-20T16:15:52.680-07:00Rozdział VII Czas przelatywał mi między palcami i nawet nie zauważyłam, gdy minęły trzy tygodnie od urodzin Mattego. Zdjęcie szczęśliwej rodziny wylądowało na czterech okładkach gazet plotkarskich oraz wbiło się na ranking najbardziej wyświetlanego zdjęcia w Internecie. Nie mogłam nic na to poradzić, więc postanowiłam zająć się sobą i swoją taneczną karierą. W studio mieliśmy masę pracy, ponieważ nasza grupa miała dwa miesiące, żeby przygotować się do corocznych zawodów, a ludzie nie wiedzieć czemu tracili zapał. Jedynie Charles i ja okazywaliśmy nadmierne zainteresowanie zwycięstwem, dlatego sami zgłosiliśmy się do jednej z kategorii. Postanowiliśmy zaszaleć i tym razem nie wybraliśmy hip-hopu, jak zawsze, a jazz, w którym tak na dobrą sprawę byliśmy kompletnie zieloni. Był to odważny ruch, ponieważ konkurencja z roku na rok podnosiła poprzeczkę, a ja chwilami zaczynałam poważnie zastanawiać się nad tym, czy była to dobra decyzja i czy rzeczywiście sobie poradzimy. Teraz jednak nie było już odwrotu i chcąc nie chcąc musieliśmy dalej brnąć w ten pokręcony wir tańca i ciągłego powtarzania dokładnie tego samego układu.<br />
<br />
Londyn od kilku dni zaszczycał nas deszczem i ponurą pogodą, więc całe dnie spędzaliśmy w studiu, próbując wykończyć choreografię oraz popracować nad naszą techniką. W zeszłym roku wygrała para, której taniec wypełniony był uczuciami i emanowała od nich silna więź. Nam brakowało do tego cholernie dużo, ponieważ traktowaliśmy się jak dobrzy kumple, a nie jak dwójka osób, których łączą jakieś silniejsze uczucia. Była to nasza pięta Achillesowa, nad którą ciężko pracowaliśmy. Dzisiaj szło nam wyśmienicie, oboje mieliśmy wrażenie, że przekonująco wykonujemy swoje ruchy i panujemy nad naszą mimiką. Jeden krok bliżej do zwycięstwa.<br />
<br />
- Nagrajmy to - powiedział w końcu Charles.- Żebyśmy wiedzieli, co mamy poprawić.<br />
<br />
Tak więc rozstawiłam statyw i aparat, i zatańczyliśmy najlepiej, jak potrafiliśmy. Staraliśmy się, aby każdy nasz ruch był precyzyjny, a żadna, nawet najmniejsza pomyłka, nie zakłócała przebiegu choreografii. Przez chwilę naprawdę zatraciliśmy się w tańcu i gdy obejrzeliśmy film, wiedzieliśmy, że jesteśmy gotowi.<br />
<br />
- Wyślę ci go dzisiaj, okej? - powiedział blondyn, kiedy pakowaliśmy swoje rzeczy.<br />
<br />
Byłam cholernie zmęczona, a jedyne o czym marzyłam to zimny prysznic, jednakże to wyczerpanie miało również swoje plusy. Dzięki niemu czułam się spełniona, dokładnie tak, jakbym dzięki temu wiedziała, że na sto procent dałam z siebie naprawdę wszystko. W tamtej chwili mogłam przenosić góry, a przynajmniej tak mi się wydawało.<br />
<br />
- Będę czekała.<br />
<br />
Dałam mu buziaka w policzek i pomaszerowałam do samochodu. Była godzina szesnasta, a ja na siedemnastą umówiłam się z Eveline w najlepszej kawiarni na świecie. Musiałam wziąć szybki prysznic i trochę przekroczyć prędkość, aby zdążyć na czas, ale ostatecznie dotarłam na miejsce niespóźniona. Panna Berry siedziała już w naszym stałym miejscu i zawzięcie czytała jakiegoś szmatławca.<br />
<br />
- Zamówiłam nam już - powiedziała, nawet nie podnosząc wzroku.<br />
<br />
- Też cię miło widzieć, Eveline.<br />
<br />
Usiadłam na swoim miejscu i dopiero teraz zauważyłam, co czyta moja przyjaciółka. Na pierwszej stronie widniało ogromne zdjęcie One Direction, a obok niego mniejsze sylwetki mnie i Zayna. Cóż, nasz związek nadal przynosił dużo sensacji i wzbudzał negatywne emocje wśród fanek. A Modest na siłę próbował to zmienić.<br />
<br />
- Jak tam na planecie Malik?- zapytała nagle Barry.<br />
<br />
- Cóż, miłość kwitnie i słychać fanfary.<br />
<br />
Mój sarkazm jak zwykle przejął mój umysł, a blondynka uśmiechnęła się szeroko. Rozumiałyśmy się bez słów, jednak musiałyśmy zdać obszerniejsze relacje z minionego tygodnia. Ostatnio rzadko się widujemy, ponieważ Eveline miała ogrom pracy na studiach, a ja skupiałam się na tańcu i brakowało nam czasu na przyjemności. Do tego dochodziły moje obowiązki jako miłość Zayna, co także pochłaniało większą część mojego wolnego czasu. Na bieżąco musiałam dodawać wpisy na Twittera, dzielić się zdjęciami na Instagramie i odpisywać fankom. Modestowi zależało na tym, żeby Directionerki miały o mnie jak najbardziej pozytywne zdanie, dlatego też dość często sami im odpisywali. Gdy tylko kelner postawił przed nami dwie karmelowe kawy i ogromne kawałki tortu czekoladowego, jak zahipnotyzowana od razu sięgnęłam po widelczyk, aby móc go skosztować.<br />
<br />
- A zdjęcie na Insta? – Eve pacnęła mnie w dłoń, przypominając mi o obowiązku dodawania głupich zdjęć.<br />
<br />
Nienawidziłam dzielić się każdą chwilą mojego życia z całym światem, jednak zdawałam sobie sprawę, że tego ode mnie oczekiwano. Ze skwaszoną miną złapałam do ręki swój telefon i wymierzyłam obiektywem aparatu wprost na zamówienie przyniesione przez przystojnego, młodego kelnera, który niewątpliwie był jedną z największych zalet tego lokalu, a zarazem jednym z wielu powodów, dla których lubiłyśmy tu przesiadywać. Ustawienie rąk pod odpowiednim kątem, fikuśny filtr, kilka idiotycznych hasztagów i oto mamy przepis na świetnie prezentujące się zdjęcie na tym przytłaczająco ambitnym portalu. Nie zdążyłam nawet zablokować ekranu, kiedy telefon poinformował mnie o napływającej fali "like", która po chwili zalała ów fotografię. Fakt iż uchodziłam za dziewczynę Malika z całą pewnością działał na jej korzyść i jestem niemal w stu procentach pewna, że w innej sytuacji pod zdjęciem znalazłoby się ewentualnie jakieś jedno zabłąkane polubienie i może do tego zgryźliwy, adekwatny do sytuacji komentarz Eveline. Like pod zdjęciem nie do końca były tematem, który potrafił na długo zająć mój umysł, dlatego już po chwili ponownie zajęłyśmy się ożywioną rozmową na przeróżne tematy. Eve zaczęła właśnie opowiadać mi o swoim nowym, seksownym wykładowcy, kiedy mój telefon wydobył z siebie piskliwy, lekko nieprzyjemny dźwięk, który był zwiastunem nadejścia nowej wiadomości tekstowej. Bez zastanowienia złapałam go do ręki i odczytałam kilka nadesłanych mi przed momentem słów. Eveline wcale to nie ruszyło, ponieważ bez zajęknięcia kontynuowała swój wywód na temat "nieludzko pociągającego" tyłka pana Fletchera, który podobno miał całkiem nieziemski, irlandzki akcent. W normalnej sytuacji zwroty, których używała moja przyjaciółka i jej jawne zainteresowanie starszym o jakieś dwadzieścia lat gościem z pewnością nieco by mnie zaniepokoiło, ale i swoją drogą rozbawiło, jednak tym razem naprawdę nie było mi do śmiechu. Eveline najwyraźniej zauważyła moją rzednącą z sekundy na sekundę minę, ponieważ moment później przerwała i nieco zdezorientowanym głosem spytała:<br />
<br />
- Co jest?<br />
<br />
- Jesteś w Mirage? Będę tam za dziesięć minut - przeczytałam na głos, po czym z wyraźnym zażenowaniem spojrzałam w ciemne oczy swojej rówieśniczki.<br />
<br />
- Marcus?- spytała zdziwiona, a ja prychnęłam niczym rozjuszona kotka odchylając do tyłu głowę.<br />
<br />
Gdyby to był Marcus byłabym całkiem zadowolona. Odkąd włożył swój niemały wkład w organizację przyjęcia Matty'ego nasze stosunki uległy zdecydowanej zmianie, na plus oczywiście. Wciąż pozostawał pomiędzy nami niewielki dystans spowodowany wcześniejszą kłótnią, jednak żadne z nas nie starało uprzykrzyć sobie nawzajem życia i zwracaliśmy się do siebie z wielkim szacunkiem, a chwilami wręcz czułością. Była to miła odmiana po tych kilku tygodniach ciągłych sprzeczek, awantur i płaczu, a ja naprawdę chciałam, żeby sprawy pomiędzy nami zostały na takim poziomie na jakim były.<br />
<br />
- Zayn.<br />
<br />
Odparłam gorzko wciąż przypatrując się jej twarzy. Mina blondynki była ciężka do odgadnięcia. To było coś pomiędzy "jestem zdenerwowana, ponieważ ten dupek znowu psuje nasze popołudnie", a "jest mi bardzo przykro, że musisz to wszystko znosić". Tak, czy inaczej zrobiło mi się dzięki niej dużo lepiej. Czułam wsparcie, którego w tamtym czasie naprawdę bardzo potrzebowałam.<br />
<br />
<i> "Nawet nie próbuj, dziś spędzam czas z Eve."</i><br />
<i><br /></i>
Odpisałam szybko, po czym nieco zdenerwowana rzuciłam telefon na stolik. Nie wiem, czy rzeczywiście wierzyłam w to, że Zayn mnie posłucha, czy tylko chciałam mu dać do zrozumienia, że jego towarzystwo nie jest dla mnie powodem do radości. W każdym razie Malik nie żartował, a jego dziesięć minut rzeczywiście trwało dziesięć minut, a nie dwadzieścia tak, jak w wykonaniu Eveline, na którą wiecznie trzeba było czekać. Chłopak pojawił się w kawiarni z tym swoim firmowym, idiotycznym uśmiechem przyklejonym do twarzy, a we mnie wrzało na sam widok. Wyglądał dobrze, z resztą jak zawsze. Jego włosy uniesione były ku górze i chociaż wyglądały, jak klasyczny nieład, to pewnym było to, że ktoś zadał sobie sporo trudu, aby prezentowały się tak, a nie inaczej. Niedbale, ale z klasą. Czarne, dopasowane spodnie podtrzymywał gruby, skórzany pasek, natomiast ciemne, ciężkie buty, które nosił wyglądały na lekko znoszone, choć byłam pewna, że i to było celowym zabiegiem. Umięśniony tors i ramiona okryte były zwykłym białym t-shirtem, który w połączeniu z jego śniadą cerą dawał porywająco dobry efekt. Na to wszystko niechlujnie zarzucił skórzaną kurtkę, która dodawała mu nonszalancji. Z jednej z kieszeni wystawała biało czerwona paczka mocnych Malrboro, która przykuła moją uwagę tylko i wyłącznie dlatego, że chwilę później chłopak sięgnął do niej ręką i zgrabnym ruchem uchwycił jednego papierosa szybko wetknąwszy go sobie pomiędzy spierzchnięte wargi.<br />
<br />
- Tutaj nie wolno palić - rzuciłam oschle na przywitanie, po czym podniosłam się nieco z miejsca i musnęłam pełnymi wargami jego szorstki policzek.<br />
<br />
Dziwiło mnie to z jaką łatwością potrafię powiedzieć te słowa z szerokim uśmiechem na ustach, który tylko i wyłącznie sprawił, że zabrzmiało to jeszcze bardziej niemiło, niż w normalnej sytuacji. Oczywiście miałam ochotę na obrzucenie Zayna zniesmaczonym spojrzeniem i obdarowaniem go wiązanką dosadnych słów, które naprawdę cisnęły mi się na usta, jednak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jego nadejście mogło wiązać się z obecnością fotoreporterów, czy też co gorsza fanek, które bez skrupułów opisałyby to na twitterze, tym samym rujnując mój udawany związek z mulatem.<br />
<br />
- Gdybyś była mną, to też byłoby ci wolno - odparł i bez namysłu odpalił papierosa.<br />
<br />
Był tak zarozumiały, że chwilami miałam wrażenie, że jego wybujałe ego zacznie zajmować tak dużo miejsca, że wszyscy inni ludzie będą musieli opuścić lokal, aby zdołało się je jakoś pomieścić. Jego arogancja i bezczelność sprawiały, że jedyne o czym myślałam to to, aby jak najszybciej wymierzyć mu cios z otwartej ręki prosto w twarz i jakoś wyprowadzić go z tej alternatywnej rzeczywistości, w której wciąż tkwił, a w której Zayn Malik był istnym pępkiem świata. Przeświadczenie o tym, iż gwiazdom wydaje się, że można im dużo więcej, niż przeciętnemu, szaremu człowiekowi w tym przypadku sprawdzało się w dwustu procentach, a ja zaczynałam powątpiewać w to, czy w brunecie uchowała się choć resztka skromności.<br />
Pozostawiłam jego słowa bez komentarza, ponieważ wszczynanie jakiejkolwiek dyskusji z tym chłopakiem było kompletnie bezcelowe. On i tak wiedział wszystko najlepiej. Nie był w stanie dostrzec w sobie ani jednej wady, więc wytykanie mu błędów było właściwie czymś, co w zasadzie nie przynosiło żadnych skutków.<br />
<br />
- O Eveline, miło cię widzieć, przytyłaś? Wydajesz mi się jakaś większa..<br />
<br />
Swobodny ton głosu, którym posługiwał się chłopak właściwie zaskoczył mnie jeszcze bardziej niż sam sens jego wypowiedzi. Wpatrywałam się w niego w kompletnym osłupieniu, a moje wargi same rozchyliły się pod wpływem ogromnego szoku, którego właśnie doznałam. Malik był dupkiem, to wiedziałam nie od dziś, jednak naprawdę nie spodziewałam się, że posunie się do aż tak bezczelnych słów. Obrażanie mnie to jedno, ale obrażanie moich bliskich to zupełnie inna bajka. Przekroczył w tym momencie tę niewidzialną granicą, którą całkiem podświadomie wytyczyliśmy między sobą, a ja nie miałam zamiaru mu na to pozwalać. Czułam, że jeśli nie zareaguję na jego wyjątkową arogancję, to następnym razem posunie się jeszcze dalej, a ja nijak nie będę już potrafiła powstrzymać tego fatalnego rozrostu agresji, która w nim rosła. W głowie układałam sobie słowa, których użyję, aby najbardziej pokazać Mailkowi, że takie zachowanie jest po prostu nie do zaakceptowania i nawet jemu nie ujdzie na sucho, ponieważ tym razem nie ma do czynienia z jakimś idiotycznym pracownikiem Modestu, który trząsł portkami na każde jego nieprzychylne słowo, tylko ze mną, a to naprawdę utrudniało sytuację.<br />
<br />
- O Boże, to Zayn Malik!<br />
<br />
Właśnie w tym momencie moje plany co do podzielenia się swoimi trafnymi uwagami, co do przekroczonego poziomu arogancji ze strony Malika opuściły lokal, ponieważ tuż obok chłopaka pojawiły się dwie nastolatki, które bez wątpienia były fankami One Direction, co nietrudno wywnioskować było po tym jak szczęśliwe były zdając sobie sprawę z tego, że rzeczywiście mają okazję zobaczyć swojego idola. Obie były mniej więcej dwa lata młodsze od mojej skromnej osoby, mimo że próbowały wyglądać na starsze. Wymachiwały rękami przed moim nosem, przez co prawie zostałam uderzona przez jedną z nich telefonem w twarz. To nie byłoby niczym przyjemnym dla nich, mnie, Malika czy też samego Modestu, ponieważ poziom mojej frustracji niebezpiecznie szybko wzrastał i gdyby para mogła uciec przez moje uszy, to właśnie w tym momencie wszyscy byliby tego świadkami. Ich nadmierna ekscytacja Malikiem doprowadzała mnie do szału, jednak utrzymywałam neutralny wyraz twarzy. W pewnym momencie nawet lekko się uśmiechnęłam, żeby nie zrazić ich do siebie. Musiałam dbać o swój wizerunek, jeżeli nie chciałam masowego ataku napalonych nastolatek, próbujących zabić mnie przez sen. Czułam się jak idiotka, ponieważ tak naprawdę miałam ochotę powiedzieć im, że spotkanie tego dupka wcale nie powinnno być dla nich powodem do radości, i że sens ich życia nie powinien opierać się na poznaniu Zayna "Jestem-Pępkiem-Świata-Wszyscy-Możecie-Mi-Possać" Malika. Mijała wieczność, a ja ledwo wytrzymywałam. W pewnym momencie poczułam, jak ktoś nachyla się w moją stronę i po prostu daje mi krótkiego buziaka w policzek.<br />
<br />
- Zgadamy się kiedy indziej, teraz dam wam trochę czasu. Musisz się nacieszyć swoim Kłapouszkiem, przecież tak bardzo brakowało ci jego towarzystwa.<br />
<br />
Patrzyłam na nią otępiała, ale jako jedyna zrozumiałam sarkazm Eveline. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, moja przyjaciółka opuszczała już lokal, zostawiając mi rachunek za jej kawę i deser. Typowa panna Berry.<br />
<br />
- Kłapouszek!<br />
<br />
Usłyszałam jakiś piskliwy dźwięk i przeniosłam wzrok na Zayna i fanki. Dziewczyny trzymały się za ręce i wyglądały, jakby zaraz miały się roztopić pod wpływem nieopartego uroku mojego "chłopaka" oraz przesłodzonego przezwiska, użytego w stronę Malika. Deser, który ledwo co skosztowałam, niebezpiecznie cofnął się z mojego żołądka i przez chwilę myślałam, że wyląduje na drogich butach Zayna. Znalazłam się w jeszcze bardziej niekomfortowej sytuacji i jedyną rzeczą, która dla mojego mózgu wydawała się słuszna do zrobienia, to wpakowanie sobie do ust kolejnego kęsa ciasta. Nie miało to w ogóle sensu, biorąc pod uwagę mój aktualny stan.<br />
<br />
- Oj ty mój Prosiaczku..- nim się obejrzałam, Zayn nachylał się nade mną, uśmiechając się od ucha do ucha. - Wyglądasz uroczo z tą czekoladą na buzi.<br />
<br />
Mówiąc to, jego kciuk powędrował w stronę mojego nosa i lekko starł przepyszną czekoladę z jego czubka. Gdy myślałam, że gorzej już być nie może, Zayn bez krępacji zlizał ją z palca wprowadzając mnie w kompletne osłupienie. W odróżnieniu do mnie nasze towarzyszki wyglądały na prawdziwie zachwycone jego wyjątkowo uroczym zachowaniem, które mnie osobiście obrzydzało i powodowało odruch wymiotny. Niestety jedynie ja wiedziałam, ile fałszu i obłudy jest w jego pogodnym tonie, i nadmiernej opiekuńczości, której odegranie było istnym kunsztem gry aktorskiej.<br />
<br />
Wydawało mi się, że nie biorę w tym wszystkim udziału, czułam się, jakbym była biernym uczestnikiem tego wydarzenia. Dopiero gdy usłyszałam swoje imię i poczułam trzy pary oczu na sobie, wyrwałam się z tego otępienia. Fanki chciały zrobić mi i Zaynowi zdjęcie, a ten oczywiście się zgodził, bo przecież musimy dbać o to, jak postrzegają nas fani zespołu. Wstałam od stołu i stanęłam obok chłopaka, żeby dziewczyny miały lepsze zdjęcie, jednak Zayn miał inne plany. Objął mnie w talii i przesunął przed siebie, po czym mocno przytulił od tyłu, kładąc brodę na moim ramieniu i splatając nasze dłonie, aby były widoczne w kadrze. Fanki zrobiły nam kilka zdjęć, pożegnały się, a my usiedliśmy z powrotem przy stoliku, abym mogła dokończyć moje ciastko. Rozmowa niespecjalnie się kleiła, dlatego Malik przeglądał coś na telefonie, a ja próbowałam delektować się tą czekoladową rozkoszą.<br />
<br />
- Na zdjęciu ze mną wyciągasz maksymalnie trzy na dziesięć - odezwał się nagle mulat, podsuwając mi telefon przed oczy. - A to ciastko na pewno ci nie pójdzie w cycki. Chociaż mogłoby.<br />
<br />
Słowa chłopaka nie zrobiły na mnie większego wrażenia, ponieważ zdążyłam się już przyzwyczaić. Chciałam mu pokazać, jak bardzo nie ma wpływu na moją osobę, dlatego wcisnęłam sobie do ust ogromny kęs ciastka, przez który moje usta ledwo się zamykały. Brunet patrzył na mnie z nieukrywalnym zażenowaniem, co dawało mi ogromną satysfakcję. Uśmiechnęłam się triumfalnie, nadal z pełną buzią, wprawiając go w jeszcze większe obrzydzenie. Po takich małych zwycięstwach nawet byłam w stanie polubić te nasze małe potyczki.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: left;">
Z niecierpliwością czekałam na pracownika mojego ojca, który miał przyjechać już półgodziny temu z jakąś ważną papierkową robotą. Była sobota, a ja naprawdę miałam ochotę iść pobiegać, niestety musiałam tkwić w tym cholernym domu aż do jego przyjścia. Chodziłam tam i z powrotem po kuchni, próbując się czymś zająć, jednak z każdą minutą stawałam się coraz bardziej podenerwowana. Gdy w końcu ktoś zadzwonił do drzwi, z prędkością światła skierowałam się w ich stronę i z miną mordercy je otwarłam. Moje usta otwarły się lekko ze zdziwienia, gdy zobaczyłam przed sobą Marcusa. Nie wydałam z siebie żadnego dźwięku, stałam jak słup soli i patrzyłam na niego, próbując znaleźć jakieś odpowiednie słowa, co wydawało się być rzeczą niemożliwą. Teraz wiem, że wystarczyło powiedzieć krótkie "Cześć".</div>
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
- Mogę wejść..?<br />
<br />
Zapytał nieśmiało, a ja odsunęłam się, aby zrobić mu przejście. Chłopak od razu ruszył w stronę kuchni, a ja podążyłam za nim, obmyślając w głowie przebieg rozmowy. Nie miałam pojęcia, jak mam się zachować. Marcus usiadł sobie na krześle, a ja oparłam się o blat, zakładając ręce na piersiach. Moje opuszki palców dotknęły mojej skóry, a ja zorientowałam się, że jedyne, co mam na sobie to stanik sportowy i spodnie z dresu. Mimo to, że Butler widział mnie nago setki razy, to tym teraz czułam się skrępowana. Sytuacja, w której się znajdowaliśmy, nie była normalna i zdecydowanie nie sprzyjała naszym kontaktom, dlatego czułam się niezręcznie, stojąc przed nim pół nago. Mimo tego, że było lepiej niż wcześniej, nadal nie wiedziałam, na czym tak naprawdę stanęliśmy, ponieważ nie rozmawialiśmy na temat naszej relacji od ostatniego czasu.Teoretycznie nie zerwaliśmy, ale tak naprawdę nie było pomiędzy nami żadnego kontaktu fizycznego, ani żadnej czułości od urodzinowego przyjęcia Eveline.<br />
<br />
- Tęsknię..<br />
<br />
Minęło naprawdę sporo czasu zanim z jego ust wydobył się jakikolwiek dźwięk. Dźwięk, który swoim brzmieniem sprawiał mi fizyczny ból. Marcus przez ostatnie miesiące odsuwał mnie od siebie, często atakował i krytykował, potrafił tak zmieszać z błotem, jak tylko umiał mój ojciec. Krzywdził mnie słowami, ale i swoim czynami, które nie wiedzieć kiedy wypłukał z emocji. Brakowało mu delikatności, a ja bez ustanku miałam wrażenie, że uczucie, które kiedyś nas połączyło, po prostu odeszło. Ale wtedy.. W tej pustej kuchni, stojąc na zimnych płytkach i patrząc smutnym wzrokiem na leniwie kapiącą z kranu wodę zdałam sobie sprawę z tego, że jakkolwiek nie było między nami źle, moje uczucia pozostały niezmienne. Kochałam go. Silnie i całkiem prawdziwe, i choć po takim wyznaniu przed samą sobą wszystko powinno być łatwiejsze, to wcale nie było. Ja wciąż byłam tą zagubioną Verą, on nadal nie potrafił przestać mnie ranić, a mój fikcyjny związek z światową gwiazdą muzyki pop nadal istniał. Wszystko było ciężkie i skomplikowane, a ja naprawdę nie chciałam wtedy o tym pamiętać.<br />
<br />
- Tęsknię za tobą. Za twoim śmiechem i tańcem, za tym kiedy obrażasz się, gdy z przejęciem nucisz piosenki braci Jonas, a ja nie potrafię ukryć swojego rozbawienia. Tęsknię za twoimi włosami, za ich zapachem i za tym kiedy mogłem po prostu dotknąć cię w każdej chwili, nie patrząc za siebie, czy przypadkiem ktoś nas nie obserwuje, bo przecież mogłabyś mieć przez to kłopoty. Czuję się, jakbym miał postradać zmysły, kiedy jesteś z nim. Nie mogę pogodzić się z faktem, że może cię dotykać i całować, podczas kiedy powinnaś być tylko moja. On nie zasługuje nawet na sekundę twojej uwagi i wiem, że czasem sprawiam, że też przestaję na nią zasługiwać i naprawdę mam ochotę sobie przez to przyłożyć, ale kocham cię i nie potrafię pogodzić się z tym, że on jest obok ciebie.<br />
<br />
Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej, odepchnęłam się dłońmi od blatu i błyskawicznie pojawiłam się tuż obok szatyna. Moment później zarzuciłam ręce na jego szyi i przyciągając go jak najbliżej siebie, przycisnęłam swoje pełne usta do jego zaróżowionych warg. Łapczywie kradliśmy sobie pocałunki, domagając się więcej i więcej. Wyglądało na to, że obojgu brakowało nam bliskości, a moment, w którym mogliśmy dać upust swojej frustracji właśnie nadszedł. Dłonie chłopaka zachłannie wędrowały po moim ciele, powtarzając tak dobrze znane szlaki. Słyszałam swój płytki oddech, gdy chłopak z pasją składał czułe pocałunki na mojej szyi, raz po raz mocniej zasysając kawałek nagiej skóry, pozostawiając na niej czerwone ślady. Każdy milimetr mojego ciała domagał się jego uwagi. Niespodziewanie szatyn odepchnął mnie lekko od siebie i podnosząc się ze swojego miejsca, zrobił krok w moją stronę. Wszystko działo się tak szybko, że nawet gdybym chciała, nie zdążyłabym zaprotestować, kiedy jego silne dłonie zatrzasnęły się na mojej talii. Sama nie wiedziałam, w którym momencie uniósł mnie ku górze i posadził na marmurowym blacie. Automatycznie moje nogi oplotły jego biodra, przyciągając go bliżej. Pragnęłam go, jak nigdy w życiu. Nie chciałam czekać już ani chwili dłużej, więc nieudolnie próbowałam uporać się z guzikami jego czarnej koszuli, wciąż nie odrywając się od słodkich ust Marcusa. Byłam pewna czego chcę i jestem przekonana, że on pragnął tego samego. Tego popołudnia bez wątpienia skończylibyśmy w łóżku, namiętnie się kochając, gdyby nie głośne trzaśnięcie frontowych drzwi, które skutecznie nas od siebie odciągnęło. Chwilę później rozwścieczona twarz mojego ojca pojawiła się w wejściu do kuchni, a ja wiedziałam już, że mam poważne kłopoty.<br />
<br />
- Lepiej opanuj swoje nastoletnie podniecenie seksualne i ubierz coś na siebie, za chwilę będzie tutaj Zayn i Greg - warknął, nie patrząc nawet w moją stronę.-A ty Marcus lepiej, żebyś zaraz stąd zniknął.<br />
<br />
Sytuacja już była nieprzyjemna, ale wraz z pojawieniem się Zayna i Grega osiągnęła apogeum żałosności. Byłam zażenowana, speszona, a do tego naprawdę cholernie wkurzona, na tyle, że nawet przez myśl nie przemknęło mi pytanie co oni wszyscy tutaj robią. Szczeniackie zachowanie Malika, którego głupkowaty uśmiech i ciche pogwizdywanie skutecznie doprowadziło mnie do białej gorączki. Miałam ochotę rzucić się na niego i wydłubać mu oczy.<br />
<br />
- Stary, widzę, że potrzebujesz kursu w szczytowaniu, zaraz mogę dać ci darmowe lekcje, skoro Vera i tak jest już napalona.<br />
<br />
Twarz Marcusa zupełnie zmieniła swój kolor i teraz przypominała swoim odcieniem dorodnego pomidora. Doskonale widziałam, jak mięśnie jego szczęki i pięści zaciskają się, a on walczy z pokusą uderzenia mulata. Na szczęście zapanował nad swoim gniewem i jedynie rzucając mu ostatnie rozjuszone spojrzenie, skierował się w stronę wyjścia.<br />
<br />
Byłam w takim szoku, że nie zarejestrowałam momentu, w którym Zac rzucił na blat swojego laptopa, pokazując mi jakąś głupią stronę. Nie potrafiłam zrozumieć, o co mu chodzi, dlatego stałam i tępo wpatrywałam się w ekran.<br />
<br />
- Czyś ty do reszty zgłupiała?! - wybuchł nagle, waląc pięścią o blat.<br />
<br />
Próbowałam przypomnieć sobie wszystko, co robiłam przez ostanie dni, jednak nic zdrożnego nie przychodziło mi na myśl. Greg stał i w ogóle się nie odzywał, zupełnie jak przestraszone dziecko, natomiast Zayn robił się niecierpliwy. Po chwili podszedł do laptopa i włączył filmik, umieszczony na stronie. Znana melodia rozeszła się po pomieszczeniu, a ja jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w siebie i Charlsa, tańczących na sali. Mój wzrok skupił się na tytule artykułu, do którego był przyłączone ów video. <i>"Niewierna (?!) nowa dziewczyna Zayna Malika"</i>. Nie rozumiałam, co to wszystko ma znaczyć, i co te dwie sprawy mają ze sobą wspólnego.<br />
<br />
- Przecież my tylko trenowaliśmy - szepnęłam bardziej do siebie niż do nich.<br />
<br />
-To twoje trenowanie może spieprzyć cały plan! - syknął Zac, mocno chwytając mnie za ramię i lekko nim potrząsając. - Obudź się, królewno, bo twoja nierozwaga doprowadzi do prawdziwej tragedii!<br />
<br />
Stałam przed nimi i dziwiłam się, jak stado osób dorosłych i wykształconych może tak niewiele wiedzieć o życiu. Tragedia? Tragedią jest bieda i wszechobecna śmierć dzieci w Afryce, lecz na pewno nie rozpad fikcyjnego związku, który tak naprawdę byłby dla mnie prawdziwym wybawieniem. Słowa mojego ojca w ogóle nie miały sensu i były puste, zupełnie jak jego serce. Wyrwałam się z uścisku i wlepiłam wzrok w Grega, który od czasu pojawienia się w naszej kuchni, nie odezwał się ani słowem. Zazwyczaj był wygadany i na wszystko miał odpowiedź, ale teraz chyba zabrakło mu języka w gębie. Podejrzewam, że spowodowane to było wybuchem Zacka, który kompletnie postradał zmysły i przestał się hamować.<br />
<br />
- Musimy opanować sytuację.. - mruknął w końcu, a ja udawałam, że go nie słyszę.<br />
<br />
- Mógłbyś powtórzyć? - zapytałam z przekąsem, zakładając ręce na piersi. - Nie dosłyszałam.<br />
<br />
- Musimy opanować sytuację - powiedział pewniej. - Nagramy filmiki, na których ty i Zayn wyglądacie na naprawdę zakochanych. Zaczęliśmy już wszystko prostować, jednak nadal potrzebujemy jakichś poważnych dowodów.<br />
<br />
- Świetnie, nie mogę się doczekać tych cudownych chwil!<br />
<br />
Zatrzasnęłam laptopa i szybkim krokiem opuściłam kuchnię. Czułam, że zaraz zwariuję, dlatego potrzebowałam świeżego powietrza. Miałam ochotę zniknąć, albo przynajmniej wyjechać na jakiś czas i wrócić, jak ten cały cyrk się skończy. Niestety ani mój wyjazd, ani magiczne zniknięcie problemu nie wchodziło w grę, dlatego póki co musiałam nacieszyć się krótką chwilą samotności, którą postanowiłam zaserwować sobie w postaci natychmiastowego wypadu na jogging.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
No cześć wszystkim! :)<br />
Wybaczcie kolejną, cholernie długą przerwę, ale niestety moje życie to jeden wielki burdel, a ja jestem zbyt niezorganizowana, aby znaleźć więcej czasu na pisanie. Wiem, że już od jakiegoś czasu serwuję Wam dokładnie to samo głupie tłumaczenie, ale teraz naprawdę obiecuję Wam, że postaram się dodawać rozdziały częściej! Rozdział jest jaki jest. Ja nie jestem do końca przekonana, ale niestety na dzień dzisiejszy nie było mnie stać na nic lepszego. Z resztą został jeszcze jeden rozdział i w końcu pojawi się moment, od którego rzeczywiście mam ochotę pisać to opowiadanie i pójdzie mi już z górki. Tak myślę i mam taką nadzieję. Chciałabym podziękować Wam za miłe komentarze, które za każdym razem są dla mnie niczym miód na moje lodowate serce. Jeszcze jedna sprawa nie daje mi spokoju.. Chodzi mi o czytanie i komentowanie blogów. Kurde! Bardzo pragnęłabym poczytać wszystkie Wasze opowiadania, bo mam zwyczaj zaglądać na blogi swoich czytelników i widziałam, że niektóre są naprawdę interesujące, ale niestety teraz nie mam co do tego okazji. Maj będzie spokojniejszy, nie wspominając o czerwcu, w którym mam już totalny lajcik. Mam nadzieję, że okażecie zrozumienie, a jeśli tak, to na pewno się odwdzięczę. :)<br />
Na koniec, jako że mamy święta, życzę Wam naprawdę spokojnych i pogodnych świąt. Bawcie się, odpoczywajcie, róbcie to na co macie ochotę i nie przejmujcie się niczym innym!<br />
Do napisania! :)<br />
<br />
ZAPI WIESZ, ŻE TWOJA POMOC JEST DLA MNIE NICZYM WYBAWIENIE, LOVE YA <3<br />
<br />
<br />
edit. A tak w ogóle to jak podoba Wam się teledysk do You & I? :D<br />
<br />
<a href="http://ask.fm/vesperr">ask</a><br />
<a href="https://twitter.com/vespeerr">twitter</a><br />
<a href="http://vesperrr.tumblr.com/">tumblr</a><br />
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/">stabiliser</a>Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-14166711205312971142014-02-23T14:34:00.003-08:002014-02-23T14:37:39.916-08:00Rozdział VI<i>Dedykuję ten rozdział swojej pierwszej psycho-fance, z której jestem bardzo dumna i wszystkim innym czytelnikom, którzy poświęcają swój czas, aby czytać to opowiadanie. Jesteście najlepsi. </i><br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Kilka ostatnich dni mojego życia nie było usłane różami. Odkąd ojciec znalazł mnie siedzącą na krawężniku w stanie kompletnego upojenia i autentycznej furii, nie odezwał się do mnie nawet słowem. W gruncie rzeczy z początku wcale mi to nie przeszkadzało, bo tak naprawdę tylko dzięki temu udało mi się uniknąć kolejnych awantur, którym w żaden inny sposób nie potrafilibyśmy zapobiec. Jednak kiedy urodziny Mattego zaczęły zbliżać się wielkimi krokami, a wszystkie obowiązki związane z organizacją przyjęcia spadły na mnie, wiecznie obrażona mina Zacka zaczęła mnie poważnie irytować. Myślę nawet, że jego zachowanie wcale nie było przypadkowe i rozegrał tą sprawę między nami tak, a nie inaczej właśnie po to, aby nie mieć na głowie rzeczy, które kompletnie go nie obchodziły, a jedną z takich rzeczy niewątpliwie były urodziny jego młodszego dziecka. Oczywiście mogłam zażądać, aby w czymś mi pomógł i przerzucić na niego część obowiązków wyrzucając mu jakim fatalnym jest ojcem, kiedy nie okazuje Mattemu należytego zainteresowania jego życiem, ale sądzę, że niewiele by to dało. Takie słowa nie bardzo by go uraziły, aczkolwiek tak czy inaczej uniósłby się swoją dumą i nie pozwolił na to, abym dalej mogła bezkarnie tak go nazywać, dlatego znając życie zleciłby wykonanie wszystkich zadań swojej asystentce, po czym sam spijałby śmietankę za dobrze odwaloną robotę, czym oczywiście doprowadziłby mnie do szału. Ja jednak pragnęłam, aby urodziny Matty'ego były wyjątkowe, zasługiwał na to, aby włożyć w ich organizację całe serce i tak też miałam zamiar zrobić. Nie mogłam pozwolić na to, aby jakość tego dnia zależała od kompletnie obcej mi osoby, która nijak nie przejmowała się losem dzieciaka, dla którego ja byłam w stanie poświęcić całe swoje życie. Na tak wielkie deklaracje nie było jeszcze pory, więc póki co postanowiłam zrobić wszystko, aby dzień piątych urodzin Mattego był w całości idealny.<br />
<br />
Podczas biegania po całym domu i załatwiania ważnych spraw, po mojej głowie przebiegały myśli o Marcusie, z którym również nie miałam kontaktu od urodzin panny Berry. Pamiętam jego wściekłą minę oraz niezadowolenie, którymi nie przejmowałam się wtedy, ponieważ Zayn skutecznie mnie od tego odciągał. Zachowałam się wobec mojego chłopaka bardzo dziecinnie, jednak coś nie dawało mi odpuścić i najzwyczajniej w świecie do niego zadzwonić ,i przeprosić. Dźwięk dzwonka do drzwi przerwał moje przemyślenia, a ja z telefonem przy uchu zbiegłam na dół, aby otworzyć. Młody chłopak stał przede mną i w rękach trzymał dużych rozmiarów pudełko, w którym zapewne znajdował się zamówiony przeze mnie tort.<br />
-Zraz oddzwonię – powiedziałam do telefonu i włożyłam go do kieszeni.- Dziękuję bardzo.<br />
Posłałam chłopakowi uśmiech, wzięłam od niego przesyłkę i wręczyłam mu sto funtów napiwku, co było o wiele za dużo, jednak chciałam, żeby przynajmniej on miał lepszy dzień ode mnie. Powoli skierowałam się w stronę kuchni, aby włożyć tort to lodówki, a przy okazji go nie zepsuć.<br />
<br />
Od samego rana czekałam na jakiś znak życia od Zayna, dlatego gdy usłyszałam, że mój telefon po raz kolejny dzwoni, z prędkością światła odebrałam go i liczyłam na to, że jednak Malik uraczy mnie połączeniem. Niestety tak się nie stało, a ja po raz kolejny zostałam z moją niewiedzą na temat miejsca, w którym impreza urodzinowa Mattego się odbędzie. Przysparzało mi to o wiele więcej problemów, niż zakładałam dzień wcześniej, ponieważ nie mogłam na ostatnią minutę poinformować wszystkich o zmianie planów.<br />
<br />
<span style="white-space: pre;"> </span>-No odbierz ten cholerny telefon – syczałam do słuchawki, gdy po raz szósty próbowałam się dodzwonić do Zayna.<br />
<br />
Moje dłonie zaczynały się nienaturalnie trząść, ponieważ do przybycia gości miałam dwie godziny, a cudowny członek boysbandu One Direction miał to wszystko w dupie. Nie wiem dlaczego liczyłam na to, że mnie nie zawiedzie. Może dlatego, że tutaj nie chodziło o mnie, tylko o Mattego? Dałam się nabrać na jego miłe zachowanie, którym mnie uraczył na imprezie urodzinowej mojej przyjaciółki. Trzeba przyznać, że udało mu się uśpić moją czujność tymi obietnicami, że załatwi Park Rozrywki na urodziny Mattego. Teraz groziło mi złamanie serca mojemu bratu oraz porażka przed ojcem, który tylko czekał na moje potknięcie.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Gdy po raz czwarty usłyszałam, że „niestety, ale nic nie da się zrobić w tak krótkim czasie”, miałam ochotę rzucić telefonem o ścianę, aby dać upust swoim negatywnym emocjom. Zamiast tego usiadłam na ziemi i schowałam twarz w dłoniach, głośno oddychając. Nie pozostało mi nic innego, jak modlić się o jakiś cud, który uratowałby mnie z tej opresji. Wibracje i dźwięk wiadomości tekstowej na nowo rozpalił we mnie iskierkę nadziei, jednak tak szybko jak się ona pojawiła, tak szybko została ugaszona przez dzielnych strażaków rzeczywistości. Nie potrafiłam uwierzyć w to, co przeczytałam. Było to dla mnie jak gwóźdź do trumny.<br />
<br />
Wybacz, ale nie pomogę ci z tymi urodzinami. Po prostu to nie moja bajka. Jesteś na tyle dorosła, że sama powinnaś sobie z tym poradzić. Życz Mattiemu wszystkiego najlepszego.<br />
Wpatrywałam się w ten głupi wyświetlacz i kilka razy musiałam przeczytać te cztery zdania, aby doszedł do mnie ich sens. Zayn po raz kolejny okazał się wpatrzonym w siebie dupkiem, który miał uczucia innych za nic. Zupełnie nie obchodziło go to, że to nie na mnie odbije się to wszystko, tylko na Bogu ducha winnym Mattym. Cóż, teraz przynajmniej wiedziałam, na czym stoję. Odszukałam w Internecie numer telefonu do tego parku i postanowiłam, że wezmę sprawy w swoje ręce. Chodziłam po domu tam i z powrotem, próbując przekonać bardzo uprzejmą kobietę po drugiej stronie słuchawki, żeby jednak znalazła wolne miejsce, kiedy głośny dźwięk dzwonka do drzwi rozniósł się po calutkim domu po raz kolejny, a ja zaklęłam cicho pod nosem, na osobę, która stoi po drugiej stronie, a tym samym śmie przeszkadzać mi w tak dramatycznej, jak ta, chwili. Z początku postanowiłam nie otwierać wcale i po prostu poczekać na moment, w którym ktoś najzwyczajniej zrezygnuje z nachodzenia mnie w moim własnym domu, jednak kiedy natarczywe pukanie po raz kolejny dobiegło do moich uszu, nie mogłam już dłużej tego ignorować, szczególnie, że wciąż siedziałam na słuchawce z kobietą, która od dobrych dziesięciu minut próbowała mnie spławić wciąż tłumacząc, że mimo szczerych chęci nie uda jej się wbić nas do parku nawet na cholerną godzinę. Nie wiem dlaczego nadal byłam taka naiwna, ale kiedy szłam w stronę drzwi, nie mogłam pozbyć się myśli, że to może Zayn, że jego sms to tak naprawdę tylko głupi żart i wszystko już załatwione. Niestety po ich otwarciu po raz kolejny przekonałam się o tym, że nie warto robić sobie zbędnej nadziei. Zza dębowej framugi wyłonił się nie kto inny, jak Marcus we własnej osobie z ogromnym pakunkiem, który z całą pewnością miał trafić w ręce Mattego. Prawdę mówiąc przez pierwszych kilka sekund całkiem na poważnie zastanawiałam się nad zatrzaśnięciem drzwi przed nosem tego chłopaka, jednakże ostatecznie odpuściłam uznając, że czas na porachunki z Butlerem jeszcze przyjdzie.<br />
<br />
- Czy naprawdę nic nie da się zrobić? Zapłacę podwójnie, błagam panią..- powiedziałam przeciągle wpuszczając bruneta do środka.<br />
<br />
Jego późniejsze zachowanie kompletnie mnie zszokowało, choć próbowałam to ukryć i jak najbardziej skupić się na telefonicznej rozmowie, którą notabene wciąż prowadziłam, to naprawdę nie było to łatwe. Podczas kiedy ja wściekałam się na kobietę po drugiej stronie słuchawki, Marcus najzwyczajniej w świecie odszukał wzrokiem Mattego, który błyskawicznie pojawił się w holu, kiedy tylko usłyszał, że mamy gościa i wręczył mu paczkę wcześniej składając mu krótkie, aczkolwiek treściwe życzenia. Ciemne oczy chłopca rozbłysły w jednej chwili, a promienny uśmiech poszerzał się z sekundy na sekundę, kiedy swoimi drobnymi rączkami zdzierał kolorowy papier, w który zapakowany był prezent. W końcu udało mu się wydostać wielkie pudełko, którego zawartością były klocki Lego, czego nietrudno było się domyślić widząc wielkie logo firmy. Matty nie potrafił opanować swojego wybuchu radości i bez jakiegokolwiek uprzedzenia rzucił się w ramiona Marcusa dziękując mu za wspaniały prezent. Młody mężczyzna przytulił mocno do siebie chłopca mówiąc, że miał nadzieję, że wybór, którego dokonał będzie trafny, a ja poczułam uścisk w okolicach serca. Był to pierwszy, od niepamiętnych czasów, moment, w którym przypomniałam sobie dlaczego w ogóle byłam z Marcusem. Potrafił być naprawdę miłym i słodkim kolesiem, któremu widocznie zależy na bliskich mu osobach, a owa sytuacja była tego świetnym przykładem. Nie wiem dlaczego ostatnio tak często zachowywał się, jak kompletny pajac i nie wyobrażam sobie niczego, co mogłoby jakkolwiek przyczynić się do takiego stanu rzeczy, natomiast jedno wiedziałam już na pewno- zerwanie z nim nie będzie taką łatwą sprawą, jeśli on rzeczywiście zacznie skrupulatnie przypominać mi osobę, która gdzieś tam w środku wciąż w nim była i która dwa lata temu bez reszty skradła moje serce.<br />
<br />
Mówiąc ciche "do widzenia" rozłączyłam się, jednak mój wzrok nadal spoczywał na Marcusie i moim młodszym bracie, których całkowicie porwała rozmowa na nie do końca znany mi temat. Byli tak pochłonięci pogawędką, że nawet nie zauważyli, że wciąż się im przyglądam. Cała sytuacja była dla mnie taka abstrakcyjna, że ze zdziwienia niemal nie otworzyłam szeroko ust. Cóż, nieczęsto zdarzało się, aby Butler przejawiał chociażby minimalne zainteresowanie Mattym, zaś sam chłopczyk raczej nie starał się dążyć do tego, aby było inaczej. Innymi słowy można powiedzieć, że ta dwójka wskazywała praktycznie zerowe zainteresowanie sobą nawzajem, dlatego scena, która rozgrywała się przede mną była dla mnie tak niecodzienna i unikatowa, że chciałam jak najdłużej nacieszyć nią oczy.<br />
<br />
- Matty idź na górę się przebrać, przygotowałam ci wszystko. Zaraz do ciebie dołączę- powiedziałam w końcu budząc się z głębokiego otępienia, które ogarnęło mnie wraz z niespotykanie ludzkim zachowaniem pana Butlera.<br />
<br />
Chłopiec przytaknął posłusznie, po czym posyłając ostatni wdzięczny uśmiech w stronę bruneta pobiegł do swojego pokoju. Niebywała inteligencja i dojrzałość tego pięciolatka wciąż wprawiała mnie w osłupienie. Nie potrafiłam zrozumieć jakim cudem udało mu się wyrosnąć na kogoś takiego, zważywszy na całą jego rodzinną sytuację. Zawsze bałam się, że poprzez brak matki i nikłe zainteresowanie ojca, Matty stanie się strasznie skrytym i zamkniętym w sobie dzieckiem, natomiast on był zupełnym przeciwieństwem wszystkich moich obaw i zmartwień. Nie znałam żadnego innego dziecka w jego wieku, które byłoby aż tak bardzo nad wyraz otwarte na ludzi, a tym samym rozgarnięte. Mój młodszy braciszek rozumiał naprawdę sporo spraw, o których normalne dzieci w jego wieku nawet nie myślały. A do tego potrafił się dogadać niemal z każdym, dlatego miał mnóstwo kolegów, którzy go szczerze lubili. Byłam z niego dumna. Tak dumna, że chwilami wydawało mi się, że to uczucie może mnie rozsadzić.<br />
<br />
Z pewnością rozmyślałabym na ten temat jeszcze dużo dłużej, gdyby nie fakt, że czas naprawdę mnie gonił, a do tego na głowie nadal miałam Marcusa, który teraz natarczywie mi się przyglądał. Odetchnęłam w końcu głęboko i przeniosłam wzrok w jego stronę spoglądając prosto w jego ciemne niczym smoła oczy.<br />
<br />
- Nie mam teraz czasu Marcus, a nawet też ochoty, żeby słuchać tego, co masz mi do powiedzenia- powiedziałam szybko bez zastanowienia podążając w stronę kuchni, gdzie leżał mój laptop, moja ostatnia deska ratunku na znalezienie lokalu, w którym mogłoby się odbyć dzisiejsze przyjęcie.<br />
<br />
Okrążyłam blat, po czym przystając przy urządzeniu znowu zerknęłam w stronę chłopaka, który podążał za mną niczym porzucony szczeniak. Kiedy tylko zauważyłam, że otwiera buzię, zapewne po to, aby obdarować mnie kolejnym stekiem nikomu niepotrzebnych bzdur, które miały usprawiedliwić jego karygodne zachowanie, dodałam:<br />
<br />
- To naprawdę nieodpowiedni moment. Muszę znaleźć jakiś park rozrywki, na już- mówiąc to rozsiadłam się na jednym z kuchennych wysokich krzeseł wlepiając spojrzenie w ekran laptopa.<br />
<br />
Po pomieszczeniu rozeszła się kompletna cisza, a ja poczułam niesamowity dyskomfort względem takiego obrotu zdarzeń. W normalnej sytuacji Marcus miałby gdzieś moje prośby o przełożenie tej rozmowy i od samego progu próbowałby się wytłumaczyć, natomiast tym razem milczał niczym skała. To nie było naturalne, stąd też moje zmieszanie. Byłam przyzwyczajona do czegoś zupełnie innego, jednak tego dnia mój, już chyba były, chłopak zaskakiwał mnie z minuty na minutę coraz bardziej. Czyżby rzeczywiście wszystko sobie przemyślał i naprawdę chciał się zmienić? A może jedynie próbował sprawić, żebym tak właśnie pomyślała? Mimo szczerych chęci nie potrafiłam pozbyć się tych przykrych myśli, a cała ta scena zaczęła sprowadzać mnie do istnego szaleństwa.<br />
<br />
- Zayn mnie wystawił- wypaliłam nagle i wraz z momentem, w którym wypowiadałam ów słowa, zaczęłam żałować tego szczerego wyznania, które ni stąd ni zowąd wypadło z moich ust, niczym długo już ruszający się ząb mleczny, którego ubytek był ogromną ulgą.<br />
<br />
Marcus nadal milczał, choć teraz jego mina wskazywała na to, iż był tym wszystkim naprawdę bardzo mocno zaskoczony. Butler nigdy nie przepadał za Malikiem, delikatnie to ujmując i chociaż czasem jego oskarżenia i zazdrość były całkowicie bezpodstawne, trudno było mu się dziwić. W końcu jego dziewczyna udawała związek z członkiem znanego na cały świat boys bandu, to musiało nie być łatwe. Mimo to zdziwił mnie jego spokój. Był bardzo opanowany tak, jakby analizował moje słowa i starał się wymyślić na poczekaniu najbardziej odpowiednie rozwiązanie tego problemu. Widziałam, że chce coś powiedzieć. Czekałam na to z upragnieniem, jak gdyby tylko on mógł mi wtedy pomóc. Niestety mój telefon po raz kolejny dał o sobie znać, a chłopak uśmiechnął się do mnie nieznacznie, po czym w końcu odezwał się do mnie, pierwszy raz odkąd pojawił się tego popołudnia w moim domu.<br />
<br />
- Faktycznie sporo masz dziś na głowie, odezwę się potem- mówiąc to zniknął w holu, a ja poczułam ogarniającą mnie od stóp po samą głowę, panikę.<br />
<br />
Zostałam sama, naprawdę sama. Tak, jak jeszcze nigdy.<br />
<br />
Od niechcenia zerknęłam na ekran swojego telefonu, po czym głośno przełknęłam ślinę zdając sobie sprawę z tego, że to numer jednego z rodziców dzieci, które miały pojawić się na przyjęciu. Nie wiedząc jak się zachować wyciszyłam dźwięk, po czym z przerażeniem na nowo dopadłam komputer. Dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie, a serce waliło, jak oszalałe. Czy to miało oznaczać koniec? Czy powinnam była się poddać teraz, póki miałam jeszcze jakąkolwiek możliwość na odwołanie gości? Czy naprawdę nic nie dało się już zrobić? Niech godzina 15:06 stanie się oficjalną godziną mojej klęski i datą dezercji od problemów.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Stałam oparta o jeden z murków, który znajdował się w parku wodnym i obserwowałam bawiące się dzieciaki. Matty wyglądał na przeszczęśliwego, zupełnie, jakby spełniły się jego wszystkie marzenia. Uśmiechnęłam się lekko sama do siebie, że jednak udało mi się zorganizować mu wspaniałe urodziny. Jedno musiałam przyznać: bez Marcusa nigdy by się to nie udało. To on jakimś cudem załatwił dla nas park wodny, w którym teraz bawili się znajomi Mattego oraz ich rodzice. Byłam cholernie wdzięczna Butlerowi i trochę gryzło mnie sumienie, że tak łatwo chciałam go skreślić. Po raz kolejny uratował mnie z kryzysowej sytuacji i nie pozwolił, abym skompromitowała się przed ojcem.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Przed oczami minęła mi jego czupryna, a ja przecież jeszcze mu nie podziękowałam. Szybko chwyciłam go za nadgarstek, a on automatycznie się zatrzymał i obrócił w moją stronę, uśmiechając się promiennie od ucha do ucha. W lewej ręce trzymał talerz z ciastem, które notabene również on załatwił. Wyglądał przepięknie.<br />
<br />
-Dziękuję – powiedziałam, patrząc mu w oczy. – Bez ciebie nic by się dzisiaj nie udało, a Matty najprawdopodobniej miałby najgorsze urodziny w życiu. Dużo to dla mnie znaczy, że mi pomogłeś.<br />
Przez chwilę chciałam się do niego przysunąć i go pocałować, jednak szybko przypomniało mi się, że przecież nie mogę tego zrobić. Trochę wystraszona puściłam jego nadgarstek i spuściłam głowę.<br />
<br />
-Vera, nie przejmuj się – usłyszałam jego ciepły ton głosu.- To była dla mnie przyjemność. Wiem, że jest ci z tym wszystkim ciężko, więc nie będę ci tego utrudniał.. A teraz muszę już iść, bo mam ogromną ochotę cię pocałować, ale przecież nie mogę.<br />
<br />
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Butler znajdował się już kilkanaście kroków ode mnie. Westchnęłam głośno, wpatrując się w jego oddalającą się sylwetkę. Dawno nie słyszałam tak cudownych słów od niego, dlatego chłonęłam je całą sobą. To ja spowodowałam całą tą sytuację, to ja wszystko skomplikowałam i to ja powoli odsuwałam go od siebie. To przeze mnie mamy ograniczony kontakt i to ja całuję innego chłopaka.<br />
<br />
Po raz kolejny przebiegłam wzrokiem po sali, kiedy między filarami mignął mi obraz czarnej skórzanej kurtki, którą tak doskonale zdążyłam zapamiętać przez ostatnich kilka tygodni. Niestety bardzo niechętnie musiałam przyznać, że ów kurtka należała do kogoś, kogo obecność na tym przyjęciu nie była specjalnie wskazana. Co więcej- pragnęłam, aby przybycie nieproszonego gościa było jedynie tworem mojej chorej wyobraźni, która często płatała mi figle, jednak i tym razem moje oczy mnie nie zawiodły. Nie myliłam się, Malik naprawdę miał czelność przyjść na imprezę urodzinową Mattego, która o mały włos, właśnie z jego winy, prawie się nie odbyła. Chłopak bardzo szybko odszukał mnie wzrokiem i zaraz potem żwawym krokiem zmierzał w moją stronę, natomiast ja walczyłam sama ze sobą, aby powstrzymać histeryczny ryk rozżalenia, który wciąż próbował wydostać się z moich ust. Nie było to łatwe, szczególnie, że moja wściekłość rosła z każdym kolejnym krokiem, który brunet stawiał w moim kierunku. Miałam ochotę rozszarpać go na kawałki za to, jak mnie potraktował. Jedyną rzeczą, o której realnie marzyłam w tamtej chwili było dorwanie Zayna w swoje ręce i sprawienie mu takiego bólu, jakiego nie doznał jeszcze przez całe swoje życie.<br />
<br />
- Cześć kochanie!- powiedział pogodnie coraz bardziej się do mnie zbliżając, a tym samym wyciągając ręce do przodu po to, aby już moment później zakleszczyć mnie w silnym uścisku. Chciałam mu się wyrwać, odepchnąć go od siebie i powiedzieć, jak wielkim jest dupkiem w moich oczach, ale najprawdopodobniej młodzieniec wyczuł moje zamiary, bo od razu wzmocnił uścisk nie dając mi tym samym żadnego pola do manewru.<br />
<br />
- Nie zachowuj się jak dziecko Vera, ludzie patrzą.- syknął po chwili tuż obok mojego ucha, a zaraz potem poczułam jego ciepły oddech na swoim policzku. Musnął go delikatnie wargami, a ja natychmiastowo zapragnęłam uderzyć go z otwartej ręki prosto w twarz. Niestety i to pragnienie musiałam jakoś w sobie zabić i to najlepiej jak najszybciej. Jego zachowanie było tak paskudne, że samo patrzenie na niego sprawiało, że miałam ochotę podejść do najbliższego kosza na śmieci i puścić kolorowego pawia.<br />
<br />
Zbierałam w głowie odpowiednie słowa, aby zasypać go niezbyt przyjemnymi dla ucha epitetami, jednak gdy tylko otwierałam usta, jakimś dziwnym trafem znalazł się obok nas Zac, który szczerzył się jak debil. Ten sam Zac, którego w ogóle tutaj miało nie być. Na jego widok od razu zamknęłam je z powrotem i przewróciłam oczami, czekając na rozwój wydarzeń. Jego suszenie zębów zwiastowało coś okropnego, ponieważ on prawie w ogóle się nie uśmiechał.<br />
<br />
- Cudownie was widzieć, a teraz uśmiechajcie się i śmiejcie, bo za czwartym filarem znajduje się paparazzi.<br />
<br />
Powiedział na jednym wydechu, łapiąc Zayna za ramię, zupełnie jakby właśnie mówił mu coś bardzo ważnego. Uśmiechałam się jak kretynka, dokładnie analizując każdy ruch ojca. Wyglądał tak naturalnie, że przez chwilę sama dałam się nabrać. Smutne, że w moim całym życiu dobre chwile z ojcem są tylko udawane i dotyczą również mojego udawanego chłopaka. Wszystko to było kłamstwem, a mimo to było dla mnie ważne, ponieważ pragnęłam, żeby kiedyś stało się to prawdziwe. Że mój ojciec miałby dla mnie czas, a zamiast Zayna, stałby obok mnie Marcus.<br />
<br />
Parę minut później, znalazł się obok nas Matty, a Zayn wziął go na ręce. Z boku naprawdę wyglądaliśmy na szczęśliwych. Jutro te zdjęcia będą w całym Internecie i w gazetach plotkarskich, a ja będę mogła patrzeć na to, co nie istnieje.<br />
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Witam, witam misiaczki :) </div>
<div>
Wiem, że męczą Was te przerwy w dodawaniu rozdziałów, ale nic Wam na to poradzić nie mogę. Wena raz jest, a raz jej nie ma. Ostatnio przechodziłam jakąś mega blokadę i pisanie tego rozdziału było dla mnie istną katorgą, jest jaki jest, nie będę specjalnie narzekać, bo cieszę się, że w ogóle udało mi się go skończyć. Pieprzyć to, jak wyszedł mi jakościowo. Teraz tak trochę z innej beczki.. Bardzo chciałabym Wam wszystkim podziękować za miłe słowa i te w komentarzach i te na twitterze, czy asku. Sprawiacie, że się uśmiecham, nie mogłabym wymarzyć sobie lepszych czytelników. Jesteście po prostu przekochani, dlatego chciałabym również Was przeprosić za to, że nie czytam Waszych opowiadań. Uwierzcie mi, że bardzo bym chciała, ale ostatnio ledwo nadążam z czytaniem u moich bliskich przyjaciółek, co sprawia mi wiele kłopotu. Obiecuję, że kiedy tylko moje życie trochę zwolni z tempa i będę mieć więcej czasu dla siebie, to na sto procent wezmę się za każde z Waszych opowiadań. Chciałabym chociażby trochę odwdzięczyć się Wam za to, że jesteście. No nic, koniec ględzenia.. Kocham Was, ściskam mocno, całuję gorąco, no i do następnego! <3</div>
<div>
+ Zapi dziękuję za pomoc, jesteś niezastąpiona :*<br />
<a href="https://twitter.com/vespeerr">@vespeerr</a><br />
<a href="http://ask.fm/vesperr">ask.fm/vesperr</a><br />
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/">STABILISER</a></div>
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-5110213145776713322014-01-24T12:44:00.000-08:002014-01-24T12:44:11.536-08:00Rozdział V<div>
Jeszcze jedna piosenka. Jeden układ. Kilka ruchów, kilka obrotów. Przyspieszony oddech. Potrzebuję tego. Czuję się lepiej, choć sporo brakuje jeszcze do normalności. Nie chcę stąd wychodzić, chcę tu zostać i niczym się nie przejmować. Taniec jest prosty. Mam w sobie moc, której nie potrafię wykorzystać w żadnej innej sytuacji. Tutaj ja nadaję ruchom charakteru, ja decyduję o tym, co będzie dalej. Jestem sobą, jestem wolna. Życie jest o wiele trudniejsze, nie radzę sobie z nim najlepiej. Wciąż popełniam błędy, za które płacę wysoką cenę. Gubię się, tracę drogą i nie jestem w stanie znaleźć tej odpowiedniej. Czuję się jak w klatce, zamknięta i osaczona. Chcę się wydostać, ale zgubiłam gdzieś klucz. Zostanę tu na zawsze, jeśli nie wezmę się w garść. Tak długo walczyłam o to, aby sama mogła kierować własnym życiem, aby wyglądało dokładnie tak, jak tego zapragnę. Zatraciłam się w dążeniu do niezależności tak bardzo, że nie zauważyłam, kiedy ktoś zupełnie inny zaczął mną manipulować. Eliminując jednego wroga wpadłam w ręce kolejnego, dużo silniejszego i bezwzględnego. Ale nie mogę odpuścić. Świat stoi przede mną otworem, muszę to tylko dobrze rozegrać. Minusy zamienić w plusy i wyciągnąć z tego wszystko co najlepsze. Pokazać, że ich władza mnie nie obejmuje, że jestem silna, a ich żelazne zasady tylko mnie wzmacniają. Chcą zabrać mi wszystko co mam i wiem, że zrobią to bez żadnych skrupułów, jeśli nie stawię im czoła. Jestem Vera Stinson i nigdy nie poddam się.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Męczący trening jest lekiem na wszystkie zmartwienia i problemy. Pomagał mi zawsze i tak było również i tym razem. Z każdym kolejnym ruchem czułam jak całe napięcie gdzieś ze mnie uchodzi, a wraz z potem wyciskam z siebie rozdrażnienie, które kierowało mną od dłuższego czasu. Jestem spokojniejsza i chociaż mój oddech jest mocno przyspieszony, a serce wali, jak oszalałe, to mam wrażenie, jakbym właśnie skończyła jakąś intensywną terapię z psychologiem. Nie potrzebowałam słów. Wcale nie chciałam się komuś wygadać, nie tak zwykłam rozwiązywać swoje problemy. Wystarczyły dwie godziny w sali treningowej, a ja czułam, jakby ktoś właśnie wymienił mi baterie. Byłam zmęczona fizycznie, moje ciało odczuwało skutki tego morderczego wysiłku tak bardzo, że musiałam na moment przysiąść na pobliskiej ławce, aby nie stracić równowagi, natomiast psychicznie czułam się wypoczęta. Znów byłam gotowa do działania i zmierzenia się ze wszystkimi przeciwnościami losu, których z pewnością nie zabraknie.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Miałam ogromną ochotę na długi i relaksujący prysznic, niestety jednak nie bardzo mogłam sobie na niego pozwolić, ponieważ czas mnie naglił i zostało mi zaledwie piętnaście minut do przyjazdy Zayna. Tego dnia oboje mieliśmy pojawić się w siedzie Modestu na "małą kontrolę", jak nazwał to Greg, kiedy ostatnim razem rozmawialiśmy przez telefon. Perspektywa wysłuchiwania ciągłego gderania tego mężczyzny totalnie mi nie pasowała, ale niestety nie miałam nic do gadania i chcąc nie chcąc musiałam wstawić się w jego biurze, aby potulnie wysłuchać tego, co ma nam do powiedzenia. Jedynym plusem tego wszystkiego był fakt, że nie byłam zmuszona po raz kolejny samotnie tułać się na drugi koniec miasta, ponieważ Mulat zaoferował, że podjedzie po mnie na trening. Oczywiście jego propozycja nie była życzliwym gestem płynącym prosto z serca, a najzwyklejszym kolejnym chwytem PR'owym. Niespecjalnie miałam mu to wtedy za złe, grunt, że nie musiałam znów wzywać taksówki.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Drogę do siedziby Modestu odbyliśmy w kompletnej ciszy. Zayn całkowicie skupił się na prowadzeniu samochodu, ja natomiast wymieniłam kilka esemesów z Eveline pokrótce obrazując jej przebieg mojego dzisiejszego dnia. Berry starała się przez cały ten czas wykazywać najwyższe zainteresowanie tym, o czym do niej piszę, jednak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że blondynka całkowicie nie miała do tego głowy. Była rozkojarzona, a przede wszystkim mocno podekscytowana jutrzejszym dniem, który notabene miał się stać dniem legendarnego melanżu, który wszyscy zapamiętają na długi, długi czas. Pierwszy grudnia- dzień urodzin mojej najlepszej przyjaciółki, ale i również jeden z dwóch dni w calutkim roku, kiedy zapominamy o wszelkich granicach zdrowego rozsądku oraz ewentualnych surowych konsekwencjach i po prostu idziemy na całość. Rok w rok dosłownie przechodzimy same siebie. Eve jest typem imprezowiczki, kocha być w centrum uwagi, a jej domówki rzeczywiście przechodzą do historii londyńskich prywatek, ja jednak taka nie jestem. Co prawda rzadko zdarza mi się odmawiać wyjścia na imprezę, ale nie kocham tego tak bardzo, jak ona. Mimo to moje i jej urodziny są tak szczególnym czasem, że nawet ja nie czuję w sobie żadnego instynktu zachowawczego. Zazwyczaj nie planujemy niczego specjalnego, ponieważ spontaniczne wypady wychodzą nam najlepiej, w tym roku jednak postanowiłyśmy zorganizować imprezę w iście hollywoodzkim stylu w jednym z większych klubów w stolicy dla większości naszych znajomych. Nie do końca byłam pewna, jak tak naprawdę to wszystko się skończy i gdzie ostatecznie skończymy balować, ale byłam w stanie odrąbać sobie dłoń za to, że zapamiętam tę noc na bardzo długi czas.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Rozmyślenia na temat imprezy pochłonęły mnie tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy byliśmy już na miejscu. Chłopak zgasił silnik, a ja nie zwracając na niego żadnej uwagi odpięłam pas i czym prędzej wyskoczyłam z pojazdu. Wchodziłam właśnie po marmurowych schodach prowadzących do wejścia budynku, kiedy brunet dorównał mi kroku. Przemierzaliśmy ramię w ramię białe korytarze Modestu nie odzywając się do siebie ani słowem. Właściwie kiedy nie było to koniecznie nie rozmawialiśmy ze sobą wcale. Prawdę mówiąc nawet nie wiedziałabym, o czym moglibyśmy zamienić chociażby jedno zdanie, dlatego wolałam po prostu milczeć. Tak było o wiele prościej. Oprócz tego, że wcale nie miałam ochoty na małostkowe pogawędki z Malikiem, jestem niemal w stu procentach pewna, że nawet gdybym jakoś próbowała do niego zagadać, on odgryzłby mi się czymś szalenie niemiły, lub po prostu obrzucił zażenowanym spojrzeniem, jak to miał w zwyczaju. Próba rozpoczęcia jakiejkolwiek konwersacji w tej sytuacji była kompletnie bezsensowna, a wiara, że odniesie ona sukces, po prostu naiwna.</div>
<div>
Weszliśmy od sali 233 nie siląc się nawet na krótkie puknięcie w drzwi, które mogłyby chociaż częściowo przygotować Grega na nasze przyjście. Mężczyzna nie był specjalnie zdziwiony naszym niekulturalnym zachowaniem, dlatego też pozostawił je bez zbędnego komentarza i wskazując dłonią dwa krzesła stojące naprzeciwko biurka, przy którym siedział, rozpoczął:</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Będę szczery.. To co robicie, to stanowczo za mało. Nie staracie się.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jego słowa delikatnie mówiąc lekko mnie rozdrażniły. Przez ostatnich kilka tygodni dawałam z siebie wszystko, poświęcałam Zaynowi naprawdę sporo czasu, choć tak naprawdę nie miałam na to żadnej ochoty, a on miał czelność powiedzieć, że to nie wystarcza? Straciłam swoje dotychczasowe życie na rzecz tej umowy tylko po to, aby usłyszeć od jakiegoś cholernego urzędasa, że za mało się staram? To była jakaś kpina. Czułam, że moja agresja rośnie z sekundy na sekundę i jeśli za moment jakoś się nie opanuję, to najzwyczajniej w świecie wybuchnę niczym uśpiony przez lata wulkan.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Musicie wyjechać gdzieś na weekend. Myślałem o Paryżu.. To takie romantyczne miasto..- powiedział rozmarzonym głosem i było to najgorsze co mógł zrobić w tamtej chwili. Pękłam. Ani mi się śniło dłużej słuchać jego irytujących trelów na temat zakochanych par i romantycznych przechadzek nad Sekwaną.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Nie ma mowy, jutro moja przyjaciółka ma urodziny, nigdzie nie jadę!- fuknęłam obrażona zakładając ręce na piersi w dość pretensjonalny sposób, czym postanowiłam podkreślić swoje wielkie niezadowolenie tym "doskonałym" planem, który przed momentem przedstawił nam blondyn.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Greg zamyślił się na moment zaciskając w dłoni kartkę, do której wcześniej zerknął nerwowo. Nie wiem co takiego było na niej napisane, ale najwyraźniej kolidowało to z moim oświadczeniem, ponieważ nietrudno było zauważyć, jak w jednej chwili twarz mężczyzny stężała. Był zdenerwowany, widziałam to, chociaż on usilnie próbował trzymać nerwy na wodzy. Jedyna rzecz, która doszczętnie zdradzała jego autentyczny stan, to coraz to mocniej pulsująca żyła w okolicach skroni. Drażniłam go swoim zachowaniem, wciąż miałam jakieś "ale" i sprawiałam o wiele więcej problemów, niż mógłby się tego spodziewać, kiedy podpisywałam umowę. Mimo to wciąż był całkowicie opanowany. Podziwiałam ten jego wieczny spokój i determinację. Oboje z Malikiem byliśmy często nieznośni i bardzo kapryśni, czym oczywiście chcieliśmy rozzłościć pracowników Modestu, a tym samym pokazać, że mimo iż mają nad nami władzę, to my wcale nie mamy zamiaru ułatwiać im zadania. Mellark musiał jakoś to wszystko znosić i chociaż czasami widziałam, że jest na skraju wyczerpania, to nigdy nie podniósł głosu, czy też jawnie nie wypowiedział się źle na temat któregoś z nas. Cóż, jego postawa była naprawdę godna uznania.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Dobrze, w takim razie oboje pójdziecie na to przyjęcie.- odparł w końcu i przelotnie zerknął w naszą stronę, jak gdyby chcąc zarejestrować naszą reakcję na ów słowa.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Myślę, że nie był zbytnio zaskoczony widząc grymas, który momentalnie pojawił się na mojej twarzy. Wcale nie miałam zamiaru udawać, że taka kolej rzeczy mi pasuje, jednak widziałam, że jakakolwiek walka o inne rozwiązanie tej sprawy nie ma żadnego sensu. Klamka zapadła- idę na urodzinowe przyjęcie Eveline razem z Zaynem. Chyba powinnam się cieszyć, to przecież świetna okazja do tego, aby poznał moich znajomych. Nie mogę się doczekać, doprawdy.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Piątkowy poranek, przedpołudnie, a także spora część popołudnia była dla mnie jedną wielką bieganiną. Zaoferowałam się pomóc Eveline w ostatnich przygotowaniach do imprezy, przez co trzy razy musiałam jechać do klubu, w którym odbywało się przyjęcie, aby sprawdzić, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Wybór odpowiedniego stroju dla blondynki również nie był łatwym zadaniem, ponieważ z natury była ona cholernie niezdecydowaną osobą. Oprócz tego umówiłam ją do naszej ulubionej kosemetyczki, do której udało mi się dostać właściwie na ostatnią chwilę. Jako że kompletnie nie byłam przyzwyczajona do tak intensywnych dni, każda sprawa, którą obiecałam załatwić, zajmowała mi dużo więcej czasu, niż bym sobie tego życzyła, w efekcie czego nim zdążyłam się zorientować wybiła godzina osiemnasta, co oznaczało, że mam zaledwie półtorej godziny, aby doprowadzić się do porządku, a co istotniejsze, ostatecznie przygotować się do imprezy.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Bogu dzięki dla mnie strój, fryzura i makijaż nie były aż tak istotne, jak dla Eveline, która tego dnia pragnęła wyglądać perfekcyjnie, dlatego zdążyłam się z wszystkim wyrobić na czas. Co więcej miałam nawet chwilę, aby porozmawiać z Mattym, który wyglądał na wyraźnie przejętego najbliższą niedzielą, którą caluśką, jak wynikało z tego co mówił, Zachary miał zamiar poświęcić właśnie jemu. Uśmiechałam się jedynie dopytując szczegółów ich planów udając absolutne zainteresowanie, choć tak naprawdę po głowie wciąż chodziła mi myśl, że ojciec jak zawsze na ostatnią chwilę wszystko odwoła, a Matty jak zwykle będzie potwornie zawiedziony. Bardzo nie chciałam, aby tak się stało, niestety zbyt dobrze znałam swojego tatę, poza tym nie byłam już tak naiwna, jak mój brat i doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej z ich wspólnej niedzieli nic nie będzie.</div>
<div>
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Kelner postawił na środku stołu ogromną tacę wypełnioną po brzegi drinkami, po czym zniknął gdzieś w tłumie. Dosłownie wszyscy byli czymś zajęci, prowadzili rozmowy, zajadali się przekąskami, czy otępiale wpatrywali się w ekrany swoich telefonów. Tak, czy inaczej tylko ja siedziałam nie mogąc zająć swoich myśli jedną konkretną rzeczą. Wciąż rozglądałam się na boki zastanawiając się, jak poprowadzić dalszą część imprezy. Nawet Zayn, który zazwyczaj zachowywał się jak kompletny gbur, wesoło gawędził z Garym na nie do końca znany mi temat i chyba właśnie to spowodowało, że przestałam się już dłużej zastanawiać. Szybkim ruchem ręki zagarnęłam jeden z kolorowych drinków, po czym unosząc go nieznacznie ku górze krzyknęłam donośnie tak, aby wszyscy siedzący w pobliżu dobrze mnie usłyszeli:</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Zdrowie Eveline, niech ci się wiedzie jak najlepiej!- uśmiechnęłam się szeroko spoglądając prosto w oczy blondynki, która akurat w tym momencie zerknęła w moją stronę. </div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wyglądała na naprawdę szczęśliwą. Cieszył mnie ten widok. Lubiłam kiedy się uśmiechała, w jej promiennej twarzy dostrzegałam coś takiego, dzięki czemu niemal od razu robiło mi się lżej na sercu. Możliwe, że tak bardzo przepadałam za Eve również ze względu na to, że działała na mnie w tak kojący sposób. Niewiele ludzi posiadało taki "dar" względem mojej osoby, trudno więc było mi się dziwić, że od momentu, kiedy takową znalazłam, trzymałam się jej kurczowo, aby pod żadnym pozorem czegoś nie spieprzyć i jej nie stracić. Podejrzewam, że wraz z chwilą, w której Eveline postanowiłaby przestać być moją przyjaciółką, moje serce pękłoby na miliony kawałeczków, a ja nie potrafiłabym znaleźć żadnego sposobu na jego, nawet nieudolne, posklejanie. To panna Berry była osobą, która za każdym razem, kiedy przestawałam sobie z czymś radzić, składała mnie do kupy, dawała porządnego kopa w tyłek i kazała iść przed siebie nie oglądając się wstecz. Kochałam to w niej. Była realistką, choć w każdej sytuacji potrafiła znaleźć chociaż cień czegoś pozytywnego, co już nieraz uratowało mnie przed kompletnym załamaniem. Ja potrafiłam tylko narzekać i użalać się nad sobą i chociaż rzadko robiłam to na głos, to i tak wiem, że Eveline znała mnie na tyle dobrze, że doskonale wiedziała co tak naprawdę kryje się w mojej głowie.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Wszyscy szybko podłapali mój toast i nim się obejrzałam, goście stukali się naczyniami życząc Eve wszystkiego najlepszego. Skierowałam rękę ku swojej twarzy, aby upić chociażby jeden obiecany łyk za zdrowie przyjaciółki, jednak kiedy naczynie znajdowało się już tak blisko moich ust, że niemal czułam smak i zapach znajdującego się w nim drinka, ktoś nagle wyrwał mi go z rąk. Zaskoczona spojrzałam na sprawcę tegoż czynu unosząc przy tym brwi wysoko ku górze.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Wystarczająco już dziś wypiłaś Vera. Damie nie wypada się upijać do nieprzytomności.- nadzwyczaj pogodny głos Markusa zadzwonił w moich uszach, a ciśnienie momentalnie podskoczyło mi co najmniej o dwieście procent.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Jego zachowanie było karygodne, ale udałam, że kompletnie mnie nie ruszyło i jedynie posłałam mu niemrawy uśmiech wracając spojrzeniem na widok przed sobą. Z pewnością zachowałabym się zupełnie inaczej, gdyby nie fakt, że byliśmy w towarzystwie, a ja nie bardzo chciałam zwracać na nas uwagę tłumu. Gdyby ktokolwiek zorientował się, że Butler pozbawił mnie drinka, a do tego ja robię mu przez to awanturę, mogłoby to wydawać się nieco podejrzanie, bo przecież teraz moim chłopakiem jest Zayn, a z Marcusem pozostaję jedynie w przyjacielskich stosunkach, dlaczego więc miałby się przejmować ile alkoholu wypiję tej nocy? Mój gwałtowny wybuch mógłby zdradzić zbyt wiele, dlatego mimo iż zalewała mnie krew, a w środku aż się we mnie gotowało, przemilczałam to. Ukrywanie emocji zazwyczaj nie wychodziło mi zbyt dobrze, dlatego czym prędzej przeczesałam nerwowo włosy rozglądając się po sali i szukając jakiegoś pretekstu, aby chociażby na moment móc odejść od stołu i ochłonąć. Wodziłam tak wzrokiem przez dłuższą chwilę, aż w końcu zrezygnowana postanowiłam sprawdzić swój telefon i prawdopodobnie udać, że dostałam jakieś szalenie ważne połączenie i jak najszybciej muszę oddzwonić. Odblokowywałam właśnie ekran, kiedy moją uwagę przykuł kieliszek pełen martini, który ktoś spokojnym ruchem ręki przesuwał w moją stronę. Zdezorientowana spojrzałam na twarz Zayna, a to co zobaczyłam zszokowało mnie dużo bardziej niż wcześniejsze zachowanie mojego autentycznego chłopaka. Malik się uśmiechał. Szczerze, nie tak jak zawsze w ten kpiący i ironiczny sposób. Nie był to może specjalnie szeroki i promienny uśmiech, ale cienka linia jego ust uformowana w lekki półuśmiech kompletnie mi wystarczyła. Zawsze coś, ten gest z pewnością był dobrym początkiem czegoś nowego, czułam to, a nawet jeśli się myliłam, to dobrze było wiedzieć, że Mulat i w stosunku do mnie potrafi zachowywać się w bardzo ludzki sposób. Z początku pomyślałam, że może chłopak tak, jak podczas pocałunku pod moim domem, chce zdenerwować Marcusa, jednakże ten odszedł gdzieś dalej i zajął się rozmową ze swoim znajomym z uczelni, którego przypadkowo spotkał w klubie, więc nie miał sposobności, aby zauważyć ten "niegodny" czyn bruneta. Wyglądało na to, że Zayn po prostu chciał być miły, a ja nie miałam zamiaru chować urazy, dlatego też posłałam mu subtelny uśmiech, po czym umoczyłam suche wargi w trunku, który mi podał. Widziałam kątem oka, że Zayn powrócił do rozmowy z Garym, więc mogłam pozwolić sobie na swobodne uwolnienie emocji, które w sobie dusiłam. Początkowa wściekłość, do której doprowadził mnie Marcus została zastąpiona przyjemnym uczuciem satysfakcji, które rozlało się po całym moim ciele nie pozwalając mi przestać się uśmiechać. Czułam się, jak gdybym właśnie wygrała jakiś cholernie ważny pojedynek. Możliwe, że dla Malika ten jeden prosty gest zupełnie nic nie znaczył, jednakże ja starałam się myśleć, jak Eveline i znaleźć w nim drugie, jeszcze bardziej pozytywne dno, które zwiastowało powolny pogrzeb naszej wzajemnej nienawiści.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Impreza trwała w najlepsze, coraz więcej osób decydowało się, aby na parkietowe wygłupy, a i przy stole zrobiło się dużo głośniej. Wraz z kolejnymi porcjami alkoholu w każdym z nas pojawiała się jeszcze większa dawka pewności siebie, która objawiała się na przeróżne sposoby. Niektórzy zaczęli prowadzić pseudo-psychologiczne i inteligentne rozmowy o Bogu, czy też polityce i chociaż wydawało im się, że ich wypowiedzi są bardzo sensowne i logiczne to tak naprawdę jedyne co można było usłyszeć to ledwo zrozumiały pijacki bełkot. Inni zaś postawili na dzikie i niemalże erotyczne tańce, które bez względu na stan mojego upojenia wciąż bawiły mnie tak samo.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Staliśmy właśnie przy barze czekając na swoje zamówienie, czyli serię zabarwionych na niebiesko szotów, kiedy nagle zapragnęłam potańczyć. Chęć, która się we mnie pojawiła była tak silna, że nie mogłam się powstrzymać i po prostu musiałam zareagować na nią w taki sposób.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Zayn, chodźmy na parkiet.- krzyknęłam do swojego towarzysza, po czym odwróciłam się w stronę parkietu chcąc ruszyć w jego stronę, jednak nie było mi to dane, ponieważ chłopak stanowczo, aczkolwiek niezbyt brutalnie złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął ku sobie tak, abym mogła dobrze usłyszeć to, co do mnie mówi.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Nie lubię tańczyć, zostańmy tutaj.- ton jego głosu był poważny, ale nie wyczułam w nim ani krzty zdenerwowania, czy jadu, którym zazwyczaj ociekały słowa, które kierował w moją stronę.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Zrobił wtedy fenomenalną minę, wyglądał niczym skarcony szczeniak, a jego oczy obrazowały smutek w najczystszej postaci, przez co nie mogłam wytrzymać i zaśmiałam się donośnie zakrywając usta dłonią. Malik nie pozostał dłużny, ponieważ po chwili dołączył do mnie i tak oto staliśmy i śmialiśmy się we dwójkę z tej samej rzeczy. Gdyby ktoś dwa tygodnie wcześniej powiedział mi, że tak się stanie, z pewnością bym nie uwierzyła. To było kompletnym szaleństwem i absolutną abstrakcją. Musiałam dyskretnie uszczypnąć się w rękę, aby przekonać się, czy aby na pewno to nie jest tylko jakiś pokręcony sen, którego doświadczam po wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Proszę, chodź.. Nie będzie tak źle, obiecuję.- niepewnie uśmiechnęłam się w jego stronę, a widząc, że zastanawia się nad moimi słowami, postanowiłam nie czekać już ani sekundy dłużej. Splotłam nasze palce, po czym pociągnęłam go gdzieś w tłum, aby już po chwili znaleźć się na samiuśkim środku parkietu.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Z początku Mulat nie był do końca przekonany, a jego ruchy było bardzo ograniczone, przez co od razu można było zauważyć, jak bardzo jest spięty. Jednak z czasem wszystko co robił stawało się dużo bardziej swobodne, aż w końcu kompletnie się wyluzował i dał ponieść się muzyce. Wygłupialiśmy się i nawet odrobinę nie przejmowaliśmy się tym, że przyglądają nam się ludzie. Po prostu świetnie bawiliśmy się w swoim towarzystwie i nic nie było w stanie nam tego zepsuć. Miłym widokiem był jego szeroki uśmiech, który w tym czasie nawet na moment nie zniknął z jego malinowych ust. Wszystko zaczęło wyglądać tak, jak powinno wyglądać od samego początku. Zaczęliśmy grać po tej samej stronie i sama do końca nie wiem, czy był to tylko jednorazowy wybryk spowodowany miłą atmosferą i alkoholem, który buzował w naszych żyłach, ale tak czy inaczej tego dnia ja i Zayn zakopaliśmy topór wojenny między sobą. Nawet jeśli następnego dnia nasze relacje miały wrócić do poprzedniego, wrogiego stanu, to naprawdę nie żałowałam tego, co wydarzyło się podczas tej nocy.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Byłabym cholernie zadowolona, gdyby impreza również zakończyła się w tak przemiłym tonie, niestety stało się inaczej. Podczas powrotu do domu taksówką, który odbyłam w towarzystwie Marcusa, wybuchła pomiędzy nami kolejna kłótnia, której ja sama nie miałam już zamiaru łagodzić tak, jak to było poprzednim razem. Oskarżenia Butlera były po prostu niedorzeczne, a ja nie miałam najmniejszej ochoty, aby dalej ich wysłuchiwać. Żałowałam, że pod wpływem natarczywego wzroku swojego chłopaka odrzuciłam propozycję Zayna. Powrót do domu z kumplem, który po niego przyjechał z pewnością byłby o wiele mniej stresujący. Tymczasem musiałam użerać się z piekielnie zazdrosnym Marcusem, który doprowadzał mnie do szewskiej pasji. Byłam wściekła i naprawdę przestałam martwić się o wizerunek spokojnej i potulnej Very, który serwowałam wszystkim na co dzień. Koniec tego, nie wytrzymałam.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Proszę zatrzymać samochód, ja wysiadam!- nakazałam nagle kierowcy przerywając tym samym długi i upokarzający wywód Marcusa na temat mojego zachowania.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Widziałam, że moje słowa zaskoczyły obu panów siedzących w taksówce, jednak mężczyzna po czterdziestce, który odpowiedzialny był za bezpieczne dostarczenie nas do domu, bez słowa zjechał na bok ulicy, a po chwili zwolnił, aż w końcu zatrzymał się, aby mnie wypuścić. Byłam mu wdzięczna za to, że nie robił problemów i pozwolił mi wyjść, czego nie mogę powiedzieć na temat Marcusa, który wpadł w kompletny szał, kiedy tylko odpięłam pasy.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Vera nie zachowuj się jak obrażona smarkula i w tej chwili wracaj do wozu!- krzyczał za mną, jednak ja wcale już go nie słuchałam.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Biegiem rzuciłam się wzdłuż równobocznej ulicy, aby tylko jak najszybciej zniknąć z jego oczu i uniknąć kolejnej konfrontacji, na którą po prostu nie miałam już siły. Może i moje zachowanie faktycznie było gówniarskie, ale miałam to gdzieś. Perspektywa spędzenia z tym pajacem chociażby kolejnych pięciu minut wprawiała mnie w paskudny nastrój, którego po prostu nie chciałam pogarszać. Było mi zimno, powieki niemal same mi się zamykały, a stopy niemiłosiernie bolały po całym dniu chodzenia w butach na obcasie, a mimo to taki powrót do domu był dla mnie dużo lepszym rozwiązaniem. Cóż, może niezbyt odpowiedzialnym, ale z pewnością dzięki niemu oszczędziłam sobie sporo nerwów. W gruncie rzeczy sama nie wiem dlaczego tak naprawdę sama nie zadzwoniłam sobie po kolejną taksówkę i nie poczekałam aż ktoś po mnie podjedzie, tylko wciąż wytrwale kierowałam swoje kroki w stronę domu. Możliwe, że moja wściekłość totalnie mnie zaślepiła i nie widziałam przez nią żadnego sensownego wyjścia. Bogu dzięki miałam to szczęście, że swoją osobą nie zainteresowałam żadnych okolicznych psycholi, zabójców, czy gwałcicieli i spokojnie mogłam dalej dążyć do upragnionego celu, którym w tamtej chwili bez wątpienia było moje łóżko.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Nie wiem ile tak szłam, właściwie kompletnie straciłam rachubę czasu. Jednak jedna rzecz była pewna- byłam już tak cholernie zmęczona, że zaczęło brakować mi sił na dalszy marsz, przez co moje tempo stawało się coraz to bardziej powolne, aż w końcu dałam za wygraną i postanowiłam usiąść na krawężniku, aby chociaż na moment dać odpocząć swoim zmasakrowanym mięśniom. Trudno powiedzieć ile czasu spędziłabym w tym stanie na tym krawężniku, gdyby nie czarny samochód, który zatrzymał się tuż obok mnie. Podniosłam się niemal od razu. Miałam gdzieś kto to jest i czy czasem nie zrobi mi krzywdy, potrzebowałam podwózki do domu i każda okazja wydawała mi się zwycięską. Pospiesznie podeszłam do bocznej szyby, która momentalnie otworzyła się z cichym piskiem.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
- Wsiadaj.- usłyszałam doskonale znany mi głos Zachary'ego.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
Chłód, który wtedy od niego bił, przeszył mnie na wskroś. Wiedziałam, że to nie będzie przyjemna przejażdżka i że mężczyzna nie znalazł się tu przez przypadek. Doskonale wiedział gdzie mnie szukać, a ja zdawałam sobie sprawę z tego, kto go o tym poinformował. Sytuacja wyglądała fatalnie. Właściwie na miejscu miałam ochotę strzelić sobie kulkę w łeb, byle tylko nie musieć poznawać konsekwencji, które czekają mnie po tej nocy.</div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
<br /></div>
<div>
Proszę bardzo.. Za Nami kolejny rozdział, mam nadzieję, że się podoba. Ja w większości jestem z niego zadowolona, chociaż i tak sporo bym zmieniła. Nie będę Wam truć dupy na ten temat. Taka już po prostu jestem, samokrytyczna. </div>
<div>
Jako że podjęłam jakiś czas temu współpracę ze <a href="http://spis1d.blogspot.com/" target="_blank">Spisem Opowiadań o One Direction</a> i zostałam administratorką, korzystając z okazji serdecznie Was wszystkich na niego zapraszam. Zapisujcie się, szukajcie opowiadań, to naprawdę może być pomocne. :)</div>
<div>
Zachęcam do pozostawienia komentarza.. No i do następnego! <3</div>
<div>
<a href="https://twitter.com/vespeerr" target="_blank">@vespeerr</a></div>
<div>
<a href="http://ask.fm/vesperr">ask.fm/vesperr</a></div>
<div>
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/" target="_blank">STABILISER</a></div>
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-39078654727377754782014-01-02T14:45:00.002-08:002014-01-02T16:12:42.141-08:00Rozdział IV<br />
Pomimo tego, że od czasu „ujawnienia” naszego związku z Zaynem, nic nie zmieniło się w moim życiu, to skutki kontraktu były bardzo odczuwalne. Na każdym kroku musiałam się powstrzymywać od komentowania całej tej sytuacji, a potajemne spotkania z Marcusem jedynie nas od siebie oddalały. Co chwila kłóciliśmy się o coś, co było udawane. Chłopak podkładał mi pod nos jakieś zdjęcia z moich spotkań z Malikiem, a potem zasypywał mnie gradem słów, które nigdy nie okazywały się przyjemne. Najczęściej wychodziłam wtedy i uciekałam do studia, gdzie starałam się wytańczyć wszystkie złe emocje. W jednej chwili cały świat zaczął się mną interesować, paparazzi robili mi zdjęcia nawet gdy Zayna nie było w pobliżu, niektóre fanki mi wygrażały, obrażały i życzyły śmierci. Spadł na mnie ciężar, którego bez pomocy Eveline nie udźwignęłabym sama. Sama jestem sobie winna, bo podpisałam kontrakt z diabłem.<br />
<br />
<span class="Apple-tab-span" style="white-space: pre;"> </span>Chodziłam po pokoju tam i z powrotem, nerwowo spoglądając na zegarek. Opiekunka Mattiego spóźniała się już trzydzieści minut, a ja za dziesięć minut miałam wyjść z Zaynem. Zespół wrócił z jakiejś promocji ze Stanów i musieliśmy się pokazać razem. W końcu moje serduszko krwawiło, bo nie widziałam mojego ukochanego chłopaka przez dłuższy czas. Ahh, ta miłość.<br />
<br />
- Vera, ona chyba nie przyjdzie – burknął mój młodszy brat, obracając się w moją stronę – Może obejrzymy jakiś film?<br />
<br />
Uśmiechnęłam się lekko, jednak wcale mi do śmiechu nie było. Z chęcią zostałabym z Mattym, ale zobowiązałam się do czegoś innego i teraz z podwójną siłą obracało się to przeciwko mnie.<br />
<br />
- Włącz jakiś, a ja jeszcze raz spróbuję do niej zadzwonić.<br />
<br />
Wybrałam odpowiedni numer, ale po pięciu sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka. Nagrałam kolejną wiadomość z nadzieją, że może w końcu je odsłucha. Została mi ostatnia deska ratunku, z której tak bardzo nie chciałam korzystać: Zachary. Odszukałam jego imienia w kontaktach i nacisnęłam na zieloną słuchawkę.<br />
<br />
- Vera, nie teraz, za pięć minut mam ważne spotkanie – usłyszałam głos swojego ojca, a następnie dźwięk przerwanego połączenia.<br />
<br />
Rozłączył się. Najzupełniej w świecie się rozłączył. Spojrzałam w stronę małego, który leżał na kanapie i oglądał jakąś bajkę. Nie mogłam go zostawić samego, a zarazem nie chciałam, aby poznał Zayna. Był za mały, żeby zrozumieć, co się tak naprawdę dzieje, a do tego zbyt szybko przywiązywał się do ludzi. Malik nie był godny, aby wejść w życie Mattiego, więc musiałam tego bronić. Gdy tylko usłyszałam dzwonek do drzwi, jak oparzona podbiegłam do nich, wciąż się łudząc, że to opiekunka. Nic bardziej mylnego.<br />
<br />
- Cześć kochanie.<br />
<br />
Przed drzwiami najzwyczajniej w świecie stał Zayn, uśmiechając się od ucha do ucha, a przed bramą zgromadziło się stado paparazzi, czekających na rozwój wydarzeń. Uśmiechnęłam się najsłodziej jak potrafiłam, a zaraz potem rzuciłam mu się w ramiona. Kilka zdjęć i koniec.<br />
<br />
- Widzę, że czegoś się nauczyłaś – szepnął chłopak, mocniej mnie ściskając – Mam nadzieję, że masz coś jeszcze w zanadrzu.<br />
<br />
Ton jego głosu przyprawił mnie o ciarki, ale mimo to udawałam, że nic takiego się nie stało. Gdy tylko się od niego odsunęłam, chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam go do środka do domu. Razem z dźwiękiem zamykanych drzwi, zniknęła z mojej twarzy udawana radość, a jej miejsce zajęła obojętność.<br />
<br />
- Vera, kto przyszedł?<br />
<br />
Głowa Mattiego wyłoniła się zza kanapy, a ja na chwilę zamarłam. Zapomniałam, zapomniałam! Spojrzałam na brata, a potem lekko się uśmiechnęłam. Musiałam jak najszybciej wybrnąć z tej sytuacji, aby nie narobić więcej szkód. Intensywnie myślałam nad słowami, ale żadne nie wydawały mi się wystarczająco dobre. W międzyczasie mój ciekawski braciszek zdążył znaleźć się obok mnie i delikatnie chwycić moją dłoń, wyczekująco na mnie spoglądając.<br />
<br />
- To jest Zayn – powiedziałam w końcu, przenosząc wzrok na mulata.<br />
<br />
Na jego twarzy nie było cienia odrazy, poirytowania czy nawet nienawiści. Uśmiechał się od ucha do ucha i biła od niego pozytywna aura.<br />
<br />
- Cześć, jestem Matty – blondyn wystawił swoją małą rączkę w stronę Malika.<br />
<br />
- Zayn – mój udawany chłopak przykucnął i uścisnął dłoń – Nie wiedziałem, że z ciebie taki duży chłopak.<br />
<br />
- Vera, czy Zayn może z nami zostać i się pobawić trochę?<br />
<br />
Patrzyłam na tę scenę z niedowierzaniem, a zarazem myślałam, co mam odpowiedzieć małemu. Musieliśmy z Malikiem wyjść, pokazać się na mieście. A z drugiej strony moje koła ratunkowe się wyczerpały i nie mogłam zostawić brata samego.<br />
<br />
- Matty, idź się przebrać, ok? – przykucnęłam przy nim, poprawiając mu koszulkę – Zaraz coś wymyślimy.<br />
<br />
Dałam mu buziaka w czoło, a on od razu pobiegł na górę do swojego pokoju. Cóż, teraz należało wprowadzić mojego towarzysza w plan, którego jeszcze nie miałam. Najwolniej jak umiałam, odwróciłam się w jego stronę z nadzieją, że to wszystko jakoś samo się rozwiąże. Niestety jedynie pogarszałam sprawę.<br />
<br />
- Mamy problem.. – zaczęłam, patrząc mu głęboko w oczy – Opiekunka nie przyszła i nie mam z kim zostawić brata.<br />
<br />
- Weźmiemy go ze sobą – powiedział obojętnie Malik – Młodsze rodzeństwo dobrze wpływa na wizerunek naszego związku w mediach.<br />
<br />
Czułam się fatalnie, jak gdybym właśnie zabierała swojemu młodszemu braciszkowi jakąś cholernie ważną dla niego rzecz. Był ostatnią osobą, jaką chciałabym wplątać w tą zawiłą plątaninę kłamstw i chociaż wiedziałam, że ten moment prędzej czy później będzie musiał nastąpić, to i tak czułabym się o niebo lepiej, gdyby stało się to nieco później. Niestety teraz nie miałam właściwie żadnych praw, aby decydować w tego typu sprawach. Byłam uzależniona od Zayna, choć tak naprawdę on był jedynie namiastką całego tego zła, które mnie otaczało. To ludzie z Modestu trzymali mnie w swoich rękach, manipulowali uczuciami moimi i bliskich dla mnie osób, decydowali o wszystkim, a ja mogłam jedynie uśmiechać się i bez słowa im przytakiwać. Byłam sfrustrowana i przytłoczona obecną sytuacją, a jedyna rzecz, o której rzeczywiście marzyłam, to obudzić się i roześmiać sama do siebie zdając sobie sprawę z tego, że to tylko głupi sen. Ogarniało mnie gigantyczne przygnębienie, kiedy tylko uświadamiałam sobie, że coś takiego nigdy się nie wydarzy. Musiałam się z tym pogodzić, teraz tak właśnie miał wyglądać każdy mój dzień, a ja nie mogłam nic na to poradzić. Kłamałam jak najęta, wszędzie, niemal w każdej sytuacji, wszystkim. Najgorsze było to, że był to dopiero początek, a ja już nie czułam się sobą. Kim tak naprawdę byłam, bo na pewno nie tą samą Verą Stinson, którą byłam przed tym wszystkim. Czym było teraz moje życie skoro Modest odebrał mi dosłownie wszystko, co było dla mnie ważne. Prywatność, Marcusa, a teraz w swoje szpony porywał również moją rodzinę, co chyba bolało mnie najbardziej. Szczera mogłam być tylko wtedy, kiedy mówiłam o tańcu. To jedno się nie zmieniło. Wciąż był dla mnie najważniejszy, stał się ostoją spokoju i czymś, dzięki czemu mogłam się wyżyć. Pomagał mi przetrwać, a ja zaczęłam poświęcać mu dosłownie każdą wolną chwilę. Kiedy tańczyłam, byłam spokojna, opanowana, nie myślałam o zmartwieniach. Gdybym tylko mogła w ogóle przestałabym wychodzić ze studia i po prostu tam zamieszkała. Ale i to nie było możliwe.<br />
<br />
- Vera, mogę wziąć ze sobą Batmana? – Matty pociągnął mnie za rękę, wyciągając z zamyślenia – Bo Teodor nie ma ochoty na wycieczki.<br />
<br />
Uśmiechnęłam się mimowolnie na wspomnienie o pluszowym słoniku, z którym mój młodszy brat się nie rozstawał. Spojrzałam na Zayna, który wzrok miał wbity w postać młodego. Mogłam go zlustrować z góry na dół, a on nawet tego nie zanotował.<br />
<br />
- Możesz – poczochrałam włosy Mattiego – Ubierz buty i wychodzimy.<br />
<br />
Sama nie odezwałam się więcej ani słowem, jedynie obróciłam się na pięcie i skierowałam swoje kroki w stronę garażu. Jeżeli mały Stinson miał jechać z nami, musiałam wziąć z samochodu fotelik, na którym musiał siedzieć. Gdy wróciłam do przedpokoju, Zayn kucał przy blondynie i pomagał mu zawiązać buty, uśmiechając się promiennie od ucha do ucha. Chłopiec śmiał się, a przy tym wyglądał na szczęśliwego. Oprócz spotkań z Marcusem, nigdy wcześniej nie spędzał z kimś całego dnia, dlatego podejrzewałam, że był cholernie podekscytowany. Szkoda, że nie podzielałam jego sympatii do Malika. Przynajmniej jakaś jej namiastka by mi się przydała do dalszego normalnego życia.<br />
<br />
- Gotowa? – mulat obrócił się w moją stronę, a ja zauważyłam, że Matty trzyma go za rękę.<br />
<br />
- T-tak. – wydukałam, nerwowo zakładając kosmyk włosów za ucho.<br />
<br />
- Mogę to wziąć?<br />
<br />
Zayn pokazał ręką na fotelik, a ja od razu mu go podałam. Byłam w transie. Mój młodszy braciszek już zdążył polubić mojego największego w tej chwili wroga, a ja sama do tego doprowadziłam. Ale nie mogłam mu niczego zabronić, bo to tylko złamałoby mu serce. Zamyślona wyszłam na zewnątrz i wzięłam się za zamykanie drzwi, podczas gdy brunet montował fotelik w samochodzie. Na chwilę zapomniałam o paparazzi, którzy robili nam zdjęcia i krzyczeli, żeby zwrócić naszą uwagę. Gdy Matty siedział już w samochodzie, Zayn zbliżył się do mnie, chwycił mnie za rękę i poprowadził do drzwi od strony pasażera, które otworzył, a potem dał mi buziaka w usta, jakby naprawdę mu zależało. Uśmiechnęłam się najszczerzej jak potrafiłam, aby paparazzi mieli dobre zdjęcia, po czym szybko usiadłam na swoim miejscu. Malik chwilę później do nas dołączył.<br />
<br />
- No kolego, gdzie chciałbyś jechać?- brunet odwrócił się do tyłu z szerokim uśmiechem spoglądając na malca, a kąciki moich ust całkiem nienaumyślnie powędrowały ku górze.<br />
<br />
Podobało mi się to w jaki sposób zwracał się do Matty'ego. Był zupełnie inny niż zwykle. Bardzo ciepły, czuły, a w jego głosie można było usłyszeć autentyczną troskę. Nie było się więc czemu dziwić, że to wszystko niezmiernie mnie zaskakiwało. Zazwyczaj słyszałam od Malika jedynie opryskliwe i aroganckie odzywki, którymi skrupulatnie próbował mi uprzykrzyć dosłownie każdą wspólnie spędzoną chwilę. Miałam wrażenie, że cały ten obraz totalnego sukinsyna, którym starał się bronić, runął, a on po raz pierwszy w życiu pokazał, że nie zawsze musi zachowywać się jak kompletny dupek. Miałam nieodparte wrażenie, że jest to jedynie jednorazowa sytuacja, która prędko się nie powtórzy, mimo to postanowiłam czerpać z niej jak najwięcej.<br />
<br />
Zayn postanowił zabrać nas do Zoo, na co Matty zareagował w bardzo entuzjastyczny sposób. Biegał, szalał i śmiał się, a co najważniejsze mulat niemal przez cały czas dotrzymywał mu kroku. Ja trzymałam się nieco z boku nie mogąc do końca się odprężyć. Cała ta sytuacja była dla mnie po prostu czystą abstrakcją i nijak nie potrafiłam się z nią oswoić. Tylko czasem dołączałam do nich, aby paparazzi, którzy bez wątpienia obserwowali nas z ukrycia, mogli zrobić kilka dobrych zdjęć. Czułam niesmak wobec zaistniałej sytuacji. Nie mogłam, po prostu nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że najważniejsza osoba w moim życiu całkiem nieświadomie brata się z wrogiem, z kimś kto był tykającą bombą nieszczęść i niepowodzeń, która mogła wybuchnąć właściwie w każdej chwili. Można nawet było powiedzieć, że w pewnym sensie byłam zazdrosna o względy brata. Nie podobało mi się to, jak szczerze uśmiechał się w towarzystwie Malika i miałam ogromną ochotę zabrać go stamtąd jak najszybciej. Nie zrozumiałe było dla mnie to, że ktoś kto względem mnie zachowuje się w tak arogancki sposób, może być tak miły dla kogokolwiek innego. Dopiero wtedy tak naprawdę zdałam sobie sprawę z tego, że Zayn wcale nie jest złym człowiekiem. Gdzieś tam w środku, w głębi jego duszy krył się naprawdę wspaniały i bardzo uczuciowy chłopak, który swoim kretyńskim zachowaniem próbował się bronić. Tak, to zdecydowanie była obrona. Czuł się zagrożony, można powiedzieć, że w pewnym sensie byłam intruzem na jego terytorium, przeszkadzałam, a do tego natrętnie pojawiałam się w jego życiu, kiedy on potrzebował świętego spokoju. Może to głupie, że starałam się tłumaczyć go przed samą sobą, on przecież nie miał dla mnie nawet odrobinę wyrozumiałości, ale miałam wrażenie, że jeśli oboje będziemy próbować ze sobą walczyć, to ta wojna nigdy się nie zakończy, a ja naprawdę nie miałam na nią siły. Czy miałam zamiar odpuścić i dać się stłamsić temu pajacowi? Ależ skądże. Postanowiłam po prostu spróbować się z nim dogadać. W końcu byliśmy po tej samej stronie, jakby na to nie patrzeć.<br />
<br />
Czas mimo wszystko upływał mi w całkiem sprawny sposób. Kilka razy nawet uśmiechnęłam się całkiem szczerze i chociaż mnie samą wprawiało to w niemałe zaskoczenie, to musiałam stwierdzić, że w gruncie rzeczy tego dnia nie bawiłam się najgorzej. Obyło się bez głupich docinków i dogadywanek, a nawet chłopak oszczędził mi głupich min i nie posyłał w moją stronę kpiących uśmieszków, jak miał to w zwyczaju robić. Wszystko co dobre niestety się kończy, dlatego i my zmuszeni byliśmy wrócić do domu. Matty był załamany, błagał Zayna aby ten spędził z nami jeszcze chociaż odrobinę czasu i zgodził się pójść do domu tylko i wyłącznie pod warunkiem, że Malik za niedługo znów nas odwiedzi. <br />
<br />
- Wejdziesz do środka? – zapytałam Zayna, gdy tylko Matty zniknął za drzwiami domu.<br />
<br />
Wydawało mi się, że po tak dobrze spędzonym dniu będzie chciał wejść na chwilę i trochę zmieni nastawienie do całego tego cyrku, przy okazji dając mi trochę luzu. Nic bardziej mylnego.<br />
<br />
- Moja praca charytatywna na dzisiaj skończona, nie myśl, że zawsze będzie tak miło – warknął, a ja aż lekko odsunęłam się na bok – Plus masz gościa.<br />
<br />
Kątem oka spojrzałam przez uchylone drzwi, które pod ciężarem mojego ciała otwarły się jeszcze bardziej. Kompletnie zapomniałam o Marcusie, z którym byłam umówiona. Serce zaczęło mi bić mocniej, ponieważ wiedziałam, że mój prawdziwy chłopak pewnie dostawał białej gorączki. Nienawidził, gdy miałam inne priorytety niż on, a co dopiero, gdy tym priorytetem był udawany związek. Przygryzłam nerwowo wargę i przeniosłam wzrok z powrotem na Zayna, który teraz stał niebezpiecznie blisko mnie. Nie rozumiałam, co się dzieje, gdy jego dłoń wylądowała na mojej brodzie, a jeszcze bardziej byłam zdezorientowana, gdy jego usta złączyły się z moimi i chłopak mnie pocałował. Ale nie był to taki udawany buziak, tylko normalny pocałunek. Na chwilę zapomniałam o całym świecie, ale szybko wyciągnęło mnie z niego głośne chrząknięcie Marcusa. Malik podniósł głowę, posłał mu uśmiech i obrócił się na pięcie, spokojnym krokiem wracając do samochodu.<br />
<br />
- Do zobaczenia jutro.<br />
<br />
Krzyknął jeszcze na pożegnanie, a ja nie miałam pojęcia, co mam teraz zrobić. Jak z tego wybrnąć. Przed domem nie było żadnych paparazzi, więc Zayn nie powinien nawet mnie dotykać, a jednak postanowił zrobić coś, czego nie było w planach. Na oczach mojego chłopaka. Jak mogłam być taka głupia! Malik pewnie zrobił to specjalnie, żeby jeszcze bardziej uprzykrzyć mi życie. Bałam się nawet odwrócić w stronę Marcusa, bo czułam, że jestem na straconej pozycji. Żadne argumenty nie poprą tego, co wydarzyło się przed minutą.<br />
<br />
- Będziesz tam tak stała, czy łaskawie raczysz wejść do środka?<br />
<br />
Jego głos ociekał wściekłością. Bez słowa weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Rozejrzałam się, czy Matty jest gdzieś w pobliżu, ale nie zauważyłam nigdzie jego blond główki. Pewnie poszedł się kąpać, bo to jego godzina. Szukałam w głowie słów, które mogłyby jakoś załagodzić stan rzeczy, jednak miałam kompletną pustkę.<br />
<br />
- Widzę, że świetnie się bawiliście. Matty jest zachwycony twoim nowym chłopakiem. Tak bardzo, że aż moja kolacja podeszła mi do gardła.<br />
<br />
- Dobrze wiesz, że między mną a Zaynem nic nie ma i się nie znosimy. Marcus, to ciebie kocham.<br />
<br />
Podeszłam do niego i próbowałam go przytulić, pocałować, cokolwiek, jednak ten szybko się odsunął. Całe jego ciało było zesztywniałe, a dłonie zacisnęły się w pięści. Chwilę później próbowałam się obronić przed atakiem słownym, niestety nie byłam przygotowana na takie słowa.<br />
<br />
- Mam wrażenie, że przestaliście już udawać. To wszystko jest chore, Vera, po prostu chore! Zachowujesz się jak przedszkolak, który za wszelką cenę dopnie swego. Tak się zarzekałaś, że nie wciągniesz w to Matt’ego, a teraz co? Ano tak, pewnie ładnie w trójkę wyglądaliście na zdjęciach. Dzieciak poprawi wizerunek pieprzonego Zayna, a ciebie tatuś pochwali za dobre sprawowanie.<br />
<br />
W moim gardle urosła gula, przez którą nie chciał się przedostać żaden dźwięk. Najbardziej bolało mnie to, że Marcus miał rację. Każde jego słowo było zgodne z prawdą, która aż kuła w oczy, jednak to ja miałam do niego żal, że nie wspiera mnie w tej sytuacji. Czułam, jak moje oczy napełniają się łzami. Nie chciałam tego, ale nie potrafiłam nic z tym zrobić.<br />
<br />
- Zastanów się nad tym wszystkim.<br />
<br />
Marcus wyminął mnie i zniknął za drzwiami, a ja pozwoliłam, żeby emocje wzięły nade mną górę. Bezsilnie opadłam na kanapę i schowałam twarz w dłoniach. Jak mogłam być taka głupia. To wszystko nie miało najmniejszego sensu, a do tego raniłam siebie i wszystkich dokoła. Byłam tak zapatrzona w swoje marzenia, że najzwyczajniej w świecie sprzedałam swoją duszę.<br />
<br />
- Wiesz Vera.. – usłyszałam głos Matt’iego, a po chwili jego mała rączka dotknęła mojej dłoni – Wolę Zayna, niż Marcusa.<br />
<br />
Na chwilę zapomniałam, jak się oddycha i z niedowierzaniem spojrzałam na blondyna.<br />
<br />
- Przy Zaynie przynajmniej nie płaczesz.<br />
<br />
Jeszcze bardziej się rozpłakałam i przytuliłam młodego. On miał więcej rozumu niż ja i pomimo moich złych decyzji, kochał mnie najbardziej na świecie. Dzięki niemu uśmiechnęłam się na chwilę, aby potem wziąć go na ręce i zanieść go do pokoju. Włączyłam mu bajkę, a sama poszłam wziąć szybki prysznic. Potem położyłam się koło niego i razem obejrzeliśmy jakiś film animowany, przy którym obydwoje zasnęliśmy. Matty to mój mały skarb, który zawsze jest po mojej stronie.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
To tyle. Wybaczcie długą nieobecność. Daję sobie rękę uciąć, że kolejny rozdział pojawi się po sporo mniejszej przerwie, po prostu ten był dla mnie ciężki. Jako chyba jedyny w całym tym opowidaniu był kompletnie niezaplanowany, nie miałam na niego pomysłu. Dziękujcie Joyster, bo odwaliła kawał naprawdę cholernie dobrej roboty i nie wiem, czy bez niej rozdział w ogóle by się pojawił. Dziękuję.<br />
Tutaj macie jeszcze na zachętę piękny<b> <a href="http://www.youtube.com/watch?v=kAhKjYN6KpY" target="_blank">ZWIASTUN</a></b>, który zrobiła dla mnie Maura, dzięki <3<br />
Do napisania robaczki <3<br />
<a href="https://twitter.com/vespeerr" target="_blank">@vespeerr</a><br />
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/" target="_blank">Stabiliser</a><br />
<a href="http://ask.fm/vesperr" target="_blank">Ask</a>.<br />
<br />Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-66696249043367204862013-11-21T15:51:00.001-08:002013-11-21T16:18:30.431-08:00Rozdział III<br />
Siedziałam na jednej z parkowych ławek i z uwagą przyglądałam się dzieciom, które bawiły się na pobliskim placu zabaw. Właściwie to mój wzrok nieustannie skupiony był na drobnej osóbce, jaką był mój młodszy brat Matty. Nieczęsto mogłam zabierać go gdzieś ze sobą, bowiem nie za bardzo pozwalał mi na to czas, jednak kiedy tylko zdarzała się taka okazja, nie zastanawiałam się ani przez chwilę i od razu przyprowadzałam go właśnie tu. Lubił spędzać w ten sposób czas, chociaż wydaje mi się, że tak naprawdę po prostu lubił go ze względu na to, że spędzał go razem ze mną. Byłam jego starszą siostrą, z pewnością w jakimś sensie autorytetem i kimś bardzo bliskim, nie było więc się czemu dziwić, że zależało mu na mojej uwadze. Ojciec niewiele mu jej poświęca, dlatego widziałam, jak zwykłe "jak się masz, co dziś robiłeś?" z ust taty skierowanych do chłopca potrafiło sprawić, że czuł się potrzebny. Oczy niemal od razu zaczynały błyszczeć, a szeroki uśmiech nie schodził z tych maleńkich ustek. Czasem było mi go najzwyczajniej w świecie szkoda. Z Zacka tata był prawie żaden, a swojej mamy Matty niestety nie miał jakichkolwiek szans pamiętać. Zamiast przygotowywać pierwsze przyjęcie urodzinowe Matty'ego razem z Zacharym musieliśmy zajmować się kwestią pogrzebu. Śmierć Lilian przyszła nagle wprowadzając do naszej rodziny wiele niepokoju. Od momentu, kiedy zniknęła z naszego życia, wszystko się zmieniło. Kiedyś ojciec taki nie był. Fakt, pieniądze zawsze były dla niego bardzo ważne, ale kiedyś to rodzina grała pierwsze skrzypce. Czasem wydaje mi się, że tak starał się poradzić sobie z odejściem żony. Mimo że wciąż doprowadzał mnie do szału, to nie potrafiłam go nienawidzić. Wciąż widziałam w nim tego samego mężczyznę, którym był jeszcze kilka lat temu. Nadzieja matką głupich, ale ja nadal wierzyłam, że to chwilowe, ojciec wróci do swoich starych zwyczajów, a topór wojenny między nami zostanie raz na zawsze zakopany. Wiem, że gdyby mama żyła, nigdy nie dopuściłaby do tak wielkiej kłótni między nami. Brakowało mi jej, a właściwie brakuje do dziś, bo sama mam wrażenie, że straciłam ją rok wcześniej niż to się wszystkim wydaje. Nie była idealna, a raczej nieidealna stała się po porodzie swojego drugiego dziecka i zauważali to dosłownie wszyscy, łącznie ze mną, mimo to nikt nie zareagował. Lily nie była już tą samą osobą. Nie uśmiechała się prawie wcale, a silne bóle głowy, jak twierdziła, towarzyszyły jej częściej niż cokolwiek innego. Rzadko się odzywała, a jaj pogodny ton głosu zniknął bezpowrotnie. Snuła się jedynie po domu niczym zjawa i doglądała Matty'ego. Nie winię jej za to, że zmieniła moje życie w piekło. Myślę, że tak naprawdę bardzo nas kochała, po prostu była cholernie słaba, za słaba dla tego pełnego złości i nienawiści świata. Ja taka nie jestem, nie odpuszczam, dążę do celu i nic nie jest w stanie mnie zatrzymać. Nie chcę być taka jak mama, nie chcę się poddawać.<br />
<br />
Nieczęsto zdarzało mi się o niej rozmyślać, chociaż jej twarz stawała mi przed oczami za każdym razem, kiedy patrzyłam na brata. Takie myśli wprawiały mnie w parszywy nastrój, wyzwalały uczucia, które od wielu lat starałam się tłumić i kryć gdzieś głęboko w sobie. W odróżnieniu do Lily ja wszystko zatrzymywałam dla siebie. Niewiele było osób, które potrafiły stwierdzić, kiedy jestem naprawdę smutna. Doszczętne okazywanie emocji, łez stało się dla mnie okazywaniem swoich słabości, dlatego starałam się tego nigdy nie robić. Jedyny moment, w którym zapominałam o swoich zasadach był ten, w którym leciała muzyka, a ja tańczyłam. Taniec wyzwalał we mnie wszystko co najlepsze, a zarazem wszystko co najgorsze. Tylko wtedy niczego nie ukrywałam. Byłam sobą od początku do końca. Sobą z masą problemów i ogromnym bagażem smutków, do którego w normalnych chwilach kompletnie się nie przyznawałam.<br />
<br />
Gdyby nie fakt, że w oddali dostrzegłam zbliżającą się postać Eveline, pewnie jeszcze przez długi czas siedziałabym na tej ławce i dołowała się, jednak widok mojej uśmiechniętej od ucha do ucha przyjaciółki zdecydowanie mi na to nie pozwalał.<br />
<br />
- Wybacz spóźnienie, ale znasz moją mamę.. Kiedy gdzieś wychodzę nagle mam milion spraw do mnie.- powiedziała lekko zdyszana, po czym musnęła ustami mój policzek, na co na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Nie odezwałam się, milczałam i wciąż spoglądałam w stronę placu zabaw. Myślami jeszcze nie do końca wróciłam do siebie, stąd też moje zachowanie.<br />
<br />
- Vera wszystko w porządku? Pewnie martwisz się tą cholerną umową.. Powiesz mi w końcu co dokładnie w niej było?- kolejny drażliwy temat, właściwie miałam wrażenie, że o cokolwiek nie zagadnęłaby mnie Eve, na pewno nie byłabym z tego zadowolona. Zły humor towarzyszył mi ostatnio niemal bez ustanku, dlatego nawet rozmowa o pogodzie mogła doprowadzić mnie do niesamowitego zdenerwowania. Nie chciałam jednak karać za to swojej Bogu winnej przyjaciółki. Swoją drogą od podpisania umowy minął już jakiś czas, a Eveline ani razu nie poruszała tej sprawy. Wydaje mi się, że chciała zaczekać na moment aż sama zechcę jej o tym opowiedzieć, jednak najwidoczniej i jej cierpliwość miała swoje granice, których koniec właśnie nadszedł. Chciałam jej o tym wszystkim opowiedzieć, wyjaśnić swoje zachowanie, ale nie potrafiłam z siebie wydusić kompletnie ani słowa.<br />
<br />
- Ciężko opisać to w kilku słowach..- powiedziałam cicho zakładając jeden zabłąkany kosmyk włosów za ucho.<br />
<br />
Przelotnie zerknęłam w jej stronę i odetchnęłam głęboko próbując jakoś zebrać się w sobie. Miała poważny wyraz twarzy, nie naciskała na mnie, po prostu czekała, a ja nie wiem dlaczego mówienie na ten temat sprawiało mi aż tyle trudności. W gruncie rzeczy jeszcze nic złego się nie wydarzyło. Póki co byłam jedynie podejrzewana o jakiekolwiek kontakty z Malikiem za sprawą kurtki, którą dostałam od Grega i zdjęć, które pojawiły się w sieci dzień później. Jeden ze znanych portali plotkarskich zestawił ze sobą dwie fotografie- jedną, na której było widać, jak Zayna w kurtce i drugie, na którym ja opuszczam ten sam budynek w dokładnie tej samej kurtce. Sprytne. Szczerze przyznam, że kiedy dostałam tę kurtkę nie spodziewałam się, że będzie ona tak istotnym elementem tego ogromnego kłamstwa. Była jego początkiem. Wtedy byłam jedynie "piękną nieznajomą" w kurtce mulata, ale już za kilka dni cały świat miał mnie poznać jako jego dziewczynę, a ja na samą myśl o tym drżałam z przerażenia. Skutki umowy dotykały mnie już wtedy, chociaż tak naprawdę ona nie weszła jeszcze w życie. Jak absurdalną sceną był dla mnie moment, w którym razem z Marcusem musieliśmy udawać zerwanie. Znajomi, sąsiedzi, dalsza rodzina, dosłownie wszyscy musieli uwierzyć, że naprawdę rozstaliśmy się jakiś czas temu. Na pytania przyjaciół gdzie mój chłopak, musiałam kłamać prosto w ich oczy mówiąc, że nie jesteśmy razem już od paru tygodni. Była to zdecydowanie najdziwniejsza i najbardziej chora rzecz jaka kiedykolwiek mi się przydarzyła. Starałam się myśleć o tym w kategorii zadania, któremu muszę podołać, a jeśli mi się uda, to otrzymam wspaniałą nagrodę, spełnienie marzeń. Jednak to również nie było wcale takie łatwe. Nie czułam się z tym dobrze. Z resztą, co ja bredzę! Czułam się fatalnie, a Marcus i jego wieczne niezadowolenie wcale mi w tym nie pomagało. Teraz jedynymi miejscami w jakich mogliśmy się widywać to nasze domy i biuro ojca. To nie była komfortowa sytuacja, aczkolwiek po ostatnich wybrykach Butlera potrzebowałam chwili przerwy. Ograniczona ilość spotkań umożliwiła mi przemyślenie sobie tego wszystkiego i chociaż wiedziałam, że mój związek z Marcusem to jakaś pieprzona fikcja, to wcale nie miałam zamiaru z nim zerwać. Ojciec go lubił, więc zawsze w pewnym sensie mogłam się nim zasłonić, a do tego teraz niewiele mogłam mu poświęcać, co jak najbardziej było mi na rękę. Nie widziałam sensu w psuciu czegoś, co z taką starannością budowaliśmy przez ostatnie dwa lata. Mimo to z zadziwiającą łatwością zobowiązałam się do tej durnej ustawki. Przerażało mnie to, że Zayn miał stać się ogromną częścią mojego życia. Przerażało mnie to, że w końcu będę go musiała przestawić całej rodzinie. I Mattiemu. Nie chciałam tego robić, ale niestety taki zapis widniał w umowie. Nie zapominajmy o tym, że ja sama miałam stać się najlepszą rzeczą, jaka spotkała Malika i jego rodzina miała mnie pokochać, i jak najbardziej popierać nasz związek. Dopiero teraz uświadamiałam sobie ciężar, jaki wzięłam na własne barki. Cały świat miał wierzyć w to małe kłamstewko, które zostało zbudowane z drobnych nici i było takie podatne na najdrobniejsze usterki. Gdyby ktoś przeciął jedną z tych nici, wszystko runęłoby jak mur berliński, a konsekwencji tego nie potrafiłam sobie nawet wyobrazić.<br />
<br />
- Dasz sobie radę. W końcu nazywasz się Vera Stinson. Nazwisko do czegoś zobowiązuje.<br />
<br />
Poważny ton Eveliny na początku mnie zdziwił, a potem dotarły do mnie jej słowa i zaśmiałam się pod nosem. Miała całkowitą rację. Stinsonowie nigdy się nie poddają, nieważne jakie kłody mają pod nogami.<br />
<br />
- Dzięki.<br />
<br />
Uśmiechnęłam się delikatnie i przytuliłam przyjaciółkę. Może nie miałam kolorowo w życiu, ale jakoś sobie radziłam. Co prawda mój ojciec przekraczał wszelakie granice i byłam na wyczerpaniu psychicznym, musiałam jakoś trzymać koniec z końcem. Gdyby nie Matty pewnie dawno już wyniosłabym się z domu, a na pewno po tym, kiedy skończyłam osiemnaście lat. Zack już od dłuższego czasu doprowadzał mnie do szewskiej pasji swoimi durnymi zasadami, planami co do mojego życia i wszystkim innym, czym ewidentnie starał się uprzykrzyć mi dosłownie każdy dzień. Zamiast mi pomagać, utrudniał każde spotkanie z Marcusem, czepiał się wszystkiego i znajdował coraz to nowsze powody, abym tylko nie miała zbyt łatwo. Ostatnie dni wydawały się kumulacją tego wszystkiego i ojciec na siłę próbował trzymać mnie z dala od Marcusa oraz tego, co jego zdaniem Modest mógł uznać za zagrażające ich genialnemu planowi. Zaciskałam zęby i próbowałam to wytrzymać, przynajmniej do pierwszego spotkania z moim udawanym chłopakiem. Nie potrafiłam się doczekać tego dnia, ponieważ miałam cichą nadzieję, że uda mi się dowiedzieć czegoś więcej i jakimś magicznym sposobem będzie mi lżej. Nie mogłam się bardziej mylić.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***<br />
<br /></div>
Niczym w szaleńczym amoku biegłam jednym z korytarzy znajdującym się w budynku, w którym swoją siedzibę miał Modest. Nie miałam pojęcia, która dokładnie jest godzina, ale byłam niemal w stu procentach pewna, że jest już zdecydowanie później, aniżeli bym sobie tego życzyła. Nie lubiłam się spóźniać, bo wiedziałam, jak bardzo może to być denerwujące dla kogoś kto w umówionym miejscu pojawiał się punktualnie. Z resztą sama miałam czasem ochotę zlinczować Eveline, czy Marcusa za ich notoryczne spóźnienia, które doprowadzały mnie do iście szewskiej pasji. Tak czy inaczej spieszyłam się i to bardzo, a mój cholernie długi szal wcale mi tego nie ułatwiał i wciąż plątał się gdzieś pomiędzy moimi nogami, przez co kilka razy zaliczyłabym już naprawdę porządny upadek. Nie jestem pewna, czy bez zębów nadawałabym się na dziewczynę gwiazdy, dlatego Bogu dzięki, za każdym razem udało mi się jakoś złapać równowagę. W końcu dobiegłam do odpowiednich drzwi, które otworzyłam zdecydowanym ruchem. Wchodząc do pomieszczenia omiotałam je wzrokiem, jednak nim zdążyłam się przywitać, odezwał się Greg.<br />
<br />
- O, Vera! Jesteś w samą porę!- jego rozentuzjazmowany głos rozniósł się po sali, a ja szybkim krokiem ruszyłam ku krzesłu, na które mężczyzna wskazał ręką.<br />
<br />
Sama nie wierzę w to co mówię, ale ucieszyłam się na widok Mellarka. Nie chodziło wcale o to, że podczas ostatniego spotkania zdążyłam go polubić, sęk w tym, że dużo lepiej czułam się z myślą, że znam już tego człowieka i w pewnym sensie wiem czego mogę się po nim spodziewać. Było mi zdecydowanie łatwiej poznać teraz tylko jedną osobę, aniżeli zaprzątać sobie głowę kolejnymi problemami. Stres towarzyszący mi przed oficjalnym poznaniem Zayna w zupełności mi wystarczał.<br />
<br />
- Właściwie to jest spóźniona.. Siedem minut.- chłodny ton głosu rozszedł się po gabinecie, a ja nieco skołowana spojrzałam w stronę osoby, która wypowiedziała ów słowa.<br />
<br />
Nietrudno było się domyślić kim ona była. Malik siedział na krześle obok, w mało eleganckiej pozie, która dawała do zrozumienia, że chłopak wcale nie ma ochoty tutaj być, a to spotkanie najzwyczajniej w świecie go nudzi i drażni. Jego zachowanie nie spodobało mi się. Przez to wszystko mulat wydał mi się być nieprzyjemną osobą. Nic mu nie zrobiłam, nie zdążyłam się właściwie nawet przedstawić, a on z góry założył, że jestem jego wrogiem i tak też mnie traktował. Czułam się, jak bezbronna antylopa, która samotnie wkroczyła na teren, którego właścicielem jest wygłodniały lampart, który w każdej chwili może na nią skoczyć i rozszarpać na kawałki. Mimo to próbowałam zachować zimną krew i puściłam jego uwagę mimo uszu. Postanowiłam po prostu nie odzywać się do momentu aż będzie to konieczne. Zajęłam miejsce na fotelu obok niego i siedziałam jak na szpilkach, a cisza, która panowała teraz w pomieszczeniu wydawała mi się wiecznością. Brunet nie patrzył w moją stronę. Teraz zawzięcie pisał coś na swoim telefonie, dlatego miałam chwilę, aby dokładnie mu się przyjrzeć na żywo, ponieważ nigdy wcześniej nie miałam ku temu okazji. Był bardzo przystojny, tego odmówić mu nie można było. Ciemne, gęste włosy niemal prosiły się o to, aby wtopić w nie palce, głębokie pełne blasku oczy przykuwały każde, nawet przypadkowe spojrzenie, pełne malinowe usta zachęcały do ich dotknięcia, natomiast kilkudniowy zarost dodawał mu męskości. Całość dopełniała jego wysportowana sylwetka i masa tatuaży, dzięki której był jeszcze bardziej seksowny. Kompletnym przeciwieństwo Marcusa, który bez względu na wszystko zawsze starał się zachowywać w sposób, którego nie powstydziliby się jego rodzice, tak też się ubierał i wyglądał. Chciał być poprawny, bo tak wypadało komuś kto stara się o miejsce na prawie i w kancelarii adwokackiej. Nie znałam Zayna prawie wcale, ale już wtedy wiedziałam, że był zupełnie inny. Nie miał zamiaru zmieniać się dla kogoś, po to żeby się wpasować. Był osobną indywidualnością i jak najbardziej mu to pasowało. Pomyślałam wtedy, że jego arogancja i niepoprawność mogłaby być pociągająca. Skarciłam się w myślach za to i za to, że w ogóle śmiałam go porównywać do Butlera. Nie powinnam była tego robić wtedy i nigdy więcej.<br />
<br />
- Nie ma co zwlekać, przejdę do rzeczy- z zadumy wyrwał mnie głos Grega.<br />
<br />
Mężczyzna wyraźnie tak jak i my nie miał zamiaru przeciągać tego spotkania, co niewątpliwie dało mi nutkę nadziei na to, że może wcale nie będzie tak źle i że odbębnię co mam do zrobienia i będę mogła się stąd zabierać.<br />
<br />
- Mam nadzieję, że oboje przeczytaliście to, co prosiłem- mówiąc to zerknął w naszą stronę, a kąciki moich ust mimowolnie uniosły się ku górze, kiedy przypomniałam sobie o rzeczach, o których przeczytałam w uzupełnionej przez Zayna ankiecie.<br />
<br />
Zważając na fakt, że niektóre z pytań były naprawdę śmieszne i niedorzeczne, to odpowiedzi chłopaka poziomem wcale od nich nie odstawały. Na pytanie co lubi jeść, mulat odpowiedział „banany”, a na jego ulubione zajęcie, gdy jest w domu „kąpiel z gumowymi kaczuszkami”. Nie mam pojęcia, czy miało mi to przysporzyć kłopotów, czy zdenerwować Modest, jednak czułam, że będę się musiała nieźle przemęczyć, żeby dowiedzieć się czegoś wartościowego o chłopaku.<br />
<br />
- Jest kilka spraw do ustalenia.. Chciałem, abyście mieli w tym swój udział.<br />
<br />
Nie do końca zrozumiałam sens jego słów, ale zaciekawił mnie tym i najwyraźniej nie mnie jedyną, bo kątem oka dostrzegłam, że i Malik odciągnął swój wzrok od ekranu telefonu i zerknął w stronę Grega.<br />
<br />
- Więc zacznijmy od samego początku. Vera jako że jesteś tancerką, zadecydowaliśmy, że wasze pierwsze spotkanie odbyło się w X-Factorze, miałaś przyjemność tam tańczyć, poznaliście się, ale żadne z was nie było zainteresowane głębszą znajomością. Jak wiadomo, ty miałaś chłopaka, z którym zerwałaś, zanim Malik na nowo pojawił się w twoim życiu, a Zayn po prostu nie miał czasu na randki, bo zajmował się karierą..<br />
<br />
W ten sposób zaczęło się cholernie nudne opowiadanie o różnych etapach znajomości, jak co powinno pomiędzy nami wyglądać, jak powinniśmy się do siebie zwracać i ile czasu spędzać w swoim towarzystwie.<br />
<br />
- Zaczęliście się spotykać po tym, kiedy wpadliście na siebie na przyjęciu urodzinowym jednego z pracowników X Factora. Zayn był tam z zespołem, Vera jako jedna z tancerek, która miała za zadanie rozkręcić imprezę. Jako że Malik nie przepadasz za tańcem, zajmowałeś się innymi rzeczami, rozmawiałeś z różnymi ludźmi. Dlatego Vera postanowiła cię zaprosić do tańca. Odmówiłeś i zaoferowałeś jej drinka, próbując ją przekonać, że to lepsze rozwiązanie. Jednak ona nalegała i w końcu się zgodziłeś.<br />
<br />
- Nie ma mowy. Możemy powiedzieć, że po prostu ona tam była, wyglądała seksownie i postanowiłem ją poderwać.<br />
<br />
Skrzywiłam się na słowa mulata i skrzyżowałam ręce na piersi. Przecież nie tak powinno wyglądać nasze romantyczne spotkanie.<br />
<br />
- Nie chcę, żeby wyszło na to, że polubił mnie ze względu na wygląd – zaprotestowałam - Nie możemy ustalić, że tak bardzo spodobało mu się moje poczucie humoru i błyskotliwość, że postanowił zaprosić mnie na randkę?<br />
<br />
Od tego momentu oboje z Zaynem staliśmy się nieznośni. Nie pasowało nam nic, co wcześniej przygotowali pracownicy Modestu i podważaliśmy dosłownie wszystko. Tak jak z początku nie odzywaliśmy się ani słowem, tak teraz oboje mieliśmy sporo do powiedzenia i każdy z nas miał odmienne zdanie co do każdej kwestii. Od razu było widać, jak bardzo zaczęliśmy działaś Gregowi na nerwy. Nie wspomniał na ten temat ani razu, jednak jego mimika i gesty totalnie go demaskowały. Myślę jednak, że wydawało mu się, iż jego zdenerwowanie i podniesiony głos tylko pogorszyłoby sytuację i postanowił być dla nad nadzwyczaj miły, co mnie osobiście zaczynało już irytować. W swoim zachowaniu miałam swój cel, który poprzez determinację Mellarka był coraz bardziej odległy.<br />
<br />
- To tyle..<br />
<br />
Powiedział zamykając swój notatnik, po czym patrząc na nas z tym swoim ohydnym sztucznym uśmiechem dodał:<br />
<br />
- Trochę więcej entuzjazmu dzieciaki, od dziś oficjalnie jesteście parą.<br />
<br />
Klasnął w dłonie, a mnie zrobiło się niedobrze. Wszystkie słowa chodziły po mojej głowie, nie potrafiłam pojąć, z jaką łatwością przychodzi ludziom wymyślanie przekrętów, które tak bardzo mają odciskać piętno na czyimś życiu.<br />
<br />
- Powinniście to uczcić wspólną kolacją..- choć po łagodnym tonie jego głosu można byłoby wziąć te słowa za luźną propozycję, to ja dobrze wiedziałam, że mężczyzna sugeruje nam coś, co mamy zrobić, a nie co możemy.<br />
<br />
W samochodzie po prostu milczałam. Właściwie to nawet nie wiedziałabym co powiedzieć. Żadne słowa nie wydawały mi sie odpowiednie dla tej chwili. Tępo wpatrywałam się w przednią szybę, jak gdyby to miało jakkolwiek pomóc mi w tej iście niezręcznej sytuacji. Kątem oka zerkałam w stronę Zayna chcąc sprawdzić, jak się zachowuje, jednak jego twarz od początku do samego końca nie wyrażała dosłownie żadnych emocji. Obojętność, która biła od jego postaci, sprawiała, że miałam ochotę czym prędzej odpiąć pasy, otworzyć drzwi i wyskoczyć z tego cholernego wozu. Jego wiecznie zaciśnięta szczęka była jedyną rzeczą, która dawała mi jakiekolwiek pojęcie o targających go uczuciach. Był zdenerwowany, chociaż czego ja właściwie się spodziewałam. Po spotkaniu z Gregiem byłam pewna, że Malik nie da mi szansy, abym mogła go jakkolwiek do siebie przekonać. Nie miał najmniejszego zamiaru się ze mną przyjaźnić, wcale nie chciał ze mną rozmawiać, a moja obecność najzwyczajniej w świecie strasznie go drażniła. Kiedy jednak dojechaliśmy pod jedną z bardziej luksusowych londyńskich restauracji jego zachowanie zmieniło się niemal nie do poznania. Nim zdążyłam odpiąć pasy i jakkolwiek zareagować, chłopak wyskoczył z samochodu i już po chwili znalazł się po stronie pasażera, aby otworzyć mi drzwi i pomóc wysiąść z auta. Jego nagła przemiana zaskoczyła mnie tak bardzo, że nie potrafiłam kryć zdumienia, które mnie ogarnęło. Z lekko uchylonymi ze zdziwienia ustami ujęłam dłoń bruneta i wyszłam z pojazdu. Chciałam poprawić swój szalik, jednak po chwili uświadomiłam sobie, że Zayna wcale nie oswobodził mojej ręki ze swojego uścisku i wciąż delikatnie, aczkolwiek stanowczo ją trzymał. Wszystko działo sie dla mnie zdecydowanie za szybko, przyswajanie każdej pojedyńczej informacji sprawiało mi wiele trudności i trwało dużo dłużej niż zawsze, ale nic nie mogłam na to poradzić. Może dla Malika wkładanie tej emocjonalnej maski było łatwe, ale ja byłam inna. Nie potrafiłam udawać, że kogoś lubię. Z resztą ja nawet nie potrafiłam pokazać tego, jeśli naprawdę na kimś mi zależało, jak więc miałam poradzić sobie z tym zadaniem? Byłam emocjonalnym wrakiem. Zepsutym mechanizmem, który nie sposób naprawić. Nie okazywałam uczuć, bo tak było mi zdecydowanie łatwiej. Obojętność była prosta, to uczucia były skomplikowane i zawiłe, a ja kompletnie się w nich gubiłam. Sprawiały ból, dlatego dużo wygodniej było po prostu się ich pozbyć.<br />
<br />
Nie było mi dane dłużej rozmyślać na ten temat, ponieważ lekkie szarpnięcie ocuciło mnie i skutecznie sprowadziło na ziemię. Nieco zdezorientowana spojrzałam w stronę mulata, który nie zważając na to, że wcale nie przygotowałam się do marszu, ruszył ku wejściu do lokalu ciągnąc mnie za sobą. W innej sytuacji z pewnością uraczyłabym go kilkoma niekoniecznie przyjemnymi epitetami, ale teraz niestety zmuszona byłam trzymać język za zębami. Awantura na pierwszej randce raczej nie spodobałaby się Modestowi.<br />
<br />
Nigdy wcześniej nie byłam w tej restauracji, mimo iż z ojcem i Matty'm często wychodziliśmy zjeść coś na mieście, bo przecież kto miał nam gotować. Czasem robiła to za nas Molly, ale nie miałam serca tego od niej wymagać. W końcu była nianią mojego brata, a nie gosposią. W każdym razie knajpa, do której przywiózł mnie Zayn nie była mi znana, a uznałam to za doskonałą okazję do poznania choć rąbka tajemnicy, która bez wątpienia owijała tego chłopaka. Wybór tego miejsca z pewnością nie był przypadkowy, musiał tu być wcześniej i co najważniejsze polubił ten lokal. To mogło chociaż odrobinę pokazać mi prawdziwe oblicze Malika, a przynajmniej taką miałam nadzieję. Weszliśmy do środka, a do moich nozdrzy błyskawicznie dotarł przyjemny zapach cynamonu, który jak nic kojarzył mi się ze świętami. Lubiłam ten krótki moment w roku, co prawda od kilku lat nasze święta bardzo odbiegały od ideału, ale i tak był to jedyny czas, kiedy ojciec był w domu, kancelaria zamknięta, a Matty po prostu szczęśliwy.<br />
<br />
- Stolik dla państwa.<br />
<br />
Młody, swoją drogą bardzo przystojny kelner, posłał nam subtelny uśmiech wskazując na niewielki stoliczek stojący w samym rogu sali. Spodobało mi się, że wybrał dla nas akurat ten. W miejscu, w którym stał panował lekki półmrok przez co czułam się nieco swobodniej i może nieco mniej.. obserwowana?<br />
Usiedliśmy, a ja natychmiastowo wlepiłam swój wzrok w menu, a zrobiłam to tylko i wyłącznie po to, aby uniknąć spojrzenia kelnera, który był wyraźnie zainteresowany naszą dwójką. Musiał widocznie rozpoznać wielką gwiazdę i właśnie myślał o tym, jak wielką sensację udało mu się zwęszyć, choć tak naprawdę to sensacja sama podała mu się na tacy.<br />
<br />
Nie byłam głodna, a właściwie to było mi niedobrze ze zdenerwowanie, nie wiem więc jakim cudem miałam zamiar udawać, że świetnie bawię się w towarzystwie swojego udawanego chłopaka zajadając się przy tym jakimś wykwintnym jedzeniem. Kiedy zaczynałam się głębiej nad tym zastanawiać, odczułam strach. A co jeśli przez ten cały stres zwymiotuję? Nie dość, że upokorzyłabym się przed chłopakiem, który i tak ma mnie za nic, to jeszcze spieprzyłabym całe wyjście, które ma wyglądać, jak idealna randka dwójki zakochanych w sobie ludzi. Te niespokojne myśli skłoniły mnie do tego, aby zamówić jedynie sałatkę. Była lekka, więc uznałam, że może uda mi się jej nie zwrócić.<br />
<br />
Kiedy oddaliśmy karty i złożyliśmy swoje zamówienia, poczułam, że właśnie teraz rozpocznie się największa katorga tego wieczoru. Jakoś musieliśmy przełamać te pierwsze lody i rozpocząć jakąś rozmowę, nieważne, czy mieliśmy na to ochotę, czy nie. Przecież nie mogliśmy przez cały wieczór siedzieć w ciszy, bo z pewnością nie uszłoby to uwadze ludzi, którzy co jakiś czas z zainteresowaniem zerkali w naszą stronę. Ja jednak nie byłam w stanie odezwać się jako pierwsza. Zazwyczaj byłam bardzo pewną siebie osobą, jednak przy Maliku stawałam się kimś zupełnie innym. Jego wrogość sprawiała, że czułam się nikim. Swoim surowym wzrokiem odbierał mi swobodę wypowiadania się i zachowywania w taki sposób, na jaki mam ochotę. Dlatego w milczeniu czekałam na ruch z jego strony. Nie trwało to zbyt długo, bo chłopak chwilę po oddalaniu się kelnera, nachylił się nad stolikiem, po czym wymownym wzrokiem sugerując mi abym zrobiła to samo.<br />
<br />
- Teraz zacznę opowiadać ci historię, ty tylko patrz na mnie i uśmiechaj się, a kiedy skończę zaśmiej się tak, jakbym właśnie skończył opowiadać coś naprawdę bardzo zabawnego.<br />
<br />
Powiedział półgłosem i bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, czy skrępowania wpił się w moje usta zupełnie tak, jakby było to coś normalnego. Zdawałam sobie sprawę z tego, że zrobił to, aby uwiarygodnić całą sytuację, ale i tak strasznie mnie to rozdrażniło.<br />
<br />
- Postaraj się- syknął cicho, a ja niemal poczułam jak jad, którym ociekały jego słowa, wypala mi dziury na twarzy.<br />
<br />
Byłam cholernie zaskoczona, a do tego można nawet powiedzieć, że nieco zdegustowana jego zachowaniem. Wiedziałam jednak, że nie mogę zareagować w żaden agresywny sposób, dlatego kiedy brunet odsunął swoją twarz od mojej kompletnie nie wiedząc, jak się zachować, od razu sięgnęłam po szklankę wody, po czym upiłam z niej spory łyk spoglądając gdzieś w głąb sali. Reszta potoczyła się w bardzo podobny sposób. Zayn instruował mnie, jak mam się zachowywać, a ja jedynie starałam się wykonywać wszystkie jego zlecenia. Mimo iż tego wieczoru nie zrobił już nic więcej poza złapaniem mnie za rękę, to ja i tak wciąż byłam tak samo spięta, jak na samym początku, a może nawet i bardziej. Marzyłam tylko i wyłącznie o tym, aby wrócić do domu i wymazać te wydarzenia z pamięci. Niestety to co wywoływało we mnie negatywne emocje, siedziało w mojej głowie najdłużej.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Nie chce mi się nawet nad sobą użalać i pisać o tym, jak bardzo nie podoba mi się ten rozdział. Martwi mnie jedna rzecz i o niej akurat chciałabym wspomnieć.. Mam na myśli scenę z pocałunkiem. Boję się, że po tym większość z Was zrezygnuje z czytania tego opowiadania, bo uzna to za badziew, w którym akcja toczy się zdecydowanie za szybko. Ja osobiście tak nie uważam. Napisałam tą scenę, aby pokazać, że oni naprawdę muszą być przekonywujący. Poza tym cała kwintesencja znajomości Very i Zayna nie ma tkwić w ich fizyczności, ma się rozwijać w sferze pokrewieństwa dusz, że tak to śmiesznie ujmę.. Nie wiem, czy wiecie co mam na myśli.. XD Nieważne, koniec gadania! Zapraszam do komentowania, hehz :)<br />
<a href="https://twitter.com/vespeerr" target="_blank">@vespeerr</a><br />
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/" target="_blank">Stabiliser</a>Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com20tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-62072978997457102792013-11-02T10:00:00.001-07:002013-11-03T05:02:12.739-08:00Rozdział II<br />
Każdy nastolatek żyje z nadzieją, że w sobotę może się wyspać, dlatego gdy usłyszałam dźwięk swojego telefonu, który nie przestawał dzwonić, mimo iż próbowałam go wyłączyć, moje ciśnienie podniosło się aż za bardzo. Domyślcie się, jakie uczucia górowały we mnie po usłyszeniu głosu ojca w słuchawce. Najwyraźniej moja osoba była pilnie potrzebna w kancelarii i bez mojej obecności świat się zawali i będę miała na sumieniu życie wszystkich ludzi. Równocześnie nie miałam ochoty na poranne kłótnie, które i tak nie wniosłyby nic ciekawego do mojego życia, tak więc zgodziłam się przyjechać i po czterdziestu minutach znalazłam się w kancelarii.<br />
<br />
-Jestem, po co ściągałeś mnie tu o tak wczesnej porze?<br />
<br />
Weszłam do gabinetu ojca bez jakiegokolwiek powitania, które jak dla mnie było jedynie zbędną przykrywką dla mojego parszywego humoru, który tego dnia towarzyszył mi od samego rana. Przeszłam przez niemal całą długość pomieszczenia i stanęłam twarzą w twarz z ojcem, który nawet nie zwrócił uwagi na mój ton, tylko spokojnie przekładał papiery z jednej kupki na drugą. Miałam wrażenie, że stara się to robić jak najwolniej, żebym musiała bezczynnie stać i przyglądać się mu jak kretynka. W międzyczasie zdążyłam się przyjrzeć nowemu umeblowaniu jego biura. Teraz było jeszcze bardziej proste, nic nie mogło odwrócić uwagi mojego staruszka od pracy. Z biurka zniknęło też stare zdjęcie, które kiedyś podarowałam mu na święta i zastąpiło je nowe. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok szczęśliwej rodziny, śmiejącej się z fotografii. Niestety nie było mi dane rozmyślanie nad tym, że kiedyś byliśmy prawdziwą rodziną.<br />
<br />
-Masz, to umowa. Przeczytaj, podpisz i możesz wracać.<br />
<br />
Odparł Zack przysuwając mi niemal pod sam nos papiery. Jego odpowiedź na moje pytanie była dla mnie tak niedorzeczna, że nie potrafiłam ukryć swojego rozbawienia, przez co po prostu wybuchłam cichym śmiechem patrząc na niego z wyraźnym niedowierzaniem.<br />
<br />
-Umowa? Naprawdę?<br />
<br />
Wydusiłam z siebie ostatkiem sił i ponownie się roześmiałam. Twarz ojca mówiła mi jednak, że jemu wcale nie jest do śmiechu, co tylko i wyłącznie sprawiało, że ja stawałam się coraz bardziej rozbawiona. Godząc się na ten cholerny układ nie spodziewałam się, że ktokolwiek może do niego podejść w taki sposób, aby z tego powodu pospisywać prawną umowę, przecież to śmieszne.<br />
<br />
-Vera to nie są żarty, to poważna sprawa.<br />
<br />
Surowy głos Zacharego zabrzmiał w moich uszach, a ja robiąc skwaszoną minę chwyciłam w dłoń ów papiery i z cichym westchnieniem opadłam na pobliskie krzesło, które stało naprzeciw biurka, przy którym zwykle siedział mój ojciec. Nie odezwałam się już. Teraz z uwagą śledziłam kolejne linijki tekstu, a moje źrenice z każdym przeczytanym słowem rozszerzały się coraz bardziej. Ta umowa była dla mnie istną głupotą, z resztą cały ten ustawiany związek nią był, jednak wyglądało na to, że wszyscy oprócz mnie traktują tą sprawę naprawdę poważnie, co wprowadzało mnie w lekką frustrację.<br />
<br />
Po kilku minutach ciszy udało mi się w końcu uporać z całą umową i przestudiowałam ją od deski do deski. Teraz wiedziałam już, jak naprawdę ma wyglądać moja rola w całym tym popieprzonym przedstawieniu i wcale nie byłam nią zachwycona. Wyglądało na to, że w moim życiu miało zajść o wiele więcej zmian niż bym sobie tego życzyła. Miałam spędzić w fikcyjnym związku z Zaynem Mailkiem dokładnie siedem miesięcy i jedenaście dni licząc od oficjalnego ujawnienia naszego związku. Podpisując umowę zobowiązywałam się do częstego spędzania czasu z moim udawanym chłopakiem, pokazywania się z nim w różnych publicznych miejscach, okazywaniu sobie uczuć wśród ludzi, którzy skłonni byli w jakikolwiek sposób rozgłosić nasze wyimaginowane uczucie i robienie absolutnie wszystkiego innego, co tylko mogłoby pomóc w przekonaniu ludzi o tym, że rzeczywiście jesteśmy szczęśliwie zakochaną parą. Byłam przerażona, jednak wycofanie się w tym momencie nie wchodziło w grę. Trzymając w dłoni długopis i wykonując nim staranne ruchy na kartce próbowałam wciąż podbudowywać się myślą o wymarzonych studiach, na które dzięki temu wszystkiemu będę mogła się wybrać. Wspomnienie o London Dance Academy było jednak zdecydowanie zbyt silne, abym zapomniała o tym, jak bardzo się pogrążam. Wyglądało na to, że kilka moich najbliższych miesięcy nie będzie należało do najlepszych, a co najgorsze- to ja sama wydałam na siebie ten paskudny wyrok. Klamka zapadła, a ja złożyłam podpis na ostatniej kartce i czym prędzej odsunęłam od siebie papiery, niczym na wypadek, gdybym jeszcze zmieniła zdanie i w szaleńczym amoku zrobiła z nich konfetti. "To dobra decyzja"- przekonywałam siebie w myślach, choć tak naprawdę sama zupełnie w to nie wierzyłam. Fatalnie czułam się z myślą, że właśnie rujnuję swoje życie, dlatego zapragnęłam jak najszybciej opuścić firmę ojca i znaleźć się w jakimś bardziej przyjaznym dla siebie otoczeniu. Musiałam spotkać się z Eveline, ona była jedyną osobą, a zarazem moja najlepszą przyjaciółką, która w tym momencie była w stanie poprawić mi humor. Nie zwlekając ani sekundy dłużej podniosłam się z miejsca i posyłając przelotne spojrzenie ojcu, który właśnie przeglądał podpisaną umowę, ruszyłam ku wyjściu. Nim zdążyłam jednak do nich dotrzeć, te otworzyły się z impetem, a moim oczom ukazała się uśmiechnięta twarz Marcusa. Jego obecność tu nieco mnie zdziwiła, jednak po chwili przypomniałam sobie, że przecież całkiem niedawno rozpoczął staż w kancelarii i pewnie miał dziś coś do zrobienia. Zmierzyłam go nieco chłodnym spojrzeniem dając mu tym wyraźnie do zrozumienia, że jego wczorajsze nie stawienie się na parkingu naprawdę mnie rozzłościło. Chłopak milczał przez moment, a ja obojętnym wzrokiem przyglądałam się jego atletycznej sylwetce. Wysoki, dobrze, lecz nieprzesadnie zbudowany o nieprzeciętnych rysach twarzy. Był przystojny i to cholernie. Dosłownie boski Adonis uwięziony w ciele śmiertelnika. To wszystko jednak wcale nie sprawiało, że miękły mi nogi. Taką moc miał jedynie niepowtarzalny uśmiech, którym właśnie mnie obdarzył. Rozciągnięty szereg równych zębów sprawiał, że w jego kształtnych policzkach pojawiały się niewielkie, urocze dołeczki, które rozczulały mnie za każdym razem, kiedy chciał tego ich właściciel. Tak było i tym razem. Widząc uśmiech Marcusa, który bez wątpienia uważałam za wyjątkowy, odpuściłam. Lód, który na moment owładnął moje serce, kiedy Buttler mnie wystawił, stopniał wraz z nadejściem jego uśmiechu tak szybko, jak się pojawił.<br />
<br />
-Przepraszam kochanie, miałem do załatwienia kilka spraw..- Odezwał się w końcu skruszonym głosem przybliżając powoli swoją twarz ku mojej, aby zaraz potem złożyć na moich ustach krótki pocałunek, przed którym notabene wcale się nie broniłam. Westchnęłam cicho i miałam już się odezwać, kiedy gdzieś za plecami usłyszałam głos Zacka.<br />
<br />
-Vera, tutaj jeszcze się nie podpisałaś.<br />
<br />
Zamarłam w bezruchu przyglądając się uważnie twarzy niczego nieświadomego Marcusa, na którego ustach wciąż widniał szeroki, perlisty uśmiech. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że nawet przez moment od podjęcia decyzji nie pomyślałam o Buttlerze. Zachowałam się nadzwyczaj egoistycznie, co było zupełnie do mnie nie podobne. Powinnam była skonsultować z nim cały ten pomysł za nim się na to zgodziłam. W końcu byliśmy parą, niekoniecznie musiało mu się podobać to, że przez najbliższych kilka miesięcy nasze kontakty będą musiały ograniczyć się do całkowitego minimum, aby jakkolwiek nie wzbudzać podejrzeń, iż mój "nowy" związek, to jedno wielkie kłamstwo.<br />
<br />
-Co to? Czego zapomniałaś podpisać?<br />
<br />
Spytał pogodnym głosem, a ja poczułam ściskający ból w okolicach serca. Brunet był jaki był. Często mnie denerwował i zawodził, a do tego zachowywał się jak istny egocentryk, a mimo to wiedziałam, że tym razem nie mogę w taki sposób usprawiedliwiać swojego postępowania. Przesadziłam. Moje zagranie było nie fair, a teraz przyszło mi zmierzyć się z jego konsekwencjami.<br />
<br />
-No co ty Vera, nie powiedziałaś mu?<br />
<br />
Ojciec spytał mnie o to w taki sposób, jak gdyby chodziło o największą błahostkę tego dnia, co spowodowało, że przerażenie, które towarzyszyło mi dosłownie kilka sekund temu, teraz zamieniło się w ogromne zdenerwowanie. Nie mam pojęcia, czy Zack robi to specjalnie, ale jego zachowanie co najmniej utwierdzało mnie w tym fatalnym przekonaniu. Dobrze wiedział, że nie miałam kiedy powiedzieć o tym Marcusowi. Poza tym ton głosu, którym się posługiwał był tak pogodny, że naprawdę zaczynałam wierzyć, że chce mi zrobić po prostu na złość i po raz kolejny uprzykrzyć życie. Odwróciłam się gwałtownie i zmierzyłam swojego ukochanego tatusia uważnym spojrzeniem. Jestem pewna, że moje oczy wyglądały co najmniej tak, jakby zaraz miały zacząć ciskać piorunami w jego stronę.<br />
<br />
-Czekałam na odpowiedni moment, ale najwyraźniej mnie uprzedziłeś. rzuciłam ostro, po czym szybkim krokiem podeszłam do biurka ojca, aby jak najszybciej złożyć brakujący podpis.<br />
<br />
Odsunęłam się od tego miejsca, jakby z nadzieją, że dzięki temu umowa zniknie i nikt nie poruszy jej tematu. Chciałam wyjść z tego pomieszczenia, czułam się, jakby ktoś wciągał mnie pod wodę i robił to z ogromną satysfakcją. Spoglądałam na twarz Marcusa, a w jego oczach widziałam tylko zdezorientowanie. Na usta cisnęło mu się pewnie wiele pytań, jednak nie miał zamiaru się teraz odezwać. Czekał na odpowiedni moment.<br />
<br />
-Och, tak przy okazji: jako że Vera zgodziła się udawać dziewczynę międzynarodowej gwiazdy, aby w zamian pójść na studia taneczne, ty również musisz podpisać umowę o zachowaniu milczenia.<br />
<br />
Zapadła krótka chwila ciszy, którą przerywały jedynie ciche odgłosy przerzucanych kartek, które przeglądał Zachary. Otwarłam usta z niedowierzania. Może już sam fakt, że wyręczył mnie w powiedzeniu o tym wszystkim Marcusowi i zrobił to w najgorszy możliwy sposób, by mnie nie zdziwił, jednak to, że zrobił to z taką łatwością, a do tego satysfakcją w głosie potwierdziło moje zdanie, że moje życie to dla niego jedna wielka rozrywka. Cieszyło go, że może wykopać pode mną dołek, aby potem z rozbawieniem przyglądać się, jak próbuję to przeskoczyć. Nie potrafiłam teraz znaleźć odpowiednich słów, którymi mogłabym udobruchać jakoś mojego chłopaka, przynajmniej na chwilę.<br />
<br />
-Jeżeli to ma pomóc jej spełnić marzenia, to nie mam nic przeciwko.<br />
<br />
Usłyszałam głos chłopaka i wiedziałam, że jego słowa nie są do końca szczere. Wyraźnie można było w nich wyczuć niezadowolenie, a do tego powiedział to z takim przekąsem, że jedynie ktoś tak ograniczony uczuciowo, jak mój ojciec, mógł tego nie wyczuć. Prędzej, czy później będę musiała porozmawiać z Butlerem i wyjaśnić mu całą tą niecodzienną sytuację, a co najważniejsze w jakiś sposób przekonać go, że w gruncie rzeczy mój udawany związek to nic złego, i że z jego powodu naprawdę nic się między nami nie zmieni, choć już wtedy dobrze wiedziałam, że te słowa będą wierutnym kłamstwem.<br />
<br />
-A teraz możecie opuścić mój gabinet, dorośli mają dużo pracy do zrobienia.<br />
<br />
Miałam ochotę udusić go gołymi rękoma, jednak pohamowałam swój napad agresji i szybkim krokiem opuściłam gabinet i niemal pędem rzuciłam się w stronę windy. Trwało to zaledwie kilka sekund, dlatego nie była nawet w stanie zarejestrować momentu, w którym Marcus znalazł się u mojego boku. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować poczułam palce, które zakleszczają mój nadgarstek w silnym, sprawiającym mi autentyczny ból uścisku. Kompletnie zbita z pantałyku znieruchomiałam, a każda moja kończyna zesztywniała, jak gdyby temperatura w jednej chwili spadła do minus pięćdziesięciu. Wyraźnie skołowana spojrzałam na twarz chłopaka, która teraz obmyta była głębokim zdenerwowaniem i nutką odrazy, która mnie autentycznie zabolała.<br />
<br />
Przybliżył twarz bardzo blisko mojej tak, że teraz czułam na policzku jego ciepły spokojny oddech, a zaraz potem wysyczał prosto do mojego ucha:<br />
<br />
-To jeszcze nie koniec - jego słowa ociekały jadem, a ja naprawdę zaczęłam się go bać.<br />
<br />
Marcus zawsze był dość wybuchową osobą, często pokazywał mi, że to on rządzi, lubił mieć nad wszystkim kontrolę, jednak nigdy nie zniżył się do takiego zachowania. Przecież nie byłam jego własnością, a do tego nigdy w życiu nie powinien się tak do mnie zwracać. Niestety moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa i nie potrafiłam nic zrobić. Stałam tylko i wpatrywałam się w niego przerażona. Gdy w końcu puścił mój nadgarstek, czułam się wolna.<br />
<br />
-To do zobaczenia.<br />
<br />
Powiedział, jakby scena z przed kilku sekund w ogóle się nie wydarzyła i pocałował mnie w policzek. Miałam mętlik w głowie i nie rozumiałam, co się dzieje. Czym prędzej wsiadłam do windy i zjechałam na parter. Wciąż oszołomiona wyszłam na ulicę nie potrafiąc skupić swojego wzroku na niczym konkretnym. Chłodny podmuch wiatru spowił moją twarz powodując, że moje rozszalałe włosy owinęły się gdzieś wokół szyi, a szalik, który niedbale na nią zarzuciłam, spadł na ziemię. Błądziłam spojrzeniem między ludźmi, którzy w pośpiechu przedzierali się przez Harley Street, aż w końcu jeden z nich potrącił mnie przechodząc obok, a zarazem wybudzając mnie z tego otępiającego transu. Pokręciłam delikatnie głową, po czym automatycznie skierowałam się w stronę metra.<br />
<br />
Na przeróżne sposoby próbowałam odciągnąć swoje ponure myśli od wydarzeń, które miały miejsce kilka minut temu, jednak nic nie było w stanie zaślepić mnie na tyle, abym przestała to rozpamiętywać choć na moment. Nie pomogło pisanie smsów, granie na telefonie, przyglądanie się ludziom, a nawet czytanie artykułów w gazecie, którą znalazłam pod siedzeniem. Nic, kompletnie nic nie było w stanie odwieść mnie od wspomnienia rozwścieczonej twarzy Marcusa, bolesnym uścisku, a także od słów, które wzbudziły we mnie strach. Na samą myśl o tym na moim ciele automatycznie pojawiała się nieprzyjemna gęsia skórka, której nijak nie mogłam się pozbyć. Przez mój umysł przeszła myśl, która od czasu do czasu pojawiała się tam, gdy między mną a moim chłopakiem odgrywały się takie sceny: może nie powinniśmy już być razem. Tak szybko, jak się te słowa uformowały w mojej głowie, tak szybko też je wywiało. W jednej chwili poczułam się cholernie samotna. Tu, w tym zatłoczonym brudnym metrze, do którego przez nadmiar ludzi o mało co się nie zmieściłam. Potrzebowałam bliskości drugiej osoby, tej mentalnej, nie fizycznej, na którą niestety w tamtym momencie nie bardzo mogłam narzekać ze względu na otyłego mężczyznę, którego ogromny brzuch znajdował się zdecydowanie za blisko mojej twarzy, przez co zaczynałam odnosić wrażenie, że za moment się nim o nią otrze. Moja wściekłość w tym momencie przechodziła wszlekie normy, dlatego też aby uniknąć totalnej katastrofy i wszczęcia awantury w metrze szybko podniosłam się ze swojego miejsca i wysiadłam stację bliżej niż powinnam. Niestety miałam przez to do przejścia kilka ładnych ulic, ale zdecodowanie wolałam to niż brzuch jakiegoś faceta na swojej twarzy. Droga do domu przyjaciółki tak, czy inaczej zajęła mi dużo mniej czasu niż się tego spodziewałam i nim się obejrzałam stałam już przed jej domem czekając aż mi otworzy.<br />
<br />
-Vera? Coś się stało? Wyglądasz fatalnie- powiedziała na powitanie uchylając drzwi tak szeroko, że bez trudu wślizgnęłam się do ciepłego pomieszczenia.<br />
<br />
Eveline była moją najwierniejszą przyjaciółką odkąd skończyłyśmy pięć lat, znała mnie na wylot, co w takich momentach, jak ten szczególnie się objawiało. Mogłam na nią liczyć bez względu na porę dnia, pogodę, sprawę, w gruncie rzeczy bez względu na wszystko. Była moim aniołem stróżem, który w trudnych sytuacjach podnosił mnie z porażki, dawał motywującego kopa w tyłek, czy pomagał w podjęciu trudnych decyzji. Byłam przy mnie za każdym razem, kiedy tego potrzebowałam i nie tylko. Byłyśmy kompletnie nierozłączne od momentu, kiedy nasze matki zaprowadziły nas na zajęcia z baletu po raz pierwszy. Od tamtego czasu wiele się zmieniło- od śmierci mojej mamy minęły cztery lata, byłyśmy już prawie dorosłe, a do tego żadna z nas nie chciała już zostać baletnicą tak, jak miało to miejsce kiedyś. Teraz obie kończyłyśmy jedno z prywatnych liceum w Londynie i stawałyśmy przed wyborem uczelni, na której miałyśmy studiować. Rzeczą oczywistą był fakt, że od zawsze pragnęłyśmy iść na nie razem, jednak chcieć, to naprawdę nie znaczy móc. Ja od dziecka marzyłam o studiach tanecznych, od początku wiedziałam, że swoją przyszłość w poważny sposób chcę związać z tańcem i mimo upływu lat wciąż trzymałam się tego marzenia. Natomiast Eve wciąż zmieniała zdanie. Wymyślała najprzeróżniejsze kierunki, a których by się widziała, począwszy od medycyny, przez historię, a kończąc na japonistyce, którą aktualnie nadal była bardzo zainteresowana. Tak, czy inaczej nie było szans na to, aby Eveline kiedykolwiek zapragnęła również iść na studia taneczne, dlatego też prawdopodobieństwo tego, że uda nam się razem studiować spadało niemal do zera.<br />
<br />
-Dzięki, ciebie też miło widzieć..- odparłam nieco ostrzej niż planowałam, dlatego czym prędzej zerknęłam na twarz przyjaciółki posyłając jej porozumiewawcze spojrzenie. Znała mnie na tyle, że nie musiałam przepraszać jej za swoje zachowanie, bowiem dobrze wiedziała, że jest ono spowodowane czymś poważnym, co w pewnym sensie mogło je usprawiedliwić.<br />
<br />
Ściągnęłam buty z nóg i bez czekania na zaproszenie ruszyłam w stronę pokoju blondynki. W posiadłości państwa Berry gościłam na tyle często, że byłam tu traktowana niczym członek rodziny, co powodowało, że chwilami czułam się tu o niebo lepiej niż we własnym domu. Wiedziałam, że Eveline jest sama, bo przecież jej rodzice wyjechali na weekend do Bristolu, a ich przykładna córka oznajmiła mi to, dzwoniąc i zapraszając na wypasioną domówkę, zaraz po tym kiedy tylko przekroczyli próg. Jako że była sobota, impreza miała się odbyć właśnie tego dnia i choć wcześniej podchodziłam do niej z dużym dystansem, to wtedy pomyślałam, że przyda mi się jakiś moment wytchnienia i że może dzięki temu odprężę się nieco i zapomnę o problemach z chłopakiem, ojcem i cholerną umową, która już zaczęła być dla mnie ogromnym problemem. Najpierw jednak musiałam o tym wszystkim opowiedzieć przyjaciółce i chociaż w pewnej części zrzucić na nią ten ciężar.<br />
<br />
Przedstawiłam Eve całą sytuację, opisałam wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, a ona nie przerwała mi ani razu. Chwilami kręciła jedynie nieznacznie głową z wyraźną dezaprobatą i choć widziałam, że chce coś powiedzieć, to dzielnie ze sobą walczyła i dała mi spokojnie dokończyć. Jestem pewna, że wiele dość ordynarnych słów cisło jej się na usta, kiedy opowiadałam o zachowaniu Marcusa, szczególnie, że Ev nigdy nie była fanką naszego związku i uważała chłopaka za niewartego mojej uwagi fałszywego pajaca, który tylko mnie wykorzystuje. Niestety chwilami naprawdę musiałam przyznać jej rację, jednak tym razem potrzebowałam obiektywnej opinii, a nie pełnego nienawiści wywodu o tym, że już dawno powinnam była z nim zerwać. Na szczęście Berry nie miała w zwyczaju mnie zawodzić i bez problemu odczytała zamiary, z którymi tutaj przyszłam. Przez krótką chwilę milczała, jak gdyby zastanawiała się w jaki sposób odpowiednio dobrać słowa, aż w końcu zaczęła mi swój monolog. Eveline Berry zwykle była dość zwariowaną i porywczą osobą. Potrafiła poprawić mi swoimi głupimi odzywkami najbardziej parszywy humor, ale pod warstwą nieodpowiedzialnej i chwilami infantylnej nastolatki skrywała się naprawdę mądra i wyrozumiała młoda kobieta, która potrafiła wpasować się do sytuacji i pomóc mi, jak najbardziej tylko mogła. Kochałam ją za to jaka była i nie zamieniłabym ją na jakąkolwiek inną przyjaciółkę, ona była najlepszą z możliwych.<br />
<br />
Nie minęły dwie godziny, a my obie stałyśmy w kuchni przygotowując sobie jedzenie i śmiejąc się donośnie. Tak właśnie działała na mnie panna Berry- wszystkie smutki i zmartwienia odchodziły gdzieś na dalszy plan, jeśli tylko ona była obok. Co prawda nie potrafiła niczym przy machnięciu magicznej różdżki rozwiązywać wszystkich moich problemów, ale bez wątpienia bardzo pomagała mi się z nimi uporać. Dzięki jej radom wiedziałam, co powinnam była zrobić i jak poradzić sobie z wszystkimi przeciwnościami losu. Nie zgadzałyśmy się jedynie w kwestii mojego związku z Buttlerem. Ona przekonana była o tym, że powinnam była zostawić go daleko za sobą i w końcu z nim zerwać, ja jednak uznałam, że każdemu należy się druga szansa i że nim podejmę jakąkolwiek decyzję, porozmawiam z nim i dam mu się porządnie wytłumaczyć. Tak też się stało. Marcus przeprosił mnie za swoje zachowanie już następnego dnia. Wyjaśnił, że cała ta sytuacja go przerosła i że coś takiego nigdy więcej się nie powtórzy. Z początku nie do końca wierzyłam w jego słowa, jednak w końcu się złamałam i odpuściłam mu. Właściwie do teraz nie jestem pewna, czy postąpiłam właściwie, ale nie potrafiłam sobie wyobrazić tego, że mogłabym zrobić inaczej. Byłam z Marcusem zbyt długo, aby tak po prostu przekreślić to wszystko, co było między nami. Do tego pozostawała kwestia tego, że Zack naprawdę lubił tego chłopaka i czasem wydawało mi się, że mój związek z nim to jedyna sprawa dotycząca mojego życia, z której ojciec był zadowolony. Nie mogłam tak łatwo sobie tego odmówić.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Od podpisania umowy nie minął nawet tydzień, kiedy Zachary oświadczył, że zostałam zaproszona do siedziby Modestu w piątek na godzinę szesnastą. Sama myśl na temat tego spotkania sprawiała, że czułam potwornie niekomfortowy uścisk w okolicach żołądka. Chciałam wypaść w jak najlepszym świetle, dlatego już około piętnastej siedziałam posłusznie w taksówce, która miała zawieźć mnie pod wskazany adres. Siedziba znajdowała się gdzieś na obrzeżach Londynu, dlatego droga tam trwała zdecydowanie za długo jak na mój gust, a wszystko przez to, że kompletnie nie potrafiłam usiedzieć spokojnie. Wciąż przewracałam w dłoni niewielką, wyświechtaną już karteczkę, na której widniał dokładny adres budynku. Dłonie mi się pociły przez co atrament na papierze rozmywał się coraz bardziej. W gruncie rzeczy wcale już go nie potrzebowałam, ponieważ podczas drogi zdążyłam się go nauczyć na pamięć, mimo to trzymając ten mały świstek w ręce czułam się chociaż odrobinę pewniej. Wysiadając z samochodu po raz ostatni spojrzałam na kartkę, aby upewnić się, na którym piętrze i w którym pokoju ma odbyć się spotkanie, po czym cisnęłam ją do pobliskiego śmietnika. Cholernie się stresowałam, ponieważ nie miałam zielonego pojęcia czego mam się spodziewać, a ta niewiedza sprawiała, że czułam się kompletnie bezradna i zagubiona. Nie chciałam się jednak spóźnić, dlatego odetchnęłam głęboko i wypuszczając powietrze z cichym świstem ruszyłam w stronę budynku. Zanim znalazłam odpowiednie drzwi z numerem 315 minęło trochę czasu, a mój oddech zdążył zdecydowanie przyspieszyć, dlatego też postanowiłam dać sobie chwilę na jego uregulowanie, zanim zapukam i wejdę do środka. Chciałam dostarczyć sobie nieco więcej tlenu, dlatego zaczęłam odplątywać długi szal, kiedy do moich uszu dotarły podniesione głosy dochodzące zza drzwi. Niemal od razu podziękowałam Bogu w duchu za to, że nie od razu zdecydowałam się wparzyć do pomieszczenia, co najwyraźniej jedynie wpakowałoby mnie w kłopoty i niezręczną sytuację. Bycie świadkiem czyjejkolwiek kłótni nie jest komfortowe, a wymiana zdań, którą zaczynałam coraz wyraźniej słyszeć, wyglądała na całkiem ostrą.<br />
<br />
- Modest ma jedną wspaniałą przypadłość: robią wszystko za plecami, a potem stawiają cię przed faktem dokonanym. Może w końcu nauczylibyście się, że moje życie to nie jest pieprzony serial, który przynosi wam zyski! I wprowadzanie jakiejś fałszywej dziewczyny nie zmieni nic. Kompletnie nic. Nie mam już o czym z wami rozmawiać. Miłego dnia!<br />
<br />
Słysząc ostatnie słowa automatycznie odsunęłam się od dębowych drzwi na bezpieczną odległość, co chwilę później okazało się być naprawdę trafnym posunięciem. W jednej chwili usłyszałam szybki krok, a zaraz potem drzwi otworzyły się z impetem, a moim oczom ukazał się wysoki, dobrze zbudowany mulat. Zmierzyłam go nieco speszonym spojrzeniem, a pierwszą rzeczą, na którą zwróciłam uwagę były jego ciemne, głębokie oczy, które teraz zdawały się posiadać moc ciskania piorunami. Nie miałam zamiaru tego sprawdzać, dlatego czym prędzej spuściłam wzrok wbijając go w czubki swoich nieco ubłoconych butów. Nie miałam jednak wątpliwości co do tego, że był to nie kto inny, jak mój przyszły udawany chłopak- Zayn Malik. Jego wybuchowe zachowanie sprawiło, że moje serce cholernie przyspieszyło swojego tempa, natomiast w gardle pojawiła się ogromna gula, która uniemożliwiała mi prawidłowe funkcjonowanie. Kiedy brunet przeszedł obok mnie, notabene nie zaszczycając mnie nawet krótkim spojrzeniem, poczułam chłód i bijącą od jego postaci niechęć co do mojej osoby. Nie zdążyłam mu się nawet przedstawić, a i tak wiedziałam, że on bez reszty przelał całą swoją nienawiść do Modestu i tej sytuacji na mnie, a ja nie miałam na to żadnego wpływu. Od początku znalazłam się na widocznie przegranej pozycji. Dopiero wtedy zrozumiałam jak poważna jest ta sprawa i że wcale nie będzie tak łatwo, jak mi się wydawało. Udawanie partnerki super gwiazdy wcale nie będzie dobrą zabawą, a istną męczarnią dla każdej ze stron. Napsuje mi wiele nerwów i zmusi do wielu wyrzeczeń, na które nie będę mieć ochoty. Umowa była już podpisana, więc nie miałam już żadnej możliwości, aby się z tego wycofać, choć już od dłuższego momentu rozważałam ucieczkę gdzie pieprz rośnie. Nim zdążyłam jakkolwiek zareagować, drzwi ponownie się uchyliły i tym razem stanął w nich krępy mężczyzna w średnim wieku, którego twarz nieco przypominała karykaturową podobiznę mopsa. On na mój widok wyraźnie się ucieszył, a przynajmniej próbowała mnie co do tego przekonać, po czym zamaszystym gestem ręki zaprosił mnie do środka. Wciąż nieco skołowana usiadłam na wskazanym krześle, po czym z uwagą zaczęłam przyglądać się blondynowi, który usiadł na przeciw mnie.<br />
<br />
-Więc Vera, miło mi cię w końcu poznać. Jestem Gregory Mellark, ale mów mi Greg.- mężczyzna kiwnął nieznacznie głową z szerokim uśmiechem na ustach, a ja wciąż milczałam zawzięcie lustrując jego twarz. Byłam mocno zdystansowana, a wszystko to dlatego, że moje przerażenie po krótkim spotkaniu z Mailkiem zaczęło sięgać zenitu. W duchu próbowałam się jakoś uspokoić, jednak wszystkie te próby zdawały się być na marne. Na daremne ukojenia poczęłam szukać w osobie Grega, który zdawał mi się być cholernie fałszywą osobą. W gruncie rzeczy sama nie wiem czego była to wina. Czy jego mopsowatego wyrazu twarzy, czy awantury, którą podsłuchałam czekając za drzwiami.<br />
<br />
-Mam tu dla ciebie ankietę, czy mogłabyś ją dla mnie wypełnić?- Mellark ewidentnie odczuł, że zachowuję między nami rezerwę i swoim łagodnym głosem próbował mnie najwidoczniej przekonać do tego, że jest on przyjaźnie nastawiony i nie mam się czego obawiać. Ja jednak nie byłam tego do końca taka pewna, mimo to wzięłam od niego ankietę i długopis i moment później nachylając się nad kartką zaczęłam zaznaczać odpowiedzi. Szybko domyśliłam się tego, że ankieta ma za zadanie zebrać jak najwięcej informacji na temat mojego życia, co najprawdopodobniej miało pomóc pracownikom Modestu do odpowiedniego przygotowania mnie i Zayna do odegrania naszych ról. Niektóre pytania były jednak tak niedorzeczne, że nie mogłam powstrzymać cichego prychnięcia, które mimowolnie wydobywało się z moich ust za każdym razem, kiedy czytałam coś głupiego. Cała ankieta zawarta była w ponad dziesięciu stronach, dlatego staranne jej wypełnienie zajęło mi dość sporo czasu. Nikt mnie jednak nie poganiał. Greg siedział cicho i w spokoju przeglądał jakieś papiery, natomiast jego asystentka, a którą zwróciłam uwagę dużo później, notowała coś siedząc na jednej z sof w kącie. <br />
<br />
-Skończyłam, proszę bardzo.- odezwałam się po raz pierwszy odkąd przekroczyłam próg tego pomieszczenia, przez co mój głos wydał mi się dziwnie obcy. Odchrząknęłam więc znacząco, po czym wyczekująco zerknęłam w stronę mężczyzny.<br />
<br />
-Świetnie! Tutaj są materiały, z którymi dobrze by było, gdybyś się zapoznała przed kolejnym spotkaniem. Nie musisz ich się uczyć na pamięć, po prostu przeczytaj to kilka razy.- tym razem podał mi plik kartek, które jak się moment później okazało były niczym innym, jak po prostu tą samą ankietą, jednak tym razem wypełnioną przez mulata.<br />
<br />
-A i jeszcze coś.. Mamy dla ciebie prezent, proszę. Było by wspaniale, gdybyś założyła to teraz i w tym wróciła do domu - mówiąc to podał mi plastikową torbę, w której jak się okazało znajdowała się czarna kurtka.<br />
<br />
Moje zdziwienie było tak silne, że niemal czułam, jak źrenice moich oczu się powiększają. Kompletnie nie mogłam zrozumieć dlaczego mężczyzna dał mi tą kurtkę, a do tego poprosił o jej założenie. Nie chciałam jednak wyjść na źle doinformowaną, dlatego też bez zbędnego protestowania założyłam ją. Była na mnie nieco za duża, co jeszcze bardziej zbiło mnie z tropu. Podniosłam nieco do góry ręce i podwinęłam rękawy, po czym swój niezadowolony wzrok przeniosłam na Grega.<br />
<br />
-Kiedyś to zrozumiesz. Możesz już zmykać, do zobaczenia na następnym spotkaniu!- blondyn wstał z swojego miejsca i jakby chcąc przyspieszyć moje wyjście podał mi moją torbę, po czym ochoczo zaprowadził mnie do drzwi, gdzie po raz kolejny posłał mi szeroki, lekko sztuczny uśmiech. Kiedy drzwi się za mną zatrzasnęły, a ja zostałam sama, zrozumiałam, że od tego momentu moje życie już nigdy więcej nie będzie takie samo.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Cześć misie!<br />
Na początek chciałabym Was cholernie przeprosić za to, że przez tak długi czas nie pojawiło się nic nowego, ale przyznam się bez bicia, że miałam ogromny problem z napisaniem tego rozdziału. Jakaś pieprzona blokada się we mnie załączyła i nijak nie mogłam sobie z nią poradzić. Na szczęście mam już to za sobą, a odcinek w końcu się pojawił. :) Wiem, że nie jest za dobry, właściwie mnie kompletnie się nie podoba, jednak nie byłam w stanie wykrzesać z siebie czegokolwiek innego. Kolejny rozdział będzie lepszy, zapewniam Was, bo sama mam ochotę już go pisać. Dziękuję za wszystkie komentarze i zachęcam do pozostawienia opinii i tym razem. :)<br />
+ Joyster dziękuję, love Cię na zawsze.<br />
Pozdrawiam i do napisania! <3<br />
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/" target="_blank">Stabiliser</a><br />
<a href="https://twitter.com/vespeerr" target="_blank">@vespeerr</a>Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com22tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-15480703398921093032013-10-13T10:19:00.003-07:002013-10-13T10:19:33.639-07:00Rozdział I<br />
Co roku, wraz z nadejściem jesieni ograniczałam swoje wyjścia do kompletnego minimum. Zdecydowanie wolałam zostać w ciepłym domu, zaszyć się w swoim pokoju z kubkiem herbaty w ręce i laptopem na kolanach. Niestety nie zawsze było to możliwe i tak również było i tego dnia. Z wielką torbą treningową opuściłam budynek, w którym odbywały się zajęcia, po czym uważnie rozejrzałam się po pobliskim parkingu, jednak po chwili musiałam niechętnie stwierdzić, że nigdzie nie widzę srebrnego Mercedesa, którym zwykł poruszać się mój chłopak Marcus. Nieco rozdrażniona wyciągnęłam z kieszeni kurtki swojego Iphone'a, po czym błyskawicznie wybrałam jego numer. Już po pierwszym sygnale włączyła się poczta głosowa, która sprawiła, że miałam ochotę jak najszybciej znaleźć Buttlera i udusić go gołymi rękami. Jestem pewna, że nie miałabym żadych wyrzutów sumienia, przynajmniej jak na ten moment. Nie wiem czego tak właściwie się po nim spodziewałam. Nie myślałam chyba, że jeśli mówi mi, że będzie po mnie o dziewiętnastej, to naprawdę będzie, przecież nikt normalny tak nie robi. W gruncie rzeczy byłam przyzwyczajona do takiego traktowania, bowiem zdarzało się to całkiem nierzadko, jednak wciąż wywoływało to we mnie dość skrajne emocje. Nie było co obwijać w bawełnę- wkurzyłam się. Wystawienie mnie do wiatru to jedno, ale wystawienie mnie do wiatru w tak fatalną pogodę, jak ta, to zupełnie inna sprawa, która zmieniała postać rzeczy. Zależało mi na Marcusie, wydaje mi się nawet, że na swój, nieco zwariowany sposób, kochałam go. Doskonale potrafiłam wychwycić każdą jego wadę. Nie był idealny, a za to często zaborczy, lubił mieć nad wszystkim kontrolę, a do tego chwilami cholernie przypominał mi mojego ojca, jednak ja nawet w tych złych momentach nie mogłam zapomnieć o tym uroczym i słodkim facecie, który chował się gdzieś pod maską wyniosłego i nieco egoistycznego dupka, którym zdarzało mu się być. Wierzyłam, że jego przemiana to jedynie chwilowa sprawa, która spowodowana jest stażem, jaki udało mu się pozyskać w kancelarii należącej do Zacharego i że przejdzie tak szybko, jak się pojawiła. Mawiają "nadzieja matką głupich", ja jednak wolałam być głupia, niż go zostawić.<br />
<br />
Pogoda tylko się pogarszała, a ja jak kretynka stałam na parkingu, czekając na niego. W końcu nie wytrzymałam. Po około piętnastu minutach stwierdziłam, że dalsze kwitnięcie na tym zimnie nie ma najmniejszego sensu i pora zamówić taksówkę i po prostu olać tego pajaca. Na szczęście taksówkarz nie poszedł w ślady mojego chłopaka i przyjechał błyskawicznie, za co niewątpliwie byłam mu bardzo wdzięczna, co okazałam pozostawiając mu spory napiwek, ma się ten gest. Choć od bramy do drzwi dzieliła mnie odległość zaledwie kilku metrów, a drogę przebyłam niemal sprintem, zdążyłam zmoknąć, bowiem rozpadało się na dobre. Już w holu zaczęłam ściągać z siebie przemoczone ciuchy, by do łazienki dojść już w samej bieliźnie. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej wskoczyłam pod prysznic, a był to prawdopodobnie najlepszy pomysł, na jaki wtedy wpadłam. Od razu poczułam się lepiej. W końcu zrobiło mi się ciepło, a do tego spłukałam z siebie cały pot, którego nabawiłam się podczas treningu. Panna Milton nie dawała nam ani chwili wytchnienia i w konsekwentny sposób męczyła nas przez całe dwie godziny zajęć, przez co czułam się naprawdę strasznie zmęczona, choć w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wiedziałam, że wiąże się to z ciężką pracą, a tym samym z późniejszymi jej efektami. Satysfakcja z dobrze wykonanego układu neutralizowała każdy ból, którego nabawiałam się podczas treningów. Starałam się, jak mogłam. Robiłam wszystko według wskazówek trenerki, sporo ćwiczyłam, a wszystko tylko i wyłącznie po to, aby bez problemu dostać się do wymarzonej, tanecznej szkoły. Byłam dobra, a przynajmniej tak mi mówiono, dlatego to nie rekrutacja do szkoły stanowiła problem, a mój ojciec, który pod żadnym pozorem nie chciał zgodzić się, abym rozpoczęła studia w London Dance Academy. Jako że sam prowadził własną kancelarię, która prawdę mówiąc była jedną z największych w okolicy, był przekonany o tym, że i ja powinnam pójść w jego ślady i iść na prawo. Mnie jednak kompletnie nie w głowie były kodeksy prawne i etyczne. Żyłam tańcem i to z nim chciałam wiązać swoją przyszłość.<br />
<br />
Czyściutka i pachnąca wyszłam z łazienki ubrana w swoje ulubione, nieco już znoszone, domowe ciuchy i ruszyłam w stronę kuchni. W prawdzie było już trochę późno, jednak byłam zbyt głodna by choć minimalnie przejąć się nieodpowiednią godziną na posiłek. Żałowałam, że wróciłam do domu dopiero teraz. Matty - mój młodszy brat leżał już o tej godzinie w łóżku i zasypiał, co oznaczało, że po raz kolejny to nie ja przeczytałam mu bajkę na dobranoc. Zrobiła to obca kobieta, którą wbrew pozorom wciąż była Molly, jego opiekunka. Była to kobieta w dość podeszłym wieku, lecz niewątpliwie o ogromnym sercu i harcie ducha. Wśród wszystkich kandydatek, których było naprawdę mnóstwo, to właśnie ona wydała mi się najodpowiedniejsza. Pogodna, zawsze uśmiechnięta, a do tego rzeczywiście kochała dzieci. Byłam w stu procentach pewna, że nigdy nie pozwoliłaby na to, aby mojemu bratu stała się jakakolwiek krzywda. Ufałam jej.<br />
<br />
Po chwili zastanowienia zajrzałam do lodówki, aż w końcu wygrzebałam z jej totalnych czeluści zamrożoną pizzę, którą kupiłam w markecie jakiś czas temu. Zabrałam się za jej otwieranie, co okazało się wcale nie tak łatwym zadaniem, jak mogłoby się to wydawać.<br />
<br />
-Vera?<br />
<br />
Usłyszałam za sobą przyciszony głos ojca, na co automatycznie przerwałam wykonywaną czynność. Ton, którym wypowiedział moje imię nie był wcześniej mi znany. Brzmiał pobłażliwie, łagodnie, zupełnie jakby ojciec chciał dzięki temu coś uzyskać. Nie było więc się czemu dziwić, że w mojej głowie niemal od razu zapaliła się czerwona lampka. Nie odpowiedziałam, odwróciłam jedynie głową w jego stronę i mruknęłam coś cicho dając mu do zrozumienia, że słucham.<br />
<br />
-Pamiętasz, jak opowiadałem Ci o agencji, z którą nasza firma chce podjąć współpracę?<br />
<br />
Przytaknęłam, lecz wciąż milczałam. Nie potrafiłam zrozumieć do czego zmierza i po co właściwie to wszystko. Skoro już mi o tym opowiadał, to po co poruszał ten temat po raz kolejny. Nie chciałam być zbyt niemiła, ale jego praca i wszystko co działo się w kancelarii jakoś nie bardzo mnie interesowało. Myślę, że zdawał sobie z tego sprawę, bowiem w domu niewiele mówił o interesach i tym co się dzieje w biurze. Tym razem widocznie zmienił zdanie.<br />
<br />
-Mamy szansę na naprawdę duży projekt, duże pieniądze.. Potrzebuję tylko twojej niewielkiej pomocy..<br />
<br />
Przymrużyłam powieki uważnie lustrując twarz mężczyzny. Próbowałam odgadnąć, co siedzi w jego głowie, jednak on wydawał się być niewzruszony. Z jego ciemnych, pustych oczu naprawdę ciężko było cokolwiek wyczytać, dlatego też moja ciekawość wzrastała wraz z każdą nanosekundą zwłoki.<br />
<br />
-O jaką pomoc chodzi? Powiesz mi w końcu?<br />
<br />
Odkąd pamiętam, należałam do dość niecierpliwych osób, nietrudno więc było zrozumieć moje zachowanie względem zaistniałej sytuacji. Nie byłam w stanie tak bezczynnie stać i posłusznie czekać, aż mój kochany tatuś łaskawie zechce wytłumaczyć mi tą całkowicie niejasną dla mnie sprawę.<br />
<br />
-Możemy zawrzeć bardzo korzystną współpracę z tą agencją, jest już naprawdę blisko, ale oni wciąż nieco się wahają, dlatego muszę ich przekonać, że jesteśmy tego warci. Pokazać, że mogą na nas liczyć, rozumiesz co mam na myśli? Agencja, o której mówię, zajmuje się gwiazdami.. Mają kilka problemów z jednym chłopakiem, trochę nawywijał i muszą się z tym jakoś uporać. Wiesz.. Ocieplić wizerunek.<br />
<br />
Wciąż nie rozumiałam jaki to ma związek ze mną. Miałam mu pomóc w wymyślaniu dobrych uczynków dla tego „problemu”? Ze wszystkich osób, które kancelaria miała pod ręką do pomocy, ja w tym wypadku nie należałam do odpowiednich. Przecież sama sprawiam tyyyyyyyle problemów. Po co więc zgłosił się do mnie?<br />
<br />
-Chodzi o to, że potrzebują kogoś, kto przez jakiś czas poudaje jego dziewczynę.. To podobno bardzo znany i lubiany zespół, One Direction. Ten chłopak, Zayn.. Pomyślałem, że..<br />
<br />
-Chyba żartujesz?!<br />
<br />
Nie mogłam uwierzyć, że jest aż tak bezczelny, aby prosić mnie o coś tak idiotycznego. Czułam, jak krew się we mnie gotuje. Nie miałam zamiaru dłużej ciągnąć tej rozmowy, jak dla mnie była po prostu skończona. Jednakże mój staruszek miał nieco inny plan. Nie wiem, czy chciał mnie tym jeszcze bardziej rozwścieczyć, czy rzeczywiście myślał, że tego typu rozwiązanie sprawi, że zgodzę się na jego niedorzeczną propozycję.<br />
<br />
-Jeśli się zgodzisz, pozwolę ci iść do London Dance Academy.<br />
<br />
Byłam już w drodze do pokoju, jednak słysząc jego słowa gwałtownie się zatrzymałam. Nigdy wcześniej żaden argument, warunek, zupełnie nic nie przekonywało go do tego, aby pozwolić mi kontynuować naukę w wymarzonej szkole. Byłam w kompletnym szoku, niewiele brakowało, a moja decyzja naprawdę ucieszyłaby Zacka. Niestety lub stety otrzeźwiałam na czas.<br />
<br />
-Nie będę z siebie robić kretynki tylko dlatego, że ty tego chcesz. Zapomnij.<br />
<br />
Powiedziałam przez zaciśnięte zęby i czym prędzej zniknęłam za drzwiami swojego małego królestwa. Byłam wściekła. Ręce trzęsły mi się ze złości, a słone łzy same cisnęły się do oczu. Miałam ochotę wrzeszczeć i płakać, chcąc dać upust w jakikolwiek sposób targającymi mną emocjami. W takich chwilach, jak ta pragnęłam przestać istnieć. Nie, nie umrzeć. Po prostu nie istnieć. Nigdy się nie narodzić i nie czuć tego bólu, który towarzyszył mi za każdym razem, kiedy dochodziło do kłótni pomiędzy mną, a ojcem. Oszczędzić sobie tego uczucia, kiedy nawiedzają mnie myśli, że byłoby dużo lepiej, gdyby się nie urodziła. Wciąż nie potrafiłam pozbyć się tego cholernego wrażenia, że mój własny ojciec ma mnie gdzieś. Myślał tylko o pieniądzach, to naprawdę sprawiało, że czułam się kompletnie nikim w jego oczach.<br />
Zdenerwowana do granic możliwości zepchnęłam z biurka wszystko to, co na nim leżało, a w tym również i ramkę ze zdjęciem, po czym opadłam na nie rękoma wybuchając zduszonym płaczem. Trwałam w tej pozycji przez dłuższy moment, kiedy gdzieś za swoimi plecami usłyszałam cichy, dziecięcy głos.<br />
<br />
-Vera?<br />
<br />
To Matty usłyszał hałas i przyszedł sprawdzić, czy wszystko ze mną w porządku. Troska z jaką wypowiedział moje imię, łamała mi serce. Miał zaledwie pięć lat, a wydawało mi się, że jest o stokroć mądrzejszy ode mnie i Zacka. Za każdym razem kiedy my nie umieliśmy dojść do porozumienia, przychodził Matty, tym samym sprawiając, że ani ja, ani Zachary nie mieliśmy ochoty na dalszą kłótnię. Był jedyną osobą, która potrafiła powstrzymać nas w tym szaleńczym amoku. Tylko on miał na nas oboje tak mocny wpływ. Rozejrzałam się szybko po pokoju, aby ocenić szkody, które wyrządziłam, a tym samym wymyślić jakąś dobrą wymówkę do mojego nagłego ataku złości. Mój wzrok spoczął na leżącym na ziemi portrecie rodzinnym.<br />
<br />
-Zdjęcie, ono.. Wyleciało mi z rąk.<br />
<br />
Pociągnęłam żałośnie nosem, po czym schyliłam się po ramkę, udając, że miałam taki zamiar już od dłuższej chwili. Nie wiem dlaczego udawałam, przecież mój młodszy brat nie był głupi i choć miał niewiele lat, to rozumiał naprawdę sporo, a w każdym razie dużo więcej niż bym sobie tego życzyła. Podniosłam z ziemi potłuczoną ramkę i uważnie przyjrzałam się fotografii, która się w niej znajdowała. Ja, Matty i nasz tata - szczęśliwa rodzina, która w szczery sposób uśmiechała się do mnie z fotografii. Nie wiem co stało się z tymi ludźmi ze zdjęcia, ale my z pewnością już nimi nie byliśmy.<br />
<br />
-Nie bądź smutna Vera, przyniosłem Ci Teodora, on zawsze pomaga, kiedy jest mi źle.<br />
<br />
Chłopiec podał mi pluszowego słonika, a ja odłożyłam ramkę i łapiąc za zabawkę spojrzałam na twarz brata. Dobrze wiedziałam ile znaczył dla niego ten słoń, dlatego ten niewielki, prosty gest sprawił, że na moich ustach mimowolnie pojawił się delikatny uśmiech.<br />
<br />
-Teraz już na pewno nie będę.. Chodź tutaj.<br />
<br />
Mówiąc to odłożyłam pluszaka na łóżko i przyciągnęłam do siebie malca. Był taki mały, bezbronny, kruchy. Bałam się o niego i czułam się odpowiedzialna za to, jakim będzie człowiekiem. Niewiele miał z ojca, więc starałam się zrobić wszystko, aby chociaż wydawało mu się, że ma najlepszą siostrę pod słońcem. Tylko tyle mogłam dla niego zrobić.<br />
<br />
-Jest strasznie późno, powinieneś już spać.<br />
<br />
Bez większego problemu wzięłam go na ręce i ruszyłam w stronę jego pokoju. Oplótł swoimi chudymi rączkami moją szyję, a ja potarłam swoim nosem o jego. Perlisty śmiech, który wydobył się z jego ust, był najbardziej kojącą rzeczą, jaka mogła mi się wtedy przytrafić. Poczułam się, jak po zażyciu kilku tabletek na uspokojenie. Dzięki niemu złość, która tak intensywnie wypełniała mnie całą, zaczęła gdzieś się ulatniać, a na jej miejsce nadchodził spokój. Opanowałam się, w końcu.<br />
<br />
-Dobranoc, śpij dobrze.<br />
<br />
Dałam mu krótkiego całusa w czoło, po czym zamykając za sobą drzwi, szybko opuściłam pomieszczenie. Oparłam się o ścianę i przymykając na moment oczy odetchnęłam głęboko. Nie było sensu dalej się unosić. Cokolwiek bym nie zrobiła, byłam na straconej pozycji, z której odniesienie zwycięstwa było praktycznie rzecz biorąc niemożliwe. Jedyne co mogło mnie teraz uratować, to pójście na kompromis, które niestety sprawiało, że czułam się upokorzona. Moja duma i ego bardzo głośno protestowały, jednak ja musiałam schować je do kieszeni i zgodzić się na warunki ojca, to było jedyne wyjście.<br />
<br />
-Zgadzam się.<br />
<br />
Rzuciłam oschle w stronę siedzącego w fotelu mężczyzny z wyraźnym zniecierpliwieniem czekając na jego reakcję. Gdy tylko moje słowa dotarły do jego ograniczonego umysłu, przerwał wykonywaną czynność i podniósł wzrok. Miałam surową minę, która zapewne by go zabolała, gdyby miał jakiekolwiek uczucia. Po chwili usłyszałam jego zdziwiony głos.<br />
<br />
-C-co?<br />
<br />
-Zgadzam się. Zrobię to, a jeśli wytrzymam, ty pozwolisz mi iść do szkoły tanecznej i nigdy więcej nie będziesz wtrącał się w moje życie.<br />
<br />
Milczał, co uznałam za zgodę. Rzadko kiedy bywało, aby Zack zapominał języka w gębie, a przynajmniej w owym momencie nie potrafiłam przypomnieć sobie ani jednej takiej sytuacji, dlatego uznałam, że mój gwałtowny wybuch musiał w dość sporym stopniu wpłynąć na jego zachowanie. Widocznie po awanturze, jaką mu odprawiłam, nie spodziewał się tego, że jednak przystoję na jego propozycję. Byłam tak samo uparta, jak on i w niewielu sytuacjach umiałam odpuścić. Tym razem było inaczej i to tylko i wyłącznie ze względu na moje marzenia, którym tylko w ten sposób mogłam pomóc się spełnić.<br />
<br />
-Świetnie, dobranoc.<br />
<br />
Nie czekając na odpowiedź wróciłam do swojego pokoju. Nie miałam już siły na posprzątanie bałaganu, do którego sama doprowadziłam, dlatego zgasiłam światło i wskoczyłam do łóżka. Ochota na jedzenie przeszła mi bezpowrotnie. Zdecydowanie wystarczyło mi wrażeń, jak na jeden dzień, dlatego nie było czemu się dziwić, że już po chwili mój umysł odpłynął gdzieś daleko, do krainy Morfeusza.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
Jest pierwszy rozdział. Nie za długi, wiem. Bez jakiś spektakularnych wydarzeń, też wiem, ale nie wyobrażam sobie, żeby był jakikolwiek inny. Mam nadzieję, że nikogo nie rozczarowałam i że dalej będziecie chętnie czytać to opowiadanie. Swoją drogą dziękuję za te komentarze pod prologiem, bardzo mi miło, że komuś się spodobało. :) Następny rozdział postaram się dodać najdalej za dziesięć dni, tak optymalnie. :) + Dodam jeszcze, że jutro biorę się za nadrabianie zaległości w czytaniu Waszych blogów, także wyczekujcie, ha.<br />
To do napisania misie! <3<br />
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/" target="_blank">STABILISER</a><br />
<a href="https://twitter.com/vespeerr" target="_blank">@vespeerr</a><br />
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com16tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-42897060821356647222013-10-03T09:27:00.002-07:002013-10-03T09:27:26.514-07:00Prolog<br />
Wyobraź sobie, że ktoś nagle zaczyna kontrolować twoje życie. Z dnia na dzień nabiera nad tobą tak wielką władzę, że nie masz do powiedzenia właściwie nic. Każdy twój krok, decyzja są obserwowane i skrupulatnie oceniane, przed tym zanim w ogóle będziesz mógł je podjąć. Słowa, które padają z twoich ust, wcześniej przygotowywane są z niezwykłą starannością tak, aby brzmiały najodpowiedniej do danej sytuacji. Wszystko co robisz, jak się zachowujesz bez końca obserwowane jest niczym pod lupą. Ludzie traktują cię jak atrakcję w zoo. Czekają tylko, aż zrobisz coś, co dostarczy im rozrywki, a ty nie masz żadnego wyboru. Tańczysz dokładnie tak, jak ci zagrają, bo przecież stałeś się ich marionetką. Kukłą w czyichś rękach. Ale sam się na to zgodziłeś, nie masz więc prawa protestować. Starasz się udawać, że to ci pasuje, ale w środku umierasz z tęsknoty za wolnością. Czujesz się słaby, nic niewarty. Próbujesz z tym walczyć, ale to zdaje się być na nic. Znowu przegrywasz, a oni śmieją ci się w twarz, bo wiedzą, że nic nie możesz im zrobić. Jesteś bezsilny. Musisz się z tym pogodzić, przynajmniej na jakiś czas. W końcu nie będą mieli wyboru, zostawią cię w spokoju, a ty znów będziesz mógł działać na własną rękę. Ta myśl ci pomaga, podtrzymuje cię na duchu, kiedy jest ci źle. Chwila, której tak bardzo pragniesz nadchodzi, lecz cholernie powoli. To frustrujące, ale znajdujesz coś, co pomaga ci sobie z tym poradzić. Popełniasz kolejne błędy, ale wciąż się podnosisz i stajesz na nogi, bo nareszcie masz dla kogo.<br />
<br />
<div style="text-align: center;">
***</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
Był chłodny, październikowy wieczór. Pogoda w Londynie tego roku była wyjątkowo paskudna i nieustannie o tym przypominała, dając w kość mieszkańcom stolicy. Zimny wiatr hulał między uliczkami łamiąc parasole bezbronnych ludzi, a siarczysty deszcz ostro zacinał w szyby biura, w którym siedziała trójka mężczyzn w średnim wieku. W pomieszczeniu panował półmrok, jedynie niewielka lampka stojąca na ogromnym, dębowym biurku dawała przyćmione światło, które ledwo oświetlało ich twarze. Było już naprawdę późno, jednak oni najwyraźniej niewiele sobie z tego robili. Pochłonięci dyskusją, niemal całkowicie zapomnieli o tym, że w domach czekają na nich rodziny, które się martwią i tęsknią. Dla takich ludzi jak oni praca zawsze była najważniejsza. Priorytetem stały się pieniądze, które bez reszty zaślepiły ich umysły. Niczym machiny bez uczuć zaprogramowane na ich zdobywanie, na dalszy plan odkładali wszystko inne bez reszty zatracając się w gonitwie za bogactwem.<br />
<br />
W centralnej części pomieszczenia, za biurkiem siedział rosły, lekko już siwawy mężczyzna o bezwzględnym wyrazie twarzy, którego postawa mogła świadczyć o tym, iż jest naprawdę dobrze usytuowanym człowiekiem. Mark Adler, bo właśnie tak nazywał się ów najstarszy z mężczyzn, nerwowo przekładał w palcach swój niebieski długopis, co chwilę groźnym wzrokiem łypiąc w stronę współpracowników. Nietrudno było zauważyć, że nie jest on zbyt cierpliwym człowiekiem. Rozmowa, którą prowadzili, trwała dla niego już o wiele za długo, dlatego robił się coraz bardziej podenerwowany, co nie uszło uwadze pozostałych mężczyzn. Nikt jednak nie pokusił się, aby jakkolwiek skomentować jego zachowanie. Adler pracował w tej branży najdłużej, znał się na tym najlepiej i nie cierpiał, kiedy ktoś zwracał mu uwagę. Te trzy czynniki w zupełności wystarczyły, aby siedzieć cicho. Dwójka pozostałych mężczyzn czuła pewnego rodzaju respekt do Marka. Liczyli się z jego zdaniem nie tylko ze względu na to, że miał nad nimi władzę, ale też dlatego, że każdy z nich zdawał sobie sprawę z tego, jak wielkie wpływy ma ten człowiek i jak bardzo mógłby im zaszkodzić, gdyby tylko chciał.<br />
<br />
-Ten gnojek ostro już przegina, mam dość tuszowania jego durnych wybryków!<br />
<br />
W końcu nie wytrzymał. Wybuchł i uderzając mocno pięścią w blat dał upust swym negatywnym emocjom. Ta chwila zbliżała się nieubłaganie i wszyscy wiedzieli, że prędzej, czy później nastąpi. Mimo to blondyn siedzący nieopodal wzdrygnął się nieznacznie, po czym cichym, aczkolwiek pewnym tonem głosem rzekł:<br />
<br />
-Spokojnie Mark, mamy plan, musimy go teraz tylko wcielić w życie.<br />
<br />
-Musimy się spieszyć, zanim media coś wywęszą! Nie mamy czasu na szukanie kogoś odpowiedniego!<br />
<br />
Mark nie miał zamiaru słuchać dalszych wyjaśnień i planów. Chciał w tej chwili zakończyć rozważania i jak najszybciej rozwiązać sprawę, która już od dłuższego czasu spędzała mu sen z powiek. Jego kariera i najważniejsza umowa, jaką kiedykolwiek z kimś podpisał, wisiała na włosku, a on nie miał zamiaru odpuścić. Zarobki, jakie dzięki niej udało mu się pozyskać, nakręcały go do dalszej walki.<br />
<br />
Wszyscy trzej zamilkli pogrążając się we własnych myślach. Chwilę później zrezygnowany Mark z głośnym westchnięciem opadł na skórzane krzesło, spoglądając tęsknie na widok za oknem. W takich momentach jak ten przestawał wierzyć w to, że uda mu się utrzymać to, nad czym tak ciężko pracował. Wkładał w swoją pracę wiele wysiłku i choć pracowitość zdawałaby się być cechą szlachetną, to w tym przypadku nabierała ona nieco innego znaczenia. Swoje wpływy i szczęście budował na czyjejś krzywdzie, z czego doskonale zdawał sobie sprawę. Z początku obiecywał niebo na ziemi, które niestety po pewnym czasie zawsze zamieniało się w piekło.<br />
<br />
Kto wie ile siedzieliby jeszcze w tej ciszy, gdyby nie to, że wcześniej milczący najmłodszy z nich w końcu się odezwał. Jego wzrok wbity był w podłogę, a twarz nie wyrażała żadnych emocji. Wyglądał, jak posąg. Ukrywał, jak ciężko było mu podjąć taką, a nie inną decyzję. Musiał grać na ich zasadach, a u nich nie można było być słabym. Postanowił zaryzykować, to była przecież ogromna szansa dla jego kancelarii. Nie mógł tego zaprzepaścić, nawet gdyby ktoś miał przez to ucierpieć i to niekoniecznie on.<br />
<br />
-Spokojnie, ja mam kogoś kto się nada.<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
<br />
No i mamy prolog. Jest nieco dłuższy, niż sobie to zaplanowałam, ale w gruncie rzeczy jestem z niego całkiem zadowolona. Wyszedł chyba nie najgorzej, ale to już nie mnie oceniać. :) Właściwie niewiele jest po nim wiadomo, ale obiecuję, że podczas pisania rozdziałów zrobię wszystko, abyście nie żałowali ich przeczytania. Pomysł niby banalny, ale mam ciekawy plan na jego poprowadzenie, tak przynajmniej mi się wydaje. Zachęcam do pozostawiania opinii i oczywiście namiarów na siebie w razie, gdyby ktoś zechciałby być informowany o nowych odcinkach. :)<br />
Pozdrawiam! <3<br />
<a href="https://twitter.com/vespeerr" target="_blank">@vespeerr</a><br />
<a href="http://stabiliser-ff.blogspot.com/" target="_blank">Stabiliser</a><br />
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-39337235877911070022013-08-25T16:35:00.001-07:002013-10-02T15:05:21.329-07:00Blog<div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<b>Podstawowe informacje</b></div>
</div>
</div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
Blog z opowiadaniem typu fan fiction, którego jedną z głównych postaci jest Zayn Malik, co chyba nie jest dla nikogo wielkim zaskoczeniem, wystarczy spojrzeć na szablon. Jak można domyślić się po słowach 'fan fiction'- moje opowiadanie mocno mija się z prawdą, jest FIKCJĄ, wymyśloną w całości przeze mnie. Wiele faktów dotyczących życia Zayna i reszty 1D omijam, bądź zmieniam, wszystko na potrzeby bloga, mam nadzieję, że nikt nie będzie mieć mi tego za złe. Chcę zaznaczyć, że wątek Modestu poruszam w opowiadaniu tylko i wyłącznie dlatego, iż wpadłam na taki, a nie inny pomysł na treść tego bloga i nic na to nie poradzę. W żadnym wypadku nie jestem shipperką, nie gardzę Modestem, nie hejtuję, ale też nie popieram. Jestem całkowicie bezstronna i chcę, abyście o tym wiedzieli. Nie chcę nikogo urazić i nie to mam na myśli prowadząc w ten sposób fabułę opowiadania. Z góry przepraszam, jeśli komuś się to nie spodoba! Co do dodawania rozdziałów, to postaram się to robić regularnie, jednak nie chcę niczego obiecywać, bo nigdy nie przewidzę tego, co może się wydarzyć. Dlaczego Whopper? To bardzo proste i oczywiste- słówko to można przetłumaczyć na polski jako "wierutne kłamstwo", co jak najbardziej odpowiada treści bloga. Za wszystkie szablony, które się tutaj pojawią, odpowiedzialna jest moja przyjaciółka Meadow. Robi je sama, wkłada w nie dużo pracy i serca, za co jej absolutnie dziękuję, przy czym nie wyobrażam sobie, aby ktoś pokusił się o ich kopiowanie. Całe opowiadanie dedykuję osobom, bez których dawno przestałabym pisać- <b>Joyster</b>, <b>Meadow</b>, uwielbiam Was! </div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<b>Zapowiedź</b><br />
Czy byłbyś w stanie zrobić wszystko, aby spełnić swoje marzenia? Poświęcić się, aby w końcu móc wziąć życie we własne ręce? Jej głównym celem okazała się przyszłość, jaką pragnęła wieść. Jego mieć święty spokój i alibi na każdy wybryk. Spotkali się zupełnie nieprzypadkowo. Każdy ruch, który wykonywali był starannie zaplanowany, a oni nie mieli nic do gadania. Stali się marionetkami w rękach innych ludzi. Zgodzili się, bo wiedzieli, że nie mają innego wyjścia. Determinacja doprowadziła ich do punktu, z którego nie ma odwrotu. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, a szczególnie oni sami. Młodzi i nierozważni będą zmuszeni ponieść konsekwencje swoich czynów. Gdzie zabierze ich muzyka i taniec? </div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<br /></div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
<b>Autorka</b></div>
</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<div style="text-align: left;">
Vesper, @vespeerr, 48125509, ruziiiq@gmail.com</div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
<div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
</div>
</div>
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-61664958143484711012013-08-25T16:09:00.002-07:002014-06-01T15:51:40.067-07:00Czytam<br />
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<span style="font-size: medium;">Czytam:</span></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<a href="http://the-hesitate.blogspot.com/" target="_blank">The Hesitate</a><br />
<a href="http://minty-monday.blogspot.com/" target="_blank">Minty Monday</a><br />
<a href="http://niewolnicy-uczuc.blogspot.com/" target="_blank">Niewolnicy Uczuc</a></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<a href="http://siegajac-nieba.blogspot.com/" target="_blank">Siegajac Nieba</a></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<a href="http://rytm-jego-slow.blogspot.com/" target="_blank">Rytm Jego Slow</a></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<a href="http://last-direction.blogspot.com/" target="_blank">Last Direction</a></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<a href="http://barwy-milosci.blogspot.com/" target="_blank">Barwy Milosci</a><br />
<a href="http://feedback-ff.blogspot.com/">Feedback</a><br />
<a href="http://offthecoast-ff.blogspot.com/" target="_blank">Off The Coast</a><br />
<br />
To lista blogów, które regularnie czytam i komentuję i oczywiście serdecznie polecam! Kolejność jest całkowicie przypadkowa, kocham je niemal tak samo. :)<br />
<br /></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<span style="font-size: large;">Inne:</span></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<a href="http://rejestr-blogow.blogspot.com/" target="_blank">Rejestr Blogow</a></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<a href="http://posegregowane.blogspot.com/" target="_blank">Posegregowane</a><br />
<a href="http://blogobranie.blogspot.com/" target="_blank">Blogobranie</a></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<a href="http://katalogowo.blogspot.com/" target="_blank">Katalogowo</a></div>
<div style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif; line-height: 19px; text-align: center;">
<a href="http://one-direction-poland.blogspot.com/" target="_blank">One Direction Polska</a></div>
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-20055571718495826962013-08-25T16:00:00.000-07:002014-05-13T17:49:08.904-07:00Rozdziały<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;">WHOPPER</span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="font-size: large;"><br /></span></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://whopper-ff.blogspot.com/2013/10/prolog.html" target="_blank">Prolog</a></div>
<div style="text-align: center;">
<a href="http://whopper-ff.blogspot.com/2013/10/rozdzia-i.html" target="_blank">Rozdział I</a><br />
<a href="http://whopper-ff.blogspot.com/search?updated-max=2013-11-21T15:51:00-08:00&max-results=1&start=2&by-date=false">Rozdział II</a><br />
<a href="http://whopper-ff.blogspot.com/search?updated-max=2014-01-02T14:45:00-08:00&max-results=1&start=1&by-date=false">Rozdział III</a><br />
<a href="http://whopper-ff.blogspot.com/search?updated-max=2014-01-24T12:44:00-08:00&max-results=1&reverse-paginate=true">Rozdział IV</a><br />
<a href="http://whopper-ff.blogspot.com/2014/01/rozdzia-v.html">Rozdział V</a><br />
<a href="http://whopper-ff.blogspot.com/2014/02/rozdzia-vi.html">Rozdział VI</a><br />
<a href="http://whopper-ff.blogspot.com/2014/04/rozdzia-vii.html">Rozdział VII</a><br />
<a href="http://whopper-ff.blogspot.com/2014/05/rozdzia-viii.html">Rozdział VIII</a><br />
<strike>Rozdział IX</strike><br />
<strike>Rozdział X</strike><br />
<strike>Rozdział XI</strike><br />
<strike>Rozdział XII</strike><br />
<strike>Rozdział XIII</strike><br />
<strike>Rozdział XIV</strike><br />
<strike>Rozdział XV</strike><br />
<strike>Rozdział XVI</strike><br />
<strike>Rozdział XVII</strike><br />
<strike>Rozdział XVIII</strike><br />
<strike>Rozdział XIX</strike><br />
<strike>Rozdział XX</strike><br />
<br />
Na dzień dzisiejszy nie mam pojęcia w ilu rozdziałach zamknie się całe opowiadanie. Ciężko mi to stwierdzić. Niby całe jest zaplanowane, ale podczas pisania sporo zmieniam, dodaję i omijam, więc nie chcę podawać błędnych informacji, bo to nie ma sensu. Kiedy napiszę dokładne konspekty rozdziałów i będę mniej więcej wiedzieć ile ich będzie, na pewno Was o tym poinformuję. :)</div>
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-67348423133936588832013-08-25T15:53:00.000-07:002013-10-02T14:37:13.164-07:00Spam<div style="text-align: center;">
<span style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19px;">Tutaj proszę zostawiać reklamy blogów oraz informacje o nowych rozdziałach.</span></span></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #152622; font-family: 'Trebuchet MS', Trebuchet, sans-serif;"><span style="font-size: 14px; line-height: 19px;"><br /></span></span></div>
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com86tag:blogger.com,1999:blog-9028094594518591702.post-37081060856757760762013-08-25T07:12:00.005-07:002015-01-14T00:38:09.219-08:00Bohaterowie<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkHOXmSPQuLHRv7gwFpQ_XVIe5I86pqTUFGEaR3UkHJbF9xB6pxnNZzKky3muICaKyIleJUBdVCRYT9cUzDeEPX1HkTa9ontGh_KtRO96zTz5cWoWG0BfnbCQNE_N9KpIiaj3WT0gt0IO2/s1600/gif_de_selena_gomez_by_believe15-d5s010l.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjkHOXmSPQuLHRv7gwFpQ_XVIe5I86pqTUFGEaR3UkHJbF9xB6pxnNZzKky3muICaKyIleJUBdVCRYT9cUzDeEPX1HkTa9ontGh_KtRO96zTz5cWoWG0BfnbCQNE_N9KpIiaj3WT0gt0IO2/s320/gif_de_selena_gomez_by_believe15-d5s010l.gif" height="178" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Vera Stinson</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbkFJrkkPktTHkuXSfvzsE95TOh8AjkGVcjJy2fcCdwhUQDRqFKdpKYJxUSHwdtDFMYxwCuLkK6EOf30YoEWDCfX-QxbippCBDfT761Ni9eTqHuSolu_wnNBZ5VtIRf-zLSYyc5DpzQOgK/s1600/tumblr_mq8xg1fd081raft7io1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbkFJrkkPktTHkuXSfvzsE95TOh8AjkGVcjJy2fcCdwhUQDRqFKdpKYJxUSHwdtDFMYxwCuLkK6EOf30YoEWDCfX-QxbippCBDfT761Ni9eTqHuSolu_wnNBZ5VtIRf-zLSYyc5DpzQOgK/s320/tumblr_mq8xg1fd081raft7io1_500.gif" height="179" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Zayn Malik</div>
<div style="text-align: center;">
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1_dnp_4Znzo7YMVa6OQBlIUkDdL2ctwe0AENaXwBuNEHN8m-hHn0uOgkb-z8oQD-3V6z-bFZ-Wf55flnYrk2KJa623LLyPZFcaX2FsOG0Jc3wItKG6ugLEOGGOhrLyL0l2w9gfNapb6PN/s1600/tumblr_mtufenx5Qr1sjiubmo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj1_dnp_4Znzo7YMVa6OQBlIUkDdL2ctwe0AENaXwBuNEHN8m-hHn0uOgkb-z8oQD-3V6z-bFZ-Wf55flnYrk2KJa623LLyPZFcaX2FsOG0Jc3wItKG6ugLEOGGOhrLyL0l2w9gfNapb6PN/s320/tumblr_mtufenx5Qr1sjiubmo1_500.gif" height="179" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Eveline Berry</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjahu6AyCq93w3Vt5A814lLS45QQmC3I4mM7NtxxeO1Q9eM86BEEFjTxfVSabtKZQ7D9uMlOqOQfGBMinhw9DSg5vDDv3za-bUHCDwm5NOW9GKRHuwO7Irwxk78wqkuSAebMNLMdU__QSdz/s1600/tumblr_m8eq8phqQx1qa6s9eo2_r1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjahu6AyCq93w3Vt5A814lLS45QQmC3I4mM7NtxxeO1Q9eM86BEEFjTxfVSabtKZQ7D9uMlOqOQfGBMinhw9DSg5vDDv3za-bUHCDwm5NOW9GKRHuwO7Irwxk78wqkuSAebMNLMdU__QSdz/s320/tumblr_m8eq8phqQx1qa6s9eo2_r1_500.gif" height="160" width="320" /></a><br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Zachary Stinson</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: -webkit-auto;">
<span style="color: #444444; font-family: arial, sans-serif; font-size: x-small;"><span style="line-height: 16px;"><br /></span></span></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwyXRmnFPBX9d2kQGagSg-icrOPiHklSnVNbywHDdU0ZQKnugNkupoG0iyMa38hW3J3awF16q19YK2jJQ8KXIt4rKCsVueqmGq5uB77lQqOHO7_mAEV78LQ0qmjI0Dz4CMvsZQI7CUuyjn/s1600/original.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwyXRmnFPBX9d2kQGagSg-icrOPiHklSnVNbywHDdU0ZQKnugNkupoG0iyMa38hW3J3awF16q19YK2jJQ8KXIt4rKCsVueqmGq5uB77lQqOHO7_mAEV78LQ0qmjI0Dz4CMvsZQI7CUuyjn/s320/original.gif" height="159" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Marcus Butler</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://38.media.tumblr.com/fbd222e6b6ed16630e4f19fe21958a7c/tumblr_mkto21x7Oz1qhzi2jo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="179" src="https://38.media.tumblr.com/fbd222e6b6ed16630e4f19fe21958a7c/tumblr_mkto21x7Oz1qhzi2jo1_500.gif" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Liam Payne</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjwCZ94QzP7RuWgGiUVsatant4waYzJLVKl1jFnFlvENAMyXb1BwjBPkSvOgxHRuBI38NjynWOe27YeNj2tDnkImMirF_M1WVkdormPcC1ZGPsXT0XbSRpST6AHumaXtPfaRbF4FzsD5PV/s1600/tumblr_m0vw07ZBKl1r30kvzo1_500.gif" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhjwCZ94QzP7RuWgGiUVsatant4waYzJLVKl1jFnFlvENAMyXb1BwjBPkSvOgxHRuBI38NjynWOe27YeNj2tDnkImMirF_M1WVkdormPcC1ZGPsXT0XbSRpST6AHumaXtPfaRbF4FzsD5PV/s320/tumblr_m0vw07ZBKl1r30kvzo1_500.gif" height="179" width="320" /></a></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
Matty Stinson</div>
<br />
<br /></div>
Vesperhttp://www.blogger.com/profile/00499657493632918615noreply@blogger.com6